Wybacz!

KONIEC.
Umarło śmiercią naturalną. Nic już się nie pojawi. To nieodwołalne.
Dziękuję za pułap 100 000 wejść. Zdaję sobie sprawę, że miałabym 2 razy więcej, gdybym pisała... Ale już nie umiem. Jedynie dla pieniędzy.
Pozdrawiam.

Polecany post

One - Shot - Poszukując wartości.

Tytuł: „Poszukując wartości” Paring: SasuNaru Kategoria: Shoūnen ~ ai Gatunek: Dramat (tak świątecznie, wiem xD) Ostrzeżeni...

czwartek, 31 października 2013

1. Rozpoznanie przeciwnika. (Taki jakby prolog)

                Uwagi: Świat rzeczywisty. Wariacja stylistyczna - przeplatanie narracji pierwszo- i trzecioosobowej. Znaczy to, że musicie uważać na to, kto co mówi, w razie wątpliwości, pisać proszę w komentarzach. Wulgaryzmy.
               
                UWAGA: JEST TO OPOWIADANIE PISANE W CHWILI WOLNEJ, WIĘC MOŻE BYĆ KONTYNUOWANE NAWET RAZ W MIESIĄCU.



                1. ROZPOZNANIE PRZECIWNIKA


     - Wie pan, panie Uzumaki, dlaczego pana zatrudniłem? - Fugaku Uchiha, brązowowłosy mężczyzna o ostrym spojrzeniu i przystojnej, zmęczonej twarzy, przechodził właśnie ze mną przez taras swojej willi. - Proszę usiąść - dodał głosem nieznoszącym sprzeciwu, samemu opierając się plecami o szklaną balustradę. Klapnąłem miękko na skórzany, kremowy fotel. Moje, niebieskie niczym morze oczy, podążały za nim, lekko zlęknione.
    - Bo jestem najlepszy w swojej branży? - Zapytałem, udając pewnego siebie. Dźwięki wypływające z mego gardła dziwnie koiły, wpadały w ucho słuchacza nie raniąc go, a wręcz przeciwnie, mile łechtając. Tak słyszałem.
    - Nie - odparł właściciel, poprawiając niewygodny, atłasowy garnitur za kilkanaście tysięcy.
    - Nie? - Powtórzyłem niepewnie, ze zdenerwowania przeczesując palcami blond kosmyki, migoczące niczym słońce.
    - Nie - potwierdził czarnooki mężczyzna, uśmiechając się smutno. - Zatrudniłem pana, bo z moich wnikliwych obserwacji jak i z wiadomości przekazanych mi przez Mirunę* no Sabaku, jasno wynika, że ma pan odmienne, o wiele skuteczniejsze metody i podejście do swoich wychowanków, pomimo swojego młodego wieku - niebieskooki rozluźnił się pod wpływem słów bruneta.
    - No, tak, mam doświadczenie - westchnąłem, uśmiechając się porozumiewawczo.
    - Nie obchodzą mnie pańskie problemy, oczekuję tylko, że zdoła pan pomóc mojemu synowi - słowa Uchihy lekko mnie onieśmieliły. W końcu czego można było się spodziewać po najbogatszym człowieku w Japonii? - Zapłacę każdą cenę, byleby przestał siedzieć w tym cholernym Internecie i wyszedł na godnego mnie następcę.
    - Rozumiem, ale wie pan, że niczego nie mogę obiecać? - Mężczyzna przeniósł na niego groźny wzrok.
    - Ma pan miesiąc na próbę. Jeśli się panu to nie uda, bądź nie będę widział poprawy, po prostu pana zwolnię, wypłacając jednak odpowiednie honorarium, panie Natuto.
    - Naruto - poprawiłem bogacza, lekko się czerwieniąc.
    - Nieważne. Proszę się do mnie zwracać po imieniu, lecz ja nie będę się kłopotał zapamiętywaniem pana danych osobowych - stwierdził oschle czarnooki, wyjmując komórkę. - Poproszę pana numer, zapiszę go jako "Opiekun 13".
    - Miał pan już dwunastu pracowników pełniących moje obowiązki? - Zapytałem, nie ukrywając zdziwienia, po czym wyrecytowałem swój prywatny numer. Fugaku uśmiechnął się drwiąco.
    - Tylko w tym miesiącu. Rekord wynosi dwudziestu pięciu, w maju - patrzył, jak siedzący naprzeciw niego blondyn kuli się i maleje, jakby w sobie i czuł dziwną satysfakcję. - Niech pan posłucha, panie Uzumaki. Nie twierdzę, że się panu nie uda... ale będę szczery - nie wierzę w to, mimo że wyciągnął pan z podobnego bagna kilku poprzednich podopiecznych. Mój syn... jest trudniejszym materiałem na ucznia - Naruto przełknął zestresowany ślinę, trochę zbyt głośno, jak na własne mniemanie, lecz zachował rezon.
    - Jeśli pan pozwoli, chciałbym go poznać.
    - Ależ oczywiście - odparł bogacz, wołając służbę. Zza jednego z filarów wybiegła czarnowłosa dziewczyna, zapewne niewidoma, gdyż jej oczy były dziwnie białe. Byłem pod wrażeniem tego, jak pewnie i szybko porusza się po tym wielkim budynku.. jak gdyby znała jego rozkład na pamięć! Duże było jego zdziwienie, gdy służąca spojrzała w moją stronę i zarumieniła się soczyście, co skomentował gospodarz.
    - Podoba ci się mój nowy nabytek, Hinata? - Mlecznooka nie odpowiedziała, więc powtórzył pytanie, a ta zrezygnowana, wyszeptała ciche:
    - Hai... - poczułem, że też się lekko rumienię, ale nie ze wstydu. Byłem oburzony zachowaniem Uchihy, przecież on się psychicznie pastwił nad służącą!
    - No, to masz okazję go lepiej poznać. Zaprowadź pana Uzumakiego do pokoju Sasuke, jest jego nowym opiekunem.
               
                Chwilę później podążał za dziewczyną, wspinając się po ogromnych, lekko zaokrąglonych schodach na drugie piętro. Słyszał, jak jego kroki są maskowane przez leżący na marmurowych stopniach, czerwony dywan. Czuł się nieswojo wśród takich bogactw, choć sam miał czym się pochwalić.
    - Opowiesz mi coś o tym całym Sasuke? - Zapytałem, nie patrząc na.. jak ona miała? Aa, Hinatę, by jej nie zawstydzać jeszcze bardziej. Kątem oka zauważyłem, że jej uśmiech, który błąkał się cały czas na jej wydatnych wargach, lekko przygasł.
    - Ma szesnaście lat, niczego, ani nikogo nie lubi, poza Orochimaru, starszym mężczyzną poznanym przez Internet, jakiś czas temu. To przez niego panicz Uchiha stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie, wulgarny, pyskaty i aspołeczny. Nie będzie miał pan z nim lekko, panie Uzumaki.
    - Mam na imię Naruto - wysunął dłoń do czarnowłosej, uśmiechając się zachęcająco, a ta ujęła ją ostrożnie, oddając uśmiech.
    - Hinata - przedstawiła się, znów z rumieńcem.
    - A rodzice? Jakie ma relacje z nimi? Ma rodzeństwo?
    - Panicz Itachi mieszka daleko stąd, zerwał z wszystkimi kontakt - kusiło mnie, by zapytać o więcej szczegółów, lecz w moim zawodzie niedyskretność i ciekawość prowadziła do utraty pracy, więc milczałem. - Pan Fugaku jest wybitnym i znanym biznesmenem, nie za bardzo ma czas opiekować się paniczem Sasuke.
    - A co z jego matką?
    - Odeszła od pana kilka lat temu, zabierając połowę kosztowności i zostawiając mu pod opieką synów - gdybym nie słyszał w swoim dwudziestotrzyletnim życiu wielu podobnych historii, na pewno byłbym wstrząśnięty. Niestety, tak to już jest - coraz częściej małżeństwa zawierane są dla pieniędzy i tylko dla pieniędzy. Do tego oto dąży ówczesne społeczeństwo.
    - Rozumiem - mruknął, gasząc uśmiech i stając przed hebanowymi, obitymi ćwiekami, drzwiami. "Kolejny got, samobójca, czy chuj wie co jeszcze" - pomyślałem, obserwując towarzyszkę. Hinata zapukała delikatnie.
    - Paniczu Sasuke, ma pan gościa - wyszeptała, patrząc na klamkę wyczekująco. - Paniczu Sa...
    - Spierdalać, nikogo się nie spodziewam! - Usłyszałem zduszony głęboki, męski głos, dobywający się z zamkniętego pomieszczenia. Czarnowłosa przeniosła wzrok na mnie.
    - Mówiłam panu.. to znaczy ci - poprawiła się pod niby groźnym spojrzeniem blondyna.
    - Możesz zostawić nas samych? - Zapytał, kucając. Dziewczyna tylko przytaknęła, informując go jeszcze, gdzie może ją znaleźć. W końcu miał tu zamieszkać na jakiś czas, jeśli dziś uda mu się wejść do azylu chłopaka. Nie spodziewał się sukcesu.
    - Jestem Naruto Uzumaki i.. od dziś stanowię twojego wroga - powiedziałem głośno, na tyle by mnie usłyszał, pomimo zagłuszającej moje słowa muzyki.
    - Marne sztuczki - odkrzyknął w jego stronę przyszły wychowanek. Niebieskooki uśmiechnął się pod nosem. "Złapał haczyk", pomyślał, wstając z klęczek i opierając się zawadiacko o framugę.
    - Peniasz? - Rzuciłem poszerzając wyszczerz. Muzyka umilkła, usłyszałem ciężkie kroki zza ściany. Nie znałem tego całego Sasuke, ale byłem pewny, że tym go sprowokuję.
    - Co ty kurwa pierdolisz? - "Naprawdę wulgarny", przeszło mu przez myśl, nim odpowiedział.
    - Powiedziałem, że peniasz. Twój ojciec załatwił ci kolejnego opiekuna, bo sam nie ma dla ciebie czasu, a ty nawet nie próbujesz pokazać mi, gdzie pieprz rośnie? - Wiele ryzykowałem, wypowiadając tą kwestię, w końcu Fugaku mógł być gdzieś blisko, no ale liczyły sie efekty. Wszelkie chwyty dozwolone.
    - Myślisz, że nie wiem jak to kurwa działa? Nie wejdziesz tu, to wypierdalasz - odwarknął, zapewne patrząc na heban. Zastanawiał się, jak to dalej rozegrać. Już nawiązał z nim kontakt - przecież rozmawiali.
     - Niezła technika. Ale ona tylko ujawnia jak wielkim tchórzem jesteś - rzuciłem, oglądając paznokcie u rąk. Usłyszałem drwiący śmiech.
    - Może inni popierdoleńcy się na to nabrali, ale nie ja kurwa!
    - A więc przyznajesz, że jesteś popierdoleńcem? Trochę bardziej rozgarniętym, ale nadal popierdoleńcem? - Uwielbiał tę część konwersacji z takimi jak ten chłopak. Myśleli, że są górą, a tak naprawdę wystarczył jeden krok.
    - Spadaj. Nie wejdziesz tu i chuj - odparły drzwi, lecz ja byłem na to przygotowany.
    - Jest tak jak mówiłem twojemu ojcu. Ty po prostu boisz się świata zewnętrznego i nie jest ci potrzebny taki palant jak ja. Niee, ty potrzebujesz zakładu zamkniętego - wyrecytowałem, wyciągając z kieszeni spodni komórkę i włączając aparat. Miałem nadzieję, że moje marne 5 megapikseli wystarczy temu całemu Fugaku.
                 Tak jak się spodziewał, drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich stanął zmizerniały brunet, niezbyt podobny do pana domu. Czarne, smoliste włosy miał w nieładzie, wyglądały na lekko przetłuszczone, jakby zapomniały, co to szampon. Przystojną twarz szpecił kilkudniowy, delikatny jeszcze jak na ten wiek zarost i duże, śliwkowe cienie pod oczami. Cała postać lustrującego go wzrokiem bruneta sprawiała wrażenie zaniedbanej - wyblakła, niemal przezroczysta skóra, średnio masywne, okryte spodenkami nogi, wychudzone ręce, klatka piersiowa i imitacja brzucha. "Paniczyna" patrzył na niego z mordem w oczach.
    - Odszczekaj to! - Warknął do mnie, chwytając za elegancką, kremową koszulę.
    - Nie - odparłem spokojnie, przygotowując się do zdjęć.
    - Nie?!! - Powtórzył za mną, wściekłym głosem. Wykorzystałem jego wkurwione, choć piękne, spojrzenie i wymierzyłem z komórki. Dostał prosto w świecące onyksem oczęta i na chwilę stracił orientację.
                 Naruto uwolnił się z jego rąk i dumnym krokiem wszedł do pokoju. Jego oczom ukazał się istny bajzel - na brudnej, pomalowanej czarną farbą podłodze leżało mnóstwo przedmiotów - od resztek jedzenia, śmierdzących zgnilizną ubrań, potłuczonych naczyń, powyginanych sztućców, po połamane płyty, porozrywane książki, równie czarne co podłoga, świece. Naprzeciw niego duże, plastikowe okno zakryte było opuszczoną, czarno-granatową roletą, a dębowe biurko ledwo się trzymało, choć dzielnie dźwigało PC-ta i parę innych drobiazgów. Blondyn zniesmaczony zauważył pety walające się na tym właśnie meblu. Rozglądając się dalej, spostrzegł po prawej stronie zdezelowany regał zajmujący całą ścianę, a po przeciwnej, w kącie łóżko, okryte ciemnoczerwoną narzutą. Tuż przed nim stała szafa, o dziwo biała, z wielkim lustrem. Nie zastanawiając się ani chwili zrobił sobie zdjęcie, potem odwrócił się przodem do drzwi i znów pstryknął, by Uchiha miał pewność, że znajdował się w środku. Schował szybko telefon, widząc mordercze spojrzenie tego całego Sasuke.
    - Kasuj to, szmaciarzu - usłyszałem, na co, prawdę powiedziawszy, skrzywiłem się niezadowolony, bo nie lubiłem przezwisk.
    - Nie można milej? - Odparł, tym razem z lekko triumfującym uśmiechem. Chwilę później poczuł na sobie uderzenie - musiał przyznać, że chłopak miał siłę.
    - Kasuj - wysyczał do mnie, przez zaciśnięte zęby, kolejny raz uderzając w brzuch. Poczułem metaliczny smak krwi, a mimo to mój uśmiech się powiększył. - Z czego jesteś zadowolony?!
    - Bo nie wychodzisz z pokoju, a masz już gwarantowaną sprawę o pobicie - rzuciłem lekko i wykorzystując jego, powiedzmy, szok szybko wywinąłem się z jego uścisku i wyszedłem na korytarz. Czekająca tam na niego Hinata mrugała z niedowierzaniem. - Prowadź do pana Fugaku Uchihy - poprosił, oglądając się przez ramię. Stojący na środku własnego azylu Sasuke, spoglądał na niego nienawistnie.
    - I tak stąd wylecisz - warknął w moim kierunku, a ja błysnąłem do niego białymi ząbkami.
    - Nie, jeśli znów dasz mi się sprowokować - odparł niebieskooki, podążając za służącą.

                - Jak to się to panu udało, panie Naruto? - Blondyn spostrzegł z niechęcią, że po sukcesie z jego synem, Uchiha zapamiętał jego imię. Czyżby awansował w jego mniemaniu? Prychnął śmiechem na samą myśl, co jego towarzysz przyjął z podniesieniem jednej brwi.
    - Ma się swoje sposoby zawodowe - odparł, nadal z uśmiechem. - Pan wybaczy, ale nie mogę ich panu wyjawić.
    - Rozumiem, ale i tak jestem pod wielkim wrażeniem. Jak dotąd tylko panu udało się dojść tak daleko. Kupił pan sobie tydzień, płatny z góry.
    - Kupiłem? - Powtórzyłem, niepewny tego, co usłyszałem.
    - Tak, kupił pan. Jeśli po kolejnych siedmiu dniach nie uda się panu wyprowadzić mojego syna z domu, zatrudnię kogoś innego - "Przecież to bez sensu, to nie wyścigi", pomyślał, ściskając zaoferowaną dłoń. - 20 000 wystarczy? - Omal się nie zakrztusiłem.
    - T-tak, z pewnością - odparłem, drapiąc z zakłopotaniem w kark.
    - Świetnie się robi z panem interesy - rzucił w moją stronę, po czym nalał nam po szklaneczce whisky. - Uwielbiam ten trunek, nie wiem jak pan..
    - Wolę czystą sake, choć może i nie jest taka reprezentatywna - odparł blondyn, pociągając łyk.
    - Zgodzę się z panem, lecz rzadko mam czas na jej spożywanie. Rozumie pan, praca - wskazał ręką na leżący na stoliku nieopodal, plik dokumentów.
    - Tak, oczywiście - no jasne, że rozumiałem takich buców jak on. Tacy to robią sobie dzieci tylko po to, by się nimi nie zajmować, a w zamian oczekiwać i propagować na przyszłego następcę. Nienawidziłem takich ludzi. Brązowowłosy nalał im po jeszcze jednej szklaneczce, po czym pożegnał go, nakazując Hinacie, by pokazała mu jego pokój. Na zwiedzanie domu, jak sam stwierdził, będzie miał aż tydzień.


*Imię wymyślone na potrzeby opowiadania
Stwierdziłam, że skoro już piszę od jakiegoś czasu, to nie pogniewacie się o małą innowację. Pozdrawiam ;)

poniedziałek, 28 października 2013

019. Rozdział dziewiętnasty - Przyszłość SasuNaru. Pamiętny 20 września. Koniec samotności.


         Witam. Dzisiaj jestem szybciej, choć nie powiem, żeby liczba komentarzy mnie zmotywowała. Raczej to, że… prowadzę tego bloga, jak wspomniałam już, głównie dla siebie. Zawsze zostanie po mnie jakiś ślad. Mówiłam też o nowych blogach. Na razie zadecydowałam, że zacznę opo drugie tutaj niedługo, żebyście nie musieli latać po kilku stronach.

~ Emiko Hyuga – Neji musi, kochana namieszać, inaczej za szybko by się to skończyło i byłoby za prosto. No, to terasz wiem, że udał mi się taki Drań, jak chciałam! Hmm, moją odpowiedź znasz, obstawiam jak najbardziej happy end, bo… jeży, Naruto NIE MOŻE ZGINĄĆ! Też Cię kocham tak wiesz, enigmatycznie, żeby Kaja nie wiedziała do końca, co nas łączy ;p.

~ Kaja Jelonek – Już dziś spełnię Twoje marzenie, ah spełnię, bo się na nie napaliłam! Hmm… może, względem pomysłu, który mi podsunęłaś, sprawię im kiedyś, w dalekiej przyszłości, malucha? ;p *myśli* . Neji Jak Wy się o niego martwicie ;p . No, nie mam jeszcze pomysłu, kiedy Naru mógłby oddać Sakurze… Serio, nie mam, ale spokojnie, nie zawiodę Cię, Szono moja najukochańsza! Dla Ciebie wszystko! ;33 . Iruka I Kakaś… nie za szybko by było, gdyby Szary zmacał Delfinka? Dla mnie tak i dlatego znikł ;p . Itaś, tak Ci zdradzę, jeszcze im poprzeszkadza, doprowadzając swojego Ototo do białej gorączki ;p . Gdzieś czytałam, że np.: Sasu zachce być Hokage… Powiem szczerze, że rzadko zaglądam do mangi i żyję anime w głównej mierze. Lecz całym sercem wierzę w to, że będzie dobrze. Inaczej się popłaczę i nie wiem co jeszcze. Przecież tak wszyscy w Naru wierzą… no i nie powinien kończyć jak ojciec, tylko dożyć sędziwego wieku, moim skromnym zdaniem! Mm, dziękuję za buziaka i posyłam Ci kilka: w policzek prawy, potem lewy, czółko, słodkie usteczka, które tak uwielbiam, zagłębienie szyi (gdzie wywołam dreszcze?), potem niżej… (nie opisze, bo mi się inni na Ciebie napalą ;p) . Mój zboczusiu ;p . Kocham i dziękuję, że jesteś! <3

~ Erroay – Itachi to wcielone zło i będzie przeszkadzał, bo taka jego rola ;p . A Sasu się nie postawi, bo jednak wiesz, cieszy się, że go jednak ma ;p. Super, że przekonałaś się do KakaIru ;p . A wiesz, co? Nie pomyślałam w ogóle, że Iruka mógł zareagować inaczej, niż zareagował. Nie przeszło mi to przez myśl nawet… Do Nejiego dojdziemy niebawem i mam nadzieję, Ze mnie za to nie znienawidzisz ;p . Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz. P. S.: piszę tylko dla siebie (no i Kai, rozumiesz ;p), ale też brak komentarzy, czy ich szczątki lekko mnie… demotywują? A gdy widzę kilka komentarzy, zaraz mam pomysły, nie wiem czemu tak jest xD

~ Kutoko Tetsuya/Emi Raicho – No, tylko mi nie mów (nie mówcie?), że jestem aż tak zboczona ;p . W końcu udaje mi się wpleść humor do opowiadania ! Hehe ;p . Dziękuję ;*

         Zapraszam:
*******************



Pamiętna data – 20 września (sobota)

         - Sasuke, ja zdaję sobie sprawę, że możesz mieć w głowie mętlik, skoro najpierw z tobą nie chciałem rozmawiać, a potem nagle przyszedłem i doszło do… „tego” – blondyn siedział oparty o wezgłowie łóżka, z podciągniętymi nogami i splecionymi dłońmi, spoczywającymi na kolanach. Mówił do siedzącego kilka milimetrów dalej Uchihy, lecz nie patrzył na niego.
    - No tak – potwierdził brunet, przyglądając się czerwieniejącemu lewemu policzkowi. – Ale mi to…
    - Wiem, że ci to nie przeszkadza – westchnął zniecierpliwiony jak i zawstydzony do głębi. – Tylko, że… ja nie do końca wiem, co mną kierowało. Ja…
    - Myślałem, że twoje uczucia - niebieskooki drgnął.
    - Uczucia… owszem, tylko, że ja…
    - Żałujesz, tak? – Sasuke zacisnął zęby z bezradności.
    - Tak – targnięty nagłą falą ogromnej złości, czarnooki, zerwał się z łóżka.
    - Jeśli tak, to po co dzisiaj przychodziłeś, Uzumaki?! – Nie mógł opanować wściekłości, wrogości, a przede wszystkim, rozlewającego się w jego wnętrzu, smutku i rozczarowania. – Jesteś największym idiotą, jakiego znam, wiesz? Totalnym kretynem i czasami się sobie dziwię, że się w tobie… – Zaciął się, uświadamiając sobie, co miał zamiar powiedzieć. Za to Naruto,  mimo, że słowa chłopaka go zabolały, nadal się nie poruszał i nie dawał tego po sobie poznać.
    - A już myślałem, że całkiem zmiękłeś. Ale nie, nadal jesteś Draniem – zszedł z mebla i skierował się wprost do drzwi. – Kolejny raz nie dałeś mi dokończyć, ale cóż, twój wybór – nacisnął klamkę i otworzył drzwi. W tym samym czasie jego towarzysz toczył w sobie wewnętrzną walkę, między romantyczną stroną swojej natury, a mroczną.
    - Matte – wyszeptał, zbliżając się nieznacznie. – Dokończ – tak, to był rozkaz, lecz obaj doskonale wiedzieli, że Sasuke Uchiha inaczej nie potrafi. Jinchiruuki odwrócił się do niego przodem.
    - Chciałem Drania z powrotem, ale nie sukinsyna – zażartował, opierając się o framugę i uśmiechając smutno. Sharinganowca od razu opuściły złe emocje. – Miałem na myśli nie to, że żałuję… samego aktu z tobą, tylko… tego, że to zdarzyło się tak wcześnie. Tak od razu, bez jakichkolwiek zasad, czegokolwiek… Dattebayo, rozumiesz? – Uchiha pokręcił przecząco głową, zaraz jednak podchodząc do ukochanego i całując go delikatnie w policzek.
    - Rozumiem – odparł, wbrew swojemu wcześniejszemu gestowi. – Chcesz zwolnić – skrócił zawoalowaną wypowiedź swojego głupka. – Tylko jest mały szkopuł – zgrabnie ominął chwilę, w której powinien go przeprosić. Ale jak dotąd zrobił to co najmniej raz i na więcej nie ma… tego czegoś, co inni nazwaliby cywilną odwagą. – Nie wiem, czy dam radę opierać się twoim wdziękom, pamiętając twoje jęki z wczoraj – skorzystał z zaskoczenia niebieskookiego i zgrabnie otoczył jego talię ręką. – Kocham Cię, Usuratonkachi – przygryzł płatek jego ucha, czując, że Naruto cały płonie. – I dam ci czas – dodał, sugestywnie głaszcząc jego plecy. – Ile tylko zechcesz – szeptał, całując policzki i wysuniętą część szyi. Uzumaki, wbrew swoim poprzednim słowom, pozwalał mu na to, co więcej, sam łaknął i nadstawiał się na dotyk. Wbrew sobie zaczął się cofać, gdy dłonie Sasuke masowały znów jego pośladki, a język wkradł się do wnętrza jego ust. Co poradzić na to, że jego były przyjaciel całował tak wspaniale? Nagle, wyczuł za sobą sięgający jego kolan, miękki przedmiot, a już w następnej sekundzie leżał rozpłaszczony na materacu. I… zamiast protestować, sam oplótł całującego go i napierającego wciąż czarnookiego, nogami. Jego dłonie spoczęły na  karku chłopaka, a palce wplotły się w jego kruczoczarne włosy.
    - Sasu… - westchnął, gdy brunet uniósł się lekko i zaczął majstrować przy kroczu blondyna. Uciskając je sugestywnie, językiem kręcił kółeczka na rozpalonej szyi ukochanego, skubiąc ją raz po raz zębami. Zdał sobie sprawę, że jego Liska opuściły wszelkie przyrzeczenia, jakie sobie dawał. Choć tego nie chciał, szybko oderwał się od chłopaka, ukrywając sztywniejącą męskość za materiałem świeżo ubranych spodni.
    - Wstawaj, jest późno – rzekł z satysfakcją, patrząc wymownie na pulsujący dres w miejscu, w którym znajdowała się męskość Uzumakiego. – Ktoś się tu podniecił, a mówił coś o chwilowym celibacieee… - wymaszerował z pokoju, słysząc za sobą głos Naruto.
    - Może nie być chwilowy, tylko na zawsze! – Przystanął, a raczej cofnął się do pomieszczenia. Na łóżku nadal leżał Młotek w pomiętym ubraniu i gorączką na twarzy. Bez jakiegokolwiek słowa podał mu lusterko. Ten posłał mu nic, a nic nierozumiejące spojrzenie. Kąciki jego ust zadrgały lekko.
    - Na zawsze? Skoro chcesz, żeby tak wyglądała twoja twarz za każdym pocałunkiem, proszę bardzo – odłożył przedmiot i skierował dłoń na oczekujące dotyku, prącie. – No i jeśli chcesz już zawsze przeżywać takie niewygodne niezadowolenie… A nikt nie dogodzi ci tak jak ja – szeptał zmysłowo, znów dotykając go w tamtym miejscu. Zauważył, oczywiście z cynicznym uśmieszkiem, że ten bezwiednie rozchyla nogi i zaczyna nerwowo się poruszać. – Będzie jak chcesz – cofnął dłoń i bez słowa wyszedł na dobre z pokoju. A potem… rezydencję Uchihów wypełnił krzyk.
    - Teme!!

***
*
***

         Parzył właśnie kawę dla siebie w nieznanym mieszkaniu. Z oddali do jego uszu dochodziły dźwięki szybko płynącej wody i ciche nucenie. I choć osoba zajmująca łazienkę nie była tego świadoma, to on słuchał jej z ciężkim sercem. Utopiony we wspomnieniach, odpłynął i nie zauważył, gdy ktoś pojawił się w kuchni. Z nostalgią i rozkojarzeniem wyłączył czajnik, zalał ziarna, odłożył metalowe naczynie i chwycił porcelanowe, po czym się odwrócił, w efekcie czego kubek wypadł mu z ręki i z cichym brzęknięciem rozbił się o złoto-siwe kafelki. Był zaskoczony, widząc ją w takim ubraniu.
    - Marny z ciebie shinobi – fioletowowłosa w szlafroku zajmowała jedno z krzeseł. – Nieważne. Powiedz, co uzgodniłeś z Tsu – jej wzrok paraliżował obojętnością.
     - Zaprosiłem Naruto-kun i Sasuke na obiad do restauracji. Tam im się przedstawisz – odparł, przyklękując i zbierając elementy stłuczki. Kobieta westchnęła przeciągle.
     - Słabo – skomentowała, odsłaniając ramię i masując je. – I tak po prostu mam mu powiedzieć, że jestem jego jedyną rodziną? – Łasic powoli się denerwował jej wyniosłym i protekcjonalnym tonem głosu.
    - Jak chcesz, zrobię tobie wstęp. Może być dramatyczny? – Wycedził przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w jej soczyście zielone oczy. „Pomimo wszystkiego… Piękne, jak zawsze”, przeszło mu przez myśl, gdy zajął się ścieraniem podłogi.
     - Dzięki, ale z twoich… twojej głowy to jak obelga – zdezorientowany zatrzymał się w połowie pracy.
    - Wiesz, co po-pomyślałem? – Mimowolnie się zająknął.
    - Nie tylko wy, wspaniali Uchiha, macie klanowe tajemnice i wyjątkowe sposoby komunikacji – syknęła zimno, obserwując go pustym spojrzeniem. Ta wrogość… Choć wiedział, dlaczego to robiła, nie potrafił tego znieść. Przecież nadal ją kochał, jak dawniej. Odwrócił się do niej tyłem, na nowo wstawiając wodę i przetrawiając w głowie to, czego się dowiedział.
    - Chcesz kawy? – Zapytał spokojnie, choć w środku… oh, wszystko mu się skręcało i mieszało.
    - Chyba żartujesz, od ciebie nie chcę niczego – słysząc to, nie wytrzymał. Znów odwrócił się przodem do dziewczyny i z impetem uderzył dłońmi o blat stołu, przy którym siedziała, opierając się na nich. Drgnęła nerwowo wbrew sobie.
    - Posłuchaj, Inata! Wiem, co zrobiłem i wiem, że mi tego nie potrafisz wybaczyć. Widzę to w twoich… tak, w twoich pięknych oczach, ts – zagryzł wargę. Nie mógł nad sobą zapanować, słowa same wypływały z jego ust. – Wymordowałem klan z rozkazu, zawiodłem cię, wiem to wszystko! Ale czy ty myślisz, że nie dręczą mnie wyrzuty sumienia? Że jestem aż tak zimnym draniem? Nie zabiłem Kyoto, co powiedział ci pewnie Madara. Ja  też nigdy nie przestałem cię kochać. Nie zmuszę cię do zmiany decyzji i do tego, byś traktowała mnie inaczej. Owszem, kiedyś dobro wioski było ponad wami, teraz wiele zrozumiałem. Popełniłem błąd. Zresztą… obwinianie mnie to twój zawoalowany system obronny, prawda? Zresztą nieważne. Tamtego dnia… okłamałem cię kilkakrotnie i żałuję tego do dzisiaj. Lecz to co robisz…
     - Mam do tego prawo, skoro mnie zraniłeś! – Odkrzyknęła fioletowowłosa, wstając nagle. – Przez tyle lat…
     - Cierpiałaś nie mniej niż ja, choć niestety z mojej winy. Przepraszam cię, Inata, nie zmienię przeszłości – zamknął oczy, starając się oddychać miarowo – choć bardzo bym tego chciał. Mogłabyś to wyczytać z moich myśli – dodał, znikając w szarym dymie. Pozostawił po sobie tylko żółtą karteczkę z godziną i miejscem spotkania.

Dziewczyna patrzyła pusto w dal, znieruchomiała na skutek usłyszanych od Itachiego, słów. Kochał ją… żałował… rozumiał. Przez tak długi czas myślała, że jest mu obca, a on tak naprawdę… Z jej piersi wyrwał się z początku cichy krzyk, potem łkanie. Bezwiednie opadła znów na krzesło i zwiesiła głowę, opierając ją na rękach. Łzy skapywały z jej kształtnego nosa na drewno, krzyk przybierał na sile. Zagubiona, zlękniona, roztrojona… Czy to, w co przez lata wierzyła, było kłamstwem? Czy niepotrzebnie przez tyle lat niszczyła dławiącą ją tęsknotę za nim? I miłość? Krzycząc jeszcze głośniej, złapała się za głowę. Co miała zrobić? Szukać śladów prawdy pośród kłamstw? Wierzyć w nią, kiedy ją odnajdzie? Czy nadal karmić swoje złamane serce dotychczasowymi myślami i przypuszczeniami? Nie wiedziała i to potęgowało krzyk jej rozpaczy i zagubienia. Czuła się tak, jakby straciła swoją tożsamość, kreowaną przez poprzednie lata. Jakby… nie była sobą, bo budowała siebie na nieprawdzie.

***
*
***

Leżał na łóżku i myślał o porannej rozmowie z Naruto i sytuacją z Kakashim. Czy to już czas? Musiał się przyznać, pragnął mężczyzny, jego ciało płonęło, gdy ten go dotykał, ale… przecież to nie minął miesiąc, od kiedy… Nie, na seks jeszcze za wcześnie. Choć z drugiej strony… skoro Naruto i Sasuke już to robili, a przecież niebieskooki nie był jeszcze dorosły (przyjęłam dorosłość na poziomie 18 lat, jak coś ;p – dop. Inaty). Ale czy nie byłby zbyt łatwy? Przecież oni się kochali, a on… nie czuł nic do Hatake. Przynajmniej tak mu się zdawało, bo tylko jego zewnętrze na niego reagowało, nie wnętrze. Czy miał…
     - Ohayo, Iruś – jonnin pojawił się tuż nad nim, na co brunet drgnął zaskoczony i mimowolnie, w obronie, zdzielił go po głowie.
     - Ah, to ty – wypuścił z ust powietrze i usiadł na łóżku, patrząc, jak gość się prostuje. – Coś chciałeś?
    - Tak, zobaczyć cię – mężczyzna nachylił się, by go ucałować, lecz ten nadstawił jedynie policzek. – Coś się stało? – Zapytał z troską i lekką obawą, siadając obok bruneta.
    - Ja… bo… - choć nie chciał, poliki mu się zarumieniły. – Bo… hmm… ja… nie… - Hatake, coraz bardziej zmartwiony, szturchnął go lekko ramieniem.
     - Śmiało – uśmiechnął się ciepło, nie dodając mu jednak tym odwagi. Umino odetchnął raz głęboko i wyrzucił na jednym wydechu:
    - Wiem, że Sasuke i Naruto tak od razu uprawiali ze sobą seks, lecz ja nie jestem na to gotowy. Nie rozłożę nóg tak o, a jeśli na to liczysz, znajdź sobie kogoś innego – zamknął usta, dopiero teraz tak naprawdę uświadamiając sobie, co powiedział. – Ka- Kaka… - nie zdążył nic zrobić, bo mężczyzna wstał i wskoczył na balkon.
     - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! – Zapytał z bólem, spoglądając na niego kątem oka.
    - Ja nie to…
    - No słucham? – Brunet nie mógł powiedzieć ani słowa. – Posłuchaj, Iruka. Kocham cię i pragnę, nie mogę zaprzeczać. Ale pragnę ci również przypomnieć, że to ty mnie pocałowałeś kilka dni temu i zawsze pozwalałeś na moje pocałunki. Nie widzisz, że to ty nadajesz naszej relacji, charakteru? Zrobię wszystko, cokolwiek zechcesz, tylko przestań o mnie myśleć jak o napalonym pedale z chrapką na twoje ponętne ciało. To boli – powiedział, po czym wyskoczył za okno.

***
*
***

         Siedzieli w jakiejś wykwintnej restauracji na południu wioski i rozmawiali ze sobą o różnych bzdetach, czekając na Itachiego. Wyjątkowo, jak na niego, się spóźniał, choć chłopakom to nie przeszkadzało. Byli zbyt zajęci sobą. Zjawił się po kwadransie, prowadząc kogoś, kto ukrył swoją twarz pod czarnym kapturem płaszcza.
    - Ohayo – przywitał się, i siadając naprzeciw brata. – To moja znajoma, Inata – odgrywał swoją rolę najlepiej jak potrafił, ograniczając się jedynie do wymienienia jej imienia. Sasuke, który wiedział o jego ukochanej, posłał mu pytające spojrzenie, lecz przesłał mu myśl. „Nic nie mów”. Kąciki ust młodszego uniosły się lekko. „Więc ona?”, zapytał, lekko mówiąc, zdziwiony. „Po prostu poczekaj”, odmyślał Ita, wstając z krzesła i odbierając płaszcz od dziewczyny.
    - WOW! Jakaś ty piękna – Naruto aż westchnął, patrząc na gościa z miłym uśmiechem. Za miłym, jak dla czarnookiego, więc dostał kuksańca w żebra. – Ała! Co jest, Draniu?! – Obruszył się, nie przestając się szczerzyć.
    - Zapomniałeś chyba, że już jesteś zajęty – na znak, że to, co mówi, jest prawdą, pocałował zaborczo chłopaka w usta.
     - Teme! – blondyn spłonął rumieńcem i opuścił oczy. Siedząca naprzeciw ich dwójka, zaśmiała się. Zielonooka oczywiście była mocno zaskoczona, wiedząc, że tych dwoje coś łączy. Ale cóż, miłość jest ślepa, a ona jest tego największym przykładem.

         Talerze brudne od wyśmienitych dań, a raczej ich resztek, zalegały na stoliku.
    - Oi! Ale się nażarłem! – Niebieskooki pomasował się po wypchanym jedzeniem, brzuchu. – Choć to nie to samo, co ramen – dodał kąśliwie, śliniąc się znów. Fioletowowłosa zaśmiała się cicho.
    - Lubisz ramen? – Zapytała, sącząc sok pomarańczowy. Tak naprawdę się denerwowała tym, co zaraz miało mieć miejsce.
    - Uwielbia – odpowiedział za niego Sasuke, starając się ograniczyć kontakt dziewczyny ze swoim chłopakiem.
    - Nie musisz być zazdrosny – odparła, wprawiając Uchihę w zakłopotanie i zdenerwowanie. Wiedział to, ale mimo wszystko…
    - Jasne – syknął tylko i zwrócił się do milczącego dotąd, Ani-san. – Co masz dla nas ważnego? – Objął blondyna władczo ramieniem, posyłając kobiecie ostrzegawcze spojrzenie.
     - Sasuke, ja nie chcę, że… - protesty obejmowanego uciszył pocałunkiem, po czym wyszeptał mu wprost do ucha: - Jeśli nie chcesz, bym się tak zachowywał, to nie zapominaj, że tu jestem.
    - Sasuke, Naruto – odwrócili głowy w kierunku Ity. – Przestańcie na moment. Inata, mów – kunoichi westchnęła przeciągle.
    - No dobrze – spojrzała wprost w oczy Jinchiruuki. – Chciałam to inaczej rozegrać, ale Tsunade mi na to nie pozwoliła. Wybacz, że dopiero teraz, że w ten sposób. Nazywam się… I-Inata Uzumaki i jestem twoją kuzynką – obserwowała twarz adresata swoich słów, z szybko bijącym sercem.
    - Ku-kuzynką? – Wyjąkał, otwierając szerzej oczy. – J-Jak to możliwe? Nie, to musi być żart, przecież bym o tobie słyszał…
     - Nieprawda, tylko nie liczni o niej wiedzieli – Sasuke objął go mocniej, głaszcząc po plecach.
    - Czyli ty? – Wycharczał, a jego oczy zmieniły barwę na krwistą.
    - Ja mu o niej powiedziałem – Itachi patrzył na niego z lekkim niepokojem.
    - I jeszcze ty?! – Czerwona poświata leniwie zaczęła otaczać jego ciało. Znów nie panował nad Kuramą,  a przecież stosunkowo niedawno opanował Byuudamę. – Każdy, tylko nie ja!
    - To nie tak, ja i Inata byliśmy… - Starszy próbował załagodzić, lecz Naruto go nie słuchał. Z coraz większą zaciekłością wbijał przydługie pazury w blat stolika, a wtedy… stało się coś dziwnego. Uzumaki położyła swoją dłoń na jego gorącej dłoni. Jej tęczówki zmieniły barwę na złoto-różową, otoczyła ją również złota poświata. Bracia patrzyli na to wszystko z zaskoczeniem jak i ciekawością wypisaną na twarzach. Kobieta, starając się nie utracić kontaktu wzrokowego z blondynem, wycharczała zmienionym głosem:
     - Kurama, wycofaj się – nie musiała powtarzać, by tęczówki Naruto powróciły do swojego naturalnego koloru, lecz chłopak zdawał się lekko przytłumiony. – Nic mu nie będzie, potrzebuje tylko odpoczynku – poinformowała zatroskanego Sasuke, wstając i wychodząc za stolika. – Przyjdę później – dodała tylko, znikając im z oczu.
    - Masz mi coś do powiedzenia? – Spytał młodszy z braci, niedowierzając. – Przecież ona miała nie żyć! – Zawołał z pretensją w głosie, głaszcząc swojego chłopaka po głowie i gromiąc na wszystkich ciekawskich ostrymi spojrzeniami a’la Sasuke Uchiha. Jego brat westchnął przeciągle i zaczął mu tłumaczyć całe zajście.

***
*
***

         - Mówiłam to już Uchisze! To nie miało prawa wypalić, a ja wyszłam na całkiem obcą i nieczułą! – Zielonooka zmaterializowała się w gabinecie swojej starej znajomej i od razu przeszła do sedna. Kage patrzyła na nią lekko powiedziawszy, znudzona i poirytowana.
    - A jak chciałaś to rozegrać? Jakkolwiek i kiedykolwiek byś mu nie powiedziała, byłoby źle. Mogłaś pojawić się dużo wcześniej – syknęła w jej kierunku wrogo. Dziewczyna lekko spąsowiała.
     - Nie mogłam… - bąknęła zawstydzona – choć tego naprawdę żałuję…
     - Dość – przerwała jej blondynka. – Mam was wszystkich dość. Ty żałujesz, że się ujawniłaś dopiero teraz, Sasuke Uchiha, że mnie zdradził i odszedł z wioski, jednocześnie tracąc przyjaciół, Itachi, że wybił klan i rozstał się z tobą, Naruto, żałuje, bo mimo siły, nic nie zrobił, by młody wrócił… Co z wami, ludzie! – Zielonooka słuchała jej, zaskoczona i zdenerwowana. – Każdy z was zachowuje się, jakby nie było rozwiązania. A wystarczy porozmawiać. Normalnie jak dzieci. Potraficie walczyć, ścigać, piętnować, nienawidzić, a przede wszystkim zabijać. A jeśli chodzi o wasze prywatne życia, nie macie za gorsz odwagi i zrozumienia! Boicie się! – Wybuch kobiety dał jej do myślenia. – Komplikujecie wszystko bardziej, niż jest w rzeczywistości skomplikowane. Teraz pójdziesz do Naruto i z nim szczerze porozmawiasz, zrozumiano? – Przytaknęła w milczeniu. – A ja… znajdę rozwiązanie, dzięki któremu ten cały syf się skończy! Naprostuję to wszystko, albo zwariuję z waszymi błahymi problemami! – Zakończyła, odprawiając ją skinieniem ręki. No tak, Tsunade miała rację. Wszyscy czuli się winni, a przecież tak naprawdę nikt z nikim niczego do końca nie wyjaśnił. Kierując się przeczuciem, zawitała w progi rezydencji Uchihów.

***
*
***

         Każdy kto go znał pomyślałby, że to do niego niepodobne. Rzadko sięgał do czegoś takiego, jak średniej zwykle grubości przedmiot, z zakładkami, papierowymi, zapisanymi gęsto stronami, spiętymi klejem dobrej jakości. Tak, Kiba Inuzuka czytał książkę. I to nie byle jaką – o insektach znanych przede wszystkim w jego rodzinnym kraju. Można by pomyśleć, że to jakieś jego nowe hobby, a tak naprawdę Psiarz się uczył. Uczył się o jakimś tam żuku gnojaku, żółwinku zbożowym czy pospolitych chrząszczach, a dlaczego? Krótko mówiąc, był gejem i podobał mu się Shino Aburame. Nie, to za prosto. Kiba nie był gejem, on po prostu zakochał się tylko i wyłącznie w tym chłopaku i z nim pragnął być. Na swój sposób coś mu już tam podszepnął aluzjami, lecz nie był pewny, czy ciemnowłosy załapał, a jeśli tak, co o tym myśli. Więc przyrzekł sobie, że go zdobędzie znanym sposobem – zacznie się interesować tym, czym interesuje się Shino. Spadło na insekty.

         Wzdychał ciężko, starając się zapamiętać liczne fakty o powłokach, odnóżkach i tym podobnych, gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi jego mieszkania. Jak się spodziewał, był sam, więc zwlekł z łóżka swoje seksowne cztery litery i skierował się do przedpokoju. Zdziwiony zauważył, że gość wprosił się do środka.
    - Wybacz, mam nadzieję, że nie jesteś zły, ale nie chciało mi się czekać – zobaczył w pomieszczeniu swojego wymarzonego chłopaka i lekko się zdenerwował. Zakłopotany zacżął drapać się po głowie.
    - Nie, skąd – bąknął, patrząc na niego lekko maślanym wzrokiem. Zaraz się opamiętał, lecz Aburame zdążył to już zauważyć. – Zapraszam na salony – wskazał dłonią przestrzeń za sobą, choć nie łudził się, że chłopak skorzysta.
     - Dzięki – zaskoczony patrzył, jak brunet ściąga sandały i przechodzi do salonu. – Gdzie jest twój pokój? – Zapytał dziwnym głosem, nie patrząc na gospodarza, choć jego mina była warta zobaczenia. Szeroko rozwarte powieki, jeszcze szerzej otwarte usta (tzw. Karpik), zdrętwiałe mięśnie. Z trudem odpowiedział.
    - Na górze – i patrzył, jak czarnooki wdrapuje się na drugie piętro. Jak we śnie, podreptał za nim, nadal w szoku.
    - Ładnie tu… tak swojsko – skomplementował pokój szatyna, większości pokryty zdjęciami i jego autorskimi rysunkami psów. – Sam naszkicowałeś tego tu Akamaru? – Wskazał największy rysunek przedstawiający jego psa o białej sierści, jak przekształca się w swojego właściciela.
    - No tak – przytaknął, obserwując chłopaka, naprawdę będąc zdezorientowanym. – Chcesz coś do picia? - Zapytał, by nie zapadła krepująca cisza.
    - Nie, dziękuję – rozglądający się dotąd Shino, skupił spojrzenie swoich zamaskowanych okularami przeciwsłonecznymi oczu, na Kibie. – Chciałem cię o coś zapytać, tylko bądź ze mną szczery – kiwnął głową ze zrozumieniem. – Co byś zrobił, gdyby okazało się, że… twój przyjaciel woli chłopaków? – Chwila męczącej ciszy. Zgroza. A potem…
    - Nic, bo sam jestem gejem i nawet się w kimś zakochałem – odparł zgodnie z prawdą, oddychając lekko. Trochę mu ulżyło, choć gość nie wiedział i tak najważniejszego.
    - Rozumiem – Shino uśmiechnął się za kapturem. – A mogę na ciebie liczyć, gdy będę potrzebował pomocy w pozyskaniu serca tej osoby? – Całą wolą próbował nie ukazać emocji, jakie wzbudziło w im to zdanie. Nie wiedział, czy mu się udało.
    - O-oczywiście – bąknął słabo, lekko zwieszając głowę. Po chwili ją jednak poderwał. – Od tego są przyjaciele – krzyknął trochę zbyt entuzjastycznie, z nieszczerym uśmiechem.
    - Świetnie – chłopak wstał z zajmowanego wcześniej łóżka i sięgnął do kieszeni po srebrną kopertę. – Proszę, tu masz plany imprezy – podał mu je, patrząc na niego bacznie. – Nara prosił, byśmy mu pomogli w organizacji…
    - Wiem, Ino mi już to powiedziała – rzucił lekko, patrząc jak gość kiwa mu na pożegnanie głową i opuszcza jego pokój.

***
*
***

- Sasuke, miałem dziwny sen – obudził się w mieszkaniu swojego chłopaka, z głową na jego kolanach. – Ale na szczęście ty tu jesteś – dodał zaspanym głosem, sięgając jego ust. Potrzebował tego, jak sucha studnia wody. Czuł się dziwnie roztrojony i niepewny, a miękkie wargi Uchihy na jego, koiły zdenerwowane serce i spięte mięśnie. – Nie opuszczaj mnie już nigdy – wyszeptał, zatapiając się w kruczoczarnych tęczówkach.
    - Nigdy – potwierdził bezwiednie brunet, całując go w skroń. – Co ci się śniło? – Jak dotąd Uzumaki nie świadom był, że w salonie są jeszcze dwie osoby.
    - Jakaś piękna kobieta o fioletowych włosach rozmawiała z nami w restauracji, a ty byłeś taki zazdrosny – zaśmiał się krótko. – A potem… potem ona powiedziała coś dziwnego… Że jest moją kuzynką… - posmutniał nagle. – Czaisz? Miałbym w końcu mieć rodzinę? Przecież to niemożliwe.
    - Naruto, bez względu na sen, masz mnie i Itachiego. My jesteśmy twoją rodziną, młotku.
    - Naprawdę? – Zapytał blondyn z nadzieją, a siedząca nieopodal zielonooka westchnęła z lekkim uśmiechem. Niebieskooki był w tym momencie taki słodki…
    - Tak – przytaknął Ita, ujawniając się nad jego głową. – Jednak to o czym mówiłeś, to nie sen. Inata?
    - Naruto – chłopak zerwał się zaskoczony i patrzył niedowierzającym wzrokiem na siedzącą przed nim kobietę. Identyczna jak we śnie! – Już ci mówiłam, ale się powtórzę. Jestem Inata Uzumaki, w moich żyłach płynie taka sama krew jak twoja. Jestem twoją kuzynką i proszę o wybaczenie, że nie było mnie tak długo z tobą. Ale obiecuję, nigdy więcej nie pozwolę, byś był samotny – słuchając, pochłaniał wzrokiem figurę dziewczyny, jej krótkie już, fioletowe włosy, zielone oczy, kształtną figurę, czarny płaszcz, ubranie. Dokładniej czarne, sportowe spodnie z małymi promieniami na nogawkach i kaburą na kunai na prawej nodze, dopasowane, krwistoczerwone sandały, widoczną zza czarnej bluzy biały podkoszulek, zakryty kratką, małe kolczyki w kształtach wiru w uszach i dziwny naszyjnik na szyi.
    - Niemożliwe! – Krzyknął, na nowo zaskoczony. – Nie możesz być z mojego klanu, nie masz czerwonych włosów i granatowych oczu, jak moja mama! – Bez słowa wstała i zsunęła z siebie czarny płaszcz, po czym odwróciła się tyłem do chłopaka, ukazując tył bluzy. Widniał na niej dumnie emblemat jego klanu, tak jak na rękawach, tuż przy nadgarstkach.
    - Dasz mi szansę wszystko wyjaśnić? Od mojego powrotu, aż do koloru moich włosów? – Zapytała z nadzieją, a gdy blondyn przytaknął, uśmiechnęła się szeroko.