poniedziałek, 12 sierpnia 2013

04. One - shot - Byłeś dla mnie wszystkim... czego pragnąłem.

Jak widać, cofamy się znów o parę sekund moi drodzy.

Została mu niecała minuta, czekał cierpliwie. Matka natura, jakby nie zgadzając się z jego wolą, zaprzysięgła do walki wszystkich swoich podwładnych. Ziemia niemal uciekała spod stóp mężczyzny, jakby chciała powiedzieć, że ma stąd odejść i cieszyć się życiem. Z granatowych chmur gęsto spadały zimne krople deszczu, które wołały go do życia. Były tak wychłodzone, jakby chciały go zmusić do osłonięcia się pod dachem jakiegoś budynku. Najlepiej byłego kochanka. Wiatr niemal targał jego ciałem i smagał go po twarzy, jakby go policzkując za to, że chce tak haniebnie postąpić. Liście drzew lawirowały wokół niego, jakby chcąc mu wytrącić z dłoni broń. Lecz Kakashi Hatake cieszył się z jej usilnych starań. Walka natury przypominała mu bitwy, które stoczył. Zawsze chciał umrzeć niespokojnie, w czasie potyczki, jak przystało na prawdziwego ninja. Teraz niemal tak było, bo przeciwstawiał się najbardziej doświadczonemu przeciwnikowi. Spoglądając w niebo, z nikłym uśmiechem odliczał dzielące go od spotkania z ojcem i przyjaciółmi, sekundy.

10. Zamknął oczy i zrywając z twarzy maskę, próbował przywołać wspomnienie twarzy Iruki. Nie mógł. Krople deszczu zarysowywały jego rysy.

9… Ich pierwszy pocałunek w jego domu i ciche wyznania.

8... Wspominał ich pierwszy raz, gdy dane mu było podziwiać ciało bruneta.

7… Skupił się w przywołał tak dobrze znany sobie zapach ukochanego.

6… Zacisnął dłoń, w której trzymał prezent od niego, czując każde zaokrąglenie i wypukłość.

5…Wspólna misja, podczas której jego ukochany Iruka omal nie zginął.

4… Romantyczne oświadczyny. Na to wspomnienie delikatny uśmiech ostatni raz rozświetlił jego twarz.

3… I niech trwają: wiara…, że był kimś ważnym dla niego..

2… nadzieja.., że niedługo się spotkają..

1… i miłość. Jedyna wartość, jaką należy się kierować. I on się kierował.

Wybiła północ - i nagle wszystko ustało. Metal przebił serce zrozpaczonego kochanka, liście opadły, wiatr się zatrzymał, ziemia ustąpiła, siarczysty deszcz zastąpiły szczere łzy i jeden krzyk. Pełen bólu, żałości, złości, smutku, przerażenia. Tak silny, przeraźliwy i beznadziejny, jaki tylko może być krzyk kogoś, kto traci najważniejszą osobę w życiu. Osobę, która była całym światem, warta wszelakiego dobra i prób.

Ciało opadało powoli, jakby przegrana matka natura pragnęła, by przeciwnik, jej syn, opadł miękko na ukochaną ziemię. Jak gdyby chciała, by jego umęczone ciało i dusza już więcej nie ucierpiały, by tknięte tylko zimną, bezlitosną stalą nie miały na sobie innych uszkodzeń. Jak gdyby to była doskonała śmierć nieszczęśliwej miłości.

~*~*!*~*~

To, co zobaczył sprawiło, że jego serce przestało bić. Nie mógł uwierzyć.

Przy grobie Sakumo Hatake stał jego ukochany ze sztyletem w dłoni, nakierowanym na siebie, Dokładniej na serce. Przyśpieszył, nie mógł sobie pozwolić na jego stratę. Nie teraz. Nie jutro. Nigdy. Zmieniająca się pogoda nie zatrzyma go. Wiedział, że zostały mu tylko cztery sekundy.
            Błyskawica. Iruka spostrzegł uśmiech na twarzy jonnina, determinację, zawziętość w jego postawie. Wiedział, że źle postąpił, czekając. Uświadomił sobie, że Hatake też czekał, na niego, na jego decyzję.
            Wirujące liście sprawiły, że niemal stracił orientację. Nie widział nic, prócz marmurowego nagrobka Kła Konohy. Przedzierał się do przodu, bo wiedział, że Kakashi nie słyszy jego błagalnego krzyku.
            Wiatr dzielnie zagłuszał jego żałobny wrzask. Brunet odbijając się od jednego z kamieni, zahaczył stopą o jadeitowy krzyż. By utrzymać równowagę zatrzymał się, tracąc cenną sekundę. Gdy był na tyle blisko, by przekrzyczeć dziecko natury, nagle wszystko ustało. Było już za późno. Jego płaczliwy głos rozniósł się echem po cmentarzysku, sprawiając, że Kakashi ostatni raz się uśmiechnął.

~*~*!*~*~

Zatrzymał się, zdezorientowany. Koło niego przemknął Iruka, zapłakany i załamany. Był przed nim, może udałoby mu się powstrzymać Hatake. Gdyby nie to, że obiecał, ale Naruto.. zawsze spełnia obietnice, bez względu na to, czego dotyczą i czy jej skutki mogą go zranić.

Czuł się jak bohater kiepskiego filmu, w którym dobro i miłość przegrywają. Patrzył, jak były nauczyciel podbiega do szarowłosego i chwyta jego umierające ciało, tuląc jak dziecko. Widział, jak Iruka zachłysnął się łzami i krzyczał z rozpaczy. Tak bardzo mu współczuł, zatrzymując się na ciężkiej metalowej bramie. Otworzył ją i zrobił krok. Wiedział, co się stanie, jednak nie bał się. Przyjaciół się nie zostawia. Wykonał szybki ruch, chcąc dostać się jak najdalej, lecz Kakashi to przewidział. Gdy tylko przesunął stopę milimetr od bramy, coś go odrzuciło, a on sam miał przed oczami tylko ciemność. Złapały go silne, opiekuńcze ramiona Sasuke. Zniknęli, bo mężczyzna rozumiał, że para nieszczęśliwych kochanków musi zostać sama. To ich ostatnie wspólne chwile.

~*~*!*~*~

- Kakashi! – Udało mu się uchwycić ciało mężczyzny, nim te gruchnęło z całym impetem o zimny kamień. Upadł ciężko z byłym kochankiem na kolana i oparł się o główkę nagrobka Sakumo. Trzęsącymi dłońmi rozpiął kamizelkę ukochanego i próbował wyjąć sztylet, by opatrzyć ranę. Miał nadzieję. – Dlaczego, kochany, dlaczego mi to robisz? – Pytał żałośnie, tuląc jego umierające ciało jak dziecko. Zacisnął powieki i pozwolił łzom płynąć swobodnie. Otaczały ich dwie nieprzeniknione siostry: ciemność i cisza. Widział sączącą się z rany truciznę, wiedział, że Hatake chce umrzeć za wszelką cenę.
- Iruś, moje życie.. – usłyszał cichy szept i zamarł. Spojrzał na odkrytą twarz kochanka z ulgą, lecz tylko przez chwilę. Wiedział przecież, że to koniec. Ich koniec.
- Kakashi? – Z uporem powtarzał jego imię, choć nie był tego do końca świadomy.
- Nie pytaj, dlaczego, skarbie. Delfinku, ja naprawdę nigdy … khm.. – ciałem jonnina zatrząsnął przeraźliwy kaszel, z ust popłynęła krew.
- Wiem, to ja przepraszam… - wyszeptał brunet, zatapiając usta w jego wargach. Ten ostatni raz. Ostatni na Ziemi. – Kocham cię, Kaszalocie i zawsze będę kochał. Przepraszam, że nie przyszedłem, że kazałem ci czekać, że byłem na tyle samolubny… - Umino wyrzucał z siebie słowa, tak jak z oczu płynęły mu łzy. Powstrzymała go tylko chłodniejąca dłoń kochanka na jego policzku.
  - Byłeś dla mnie wszystkim, czego pragnąłem, Iruka. – Światełko zgasło, syn Kła Konohy odszedł. Kolejny krzyk rozdarł nocną ciszę. Nie mógł opanować drżenia dłoni, gdy widział, jak Jego oczy tracą blask. Żal, jaki nim zawładnął, ból i strach, jakie mu towarzyszyły, utrata tej jedynej osoby… Widok śmierci.. Niemoc działania… To wszystko doprowadziło do podjęcia decyzji. Był pewny. Odczekał tylko sekundę i wbił sobie w pierś kunai. Pierwsze kunai, jakim Naruto go pokonał w Ninjutsu. Czuł tępy, nieznośny ból, gdy metal przebijał się przez skórę i organy wewnętrzne, lecz się uśmiechał. Wiedział, że nie kazał długo czekać ukochanemu i że zostawia Uzumakiego w dobrych rękach. Przez chwilę tylko zawahał się, lecz gdy spojrzał na twarz Hatake, spokojną, jakby uśpioną, był pewien, że będzie dobrze. Ostatkiem sił objął mężczyznę mocniej przykładając swoje czoło do jego. Zamknął oczy wsłuchując się w potęgujące wycie wiatru. Tak jak jego kochanek, teraz on czekał aż ramiona śmierci mocniej go oplotą i zobaczy ukochanego, czekającego przed bramą niebios.

Zagubieni odnaleźli się, na zawsze wiążąc już z pełną ufnością. Bóg łagodnie przymykał oko na ich związek, widząc, co byli gotowi poświęcić, by w końcu się połączyć. Wiem na pewno, że wszystko im się ułoży, żal tylko, że musieli się zabić, by zrozumieć, jak wiele znaczą dla siebie. Musieli tak wiele oddać, jednocześnie tak dużo zyskując.

~*~*!*~*~
           
Po pogrzebie Kakashiego i Iruki Hatake, wielu nie mogło się pozbierać. Głównie Naruto, ale to on wywalczył u Tsunade uznanie tej dwójki małżeństwem. Był pewien, że obaj bardzo by tego chcieli, tym bardziej, że Iruka przyszedł do niego w jednym ze snów, prosząc o to. Spełnił jego prośbę, jednocześnie myśląc o Sasuke. Dowiedział się od Sakury, że to on przyniósł go do szpitala w dniu śmierci kochanków i że zajął się nim na czas trwania techniki. Lecz gdy się obudził, mężczyzny już nie było, czego się spodziewał. Od tamtej chwili minął miesiąc. Blondyn spotkał go tylko raz, tuż po pogrzebie, gdy obaj zamyśleni zwrócili się do miejsca, w którym przed dziesięciu laty miał odbyć się ich „męski” sparing. Do miejsca, któremu zawdzięczali wspólne, piękne dziesięć lat. Sasuke widząc go chciał zrobić krok w jego kierunku, lecz Uzumaki nie był gotowy na to. Każąc mu się zatrzymać, wyciągnął dłoń z kluczami do mieszkania Uchihy. Spodziewał się, że mężczyzna weźmie je od niego i to w taki sposób, by nie dotknąć jego dłoni nawet minimalnie. Zdziwił się, gdy hebanowowłosy podszedł do niego i delikatnie zamknął jego dłoń na przedmiocie. Spojrzał mu w oczy i zobaczył pierwsze łzy. Jedyne, jakim kiedykolwiek Sasuke pozwolił płynąć. Zaskoczyło go to. Usłyszał tylko: Ja nadal na ciebie czekam. Nie wyrzuciłem cię z mojego życia, kochanie, a potem został sam na środku polany.

Dziś też tu przyszedł, bijąc się z myślami. Jednak miejsce to zmieniło się: drzewa były powyłamywane, kilka zwierzątek leśnych leżało martwych, a wokół nie było ani jednej roślinki. Za to wokół leżały setki kunai, gałęzi, zużytych notek wybuchowych. Naruto podszedł do jednego z drzew i zauważył zaschnięte ślady krwi i… katanę Sasuke. Opadł na kolana i wziął broń w dłonie. Dotykał jej niemal z czcią, wspominając, jak nieraz nią oberwał podczas treningów z brunetem. Bo, pomimo, że byli kochankami, nie zapomnieli, że są shinobi i równymi sobie przeciwnikami. Pieścił palcami rękojeść, przesuwał po ostrej krawędzi ostrza. Zamyślony, zaciskał dłoń coraz bardziej, aż poczuł pieczenie. Podniósł ją bliżej i jak maniak przyglądał się sączącemu z ranki brunatnemu płynowi. Myślał nad tym wszystkim, co stało się w przeciągu ostatniego miesiąca. Śmierć shinobi dała mu wiele do myślenia, czego skutkiem była decyzja o szczerej rozmowie z Sasuke. Obaj popełnili niewyobrażalny błąd, najgorszy, jaki można było zrobić w związku, ale przynajmniej on nie chciał go stracić. Za bardzo go kochał i był pewny, że postąpiłby jak Iruka-sensei, gdyby brunetowi coś się stało. Chwytając mocniej katanę, skierował się do dzielnicy Uchiha. Owszem, mógł się teleportować, ale potrzebował chwili, żeby pomyśleć nad tym, co mu powiedzieć. Wiedział, że nie będzie łatwo to naprawić. Lecz się kochali, a to chyba najważniejsze?

Blondyn, mimo, że się nie spieszył, to już po kwadransie był pod rezydencją kochanka. Tęsknił za nim, nogi same go niosły, zwiększając tempo. Szczerze spodziewał się tego, bo jeśli chodzi o tę osobę, ciało często go nie słuchało, jednocześnie zawsze zdradzając. Patrząc w okna budynku, zadrżał. Tak bardzo kochał ich właściciela i bał się, że nie uzyska przebaczenia. Sam wybaczył Sasuke już dawno, wiedział, że to, co się stało było również jego winą... Może, gdyby go nie prowokował... Pchnął furtkę i aż zatrząsnął się ze strachu i niepewności, słysząc jak skrzypi. Delikatnie, by tym razem nie wydawała zdradzieckich dźwięków, zamknął ją za sobą i ruszył w stronę wrót wejściowych. Tu również przystanął, zastanawiając się czy zapukać, użyć klucza, czy uciec. Wybrał drugą opcję, a pod wpływem rosnącej paniki, nie zorientował się, że para czarnych, niczym noc, która zapadła, oczu obserwuje jego poczynania z okna na piętrze, a ich właściciel rozważa kilka niebezpiecznych dla niego samego pomysłów.

Naruto wszedł do ciemnego jak zawsze i tym razem zagraconego przedpokoju. Tak, jakby ktoś pakował się w pośpiechu. Lecz nim zdążył nad czymkolwiek głębiej się zastanowić, czyjeś silne ręce pchnęły go na zamknięte drzwi, a łapczywe wargi wpiły się w jego niemal anielskie, jak mawiał Uchiha, usta. Niebieskooki na początku się spiął, lecz gdy poznał smak ust Sasuke, przywarł do niego całym ciałem, mrucząc cichutko i oddając pocałunek. Miecz upadł z brzękiem na podłogę. Dla niższego z mężczyzn była to wieczność i nigdy już nie chciał żegnać się z tą słodyczą. Oderwali się od siebie, a ciepło właściciela rezydencji zniknęło. Uzumaki domyślił się, że hebanowowłosy się z nim żegna, ale nie może na to pozwolić. Nie, ich historia nie skończy się tak jak miłość Hatakich. Nie pozwoli mu na takie zakończenie. Już raz go opuścił, przecież nie może go drugi raz tak zranić, szczególnie nie po tym, co było między nimi. Jinchiruuki, z cichym imieniem ukochanego na ustach, przeszukiwał kolejne pomieszczenia, na każdym z poziomów. Niemal wpadł w panikę, gdy w żadnym z nich go nie znalazł, lecz przypomniał sobie o ogrodzie za budynkiem, w którym Drań uwielbiał przesiadywać. Przeteleportował się tam i ujrzał bruneta siedzącego pod drzewem. Podszedł do niego pewnie, lecz mężczyzna wydawał się zaskoczony jego widokiem.
- Co ty tutaj...
- Myślę, że musimy porozmawiać - przerwał mu blondyn, spadając obok i łapiąc jeden z kwiatów sakury.
- Nie mamy, o czym, zraniłem cię kolejny raz. Przepraszam - warknął zrozpaczony. Niebieskooki położył mu dłoń na ramieniu.
- Wiem, ale też nie jestem bez winy. Obaj... popełniliśmy błąd. Żaden z nas nie jest bez winy. Ja również... cię zdradziłem.
- Mam tego świadomość, Lisku. Duma klanu Uchiha nie pozwala mi ci wybaczyć... - Uzumaki się spiął - ... ale jeśli chodzi o ciebie... - brunet zakrył oczy ramieniem. - Słucham swojego serca.
- I co ci teraz podpowiada? - Wyszeptał blondyn, drżąc. Obawiał się słów, które zaraz wypowie Sasuke, bo jeśli odejdzie znów... Nie chciał nawet o tym myśleć. Zamknął oczy, oczekując odpowiedzi.
- To - zamiast usłyszeć słów, poczuł delikatny pocałunek w skroń, potem policzek i na wargach. Nim zdołał zareagować, czarnooki odsunął się i czekał. Spodziewał się ciosu, a gdy to nie nastąpiło, zaczął wyrzucać z siebie słowa z zawziętością. - Naru, kocham cię i wiesz o tym. To, co się stało... do teraz czuję do siebie gniew i obrzydzenie. Zraniłem nie tylko osobę, na której mi zależy, ale też samego siebie. Gdy kochałem się z Iruką, czułem, jakbym robił to z tobą. Wiem, to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale naprawdę tego żałuję - zamknął oczy i zaczął się podnosić, lecz powstrzymała go dłoń na karku.
- Oh, Sasuke, zostań - mężczyzna usiadł, a niebieskooki spojrzał mu w oczy. W sumie w nich utonął. - Ja również nie jestem bez winy. Sasuke, mój Sasuke - zbliżył twarz do jego ust. - Nie straćmy tego, Dobe. Błagam cię - wyszeptał, zatapiając usta w wiśniowych wargach. Te kilka słów, które usłyszał od swojego Naruto, kompletnie go zaskoczyły, lecz z namiętnością oddawał pocałunek. Walczył o dominację z jego cudownie miękkim językiem, wyrażając żal, tęsknotę, miłość i smutek, jaki czuł przez ostatni miesiąc. Tak bardzo chciał pokazać mężczyźnie swoje uczucie, jednak nie poddał się pożądaniu. Nie teraz, choć czuł, że jego ukochany tego pragnie. Za dużo jeszcze mieli sobie do wyjaśnienia, wszystko musieli rozpocząć od nowa, lecz byli szczęśliwi, że mają siebie. Śmierć Kakashiego i Iruki nauczyła ich cenić to, co ofiarował im los.


Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem,
I chciało się beztrosko płynąć w dał,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenie
Ty i Ja.
I nagle byłem gotów grać o wszystko,
I nawet, jeśli to największy błąd,
Gdy kocha się, naprawdę całą reszta to blade tło.

Tak miało być,
Taki jak Ty zdarza się tylko raz
Wznosiliśmy się coraz wyżej by,
Dotykać nieba i za chwilę spaść
Tak miało być
Na zawsze zamieszkać w ramionach Twych...

Pamiętajmy, że miłość jest czymś szczególnym. Nie pozwólcie, byście musieli coś stracić, by ją docenić.

            Ich ostatnia misja, na której ich serca przestaną bić, razem, w tym samym czasie.
  - Naruto?
- Tak, Sasuke? – Wyjął z kieszeni srebrno-złotą bransoletkę i podsunął blondynowi bliżej.
- Zostaniesz moim jedynym na dobre i złe, po życia kres, ukochany? – Pomimo bólu wyjął z dłoni kochanka biżuterię i ostatkami sił zapiął sobie na nadgarstku.
  - Tak, Draniu. Na zawsze – ostatni, delikatny uśmiech mocniejsze ściśniecie dłoni i zamknięte oczy. Byli w raju, razem i nikt ani nic ich już nie rozdzieli. Na zawsze zamieszkali w ramionach swych. Dwa ciała zimne, niczym lód, utonęły w piasku, lecz ich serca, niegdyś gorące, nie pozwolą o sobie zapomnieć. Wieczna miłość, choć tak inna, nie do zniszczenia.

Czyste srebro, jakim był Uchiha, zimne, piękne, wyjątkowe
Ciepłe złoto, jakim był Uzumaki, nieoszlifowane, trwałe, kruszące nawet najtwardsze lody
Tak odmienne, razem połączone, są dowodem wieczności, jej znakiem rozpoznawczym
Naigrywają się ze Śmierci, bladej, schorowanej i chwilowej, bo przecież trwa tylko kilka krótkich sekund… I nigdy nie zniszczy prawdziwej, wiernej miłości.

Fin.

3 komentarze:

  1. Piękne, aż mi się oczy zaszkliły. Wzruszyła mnie końcówka. ;_____;
    Życzę mnóstwo weny i pozdrowienia ~<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż łezka pociekła *-* Pięknie, przepięknie napisane! Bardzo uczuciowo, tak jak lubię. Zauważyłam, że zawsze bierzesz "ciężkie" tematy lub problemy. To bardzo odważny krok. Niekażdy umie to tak ciekawie sformułować jak ty i niekażdy umie podołać takiej tematyce. Naprawdę, ogromne brawa.
    Pozdrawiam, i życzę dużo weny.
    Kaja Jelonek

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również jestem wzruszona tym opowiadaniem. Ogromna ilość uczuć, idealnie pokazanych. Piszesz na prawdę cudownie. Pokazałaś czym jest prawdziwa miłość, zarówno dobre strony jak i złe, których niestety też nie brakuje. Najważniejsze to chcieć naprawić błędy i mieć ku temu odwagę. Naruto i Sasuke na szczęście tego nie brakowało, chodź jest to trudniejsze niż może się wydawać.
    Końcówka również bardzo uczuciowa, szkoda tylko, że nieco bardziej jej nie rozwinęłaś, bo czuję niedosyt, chetnie czytałabym jeszcze i jeszcze. :)
    Przy okazji informuję, że pojawił się nowy rozdział na naruto-school-stories.blog.pl
    Pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny. ;*

    OdpowiedzUsuń