Wiedziałam, tak
szczerze, że poprzedni rozdział w ogólności się Wam nie spodoba, jednakże go
szczególnie napisałam dla siebie. Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie
napisanie sceny typowo gejowskiej i irracjonalnej, z klonem właśnie. Wiem,
powinnam uprzedzić, jednakże byłam ciekawa Waszych opinii. I mówiąc szczerze,
tego się właśnie spodziewałam. Nie mniej już wracam do akcji bez takich
ekscesów. Tamtego rozdziału niemal się wstydzę, dlatego tym postaram się tamten
błąd wynagrodzić.
UWAGA: W TYM
ROZDZIALE WYSTEPUJĄ WYMYŚLONE PRZEZE MNIE TECHNIKI.
Erroay von Uchiha ~
zgadzam się z Tobą, że obie sceny wyszły mi dość mało realistycznie... Z
NaruSasuNaru to w sumie był kaprys, a z KakaIru... Droga do jednej z
kulminacyjnych scen tego opowiadania ;). Także miej to, proszę, na uwadze. Zresztą,
jak pewnie wiesz, moja wena była na wyczerpaniu, dlatego ta scena skończyła się
tak, jak się skończyła. Zapewniam Cię, że w ogóle nie miała tak wyglądać. Pozdrawiam!
Kaja Jelonek ~
hmm... Tak, owszem, Naruto wyszedł mi na takiego jak go opisałaś, i choć
wiedziałam, że Wam się to nie spodoba, jest to efekt zamierzony. Szczerze? Mam
dość Narusia, słodkiego ukasia, chciałam, żeby był ostry i nieprzewidywalny. A
co do celibatu... Rozłożysz w końcu przede mną swe wspaniałe nóżki, czy nie? Bo
zaczynam mieć poważne braki ;p . A staż to rodzaj pracy, za którą płaci Urzad Pracy, podczas którego nabywasz doświadczenie zawodowe iw danym zawodzie ;) Kocham, Cię, ma Szono!
Dziękuję wszystkim za komentarze. Bardzo mnie motywują.
Dziękuję wszystkim za komentarze. Bardzo mnie motywują.
**************
26.09 (sobota)
********
Niebo rozświetlone tysiącem gwiazd, spokojna,
nierozmącona chwilowymi zmarszczkami, tafla wody, rechotanie dziesiątek żab,
ciche zawodzenie wiatru i ona. Demoniczna nimfa o nadprzyrodzonych
zdolnościach, z tajemniczą przeszłością i podobno wspaniałymi możliwościami.
Jej czarny niczym węgiel, płaszcz, łomotał z charakterystycznym dźwiękiem, a zielone oczy lustrowały
przestrzeń przed dziewczyną. Blask księżyca ujawniał niespokojne błyski tej
niesamowicie głębokiej zieleni. Z pewnością posiadaczka tak intensywnie
szmaragdowych tęczówek nie czuła się pewnie. Zważywszy na sytuację, w jakiej
była i w jakiej postawiła swojego byłego chłopaka i jego najbliższych, to
zrozumiałe. Na rumiane policzki wolno zaczęły skapywać łzy, jedna po drugiej.
Sączące się, słone krople, pozostawiały mokry, błyszczący w świetle naturalnego
satelity ziemskiego, ślad na zmarzniętej skórze. Gdyby oni wszyscy wiedzieli
jak słaba była teraz... Jak niewiele mogła zaoferować sobie, Naruto, czy
Itachiemu... Może wtedy tak by się nią nie ekscytowali? Może byłaby kimś
zwykłym, bez znaczenia kompletnie?
Przykucnęła, czując jak skórzane spodnie napinają się i
mocniej przylegają do chłodnych ud. Automatycznie przez linię kręgosłupa
przebiegły ją dreszcze. Niezbyt dobry strój na tę porę roku. Tym bardziej, że
zapowiada się na najmroźniejszą jesień, a przede wszystkim zimę, w historii
Konohy. Zimnymi niczym lód, dłońmi, starła z policzka ostatnią z łez. Miała
dość płaczu, własnych słabości, tego, że stała się jedną wielką oszustką.
Porażką. Zacisnęła zęby na myśl, że Uchiha prawdopodobnie właśnie otwiera drzwi
swojej rezydencji i nie zastaje tam nikogo. Czy będzie jej szukał? Zmartwi się
jej nieobecnością? Prawda jest taka, że musiała się stamtąd ewakuować. Nie
mogła zostać z nim sam na sam. Nie po tym, co jej niedawno zafundował.
Nieświadomie usiadła na oszronionej trawie i zapatrzyła w dal, utonęła w
gwiazdach. Nagle zapragnęła być jedną z nich - wolną, swobodnie lawirującą
pośród bezkresnej czerni Wszechświata, nieznaczącą kropką, od której niczego
więcej się nie oczekuje ponad to, by 'wisiała' na swoim miejscu i wraz ze swoim
rodzeństwem, oświetlała drogę przybyszom wędrującym nocą. Poczuć niekończącą
się swobodę, lekkość, niesamowitą pewność jutra, prawdziwą stałość. Wiedzieć na
pewno, że ma się gdzie wracać, swoje niezmienne od lat, bezpieczne miejsce. I w
otoczeniu ludzi, którzy nigdy się nie zmienią, po prostu zgasnąć, bez trosk i kłopotów.
Uśmiechnęła się do siebie. Kto by przypuszczał, że Inata
Uzumaki pragnie aż takiej nostalgii w życiu? Zamknęła oczy i naprężając
mięśnie, podniosła się i wystrzeliła do przodu. Jej wytrenowane ciało z każdą
sekundą biegu rozgrzewało się coraz mocniej, chakra samoistnie skupiła się w
jej stopach, oddech przyspieszał. Pędziła przed siebie, nie zważając na nic.
Lodowata woda pryskała na boki z każdym jej krokiem sprawiając, że niezmącona
dotąd tafla jeziora, pokryła się setkami okręgów.
- Aaaaaaahh! - Nocną ciszę rozdarł jej
głośny krzyk. - Wolność! - W tym momencie nie liczyło się nic poza tym, że
czuła się jak dziecko. Małe, beztroskie, niewinne dziecko. Na chwilę zapomniała
o czekającej ją dziś, wielkiej próbie, a raczej prezentacji, o Naruto i
obowiązku szczerości wobec niego, o Itachim i o tym, jak ogromną dyskryminację
przeżyje, gdy na światło dzienne wypłyną jej wszystkie tajemnice, a szczególnie
te, związane z Shitosu. Przecież tak wiele miała im jeszcze do przekazania...
Zatrzymała się mniej więcej na środku konoszańskiego
jeziora i westchnęła. Problemy życia doczesnego na nowo powróciły, nie mogła
przed nimi uciec. Były niczym demony, które ruszają w pościg, gdy tylko
próbujemy przed nimi zwiać. Gonią nas, aczkolwiek bez zbytniego zaangażowania.
W końcu i tak, prędzej czy później, nas dopadną. Same nie odejdą, chyba, że im
w tym pomożemy. Kolejny smutny uśmiech. Inata złożyła dłonie w pieczęć i po
chwili stała już przed rezydencją Uchihów. Od razu zauważyła, że w kuchni
świeci się światło. Poczuła, że serce, podobnie, jak podczas biegu,
przyspieszyło swój rytm. Irracjonalny strach przed kilkoma słowami prawdy.
Strach przed szczerością i brakiem zrozumienia. Czy kiedykolwiek ludzie
przestaną się o to lękać w stosunku do drugiego człowieka? Od drugiego
człowieka? Przekraczając bramę, pomyślała jeszcze, jak niewiele potrzeba, by
znów go pokochała. Jak niewiele potrzeba, by była dawną sobą.
***
*
***
Siedział na parapecie okna i myślał, podziwiając księżyc.
Słyszał za sobą spokojny oddech ukochanego Iruki. Nie mógł się powstrzymać, by
na niego nie spojrzeć – opalona skóra mieniła się w świetle naturalnego
satelity ziemskiego, klatka piersiowa unosiła się w spokojnym rytmie,
rozpuszczone włosy utworzyły wspaniały wzór na białej poduszce. Nie mógł
uwierzyć, że dane mu było smakować nie tylko ust, ale całego jego ciała.
Westchnął z uśmiechem, odwracając się ku zamkniętemu oknu. Przez głowę
przelatywało mu wiele myśli, aczkolwiek wszystko sprowadzało się do jednego –
musi poważnie porozmawiać z Gai’em. Wyzwać go na pojedynek. No i wyjaśnić
wszystko porządnie z Delfinkiem. Przecież miał sposobność, a co ważniejsze,
umiejętności, by przeciwstawić się Maito. A jednak tego nie zrobił, jedynie
uciekał. To nie przystoi shinobi. Czy Umino się bawił jego kosztem? Po tym, co
dzisiaj przeżyli nie mógł go o to podejrzewać. Więc co było nie tak?
Z głośnym westchnieniem zamknął oczy. Tak, jak się
spodziewał, ujrzał ten sam widok, który przed momentem kontemplował. Miał
nadzieję, że tym razem nie będzie mu dane
żałować niczego. Przetarł oczy, po czym spojrzał na wiszący na
przyległej oknu ścianie, zegar. W jednym momencie zerwał się z zajmowanego
miejsca i rzucił w kierunku swoich ubrań. Dość ślęczenia, przeciągania,
czegokolwiek. Czas stoczyć pojedynek swojego życia. Wychodząc, spojrzał jeszcze
raz na swoją miłość i obiecał sobie, że wygra, za wszelką cenę.
***
*
***
Weszła do rezydencji, używając NiN’a. Chciała najpierw
wybadać nastrój Itachiego, nim się ujawni. Czerń pochłaniała ją całą, meble,
które mijała, jak i wszystko, czego dotknęła. Co prawda, dzięki tej technice
była niesłyszalna dla ludzkiego ucha, tak samo przedmioty, które ewentualnie by
strąciła, jednakże Uchiha nie był zwykłym człowiekiem. Przeszła przez hol, do
salonu, potem do kuchni i na taras. Nie zdziwiła się, widząc swojego byłego
chłopaka zamyślonego, z kubkiem gorącej czekolady. Znała ten widok i nie raz
odtwarzała go z pamięci, gdy była poza wioską. Niektóre nawyki się nie
zmieniają. I miała nadzieję, że jeszcze jeden się zaraz uaktywni.
- Oj, Sasuke, ale ty dzisiaj broisz… -
zaśmiał się popijając smaczny smakołyk.
- Nadal mówisz do siebie? – Dezaktywowała
technikę i aż się uśmiechnęła, patrząc jak wylewa na siebie połowę zawartości
trzymanego kubka.
- Inata? – Odwrócił się i spojrzał na
dziewczynę z lekkim szokiem i wyrzutem. – Nie musiałaś się zakradać, przecież
tutaj mieszkasz – dodał, odkładając naczynie na stolik i wycierając plamę.
Chyba nie muszę mówić, że na nic to się nie zdało?
- Taa, niedługo – westchnęła, po czym
przeszła do sedna sprawy. – Znasz dobrze Naruto? – Spytała, zaklinając się w
duchu, by nie zapytał, do czego to pytanie prowadzi.
- No, coś tam o nim wiem – odparł, patrząc
na nią wyczekująco. Musiała rozwinąć temat.
- Czy… czy jest… tolerancyjny? – Odwróciła
wzrok, patrząc na lawirujące w powietrzu ostatnie pożółkłe liście sakury.
- Na pewno jest otwarty. A dlaczego o to
pytasz? – Otaczała ich cisza, przerywana pohukiwaniem sowy i cichym wyciem
wiatru. Nikłe światło księżyca i jednej, małej lampy naftowej, dodawało tej
chwili intymności i tajemniczości.
- Nieważne – syknęła, choć dobrze
wiedziała, że na tym się nie skończy. W sposób jaki z nią rozmawiał dał jej
jasno do zrozumienia, że coś się za tym kryje. W jednej chwili domyśliła się wszystkiego.
– Znalazłeś coś w waszych klanowych dokumentach – stwierdziła, śledząc ruchy czarnych,
długich włosów rozwiewanych przez wietrzyk.
- Tak – potwierdził, ruszając w jej
kierunku. Dziewczyna przyjęła pozycję obronną. Nie pozwoli się zaskoczyć, jak
tydzień temu. – Spokojnie, nic ci nie zrobię – powiedział tylko, mijając ją i
gestem zapraszając do środka. – Zimno, nie sądzisz? – Bez słowa ruszyła za
chłopakiem. Usadowili się na dwóch, stojących naprzeciw siebie, fotelach.
Uchiha poprawił bluzkę, która delikatnie odkryła jego umięśniony brzuch. – Co
byś chciała wiedzieć, Inata? – Zielone oczy utonęły w niebezpiecznej czerwieni.
- Znalazłeś zapiski Fugaku co do mojej
osoby, prawda? – Potwierdził skinieniem głowy. – Co wiesz? – Zapytała bez
ogródek. Nie potrzebują się bawić w kotka i myszkę.
- Coś za coś – powiedział tylko, patrząc
jak szmaragd ciemnieje.
- Słucham?! – Odrzuciła głowę i zaśmiała
się szyderczo. – Nie masz prawa o nic mnie prosić.
- Mylisz się. Mam prawo. Kochałaś mnie przez
tyle lat, ja kochałem ciebie. A teraz zachowujesz się, jakbym był największym
śmieciem na Ziemi. Ty nie możesz mnie rozliczać z popełnionych błędów. Sasuke,
matka, ojciec, ale nie ty – posłała mu niemal nienawistne spojrzenie. Zaskoczyła
ją obojętność Uchihy. „Ta wyniosłość,
chłód, wyrafinowanie… Zachowuje się inaczej, niż tydzień temu.”
- Zależy ci na odpowiedzi, prawda, Łasicu?
Dlatego nie jesteś taki, jak wcześniej – uśmiechnął się na jej słowa.
- Może – odparł, choć doskonale wiedział,
że jego linia obrony została właśnie złamana.
- Niech ci będzie – westchnęła tylko, przeczesując
palcami zwilżone rosą włosy. – Co chcesz wiedzieć?
- Co się z tobą działo przez tyle lat? –
Powtórzył pytanie, ściągając z siebie poplamioną bluzkę. Dobrze wiedział, jak
to działa na Uzumaki/ (Uzumaką?).
- Tak jak mówiłam twojemu bratu. Tułałam
się po świecie, poznając nowe techniki i swoją historię.
- A coś więcej? – Spytał, opierając dłoń o
oparcie fotela.
- Nie rozpędziłeś się? Moja kolej – nonszalancko
machnął dłonią, przyznając słuszność jej słowom. – Czego się dowiedziałeś od
swojego ojca?
- Może zacznę od tego, co jest na
„wierzchu”. Znasz tylko kilka podstawowych technik, z wiekiem stajesz się coraz
słabsza. Twoją ranga to chunnin pierwszej klasy, masz za sobą ok.15 misji,
które wykonałaś, będąc jeszcze w wiosce – zamilkł, dając jej znak, że to na
razie tyle. – Co ty mi możesz powiedzieć ciekawego na swój temat? – Powtórzył
znów, zaciskając zęby.
- Niewiele. Dlaczego każesz mi rozpamiętywać
przeszłość?
- Bo na niej musisz oprzeć przyszłą,
prawdziwą rozmowę ze swoim kuzynem. Nie chcesz mi wybaczyć, prawda? – Zapytał, lustrując
twarz ukochanej. Teraz wyrażała złość i niepewność.
- Myślałam, że nie będziemy rozmawiać o
tym, co nas łączy – warknęła, posyłając mu niechętne spojrzenie. – To znaczy
łączyło.
- Każdy z nas chce się czegoś dowiedzieć.
Odpowiedz.
- Nie mam zamiaru ci wybaczać. Za bardzo
mnie zraniłeś. Co Fugaku napisał o Shitosu? – Odbiła piłeczkę, poddenerwowana.
Nie miała ochoty roztkliwiać się nad swoimi i jego uczuciami. Itachi podciągnął
kolana i oplótł je rękami.
- Ōto-san pisał, że z roku na rok jest
coraz słabsze. Jego użytkownicy na początku są obdarowywani całą jego mocą,
lecz im dłużej go używają, tym bardziej słabnie. Podobnie jest z Mageyoko
Sharinganem. W końcu każda technika oczna ma swoją lustrzaną, bliźniaczą
technikę. Przynajmniej tak jest w przypadku moich i twoich oczu – zmierzyli się
wzrokiem i dopiero wtedy Uchiha zauważył brak jednej skazy na lewej tęczówce. –
Gdy kekkei genkai się w tobie obudziło, byłaś w stanie przywołać każdego z demonów
na swoje usługi, tworzyć niesamowite jutsu z ich chakry, używać każdej z natur:
wiatru, błyskawicy, ognia, wody i ziemi. Mogłaś komunikować się z każdym z
Bijuu i zmuszać ich do współpracy, rozmowy, wszystkiego. Byłaś potęgą. A jak
jest teraz? – Choć przez większość rozmowy mówił protekcjonalnym tonem, to
teraz użył troszkę łagodniejszego. Liczył się z jej uczuciami i chciał, by o
tym wiedziała.
- Niewiele mi z tego pozostało – przyznała,
wzdychając głęboko i uciekając wzrokiem. – Nadal mogę rozmawiać z demonami,
nakłaniać ich do wycofania i używać kilku technik, które dzięki nim stworzyłam.
Tych, na które wystarcza mi mojej własnej chakry. Został mi już tylko Wiatr. A
reszta, to już przeszłość – ciężko jej było mówić o tym. Teraz przecież była
nikim. Niemalże nic nieznaczącym chunninem z wypalonym ograniczeniem więzów
krwi. – Co jeszcze wiesz?
-
Boisz się tego, co powie o tym Naruto – stwierdził, patrząc na jej postać z
ukrywaną dotąd miłością. Następnie, widząc, że nie chce tego rozwijać zmienił
temat. – Shitara walczył z Madarą po tym, jak zobaczył twoje zakrwawione ciało.
Z tego, co pisał ojciec, wykorzystując własne Jutsu Wskrzeszenia, oddał za
ciebie życie. Dlaczego nie pojawiłaś się wcześniej?
- Rozmawiałam o tym z Sasuke. Nie mogłam,
bo Hiruzen poprosił mnie bym ujawniła się przed Naruto dopiero, gdy będzie miał
17 lat. – Zamknęła oczy, wyjawiając mu całą prawdę, którą zataiła przed blondynem.
– Sarutobi wiedział, że mniej więcej tyle czasu będzie potrzebował, by opanować
Kuramę. Nie chciał, by poszedł na łatwiznę i wykorzystał do tego celu mnie.
Zresztą, przewidywał odejście Sasuke, jak i to, że Naru podąży jego śladem, by
go odnaleźć i sprowadzić z powrotem. A do tego potrzebował siły, którą mógł
zdobyć, skupiając się na treningu i nie rozpraszając moją obecnością –
zamilkła, nie zadając pytania. Oczekiwała na słowa Uchihy.
- A ten dodatkowy rok?
- Miałam kilka osobistych spraw do
załatwienia – ucięła temat, na nowo budując między sobą, a Itachim, mur
negatywnych uczuć. – Myślisz, że Naruto… że…
- Nie zawiedzie się, wierzę w to – przerwał
jej, podnosząc się ze swojego miejsca i klękając przed dziewczyną, która nie do
końca świadomie sięgnęła palcami do zagłębienia na jego szyi. Gdy tylko ich
opuszki zetknęły się z ciepłą skórą, wycofała dłoń.
- Co robisz? – Spytała zdezorientowana i
sparaliżowana. Znów nie była panią samej siebie. Uchiha zawsze tak na nią
działał i widocznie nigdy nie miało się to zmienić.
- Nic, tylko patrzę – odparł, po czym się
uśmiechnął. Wiedział, że wspominała ich pierwszy pocałunek. Obserwował jej
piękną twarz, jak i emocje, które wyrażała. Postanowił powiedzieć coś, czego
jej nie powiedział nigdy. – Żałuję, że
nie mogłem zginąć za ciebie, przyjąć cios wymierzony w twoją pierś. Żałuję, że
nie zdążyłem ci powiedzieć, jak wielkim kłamcą jestem i jak mocno cię kocham,
nim na zawsze zamknęłaś swoje cudne oczy. Wraz z tobą umarła moja jedyna
nadzieja na rozgrzeszenie i odkupienie błędów. Walka z Sasuke, którą niebawem
stoczę, pozwoli mi ulżyć jego cierpieniu, lecz mimo to zniknę z poczuciem winy.
Zrobiłem to, co zrobiłem, dla wioski, która była dla mnie wszystkim i nadal
jestem dumny ze swojego wyboru, jednakże chciałbym mieć i twoją akceptację.
Wiem, że nie rozumiałaś moich pobudek, lecz wierzę w to, że teraz byś je
zrozumiała. Cały świat Ninja mógłby nazywać mnie zdrajcą i Synem Marnotrawnym,
lecz mam pewność, że ty teraz, widząc, co robię stanęłabyś po mojej stronie,
gdyby tylko twoje serce znów biło. Byłaś kluczem do mnie i wiem, że odkryłabyś
moje prawdziwe bodźce. Konoha, tak jak i ty, była moją prawdziwą rodziną. Nie
mogłem ochronić ciebie, więc oddałem się chociaż za nią. W swojej dobroci
odrzuciłabyś własny ból i przyjęłabyś mój, na siebie. Gdybym powiedział ci od
razu o wszystkim miałbym twoje poparcie. Przepraszam, za tamte słowa, które nic
nie znaczyły. Zraniłem cię słowem o wiele bardziej, niż czynami. Moje „kocham”
brzmi tak fałszywie, a mimo wszystko jest prawdziwe. Błagam cię, wybacz mi
– nie przerwała mu ani na moment. To, co mówił, było magiczne i sprawiało, że
jej serce biło szybko. Czuła w głębi siebie to, o czym mówił. Rozumiała już,
dlaczego, wiedziała, że może… może mu wybaczyć , jeśli tylko zechce…
- Co to miało znaczyć? – Warknęła, patrząc
na niego z niepohamowaną złością. Byle jakie słowa nie mogą sprawić, by o
wszystkim zapomniała. Nie mogą!
- To była moja modlitwa, powtarzana każdej
nocy, przed snem – szepnął, zatapiając się w szmaragdowych tęczówkach. – Wiem,
że gdzieś tam w głębi nadal to do mnie czujesz. Ufasz mi, a dowodem tego jest
ta rozmowa. Przyszłaś do mnie, choć mogłaś wybrać chociażby Hokage – nie mogła
zaprzeczyć jego słowom, bo to prawda. - Chcę, byś wiedziała, że… że poczekam.
Jeśli nie jesteś w stanie na nowo mi się oddać… pozwól mi zostać swoim
przyjacielem – dodał, po czym z cichym, bolesnym jękiem, podniósł się, by
patrzeć na nią z góry. – Naruto to zrozumie. Tylko bądź z nim w pełni szczera.
Tak, jak ze mną – nie odpowiedziała. „Ciężko
mi z myślą, że jesteś obok, a ja nie mogę cię dotknąć. Może już nigdy mi na to
nie pozwolisz. Moje uczucia, pomimo błędów, pozostały niezmienne. Przemyśl
sobie wszystko. Nie będę się już narzucał. Masz czas”, przekazał jej,
wychodząc z salonu. Nie miał pewności, czy to, co powiedział Inacie pozwoli jej
zmienić choć troszkę stosunek do siebie, jednak musiał zaryzykować.
***
*
***
Słońce powoli wstawało budząc nowy
dzień i nadając chmurom oraz otaczającemu je niebu, złoto-różową poświatę.
Jesienny wiatr ucichł niemalże całkowicie, w oczekiwaniu na to, co się wydarzy
między dwoma mężczyznami stojącymi naprzeciw siebie, na dachu opuszczonego
muzeum. Szare włosy jednego z nich zdawały się pochłaniać światło słoneczne,
natomiast czarne kosmyki drugiego zdawały się je odbijać. Zielone kamizelki obu
shinobich jaśniały porannym blaskiem, a dłonie szykowały się do walki.
- I co, mój Odwieczny Rywalu, chcesz
kolejnego starcia w dowód uznania mojej siły i wyższości nad tobą? Nie pokonasz
łatwo mojej siły młodości – wykrzyknął ubrany na zielono od stóp do głów, poza
pomarańczowymi getrami, Maito Gai.
- Mylisz się. To nie jest zwykły sparing.
Zmuszę cię, byś dał mnie i Iruce spokój – ciszę przerwał piskliwy śmiech Zielonej
Bestii.
- Spodziewałem się tego, po tobie, Kakashi.
Masz rację, tylko walka pozwoli nam wyłonić zwycięzcę serca Umino – wyrechotał,
stając w pozycji do ataku. Lewą dłoń ulokował na plecach, prawą wysunął do
przodu, zgiętą w łokciu, jedną z nóg cofnął do tyłu z cichym szuraniem, a
drugą, lekko ugiętą w kolanie, pozostawił na swoim miejscu, jednocześnie
przenosząc na nią ciężar całego ciała. – Choć byliśmy przyjaciółmi, ostrzegę
cię, że nie zawaham się przed niczym. W miłości…
- … tak jak i na wojnie, wszelkie chwyty są
dozwolone – dopowiedział Hatake, unosząc opaskę w górę, odkrywając równocześnie
wciąż aktywny, Mageyoko Sharingan. – Zaczynamy – dodał, obserwując szybki ruch
Maito, który wyskoczył w górę, po czym zniknął, by za moment pojawić się nad
jego głową. Niezrażony tym Kakashi nie ruszał się z miejsca, a gdy już pędząca
z zawrotną prędkością stopa mężczyzny miała go drasnąć, pomyślał: Kawarimi no Jutsu i zamienił swoje ciało
na kilka drewnianych kołków, jednocześnie się chowając.
- Nieźle, Kaszalocie, jednakże nie jestem
taki głupi – warknął Gai i na nowo rozpędził stopę, po czym uderzył z ogromną
siłą w dach wspomnianego budynku. Zdziwił się, nie zauważając ukrytego w nim
wroga. Nie miał jednak czasu się tym przejmować, bo w następnej sekundzie
musiał skakać na walących się cząstkach betonowego sklepienia. Gdy udało mu się
przeskoczyć na trzymającą się jeszcze cześć dachu, wśród kurzu, duszącego pyłu
i opadającego gruzu, zauważył zadowolonego z siebie Kakashiego.
- Chyba jednak jesteś, sądząc po tym, co
właśnie zrobiłeś – zażartował, natychmiast odskakując, bo mężczyzna zaatakował
go fizycznie. Przed uniknięciem kolejnego ciosu musiał wykonać kilka salt do
tyłu.
- Nikt nie będzie ze mnie kpił! – Ryknął
Maito i wykonał salto w kierunku jōnina. - Dainamikku-Akushyon – zaczął
atakować szarowłosego, raz wystosowując kopnięcie w głowę z prawej, potem z
lewej, zaraz cios ręką, następnie nawet atak głową. Większość napadów Hatake po
prostu blokował, unosząc skrzyżowane ręce w miejsce spodziewanego ciosu, bądź
po je parował. Musiał przyznać, że Maito walczy zaciekle, wkładając w każdy
atak dużo siły. Po kilku minutach wzajemnej walki odskoczyli od siebie,
oddychając ciężko. Znajdowali się pośrodku dużej sali wystawowej. Na ścianach
wokół nich porozwieszane były stare kotary i wizerunki wszystkich Hokage, poza
Tsunade.
- Teraz moja kolej, nie uważasz? – Mruknął
Kieł i przywołał w lewą dłoń Chidori.
- Naprawdę chcesz zaatakować mnie tym? – Zielona bestia zaśmiała się
lekceważąco, widząc, jak mężczyzna biegnie w jego kierunku, mijając po drodze
zawalone fragmenty sklepienia. Bez większych trudności czarnowłosy podskoczył,
by go ominąć. Nie spodziewał się jednak, że Kakashi wykona pieczęć jedną ręką,
by zmienić technikę.
- Raiton: Tobu Chidori – mruknął i wręcz
rzucił trzymanym jutsu stronę Maito. Świergot Tysiąca Ptaków iskrzył się i
rozgałęział, im bliżej był celu. Niestety, w ostatnim momencie, gdy błyskawica
miała dosięgnąć nogi przeciwnika, Zielona Bestia się zorientował i odbił od
ściany, lądując z powrotem na podłodze. Raikiri przebiło jedną ze ścian,
wywołując niemały hałas i kolejne zniszczenia. Jednakże nasz ukochany jōnin nie
dał mu czasu na kontratak. Wiążąc kolejno pieczęcie: tatsu → ne → mi → inu → inu → tatsu, wytworzył wokół siebie
wodno – ziemne pole, podobne do niskiego murku. – Suiton: Doro Inu – mruknął, po czym znów zaczął wiązać znaki: uma → tora → saru → ushi → u. – Katon: Nenshou Ōkame – szepnął, a następnie po wciągnięciu dużej
ilości powietrza do płuc, posłał w stronę wroga podmuch ognia, który zamienił
się w wielkiego wilka. Prawdę powiedziawszy, Maito był zszokowany wielkością
stwora, który przewyższał go co najmniej dwa razy, oraz nieznanymi sobie dotąd
technikami. Widząc, że wadera jest blisko, uskoczył, po czym z wściekłością
zaczął obiegać stworzenie z chakry. Niewielu wie, że gdy wytworzy się wokół
ognia szybki wir, wysysający powietrze, ogień zgaśnie. Tak więc Gai, otwierając
w biegu Czwartą Bramę, Bramę Bólu, stosunkowo przyspieszał bieg, póki ognisty
stwór z głośnym wyciem nie rozwiał się. Podczas tego ruchu zastanawiał się, jak
zaatakować Hatake. Na początek by sprawdzić jutsu, które go otaczało, posłał w
jego kierunku kilkanaście shuriken’ów, kunai i senbon z różnych pozycji: z
poziomu podłogi, z podskoku, lub wysoko nad głową szarowłosego. Przez ułamki
sekund obserwował to, co się działo z narzędziami z zadowoleniem stwierdził, że
rozpracował część techniki. Za każdym razem, gdy któryś z przyrządów ninja był
blisko celu, z ziemi wzbijała się twarda błotna ściana z podobizną jednego z
psów tropiących Kła, odbijając tym samym metalowe bronie. Gdy zaatakował z
góry zauważył, że ściany ze wszystkich stron się łączą, zamykając mężczyznę w
twardej skorupie kształcie siedmiokąta.
„Czas na mój ruch”, pomyślał, po czym stając w
rozkroku, zawołał:
- Piąta Brama, Brama Limitu, otwarcie! –
Ryknął, a jego ciało zaczęła otaczać niesamowita, zielona aura. Jego oczy stały
się białe, a wszystko wokół niego zaczęło wirować. Z zawrotną szybkością
wystosował cios w błotne więzienie Kakashiego. Siła uderzenia zmiotła elementy
techniki, jak i wszystko wokół niej. Maito z zadowoleniem stwierdził, że
poturbowane ciało Hatake leży na stercie kamieni i gruzu. – Wiedziałem, że nie
jesteś ode mnie le… - zamilkł w pół słowa, gdy stopy leżącego Sharinganowca
zaczęły się zmieniać w wodę. Dwie sekundy później patrzył na jej strumyczki,
spływające po potrzaskanych cegłach. W następnym momencie poczuł silne
uderzenie w plecy, które wyniosło go kilkanaście metrów w górę. – Co jest? – Zapytał
sam siebie, a po chwili poczuł, jak ktoś go obejmuje od tyłu i obraca, tak, by
spadał głową w dół.
- Znam twoje sztuczki – usłyszał tuż za
uchem, a chwilę później zaczął wirować wraz z napastnikiem wokół własnej osi,
dziesiątki obrotów na sekundę. – Omote
Renge – mruknął szary, czekając na moment do odskoczenia. Niestety, na to
samo czekał Maito. Gdy wyczuł moment, tak jak Kakashi, odepchnął się od
przeciwnika i wylądował na ugiętych kolanach. Obaj przeciwnicy ciężko
oddychali.
- No, no, nieźle – wysapał, w przerwach
między oddechami, zielony. – Ale zapomniałeś, że to ja specjalizuję się w
taijutsu.
- A ty o tym, że nie jestem przeciętnym
ninja – w tym momencie Bestia usłyszał pod sobą dziwny dźwięk, a potem coś go
chwyciło za stopę.
- Doton:
Shinjū Zanshu no Jutsu – w jednej sekundzie został wciągnięty pod ziemię, a
dokładniej w zniszczoną podłogę muzeum. Wystawała tylko głowa. Hatake wiedział,
że technika na tym poziomie nie powstrzyma na długo czarnookiego, więc znów
zaczął wiązać pieczęcie: mi → ne. - Magen:
Narakumi no Jutsu – szepnął, bawiąc się sytuacją. Głowę Maito zaczęły
otaczać wyimaginowane zielone liście, a on sam zaczął krzyczeć. Syn Kła
postarał się, by to, co widzi jōnin było naprawdę straszne. Z uśmiechem
uklęknął przed nim, po czym uniósł podbródek lekko w górę. Używając podstawowej
funkcji Sharingana wkradł się do jego umysłu, by widzieć to, co widział Gai –
siebie starego i pomarszczonego w otoczeniu młodych adeptów Akademii Ninja
mówiących wciąż o wiośnie młodości. Siła narzuconych przez siebie samego wizji,
była tak wielka, że chwilę później Maito Gai zemdlał, pozwalając
Sharinganowcowi na chwilę odpoczynku. Prawdziwa walka dopiero się zaczyna.
***
*
***
Obudziło
go delikatne głaskanie po policzku.
- Mm – mruknął, starając się strącić
natarczywy przedmiot. – No ej! – Burknął z wielkim wyziewem, na co blady nos
się zmarszczył.
- Zainwestuj w tic-taki, bo ci jedzie – na
jego malinowe usta wpłynął uśmiech.
- Tak, tak, Draniu. Która godzina? –
Westchnął, zsuwając się z miękkiej klatki piersiowej i trąc oczy.
- Szósta – odparł, całując jego złotą
czuprynkę.
- Co?! – Zerwał się z łóżka i dźgnął
bruneta oskarżycielsko palcem. – I ty mnie budzisz? To przecież środek nocy! –
Jęknął, patrząc na niego złowrogo, po czym opadł ciężko z powrotem na poduszkę.
Chwilę pogmerał się w pościeli i powiercił, by na koniec odwrócić się tyłkiem
do swojego chłopaka i blubrnąć ciche „dobranoc”. Uchiha, co prawda, nie był
zadowolony z tej sytuacji, lecz wrodzona przenikliwość i nieznana Uzumakiemu,
inteligencja, kazała mu znaleźć plusy. I, o dziwo, znalazł je bardzo szybko.
- Dobranoc – odpowiedział, udając, że
przewraca się w jego stronę, by się przytulić. Tak naprawdę jedynie delikatnie
stykał się klatką piersiową z plecami blondyna. Między niższymi partiami
pozostawił wolną przestrzeń. Po co? Otóż po to…
- Sasuke! Bierz mi te łapska z mojego
tyłka! Ja… ja chcę spać!
- A ja chce powtórki – mruknął seksownie,
tak wiecie, z chrypką i zaczął mocniej ugniatać jeden z pośladków kochanka.
- Jak ja ci zaraz dam powtórkę, to
zobaczysz gwiazdy! – Krzyknął niebieskooki, próbując się obrócić w kierunku
czarnowłosego.
- Z tobą zawsze chętnie – usłyszał w
odpowiedzi i poczuł wiśniowe wargi na swoich. O spaniu nie było już mowy.
***
*
***
Jak zawsze w weekend
obudził się w swojej leśniczówce, z dala od zgiełku i hałasu. Gdy tylko
odzyskał w pełni świadomość, zaatakowały go wspomnienia z ubiegłej nocy.
Niemalże czuł zapach Kakashiego, jego smak ust, dotyk, język na przyrodzeniu,
wewnątrz siebie, tę niebiańską przyjemność płynącą z seksu. Co prawda, odczuwał
teraz mały dyskomfort w dolnej części pleców, lecz na to nie zważał. To, co
robił z Kaszalotem było cudowne i żałował, że tak długo się przed tym
wzbraniał. Hatake był czuły, namiętny, a jednocześnie delikatny, no i przede
wszystkim liczył się z jego przyjemnością, a nie swoją. Krótko mówiąc,
wspaniały. „Ale gdzie on teraz jest?”,
przemknęło mu przez głowę, gdy w końcu zorientował się, że jest sam.
- Kakashi? – Zawołał, podnosząc się z łóżka
i lustrując pustą przestrzeń przed sobą. Na parapecie okna zauważył
pomarańczową książeczkę szarowłosego, i wetknięty między jej stronice, kawałek
kartki. Lekko zdziwiony, wstał z mebla i sięgnął po kratkowany przedmiot. Gdy
tylko przeczytał to, co nadawca raczył mu tam nakreślić, zerwał się i zaczął
szybko ubierać. Kilka minut później zamykał już mieszkanie i wskakiwał na
pobliski dach. A przecież wiadomość, którą pozostawił mu ukochany, była dość
niewinna.
Iruka!
Przepraszam, że mnie nie ma, pewnie
będziesz się martwił. Poszedłem rozliczyć się z Gai’em. On musi dać nam spokój,
bo oszaleję. Nie szukaj nas, proszę. Załatwię to raz, na zawsze i wrócę zaraz
po spotkaniu z nim. Miłego dnia.
Twój K.
P. S. A może zajrzałbyś to mojej
magicznej książeczki? Jest naprawdę interesująca, szczególnie da Nas dwóch… ;)
***
*
***
Stali znów naprzeciw
siebie, z tym, że obaj wyglądali mizerniej. Maito, cały okurzony, z zadrapanymi
policzkami i podartym ubraniem, Kakashi w podobnym stanie.
- Może zaczniemy walkę na serio? – Zapytał
drugi z nich, oddychając miarowo. – Chyba, że zmądrzałeś i powiesz mi, że
odpuścisz…
- Nigdy! – Ryknął zielony, znów stając w
pozycji do ataku.
- Dlaczego ci tak zależy? – Syknął, gotując
się do walki.
- To już nawet nie chodzi tak serio o
Umino. Pamiętasz Hiranę? – Przez głowę Sharinganowca przeleciało kilkanaście
wspomnień o kobiecie niebrzydkiej, choć troszkę masywnej.
- No i?
- Była moją dziewczyną – odparł, patrząc
jak twarz przeciwnika tężeje. – A ty mi ją odbiłeś! Jedyną osobę, która na mnie
zwróciła uwagę!
- Po pierwsze, Gai: nie wiedziałem, że was
coś łączyło! A po drugie: wiedziałeś, że kocham Irukę, a do Hirany nic nie
miałem! To ona mnie podrywała – wyjaśnił, choć wiedział, że to nie odniesie
skutku. – Byliśmy przyjaciółmi, nie odebrałbym ci…
- Łżesz! – Wydarł się, po czym drugi raz
otworzył Czwartą Bramę. – Walcz, jak przystało na mężczyznę! – Wkurwiony do
granic, zaczął go atakować, stosując Gōken.
- Spokój, Gai! – Próbował go uspokoić, lecz
bez skutku, shinobi nadal wystosowywał kopnięcia i ciosy ręką. Nie widząc innego
wyjścia, odskoczył, między czasie tworząc Mizu Bunhin’a. Podczas, gdy ten
zajmował wściekłego jōnina, sam zawiązał technikę, której nauczył się całkiem niedawno
i to od Naruto. – Fūton: Kaze Yakudo
Senbon – krzyknął, tworząc w powietrzu kilkanaście wietrznych igieł, które
następnie ustawił na wzór człowieka i posłał w kierunku walczącego napastnika.
Chwilę później Maito został przyszpilony przez technikę do jednej ze ścian.
Ponad głową patrzył na niego dobrotliwie Trzeci Hokage. – Przestań się
szamotać, one nie znikną, dopóki ich nie odwołam – westchnął. Każda z
wietrznych igiełek głęboko wbiła się w betonową ścianę jak i w ubranie Mistrza
Krzaczastej Brwi.
- Nie przegram! – Warknął w odpowiedzi, po
czym się skupił. – Siódma Brama, Brama Cudu, otwarcie!
- Gai, co ty zamierzasz? – Krzyknął,
zdenerwowany. „Chyba nie użyje na mnie
Hirudora?”
- Pokażę ci moją prawdziwą moc!! –
Odwarknął, a jego oczy stały się czerwone. Ciało zaczęła otaczać zielona
poświata, cuchnący, choć szybko parujący pot. Technika Kakashiego przestała
działać i ten zaczął się mimowolnie cofać. Bestia Konohy ułożył dłoń przed swoją twarzą po czym
chwycił ją drugą ręką, formułując pięść. Dzięki temu stworzył ogromne ilości ciśnienia
powietrza. Hatake wiedział, że tego nie przeżyje. Wybuch wstrząsowy, który
zaraz zostanie uwolniony, zdmuchnie go z powierzchni ziemi, jednocześnie
niszcząc wszystko wokół. – Opanuj się, Maito – krzyknął, widząc, że mężczyzna
zabiera się za formułowanie unikatowej ręcznej pieczęci, przypominającej tygrysa. Zamknął oczy. Nie ma
sensu uciekać i tak mu się nie uda.
- Maito Gai! Jōninie Wioski Ukrytej w Liściach!
– Wzniósł głowę w górę i zobaczył Tsunade w towarzystwie zdenerwowanego Iruki.
– Zaprzestań walki, albo zostaniesz degradowany do rangi cywila i nigdy więcej
nie będziesz służył Wiosce Konoha! – Przybycie Piątej zdekoncentrowało
Zielonego do tego stopnia, że jutsu, które zamierzał stworzyć, rozpłynęło się,
odrzucając tym samym zmęczonego mężczyznę na kamienne bloki.
- Auu! – Jęknął, bo bolały go dosłownie
wszystkie włókna mięśniowe. – Przepraszam, Czcigodna – dodał, po czym zemdlał z
wysiłku.
- Kakashi, możesz mi to wszystko wyjaśnić?
– Omiotła spojrzeniem zniszczenia, jakich dokonali, po czym zeskoczyła do
wnętrza pozostałości budynku.
- Ja… - zaczął, lecz przerwał mu niski,
zdenerwowany głos Umino.
- To moja wina Hokage-sama. Oni… Oni o mnie
walczyli – westchnął zawstydzony. Kobieta, słysząc go, zaśmiała się serdecznie.
Po chwili, zorientowawszy się, że nikt jej nie wtóruje, zamilkła.
- Iruka, ty tak na poważnie? – Spytała,
poważniejąc. Widząc, że nieśmiało potakuje głową, zebrała chakrę w pięcie, a
potem, uwolniła ją w jednym momencie, sprawiając, że jej noga ugrzęzła kilka
centymetrów pod betonem i skałą. Oj, ciśnienie jej podskoczyło. – Co to ma być,
jakaś pieprzona „Romeo i Julia”? – Wydarła się, aż zatrzęsły się fasady
budynku. - Do mojego gabinetu, ale już! – Dodała, patrząc złowrogo na dwójkę
swoich najlepszych shinobich. I może Raikage miał rację, że posiadała
najsilniejszych i najinteligentniejszych ninja, aczkolwiek na pewno nie
najrozsądniejszych, jeśli chodzi o sprawy sercowe. – Już ja wam pokażę! –
Warczała pod nosem, obserwując dwójkę mężczyzn, niosącą trzeciego z nich. Z
Tsunade Sarutobi się nie zadziera! A oni właśnie to zrobili i bardzo tego
pożałują. Oj, baaaardzo.
Hey,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam. Późno, ale normalnie nie miałam kiedy, choć widziałam, że dodałaś wpis, ale brakowało mi chwili spokoju, a nie lubię na chybcika czytać. Wolę się delektować (mam nadzieje, że to dziwnie nie zabrzmiało). Chciałam ci podziękować za propozycję, ale chwilkę po tym jak dodałam dzisiejszą notkę odezwała się do mnie osoba, która zaproponowała, że mi pomoże. W sumie to nie spodziewałam się, że tak wiele osób będzie chciało mnie wesprzeć - naprawdę zrobiło mi się bardzo miło. Tak więc jeszcze raz dziękuję :) I dzięki, za podpowiedź z tym pierwszym zdaniem!
Ale wracając do tematu, bo przecież miałam komentować notkę. To opis walki był... aaaaaaaaaaaa... brak mi słów. Po prostu aż widziałam to w swojej wyobraźni, tak dobrze i szczegółowo było opisany. Naprawdę emocjonujący i zapierający dech, ale podejrzewam, że taki był twój cel, gdy to pisałaś. W każdym bądź razie wyszło świetnie.
Oczywiście tęsknie za SasuNaru, którego tym razem nie było za wiele, ale co tam - Iruś i Kakuś byli :) Oj ty już wiesz, że ja ich uwielbiam w twoim wykonaniu :)
Ina i Ichi - oj, aż się prosi, aby ta dwójka w końcu się pogodziła - tyle lat stracili. A modlitwa starszego Uchihy, aż się rozmarzyłam. Gdzie produkują takich facetów? W sumie jakby sprzedawali ich w McDonald, to ja biorę jeden zestaw w ciemno :)
A końcówka z Tsunade... hehe... aż współczuję tej trójce... Zastanawiam się co też wymyślisz, jako słodką zemstę tej diablicy ;) W sumie to chyba nie ukarzesz ich za bardzo, co? Bo to wszystko z miłości było, co nie :D?
Ale koniec żartów, a może i nie. Coś mam dziś kiepski dzień, ale to wina zarazków jest. Panoszą się i wchodzą człowiekowi na kark.
Dzisiaj niestety krótko, bo z sił opadam, a wolę pisać komentarz póki na świeżo jestem.
W każdym bądź razie pozdrawiam i weny życzę,
Lena
Brawo! A najlepsza była Tsu...
OdpowiedzUsuńHahaha XD Nie mogę z Kakashiego XD Jaki on waleczny XD Ale mało SasuNaru!!! Ja kocham tylko ich, nooo! ;-; I Inata ;-; Czo za człowiek ;-; nie no, przepraszam, że dzisiaj krótko, ale nie mam czasu ;-; Pomagam mamie + muszę pisać ;-;
OdpowiedzUsuńI tak! Serce dalej mnie boli! ;-;
Ale nie potrafię długo gniewać się na mojego nee-chana <3
I czego tu się wstydzić? :3 mnie się podobała ta scena :3
i skoro ty się wstydzisz, to co ja mam powiedzieć XD
Kocham Cię, nee-chan i na prawdę nie sądzę, by Kaja zostawiła ciebie dla mnie :p nie nadaje się do związków XD
Dużo weeeny!!!
Trzy te same komy mi się dodały XD
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńPóźno, ale chyba lepiej późno, niż wcale, prawda? :) Znalazłam chwilę między sklepem, a robieniem ciast, więc piszę. Krótko będzie co prawda, ale liczą się chęci.
Znęcasz się nade mną :( taki mały fragmencik SasuNaru, w dodatku widać było, że ładnie zaczyna się dziać, a tu bum, koniec, no nie :(
Ach ta Inata, Itachi tak się stara, ale ona uparta jest nieźle ;-) widać, że Uzumaki. No nic, wierzę, że może już niedługo przekona się do Uchihy i akcja trochę ruszy do przodu :-)
Tak w ogóle, to zaczynam się zastanawiać, co w końcu z tym Nejim? Od dawna nic w tym kierunku się nie ruszyło i niemal zdążyłam o tym całym wątku zapomnieć.
Podsumowując rozdział był moim zdaniem przyjemny. Szybko i sprawnie się czytało. Nie wiem, czy tylko u mnie, ale już drugi raz rozciąga mi się on na całą szerokość bloga i z tego powodu nieco gorzej się czyta. Blogspot nawala, czy to tak specjalnie?
Pozdrawiam :-)
Ooo, a teraz już mam normalnie. Zapamiętam i jeśli znowu mi tak wyskoczy (oby nie), to pokombinuję. Znając życie i moje szczęście, to problem ustąpił tylko dlatego, że weszłam tu nie z zamiarem czytania, a odpisania. No cóż, dzieckiem szczęścia nie jestem.
UsuńEee tam zaśmiecanie, ja tak tego nie odbieram, też sobie lubię popisać, a w sumie nie mam czasem gdzie i z kim.
Obowiązki domowe stygły w lodówce, więc znalazł się czas na czytanie :-) szkoda, że na pisanie nie bardzo, bo wena poszła na wakacje...
A ja się już łudziłam, że Nejiego nie będzie! Nie no, żart. Ciekawi mnie, co też tam zaplanował, więc mimo, że to wciąż Neji, to cieszę się, że się pojawi ;-)
Również życzę Wesołych Świąt :-)
Witam,
OdpowiedzUsuńmi się poprzedni rozdział bardzo podobał, więcej Naruto sklonowanego i na Sasuke ;] a co do tego rozdzialiku..... wspaniała rozmowa między Inatą i Itachim.... a ta walka między Kakashim i Gayem och cóż to była za walka, i to o Irukę... Tsunade się wściekła i to bardzo....
droga autorko z okazji zbliżających się świąt, życzę Tobie aby te były radosne, spokojne, spędzone w miłej rodzinnej atmosferze...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Jprdl, wiem, że już dawno opublikowałaś ten rozdział, jednak ja, jakoś nie mogłam się zmusić i go skomentować. Przeczytać, oczywiście przeczytałam...
OdpowiedzUsuńI od razu zgadzam się z Erroay, co z Neji'm? Już notkę temu chciałam o to zapytać, ale myślałam, że w tym się pojawi. Nie wiem, może to zrobiłaś specjalnie, może zapomniałaś... Ja jednak czekam na to, żeby Neji zgwałcić Naruto ;-; Nie, ja nie jestem sadystką, po prostu chce jakiegoś urozmaicenia, w roli gwałtu ;) Chociaż nadal myślę, że trudno byłoby zgwałcić Naruto, więc niech może eji użyje jakiegoś proszku, pigułki czy coś, żeby go na czas penetracji uśpić lub osłabić? Taka mała aluzja.
Wiesz, nie chcę Ci tu jakoś dopiekać, czy coś, ale... no kurde, nadal mam wrażenie o Inacie takie, jak na początku. Skrzywdzona przez los, idealna w każdym calu, desperatka, skrzywdzona przez wszystkich, kryjąca wielką tajemnicę... Chociaż po części zwracam Ci honor, bo nie zrobiłaś z niej takiego ideału jak na początku. Wymieniłaś tu jej słabości, to, że jest cieniem dawnej siebie i wgl, trochę ją osłabiłaś, co wyszło Ci na lepsze.
Te perypetie Itachiego i Inaty zaczynają mnie... wkurwiać? No, może trochę irytować. Kochają się? Kochają. Wybaczą sobie? Kiedyś na pewno? Sasuke nie może odbudować klanu, więc kto to zrobi? Itachi. Więc niech kurde, już weźmie w obroty tą Uzumakową (... tą Uzumaki?), po buzi do wyra i NIECH ONI SOBIE WYBACZĄ! Nie zniosę, naprawdę, nie zniosę dłużej tej katorgi, zaciukam się przez ciebie... Nie no, niech Inata wreszcie przejrzy na oczy, co?
Chociaż wiesz, całkiem fajnie, że jeszcze sobie wybaczają, poznają od nowa i wgl. Nie wiem, może powoli zacznij ich do siebie zbliżać?
Walka Gai'a z Kakashim wyszła Ci, co tu dużo mówić, dość imponująco. Nowe techniki, zupełnie różniące się od kanonu, fajne wykonanie, niebanalny przebieg walki. Widać, że się przy tym opisie postarałaś. Ciekawie, że wprowadziłaś tu coś zupełnie nowego, czegoś, z czym nigdy się nie spotkałam.
Ogółem całe wykonanie świetnie Ci wyszło. Opisy, akcja, sam pomysł, miejsce walki, emocje, naprawdę kawał dobrej roboty. Mało osób umie w tak kuriozalny, ale jednak bardzo ciekawy sposób opisać walkę. Osobiście naprawdę kocham takie sceny. A ta, zalicza się do moich ulubionych.
Uczucia wyczułam w tym rozdziale i mam nadzieję, że inne także będą zawierały tą esencję emocji. Naprawdę świetnie opisujesz uczucia.
Dzisiaj dość krótko, bo jeszcze one-shota muszę Ci skomentować.
Pozdrawiam c;
Kaja Jelonek
No i tego, sprawdź pocztę c; Coś Ci wysłałam.
wczoraj w nocy zabrałam się za to opowiadanie i właśnie skończyłam. i cholera, uwielbiam je. bardzo podoba mi się sposób, w jaki piszesz. poza tym raczej nie zauważyłam żadnych błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, czy stylistycznych, dzięki czemu bardzo przyjemnie się czytało. jedyne, co ''gryzło'' mnie w oczy to słowa takie jak ''jinchiruuki'' i ''mageyoko''. kochanie, powinno być ''jinchuuriki'' i ''mangekyo''. ale przecież każdy czasem popełnia błędy, to normalne ;) co do samej treści opowiadania. Kuso, mam nadzieję, że Kakashi i Iruka niedługo wszystko sobie wyjaśnią. jestem bardzo ciekawa, co zamierza zrobić Neji, z pewnością nie wyjdzie z tego nic dobrego. jestem także ciekawa jak potoczą się losy Shino i Kiby. co do naszego Młotka i Drania. bardzo podobał mi się pomysł z klonem w poprzednim rozdziale :D czekam na nexta i życzę weny ~ hiddenninja x
OdpowiedzUsuń