Wybacz!

KONIEC.
Umarło śmiercią naturalną. Nic już się nie pojawi. To nieodwołalne.
Dziękuję za pułap 100 000 wejść. Zdaję sobie sprawę, że miałabym 2 razy więcej, gdybym pisała... Ale już nie umiem. Jedynie dla pieniędzy.
Pozdrawiam.

Polecany post

One - Shot - Poszukując wartości.

Tytuł: „Poszukując wartości” Paring: SasuNaru Kategoria: Shoūnen ~ ai Gatunek: Dramat (tak świątecznie, wiem xD) Ostrzeżeni...

czwartek, 19 września 2013

Jitai o osoreru (Strach przed samym sobą) - Zutto ato no Toshi (Rok za dużo)


        Od tamtego dnia minął rok. Cholernie ciężki rok. Nadal nie wiem, czy dobrze zrobiłem, lecz przynajmniej mam Cię blisko. Śpisz obok, za ścianą, widzisz we mnie wiernego przyjaciela. A ja chciałbym być kimś więcej. Tamtego dnia nawet nie zapytałeś. Po prostu przyjąłeś stan rzeczy taki, jakim jest.

            - I jak tam? Przyjęła Cię? – Zapytałeś ciekawy mej odpowiedzi.
    - Nie i muszę Ci coś powiedzieć – wstałem z kanapy i podszedłem do Ciebie.  Zobaczyłem w Twoich nieziemskich oczach coś na wzór ulgi. Zebrałem się w sobie, byłem gotowy Ci to powiedzieć… A jednak… - Od dziś chcę więcej cukru do kawy i przestrzeni osobistej – uśmiechnąłeś się.
   - Się robi – byłem szczęśliwy, widząc, że się cieszysz. Nie zmieniłbym zdania, gdybym miał wybierać jeszcze raz. Na pewno nie.

        Siedzę i patrzę w gwiazdy. Te same, w które patrzyliśmy, planując przyszłość. Teraz wiem, że tamte marzenia się nie spełnią – Ty nie masz smykałki do interesów, ja Cię wtedy okłamałem. Chciałbym, byś umiał czytać w moim sercu, wiele by to ułatwiło. Oparłem głowę o zgięte kolana, zamknąłem oczy. Zdradzieckie łzy tonęły w materiale spodni. Przez ten jeden rok nabrałem odwagi, lecz co to zmieni, skoro… Ty już masz kogoś? Jako przystojny, sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty i powalający chłopak, musiałeś kogoś znaleźć. Tylko ja łudziłem się, że będziemy zawsze razem, choćby w tym stanie, w jakim żyliśmy, dopóki nie przedstawiłeś mi Iruki, męskiego bruneta, z blizną na nosie. To wtedy mój świat się zawalił.

        Okupowałem kanapę, czekając na Twój powrót. Dziś, w siódmą rocznicę dnia, w którym się poznaliśmy, zdecydowałem się powiedzieć Ci prawdę, bez względu na to, jak mocno się bałem. Miałem dość ciągłego uciekania i czekania, czas mijał, Ty byłeś coraz bardziej samotny. Wiedziałem, że jeśli się nie pospieszę, moje wymarzone miejsce u Twego boku zajmie ktoś inny. A wtedy… zamknę usta na zawsze. Po dłuższej chwili usłyszałem szczęknięcie zamka, Twój słodki śmiech. Nie byłeś sam, towarzyszył Ci ktoś, kogo nie znałem. Mój instynkt samozachowawczy nakazał mi uciec do kuchni, by wyglądało to naturalniej. Trudno, powiem Ci później. Nawet lepiej. Usłyszałem, że mnie wołasz, więc niespiesznie wyszedłem z Twojego ulubionego pomieszczenia. W pokoju zobaczyłem wysokiego, przystojnego bruneta, o brązowych oczach, długich włosach i dobrotliwym spojrzeniu. Posłałem Ci pytające spojrzenie.
    - Sasuke, poznaj proszę Irukę Umino, mojego… chłopaka – nie patrzyłeś na mnie, gdy mi to mówiłeś. Chciałem, byś spojrzał i to potwierdził, bo całym kochającym Cię sercem nie mogłem w to uwierzyć. Patrzyłem na Ciebie, czekałem, aż krzykniesz, że to żart, głupi wyskok, lecz Ty milczałeś. Już wtedy wiedziałem. Sześć lat to wciąż za mało, siedem – zbyt wiele. Jak w amoku ścisnąłem dłoń Twojego gościa. Pytałeś, czy wypiję z Wami kawę. Nie mogłem, musiałem znaleźć się sam na sam, pozbierać, a przynajmniej spróbować. Widziałem smutek Twoich lazurowych oczu, bo nie zachowałem się tak, jak powinien zachować się przyjaciel. Jak mam to zrobić, skoro od zawsze ja pragnąłem być na jego miejscu, Usuratonkachi?! Nie rozumiesz, że to dla mnie zbyt wiele?

        Tamtego dnia zamknąłem się w swoim pokoju i nie wychodziłem aż do wieczora następnego. By nie słyszeć jego próśb o rozmowę, najzwyczajniej w świecie od świtu do zmierzchu puszczałem jedną piosenkę. Naszą, którą razem skomponowaliśmy. Miałem gdzieś, że może się domyślić, że go kocham. Po prostu nie miałem już sił. Przez tyle lat byłem tchórzem i wtedy, gdy naprawdę miałem zamiar mu wszystko wyznać, los pozwolił mu odnaleźć miłość przy kimś innym. Od tamtej pory nie śpię, dławiony poczuciem winy i żalu do samego siebie. Całe noce patrzę w niebo rozświetlone gwiazdami i marzę … Marzę o życiu, które bym wiódł, gdybym potrafił być prawdziwym Uchihą. Takim, jakim był mój ojciec Fugaku, matka Mikoto, a nawet mój brat, Itachi. Pewnie teraz, gdzieś z góry, patrzą na mnie i załamują ręce. Ojciec powiedziałby: „Nie tak cię wychowałem! Uchiha nie są tchórzami, hańbisz nasze dobre imię!”, matka pogłaskałaby po szorstkim policzku, a Itachi… żałowałby mnie, nie mogąc mi pomóc. Zaryczany jak dziecko, podszedłem do drzwi, po cichu je otworzyłem i zamknąłem oczy. Wiedziony mocą mojego uczucia, przeszedłem przez korytarz i wszedłem przez otwarte wrota do Twojego pokoju. Uklęknąłem jak co noc przy Tobie i w świetle księżyca, patrzyłem na śniadą, odprężoną twarz, pogrążoną w śnie. Jak co noc głaskałem Cię po włosach i pochyliwszy się, pocałowałem w czoło, niczym Twój tata, którego ciągle nie było. I pomimo, że patrzenie na Ciebie sprawiało mi fizyczny ból, nadal to robiłem. Zawsze byłeś, jesteś i będziesz moim wspaniałym Aniołem.
    - Gdybyś tylko wiedział… - szepnąłem, z czcią dotykając Twojego policzka. Tak dawno tego nie robiłem… Tamtego dnia był ostatni raz. I mimo, że dla Ciebie zostawiłem Tenten, Ty znalazłeś sobie kogoś innego.
   - Co, gdybym wiedział? – Spojrzałem na Ciebie zszokowany, lecz Ty spałeś mocnym snem. – Że mnie nie lubisz? – Ciągnąłeś, a ja uśmiechałem się do siebie jak szaleniec.
    - Coś w tym stylu – odszepnąłem, pierwszy raz w życiu pozwalając sobie na zakosztowanie Twych malinowych warg. Serce łomotało w mojej piersi, ciało zadrżało, ciche westchnienie uszło z moich ust. Kochałem Cię, nie mniej niż kiedyś, a dopiero teraz pozwoliłem tęsknocie zawładnąć mną i pokierować.
    - Sasuke… - jęknąłeś. To był najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem, na zawsze wrył mi się w pamięć.
    - Moje Kochanie…

        Od dnia, kiedy poznałem Irukę, znacznie się poprawiłem. Wbiłem sobie do głowy, że moją rolą jest bycie przyjacielem Naruto, więc nim byłem. Słuchałem go jak dawniej, przekomarzałem, organizowałem nam wycieczki, prowadziłem pijanego do domu. Grałem swoją rolę najlepiej jak potrafiłem, a i by go uszczęśliwić, często wdawałem się w błahą rozmowę z jego kochankiem. Innymi słowy rozmawiałem z człowiekiem, którego pragnąłem unicestwić. I choć cierpiałem tak, jak nigdy w życiu, w pokrętny sposób cieszyłem się, że Uzumaki, moje niespełnione Przeznaczenie, jest szczęśliwy. Wiele też się zmieniło między nami. Zamieniliśmy się rolami – teraz ja go budziłem, robiłem śniadania do pracy, sprzątałem, a on spóźniał się z wstawaniem, jadł pospiesznie przygotowany przeze mnie posiłek, bałaganił. Nie mieliśmy też czasu na rozmowy, bo musiał go dzielić między pracę, a Irukę. Zacząłem go tracić bezpowrotnie, a świadomość tego sprowadzała mnie na samo dno rozpaczy.

        Dwudziestego czwartego grudnia miałem wielką ochotę zniknąć. Święta Bożego Narodzenia zawsze spędzaliśmy we dwójkę, przy sześciu potrawach na krzyż, gdyż żaden z nas nie przepadał za wigilijnym żarciem. W tym roku jednak Naruto poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu wszystkich dwunastu potraw. Dopóki mi tego nie powiedział, planowałem cudowny wieczór, pełen świątecznego nastroju i magii.
    - Dlaczego dwanaście? Przecież nam dwóm sześć spokojnie starczy – rzuciłem lekko, sięgając po mak.
    - No bo… - spojrzał na mnie błagalnie – chciałem, żeby Iruka spędził ją z nami. Wiesz, że on nie ma rodziny, jak Ty, powinieneś go rozumieć – czasami potrzebowałem wręcz anielskiej cierpliwości i samokontroli.
    - I dlatego mówisz mi to właśnie dzisiaj? – Mój wzrok zabijał dawno już martwe i rozkrojone ryby na stole kuchennym.
    - No, jeśli nie chcesz, to zrozumiem, zaraz mu powiem, dattebayo – wyciągnął telefon, a ja, dobry jebany Samarytanin, wyjąłem mu go z ręki. Chciałem już zawsze słyszeć to słowo, więc słyszę. Nie wiedziałem tylko, że zapłacę taką cenę – muszę patrzeć, jak mojego ukochanego dotyka ktoś inny. To znaczy, łudziłem się, że tak nie będzie.
    - Tak, kochanie? – Aż mnie zemdliło. Tylko ja miałem prawo tak mówić do mojego Liska.
    - No, troszkę się pomyliłeś, Iruka – mężczyzna zaśmiał się.
    - Ah to ty, Sasuke. Wybacz.
    - No, no, dość tych uprzejmości – Uzumaki spojrzał na mnie przerażony. – Jak za godzinę nie zjawisz się z wielkim prezentem dla mnie, by razem z Młotkiem ozdobić choinkę, to go zabiję – rozłączyłem się, a blondyn skoczył na mnie, dziękując raz po raz. Nie wiedział, jak wiele mnie kosztowała ta rozmowa. – Już, już, spokój – musiałem go od siebie odepchnąć. Lada moment bez zapowiedzi wpiłbym się w jego zadowolone usteczka. Odwróciłem się z powrotem do stołu, gdy to poczułem. Moje Marzenie przylgnęło do mnie, głowę kładąc na ramieniu, a ręce splatając na moim brzuchu. Ciepło, jakie rozlało się po moim podbrzuszu, podniecenie, jakie mną targnęło… Bezwarunkowo zacząłem ciężej oddychać. Jego ciepły oddech owiewał moje ucho, sprawiając dreszcze na całym moim ciele. Wspaniałe uczucie.
    - Dziękuję Ci, Sasuke za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Gdyby nie Iruka, startowałbym do ciebie – wiesz, Aniołku, że sprawiłeś mi właśnie największy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem? Rozbudziłeś we mnie na nowo nadzieję, ukochany.  I jeszcze ten gest, nim się odsunąłeś – pocałowałeś mnie w płatek ucha.

        Przygotowywałem karpia do smażenia, patrząc jak mój ukochany na przemian stroi drzewko, na przemian wygłupia się z Iruką. Byłem rozdarty. Z jednej strony, ten widok naprawdę mnie cieszył, widziałem, że Naruto przestał być samotny, ale z drugiej… zżerała mnie niepohamowana zazdrość. To ja miałem być na miejscu tego wiecznie miłego kretyna! Ja miałem dzwonić do mojego Słoneczka, z tęsknoty, pytać go jak mu minął dzień, witając pocałunkiem, ja miałem odebrać mu cnotę i doprowadzać do szaleństwa, pieszcząc każdy skrawek jego ciała! Głos w mojej głowie szeptał mi, że gdybym tylko wykrzesał z siebie trochę odwagi, na pewno tak by było. Ale nie jest… Teraz mogłem pogratulować sobie tylko jednego – umiałem świetnie skrywać uczucia w sobie. Przecież przez tyle lat niczego się nie domyśliłeś, Usuratonkachi, a to dlatego, że byłem świetnym aktorem. Z zamyślenia wyrwał mnie Twój słodki głos.
    - Teme, zrobiłbyś nam zdjęcie? – Spojrzałem na Ciebie z bólem.
    - Oczywiście, Dobe – nie chcę tego robić Skarbie. Uwieczniać mojej porażki. A mimo to obmyłem ręce i sięgnąłem po Cannona. Nie umiem Ci niczego odmówić. Śmiały jak zawsze Umino, pocałował Cię w chwili, gdy pstryknąłem aparatem. Czułem, że wiedział o moich uczuciach względem Ciebie i chciał mi tym dosadnie pokazać, że jesteś jego. Zniosłem ten cios z ironicznym uśmiechem. – Może jeszcze jedno? – Zarumieniłeś się i coś szepnąłeś mu na ucho. Z dziwnym wyrazem twarzy pokiwał głową, po czym podszedł do mnie.
    - Moje kochanie chce, bym cię wyręczył – słyszałem jad w jego głosie, posłałem ostre spojrzenie. Jego oczy mówiły, że wie i to wykorzysta. Idąc w kierunku mojej Miłości, liczyłem, że nie odkryje zdjęć, jakie jej robiłem w różnych sytuacjach.
    - Sasu… klęknij obok mnie – ah, Diabełku, nie raz śniłem, że klęczę przed Tobą i Ci obciągam…. Moje Niebo usiadło przy mnie i otoczyło mnie niepewnie ramieniem. – To najwspanialsze święta, jakie dotąd przeżyłem. Dziękuję – wyszeptałeś, nie wiedząc jak bardzo mnie ranisz. To święta spędzone ze mną były nieudane? Nagrodą za tak bolesne słowa stanowiły Twoje miękkie wargi na moim bladym policzku. Pstryk. Tą chwilę miałem uwiecznioną na wieczność, zawsze, gdy będę spoglądał na to zdjęcie, oczami wyobraźni poczuję Twoje usta w tym jednym miejscu. Zawsze moje serce będzie próbowało wyskoczyć z mojej piersi i na swój sposób będzie próbowało powiedzieć, co je zatruwa, jednocześnie pobudzając do szybszego biegu. Arigato i Gomene, że jestem, jaki jestem.

        Staliśmy we trójkę przy stole – ja, mój najgorszy wróg i… Ty. Światełko w mojej rozpaczy. Potrawy wigilijne pięknie pachniały, lampki na choince jarzyły się tysiącami świateł, kobieta w radiu porządnie odśpiewywała znane kolędy, a mimo wszystko… czułem pustkę. Chciałem uciec, zamknąć się gdzieś i obudzić rok wcześniej. Mieć jeszcze jedną szansę.
    - Czas na życzenia – powiedziałeś, kierując się w stronę Iruki. No tak, nie przyzwyczaiłem się, że od jakiegoś pół roku odgrywam w Twoim życiu drugoplanową rolę. Nie wiem czego mu życzyłeś, lecz Ty zdawałeś się być zaskoczony jego słowami. Wasz pocałunek znów sprawił mi ból, do którego już niestety zacząłem się przyzwyczajać. Było w nim coś wyjątkowego – więcej pasji, uczucia, jakby żalu i tęsknoty. Kurwa, byłem romantykiem, dostrzegając prze parę sekund tak wiele. Odwróciłeś się od niego, chcąc zapewne podejść do mnie, lecz on Cię powstrzymał. Pierwszy chciał łożyć mi życzenia. Ciekaw byłem, co mi powie.
    - Uchiha – przytulił mnie dziwnie czule, a ja, by Cię nie urazić, zrobiłem na pozór to samo. – Nie będę ci niczego życzył, po prostu – łamiąc się z nim opłatkiem, miałem ochotę odgryźć mu coś - zaopiekuj się nim – rzuciłem mu zaciekawione spojrzenie. – Bądź lepszy, niż ja byłem – powiedział tylko, tajemniczo się uśmiechając. Nie zdążyłem nic powiedzieć, odszedł na swoje miejsce. Zaraz później zobaczyłem Ciebie, moje najdroższe Kochanie.
    - Sasuke…
    - Nic nie mów, wiem czego mi życzysz – zobaczyłem strach w Twoich wspaniałych oczkach. – Szczęścia zapewne.
    - Mhm – przytaknąłeś. Nie możesz wiedzieć, że bez Ciebie go nie osiągnę.
    - Ja tego nie muszę Ci życzyć, ale… Błagam, zawsze bądź sobą i uśmiechaj się tak, jak zawsze, przyjacielu – chciałbym powiedzieć „ukochany”, lecz nie mogę. Uścisnąłem Cię, a Ty znów powiedziałeś coś, czego się nie spodziewałem.
    - Sasuke… Nie zmieniaj się i nigdy nie odchodź – zapach truskawek znikł, a ja… czułem wewnętrzną gorączkę.

        Kładąc się spać, czekałem, aż Iruka opuści nasz dom, w ręku trzymając prezent od Ciebie – biało-złotą (z białego złota) obrączkę, z wyrytymi naszymi inicjałami. Gdybym Cię nie znał i nie wiedział, że masz kogoś, uznałbym to za dowód miłości, a tak – przyjaźni. Myśląc o Tobie, omal nie zasnąłem, lecz ze stanu otępienia wyrwał mnie odgłos knykci uderzających o drewno. Podniosłem się i podszedłem do drzwi. Wiedziałem, że to nie Ty, Ty nie pukasz, tylko wparowujesz do mnie, albo z wielkim uśmiechem, albo z naprawdę słodkim grymasem złości na twarzy. Westchnąłem, wpuszczając mojego największego rywala do środka.
    - Sasuke, wiem, że mnie nie lubisz – zaczął, dość delikatnie określając mój stosunek do niego – ale mam prośbę. Wiem, że masz coś do Naruto…
    - To nie twoja sprawa – warknąłem, wskazując mu dłonią drzwi.
    - Owszem, nie moja – westchnął cierpiętniczo. – I gdybym tylko mógł, za nic bym cię nie prosił o to, o co muszę prosić. Wyjeżdżam – poczułem radosne drgania w żołądku. – Nie ukrywasz radości, więc dobrze cię oceniłem.
    - Co to ma znaczyć? – Siliłem się na obojętny ton. Spojrzał mi w oczy z dziką determinacją.
    - Tak jak ty, kocham Naruto, lecz go okłamałem. Okłamałem go tak perfidnie, jak tylko mogłem, ale z miłości się głupieje, co zapewne wiesz – czekałem, ciekawy co mi jeszcze powie. – Od samego początku patrzyłeś na mnie nieprzychylnie, widziałem zazdrość w Twoich zimnych oczach, w których lód topniał, ilekroć spojrzałeś na nasze Kochanie. On nie był tego świadom, troskał się tym, że mnie nie akceptujesz, ale dla mnie wszystko było jasne. Bo jaki miałbyś powód, by mnie nienawidzić od pierwszego spotkania? Odebrałem ci twoją miłość, ot, co.
    - Jak? – Jak ty to wszystko widziałeś we mnie, Umino? Nie dość się maskowałem?, pytałem w myślach. Posłał mi smutne spojrzenie.
    - Bo byłem taki sam. Lecz to nieważne. Konkludując – nienawidziłem, gdy mówił w taki dziwny sposób – wiem, że go kochasz i dlatego pragnę, byś się nim zajął. Powiedz mu, co czujesz, bo okazji więcej nie będzie.
    - Nie mów mi, co mam robić – syknąłem, czując niepohamowaną radość. Nadzieja zalała mnie od środka.
    - Ja wrócę. Potraktuj to jak szansę – nie wiem dlaczego to robił.
    - Dlaczego? Czemu to robisz? – Wstał z zajmowanego wcześniej łóżka.
    - Ponieważ, choć zamykałem na to oczy… dostrzegłem, że też nie jesteś mu obojętny – trudno opisać co czułem. Ekstazę, szczęście, ciepło… - Jestem kilka lat starszy od ciebie, a mimo to nie mam prawa dawać ci wskazówek. Lecz jest coś, co chciałbym ci powiedzieć, nim odejdę. Zawalcz o niego Uchiha, bo naprawdę warto – od siedmiu lat to wiedziałem.

        Umino nie pojawił się w żaden inny dzień. Mój Młotek za to spochmurniał, a ja robiłem co mogłem, by znów się uśmiechnął. Staruszek Yamato, dowiedziawszy się ode mnie wszystkiego, sam z siebie dał mi urlop na kilka tygodni, zaznaczając, że jeśli wrócę do pracy bez Uzumakiego przyznającego mu, że jesteśmy razem, to mnie wyleje. Byłem mu za to wdzięczny, bo wiedział, że mi zależy na pracy i mnie tym dodatkowo zmotywuje. Leżałem właśnie na łóżku, wspominając obmyślony z czarnookim plan, gdy do mojego pokoju, jak zawsze, wdarł się mój Ukochany. Na jego widok serce, które odżyło dzięki porcjom kolejnej nadziei, waliło jak młotem.
    - Teme – maskowałeś uśmiechem łzy wypłakane w nocy – skoro jest jak dawniej, może pogadamy?
    - Nigdy nic się przecież nie zmieniło, to Ty wolałeś te rąbnięte książki ode mnie – nie chciałem wspominać o Umino. – Co tam masz? – Wskazałem album, który trzymał w dłoniach.
    - Niespodziankę – krzyknął, zwalając się obok mnie. Mm, znów te truskawki. Otworzyłeś album na pierwszej stronie, a ja poznałem pismo mojego mentora:  „Dla Sasuke Uchihy i Naruto Uzumakiego, na nowy początek” i myślałem, że zwariuję. Nie dałeś mi czasu, Yamato! Moje Kochanie odwróciło kartkę i zamarłem. Moim oczom ukazało się zdjęcie Naruto, gdy spał. – Pięknie. Kiedy je zrobiłeś? Zakładam, że w nocy, skoro śpię…
    - No tak – potwierdziłem, w myślach błagając, by nie było tam innych fotografii, o których istnieniu wiedzieliśmy tylko my dwaj.
    - Mam nadzieję że niedługo to się zmieni – znów ten cudowny uśmiech. – A to? – Zapytałeś, patrząc na fotkę poniżej. Uzumaki nagi siedzi na mnie okrakiem. – Kiedy? – Czułem, że łatwo się z tego nie wymigam.
    - Pamiętasz urodziny Gaary, mojego kolegi?

        Siedziałem w pokoju mojej Miłości i czekałem, aż się wyszykuje. Zostałem zaproszony na dwudzieste piąte urodziny mojego starego kumpla ze szkoły, Gaary no Sabaku i mogłem zabrać osobę towarzyszącą. A kto, jak nie Młotek, nadawał się najlepiej? Oczywiście, jako że jestem zawodowym fotografem, zostałem zobligowany do robienia zdjęć niezależnych, jakby od strony gości. Z miłą chęcią na to przystałem. Spojrzałem na zegarek i ze złości warknąłem. Zostało nam dziesięć minut, a ten jeszcze nie wyszedł spod prysznica. Stwierdziłem, że krzyki i prośby nie dadzą rady go stamtąd wyciągnąć, więc, wszedłem do drugiej z łazienek, mojej osobistej i z premedytacją zamknąłem zimną wodę. Wiedziałem, że jeśli zamknąłbym ciepłą i tak by nie wylazł, bo dla niego to bez różnicy. Wróciłem szybko na miejsce, bawiąc się lustrzanką. Po chwili usłyszałem głośny krzyk i przekleństwa, a w następnej oglądałem już mojego Misia kompletnie nagiego, z pianą na włosach.
    - Chcesz mnie zabić, Teme! – Krzyknął na mnie, a ja pstryknąłem. – Czy Ty robisz mi w tym momencie jakieś zdjęcia?
    - Skąd – prychnąłem, starając się nie dopuścić do wzwodu. Nie uwierzył mi i bez ostrzeżenia znów na mnie skoczył, kolejny raz nagi, a teraz do tego mokry. Mój penis oczywiście mnie zdradził, a ja mogłem mieć tylko nadzieję, że mój Skarb tego nie zauważył. Aby wyjść z opresji, znów pstryknąłem, oślepiając go na moment. Szybko wstałem i dając mu do zrozumienia, że ma tylko kwadrans, zniknąłem u siebie w pokoju. Nie łatwo się domyślić, co tam robiłem, z fotografią, którą miałem przed sobą.

        - Myślałem, że je skasowałeś, dattebayo!
    - Też tak myślałem, a tu proszę – udałem, jak to się mówi, głupa, zwracając Twoją uwagę na następną fotkę, przedstawiającą o dziwo, mnie. Stałem prosto, z aparatem przyłożonym do oczu, w studiu, w którym pracowałem. Zapewne uwieczniałem jakąś ważną chwilę dla naszych klientów. Wiedziałem, czyja to sprawka. Jakiś czas temu staruszek Yamato stwierdził, że zbytnio bolą go oczy i na razie wszystkie zlecenia pozostawia mi. Tak naprawdę szukał okazji.
    - Ładnie wyglądasz – zarumieniłeś się słodko, mówiąc mi to. – Tak męsko – nie wiedziałem, co Ci odpowiedzieć, jako Twój przyjaciel. Jako chłopak, osoba, którą byś podrywał, wiedziałbym.
    - A tam – prychnąłem, czując kolejne drgania serca. – Lepiej spójrz na to – choć chciałem wymigać się z niezręcznej sytuacji, kolejna fotografia nie pomogła mi w tym.
    - Oh – spojrzałem na Ciebie, jak zarumieniony zakryłeś oczy rękami. – Weź to! – Wspomniana fotka przedstawiała moje odbicie w lustrze. Stałem nagi pod prysznicem i dotykałem męskości, jak zapewne myślałeś, ją myjąc. Choć moja rozgorączkowana twarz i rumieńce na policzkach mogłyby świadczyć o czymś innym. I tak w zasadzie było. Tylko nie wiedziałem, skąd ją wziąłeś.
    - Młotku – warknąłem, patrząc na Ciebie z mordem w oczach. – Masz mi coś do powiedzenia?!
    - Nnie wiem nnic…
    - Nie wierzę – wycedziłem przez zęby, podnosząc się i nachylając nad Tobą. Twoje oczy wysyłały mi sygnał – byłeś skory do ucieczki. Momentalnie dla lepszej obrony, przewinąłeś się na plecy. – Wiesz, co cię czeka – syknąłem,  marząc o pocałunku.
    - Wiem – nie bałeś się, Twoje oczy, które wcześniej pociemniały na skutek domniemanego strachu, znów były jasne i piękne. Uśmiechnąłeś się.
    - Czego się cieszysz? – Zapytałem, w myślach zastanawiając się, jak Cię ukarać.
    - Bo pomimo tylu lat ze mną jesteś i wiem co mnie czeka z Twojej strony – wyszeptałeś, a ja zamarłem. W następnej chwili czułem Twoje ciepłe ciało tak blisko, jak tylko mogłem. A wtedy wyszeptałeś mi wprost do ucha – czeka mnie szczęście – serce oszalało, oddech przyspieszył. Reszta albumu była pusta – mieliśmy ją wypełnić wspólnie.

        Parę dni później razem szykowaliśmy szwedzki stół dla nas dwojga. Dziś Sylwester, nie wyobrażałem sobie lepszego dnia, a raczej nocy, do wyjawienia Ci swojej tajemnicy. Martwił mnie jednak zapas alkoholu, o jaki się postarałeś. Pijany możesz niczego nie pamiętać, a wtedy bym się załamał. Następnego roku nie zamierzałem czekać. Gdy zniknąłeś za drzwiami mieszkania, poszedłem do pokoju i ze skrytki w poluzowanej paneli, zabrałem mój największy sekret – obrączkę, specjalnie dla mnie wyciosaną, przez kolegę staruszka Yamato. Wiedziałem, że uwielbiasz celtyckie krzyże, więc nakazałem, by gdzieś się znalazł choć jeden i to był jedyny szczegół o jakim mi powiedział. Teraz patrzyłem na białe złoto, błyszczące, a w nim wyryte słowa: Usuratonkachi – Teme i data naszego pierwszego spotkania. Na wewnętrznej stronie również zauważyłem napis: Kocham Cię, Młotku. Uśmiechnąłem się. Ten szczwany lis, Yamato, nie pozwoli mi jej dać jako prezent od przyjaciela. Mam mu powiedzieć prawdę, albo obrączka to zrobi. Nie musiałeś, tym razem nie zamierzam uciekać, cokolwiek by było.

        Zostało parę minut do północy. Patrzyłem na Ciebie z szybko bijącym sercem. Nie wiedziałeś, dlaczego nie pozwalałem Ci wypić zbyt wiele, ale się nie skarżyłeś. Nie miałem pojęcia, że czekasz na to, co się stanie, na to, czy się odważę. Nie byłem świadomy, że wiesz, dopóki minutę przed północą nie dostałem wiadomości.

SZCZĘŚCIA, SASUKE. Mam nadzieję, że mu się przyznałeś, bo… on się domyśla. Pewnie czeka, więc go nie zawiedź. Szczęśliwego Nowego Roku, Uchiha. Iruka Umino

        Postawiłem  wszystko na jedną kartę. Wyszliśmy na balkon, by podziwiać fajerwerki i zimne ognie, słuchać nawoływania okolicznych odbiorników, odliczających czas do rozpoczęcia nowego roku. Nie patrzyłem na Ciebie, choć czułem Twój wzrok na sobie.
3…
2…
1…
Szczęśliwego Nowego Roku!
    - Naruto…
    - Tak? – Zapytałeś niewinnie, zrzucając z siódmego piętra kieliszek z szampanem. Ręka z obrączką zaczęła mi się pocić. Odwróciłem się przodem do Ciebie i utonąłem w umiłowanych lazurowych oczach.
    - Pamiętasz, pytałeś mnie ponad rok temu czy mam Ci coś do powiedzenia. Coś więcej, niż powiedziałem do tej pory…
    - No tak – wstrzymałeś oddech.
    - Jest taka jedna rzecz – choć wiedziałem, że nigdy się nie ożenimy, nie będziemy mieli dzieci, ani psa, bo jestem uczulony, to uklęknąłem, nie spuszczając z Ciebie wzroku. – Od dnia, w którym Cię spotkałem, minęło siedem lat, a ja… codziennie uciekałem. Dość tego. Naruto Uzumaki, kocham Cię od chwili, gdy o mały włos mnie nie rozjechałeś i chciałbym być kimś więcej niż Twoim przyjacielem. Chcę, byś tylko dla mnie się tak wspaniale uśmiechał, mnie dotykał i mi gotował. Mnie obdarzał dotykiem, pocałunkami, tęsknotą i miłością. To dla Ciebie żyję, Ciebie pragnę i to bez Ciebie moje życie nie ma sensu. Gdyby Cię zabrakło, nie miałbym po co istnieć, mój Aniele – czekałem na Twoją reakcję, a Ty… płakałeś. – Naruto – wstałem przerażony. Dotąd, piekielnie szybko bijące serce, teraz znieruchomiało. – Ja przepraszam, jeśli Ty…
    - W końcu, tchórzliwy kotku – wyszeptałeś i pocałowałeś mnie zaborczo, z tęsknotą i namiętnością. Oddałem pocałunek, miażdżąc Twoje słodkie wargi, liżąc je, trącając Twój miękki języczek. – Też Cię kocham, Sasuke.

        Nie wiem nawet kiedy i jak znaleźliśmy się na moim łóżku, które już wcześniej przygotowałem. Smakując uwielbionych ust, nie panowałem nad niczym. Moje dłonie głaskały jego twarz, by zaraz przenieść się na koszulę, którą zacząłem rozpinać, by nie kończąc, skierować się ku kroczu. Namiętność, żar i miłość, jakie kryłem tyle lat, wybuchnęły i przejęły nade mną kontrolę. Gniotłem jego ubranie, starając się jak najdokładniej zgłębić jego usta, aż brakło nam obu powietrza.
    - Sasu – jęknąłeś mi do ucha, gdy głaskałem przez spodnie Twoje pośladki. – Bądź delikatny – przerwałem pieszczotę.
    - Jesteś prawiczkiem? – Zapytałem ze szczerym zdumieniem.
    - A czego się spodziewałeś? – Te Twoje psotne spojrzenie. – Tylko Tobie mógłbym się oddać – pocałowałeś mnie znów, zrywając ze mnie koszulę. Nie chciałem myśleć, że wiedziałeś dużo wcześniej. Na nowo rozpalony, skierowałem rękę na jego krocze i głaskając je sugestywnie, spijałem słodkie jęki z jego warg. W krótkim czasie, wbrew protestom, rozebrałem go do naga.
    - Poczekaj – sięgnąłem po aparat, czując przy każdym ruchu niekomfortowość w okolicach krocza. Musiałem, musiałem to uwiecznić. Ty, zarumieniony, rozpalony i piękny. Pozwolił mi na to, a chwilę później uniósł się i rozpinając zamek spodni, wsunął dłoń pod ich materiał. Nie nosiłem bielizny, więc od razu spoczęła na moim prąciu. Westchnąłem. – Oh, Kochanie – szeptałem, za każdym razem, gdy przyspieszał.
    - Chodź – położył się na poduszce, podciągając mnie do swojej twarzy. Siedziałem na jego klatce piersiowej, nie wierząc w to, co się dzieje. – Ściągnij je – pociągnął za jedną stronę zamka. Zrobiwszy to, o co poprosił, zająłem poprzednie miejsce i czekałem. Moje Kochanie, teraz już naprawdę moje, patrzyło na moją męskość z pożądaniem wypisanym na twarzy. Chwilę później poczułem dreszcz. Uzależniający dreszcz, gdy liznął niepewnie napletek. Gdy objął go ustami i zassał, oszalałem.
    - Aahh – cichy jęk wyszedł z moich ust, a Naruto, jakby zadowolony z efektu, chwytając mnie za pośladki, wepchnął sobie penisa głębiej go ust. Czułem, jak napletek dotyka wilgotnej ścianki gardła, a gdy moja Miłość zaczęła przyciągać i oddalać moje biodra, ślizga się w nim. Znów jęknąłem. - Tyle lat o tym marzyłem… AHHHH! – Krzyknąłem, czując jak ssie i liże, jednocześnie dopychając moje biodra. Nie chciałem powstrzymywać jęków, należały mu się. Cały czas patrzył na mnie, wydymając usta. Ten widok bardzo mnie podniecał, a dawno zaniechane samozadawalanie dało o sobie znać. Powoli czułem, jak podbrzusze wypełnia słodkie uczucie, wiedziałem, że jeśli nie przestanie, za maksimum minutę wypełnię jego usta. – Ko… Kochanie… przestań… ja niedługo… Ahhh – wiłem się nad nim, czując sprawny języczek, dogadzający mi na całym trzonie i figlarne ręce, w rytm ruchów głowy, miażdżące jądra. – Kochanie… ja zaraz… - Oooochhh – czułem, jak eksploduję, zalewając zęby, policzki i podniebienie, a mimo to Naruto nie skończył mi obciągać. Nadal poruszał głową, potęgując rozkosz. Nie myśląc wiele, przekręciłem się tak, że teraz i moja twarz znajdowała się na wysokości jego prącia. Bez ceregieli wsunąłem ją sobie do ust. To, co teraz robiłem, stało się już moim marzeniem.
    - Sasu, nie… - nie słuchałem protestów, błagania. Najważniejsze dla mnie było dać mu przyjemność, a to wychodziło mi świetnie. By nie jęczeć, znów zabrał się za pieszczenie mojej podnoszącej się męskości. W pewnym momencie poczułem, że mój Misiek drży, wiedziałem, że niedługo go posmakuję. – Ooooo… aahh… - wzdychał, nie będąc w stanie dalej mnie pieścić. – Ahh.. Sasukeeeeee – krzyknął przeciągle, a ja posmakowałem najwspanialszej cieczy na świecie – nasienia mojego chłopaka. Wstałem z niego i sięgnąłem po specyfik, przygotowany wcześniej – gęstą, ciepłą jeszcze, czekoladę.
    - Mam ochotę na coś słodkiego – sapnąłem, sięgając po duży pędzel i zamaczając go w brązowym płynie.
    - Mmm… ach! – Westchnął zaskoczony, gdy zatańczyłem nim na jednym z sutków. Potem na drugim.
    - Kochanie, gdzie jeszcze chcesz, żebym Cię liznął?
    - Mm… tu – wskazał szyję, więc bardzo dokładnie ją nasmarowałem.
    - Gdzie jeszcze?
    - Tu – kolejno wskazywał usta (tam musiałem nakładać z pięć razy, bo sam zlizywał), brzuszek i pośladki. Ja za to skierowałem pędzel na prącie i jego kolegów, jądra. Westchnął. – Kochanie, mogę? – Sięgnął po pojemnik z czekoladą i bez uprzedzenia wylał ją na mój tors. – Ups – miauknął niewinnie, oblizując paluszek. Prowokował mnie całym sobą.
    - Nie ma ups. Będzie kara – nachyliłem się nad nim jak kat. – Nie będzie buzi tu – ominąłem usta – ani tu - to samo z szyją – ale za to tu – przygryzłem jeden z sutków, objeżdżając go językiem. Sapnął zaskoczony. Oczyszczając drugi, słyszałem, jak mruczy. Podnieciło mnie to jeszcze bardziej. Zlizując czekoladę z brzucha, dłońmi masowałem uda. Patrząc na jego rozchylone usta, policzki zaczerwienione, zamglone oczy, poczułem, że odnalazłem swoje miejsce na Ziemi, na zawsze. Zniżyłem się i ssąc namiętnie jądra, zebrałem trochę czekoladki na naśliniony palec i kierując się na męskość mojego kochanka, wsunąłem go ostrożnie w jego wejście. Spiął się na moment, lecz w miarę, gdy rozciągałem go, wzdychał.
    - Sasuke… - obróciłem go na brzuch i uniosłem biodra mojego Przystojniaka, tak, że ukląkł na materacu. – Bądź delikatny…
    - Jeszcze nie – i zamiast wejść w niego, posmakowałem jego wejścia językiem. Zawsze zastanawiałem się, jak smakuje, a teraz wiedziałem – dziś czekoladą. Chwilę później, ulegając namiętności, przytknąłem napletek do pośladków. – Jesteś gotów? – Pokiwał głową. Masując jedną dłonią jego penisa, pchnąłem mocno. Krzyknąłeś z bólu. Czekałem, aż wypłaczesz wszystkie łzy i się przyzwyczaisz. A potem… delikatnie, wbrew targającej mną namiętności, a wręcz potrzebie, wysunąłem się z Ciebie do połowy. Westchnąłeś, chyba z ulgi, by zaraz znów jęknąć z bólu. Powtarzało się to przez chwilę jeszcze, a potem… Przestałem nad sobą panować. Bez opamiętania wbijałem się w Twoje ciasne wnętrze. Sapałem, krzyczałem, tak jak i Ty. Czułem, jak pod wpływem przyjemności, na zmianę napinasz i rozluźniasz mięśnie. W pewnym momencie dałeś mi znak, że jesteś bliski szczytu. Zaprzestałem czegokolwiek. Jęk zawodu.
    - Sasuuuuuu… - pchnąłem mocno, ugadzając Twoją prostatę. Twoja sperma seriami tryskała na posłanie. Czułem, jak drżysz i opadasz na pościel. Gdy leżałeś, dokończyłem dzieła, ruszając się kilkakrotnie. Dopiero wtedy poczułem z Tobą jedność.

        Obudziłem się rano za Twoją sprawą.
    - Mówiłem, że role wrócą na swoje miejsce? – Zapytałeś zadowolony z siebie.
    - A kto nie byłby zmęczony po takim seksie, Kochanie? – Zarumieniłeś się słodko. Spojrzałem na Twoje dłonie – nagie. Zerwałem się z łóżka, wyjąłem ze spodni pudełeczko i klękając znów, wręczyłem je Tobie. Widzieć zaskoczenie, wdzięczność i szczęście w Twoich oczach – bezcenne dla mnie.
    - Wspaniały, mój tchórzliwy kotku – pocałowałeś mnie, a ja kolejny raz odpłynąłem.

        Wracając parę dni później do pracy, czułem, że świat jest u mych stóp. Niczego więcej nie było mi trzeba.
    - Jak tam, Tchórzliwy Kotku? – Yamato uśmiechał się do mnie. - Upojna była noworoczna noc?
    - Skąd wiesz? – Zapytałem, patrząc na niego podejrzliwie.
    - Ode mnie – gdzieś za sobą usłyszałem głos mojego Anioła. Odwróciłem się zaskoczony.
    - Naruto? Wy? Co jest grane?! – Wściekłem się nie na żarty.
    - Myślałeś, że tylko Ty, Skarbie, zakochujesz się od pierwszego wejrzenia i znasz Yamato-sana? Kiedy Cię spotkałem, podświadomie czułem, że nasza znajomość nie będzie jedną z wielu. Zakochałem się. Kilka lat temu ja i staruszek, poznaliśmy się, gdy Ty akurat leżałeś chory w domu.
    - Powiedziałeś mu? – Mój głos kipiał złością.
    - Nie, on mnie tylko naprowadził, Kochanie – podszedł do mnie i przytulił. Pomimo mojej wściekłości, nie mogłem kazać mu odejść od siebie. Nie umiałem. Dopiero co go zyskałem tylko dla siebie, a zresztą chciałem, by nigdy nie puszczał mnie ze swych objęć.
    - A co z Iruką? – Posmutniał.
    - Gdy znalazłeś Tenten, coraz mniej wierzyłem w to, że mnie kochasz, ale wujek Yamato kazał mi czekać. Dałem Ci aż siedem lat i gdy Ty nadal milczałeś, porzuciłem nadzieje i znalazłem sobie jego. Dobrze, że wyjechał i Ty się w końcu odważyłeś, Tchórzliwy Kotku.
    - A co z Tobą? Nie mogłeś… - zamknął mi usta pocałunkiem, zapomniałem, co chciałem powiedzieć i tyle.

        FIN.

3 komentarze:

  1. Jak ja kocham szczęśliwe zakończenia ;3
    Bardzo, ale to naprawdę bardzo cieszę się, że Sasuke w końcu się przemógł i wyjawił Naruto swoje uczucia c; Scena łóżkowa - zabrakło mi słów. Oczy świeciły mi się tak, że z kosmosu je było widać! Jak ja Ci zazdroszczę tego talentu do opisywania "takich" scen *^* ;D
    Aż mi się serce sciskało, gdy czytałam o tym, gdy Sasu musiał znosić obecnośc chłopaka Naruto ;c Ale Uchiha to Uchiha, to jest twarde ;ppp
    Bardzo miło zaskoczyłaś mnie tym, że to Iruka był seme w związku z Naruto. Odciągnąłaś mnie dzięki temu od "must-heve", że Iruka jest uke ;D Bardzo duży plus Ci stawiam ^^ (Gdybyś była chłopakiem, powiedziałabym "postawię Ci" ;D (Kaja, ty zbereźniku ._.))
    Dobra, odsuńmy moje zboczone myśli na bok ;)
    Ty musisz zostać moim menszem ;3 Tak musi być i tyle! c;
    Ja naprawdę podziwiam Cię za to, jak sprawnie, romantycznie opisujesz życie erotyczne Sasuke i Naru ;D
    Ja tak niestety nie potrafię D;
    No nic, koniec użalania się nad sobą, bo gdy przeczytałam ten rozdział, aż szczerzyłam się do monitora, a gdy przeczytałam zakończenie, przytuliłam sie do poduszki i mówiłam do niej jak się cieszę ;-; c;!
    Poruszyłaś mnie! ;-; I to całkiem dobrze!
    Szczerze, to kocham też taki styl, którym ty piszesz. Nie banalny, trochę zakręcony, i co najważniejsze, MEGA uczuciowy ^^
    Mi tu jeszcze trochę brakuje sprzeczek Drania i Młotka ;p Sorry, że tak mówię, ale jako nadgorliwy hejter, uwielbiam bulwersy kogoś, gdy wyrażę swoją, niekonieczną optymistyczną opinie, wyśmiewać się z kogoś i żecz jasna, uwielbiam cięte riposty ;D Taki mój charakter *--* Hejtera XD
    No nic, życzę powodzenia na nowej drodze życia... A nie, nie ten tekst .__.
    Życzę dużo weny i żecz jasna pozdrawiam ^^
    Kaja jelonek ^^
    P.S. Bardzo dziękuję, że wstawiłaś mojego bloga do nominacji c: Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, za co jestem Ci szczerze bardzo wdzięczna c;

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie potrafię przestać się cieszyć do monitora. To było genialne ! Bardzo spodobał mi się pomysł, taki inny. Przez pewien moment myślałam, że nie będą razem... Ależ mi smutno było :<
    Uwielbiam szczęśliwe zakończenia :D
    Ten one-shot był pierwszym tekstem od Ciebie, który przeczytałam. Zdecydowanie zostanę na dłużej ;D

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo! :3
    Przepraszam kochana, że jak zwykle jestem spóźniona, ale, że tak powiem, ta szkoła mnie już wkurwia. Jeszcze trochę i przełączę się na tryb "oby zdać do następnej klasy..." -,-
    Dobrze, kończąc moja narzekania, mam nadzieję, że mój komentarz wynagrodzi ci czekanie, bo mam zamiar ci troszkę posłodzić. :3
    Opowiadanie, a właściwie ten shot jest C-U-D-O-W-N-Y! Ląduje w moich ulubionych. :3
    Każdą akcję przeżywałam całym serduszkiem i co chwilę układało mi się w głowie coś w stylu: "no dalej Sasuke, pocałuj go!" "Daje, głupku, powiedz mu wreszcie, że go kochasz" "Do jasnej cholery, czemu mu tego nie mówisz?!"
    Aż wreszcie nastał piękny moment, kiedy się tego doczekałam i niesamowicie mi się to podobało. Choć nie raz mnie zadziwiłaś, choćby obecnością Iruki. No kurde, Naru i on? Nienienie! Z Naru może być TYLKO Sasuke, dlatego sorry Iruka, masz spierdalać. ;x Całe szczęście za bardzo w życiu naszych bohaterów nie namieszał, a przynejmniej nie w taki sposób, żeby im to zaszkodziło.
    Żeby nie było za słodko to powiem, że momentami Sasuke był jakby za bardzo uczuciowy. Ale w końcu rozumiem, miłość zmienia człowieka. :D Słodkie to było, kiedy w głebi duszy był tak zazdrosny o Naru, kiedy ten był z Iruką, a nic nie dawał po sobie poznać. Baardzo dobrze postąpiłaś pisząc z perspektywy Sasuke.
    Genialnie pokazałaś to wspaniałe uczucie, które się między tą dwójką narodziło, aż brak mi słów i nie masz pojęcia jak bardzo mi się to podobało. Oby więcej takich tekstów, kochana!
    Już będę kończyć, bo jest dość późno i oczka mi się kleją, a rano muszę wstać, dlatego jeszcze tylko raz napiszę, że napisałas to genialnie! Dużo weny, buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń