Jak to zostało napisane? Nie wiem. Zaczęłam tego shota dawno, miałam nawet większość napisaną, ale zawsze coś przeszkadzało mi skończyć. Ale dziś, korzystając, że byłam w bibliotece sama, skończyłam go i proszę. To niestety nie oznacza, że wraca mi wena, ba, niedługo będę miała masę obowiązków, więc z pisaniem będzie ciężko. Lecz możecie być pewni czterech notek w miesiącu.
Tytuł: Projekt życia
Kategoria: SasuNaru półgębkiem.
Uwagi: Nie betowany (czyli nie sprawdzany zbytnio przeze mnie, ale nie powinno pojawić sie zbyt wiele błędów.)
Zapraszam:
- Ja tego nie zrobiłem, nie rozumie pan? –
Niebieskooki mężczyzna z impetem uderzył dłońmi w blat stojącego przed nim biurka. – Jestem
niewinny! – Siedzący naprzeciw niego brązowowłosy biznesmen zaśmiał się cicho.
- Nikt poza panem, panie Uzumaki, nie był
w budynku mojej firmy w piątek, dwudziestego stycznia, po godzinie dwudziestej.
Nie ma innego winnego – jego białe, zaostrzone zęby lśniły w blasku
zachodzącego słońca. – Jest pan zwolniony.
- Ale to naprawdę nie ja! Dostęp do tego
pliku miała jeszcze ta dziewczyna od kserowania, no, dattebayo… Kurotsuchi!
- Niech pan nie będzie śmieszny i nie
oczernia moich pracowników. I tak ma pan szczęście, że nie założyłem panu
sprawy za niedotrzymanie warunków umowy i pracę na szkodę mojej reputacji.
- Ale…
- Niech się pan nie powtarza i jak
najszybciej znika mi z oczu. Za pół
godziny proszę się zgłosić do głównej księgowej, Tsunade, o należne panu
wynagrodzenie za ostatni miesiąc. Nie mamy o czym rozmawiać, żegnam – ze
smutkiem, tak rzadko widocznym na jego buzi, wyszedł z pomieszczenia, wbrew
sobie, nie trzaskając drzwiami. Zmarła przed kilkoma laty matka, uczyła go, że
cokolwiek gdziekolwiek by się nie działo, trzeba zachować swoją godność. I
klasę. Idąc zatłoczonymi korytarzami, kątami oczu wyłapywał współczujące, bądź
zadowolone spojrzenia. No tak, wielu skorzysta na odejściu tak świetnego
projektanta, a szczególnie wspomniana Kurotsuchi. W końcu zajmie jego miejsce.
Zamyślony, skierował się do swojego byłego gabinetu i zaczął składać swoje
prywatne rzeczy do przyszykowanego już kartonu.
- Wieści szybko się rozchodzą – syknął, po
czym westchnął głęboko. Pracował dla Momochi’ego pięć lat, od skończenia
studiów, a ten go ot tak wywala i do tego mu nie wierzy. – Świat jest
niesprawiedliwy – dodał, segregując niedawno narysowane szkice. Po chwili na
nowo je rozrzucił, nie widząc w tym sensu. Zgodnie z umową, wszystko co
wyrysowała jego ręka w ostatnich pięciu latach, należało do Zabuzy. Usiadł na
plastikowym, półokrągłym krześle w kolorze morskich fal i poprawił szaro-białą
arafatkę w kratę. Zamknął oczy i odchylił się do tyłu. Wdychał zapach
poukładanych wokół rulonów różnego rodzaju tkanin. Odpłynął, lecz tą niebiańską
chwilę przerwało mu pukanie. Uniósł leniwie powieki, odsłaniając intensywny
błękit, tak bardzo hipnotyzujący. Przez oszklone drzwi zauważył Irukę Umino,
starszego projektanta. Machnął ręką na znak, że może wejść.
- Coś się stało? – Zapytał niskim,
seksownym głosem, wprawiając mężczyznę w zakłopotanie. Dobrze wiedział, że
brązowowłosy jest gejem, jak on sam zresztą i wręcz uwielbiał go podpuszczać.
Jeśli chodzi o puszczenie… puścił mu oczko i sugestywnie oblizał wargi, na co
Delfinek, jak nazywali Irukę, zarumienił się słodko.
- Przestań to robić, mógłbym być twoim…
ojcem! – Odwarknął zawstydzony gość, siadając na krześle naprzeciw biurka, za
którym siedział blondyn.
- To
przestań reagować – znów zmysłowy szept. – A wiek mi nie przeszkadza, jak
dobrze wiesz – widząc zdrętwiałego ze wstydu bruneta, zaśmiał się serdecznie. A
gdy on się śmiał, wszystkim wokół niego robiło się lżej na duszy.
- Słyszałem, że Momochi cię zwolnił… -
zaczął Umino, gdy emocje przestały w nim buzować. Blondyn w odpowiedzi machnął
lekceważąco ręką.
- Nieważne, znajdę lepszą pracę – odparł
wesoło, choć tak naprawdę było mu ciężko. – Nie wiesz, czy Tsunade jest wolna?
– Nie udało mu się zmienić tematu.
- Naruto… jeśli będziesz potrzebował
pomocy, powiedz – nie mógł słuchać jego współczującego bełkotu, lecz coś go
zaalarmowało. - … Solidarnie zwolnię się od tego tyrana…
- Nie, nie, nie! – Przerwał monolog
projektanta, mrużąc groźnie oczy. – Nie zrobisz tego. Masz na utrzymaniu dwójkę
dzieci i chorego Asumę, zapomniałeś?! – Niemal warknął w jego stronę,
wstając ze złością z fotela. – Jeśli masz jeszcze jakieś podobnie głupie
pomysły, naprawdę zostaw je dla siebie. Konferencja skończona – widząc, że
Iruka nie kwapi się z wyjściem, sam przemaszerował gabineto-pracownię i
skierował się do działu kadr. Serio wkurwiali go tacy ludzie jak Umino. Owszem,
fajnie wiedzieć, że ma się wsparcie, ale… przecież w życiu trzeba być
odpowiedzialnym! A on miał na głowie dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa i
chorego na białaczkę, Sarutobiego, obecnego partnera życiowego. Nie, żeby Iruce
czegoś brakowało, był spoko przyjacielem, ale… miał dziwną manię na punkcie
honoru i pomagania innym. Zwłaszcza pomoc wyrzutkom społeczeństwa była jego
uzależnieniem. Chciał pomóc wszystkim, tylko nie samemu sobie. Nie raz z Asumą
próbowali mu wyjaśnić parę spraw, lecz był nieugięty. Jebany Samarytanin.
Stał przed wysokim na kilkaset metrów,
wieżowcem w centrum Nagasaki. Z obrzydzeniem wpatrywał się z wypełniony złotem,
napis: „Modystyle – Momochi Zabuza sp. z o.o.”. Że też przepracował dla tego
chuja tyle lat, a ten go zwolnił za niby zagubienie ważnego dokumentu, którym
de facto, była jego własna praca. Naprawdę brzydziły go przeszklone piętra, z
wielkimi oknami i szarymi ścianami. Z
miłym dla uszu, wściekłym warknięciem, wyjął telefon z kieszeni. Wykręcając
numer taxi, myślał nad tym, jak wyjaśni swój powrót do domu swojej partnerce
życiowej, Shinjitsu. Na pewno nie spodziewała się go o tej porze. Siedząc w
bardziej żółtym od słońca samochodzie, patrzył ze smutkiem i zmęczeniem na
mijane budynki. Jeden zwrócił jego uwagę – wysoki, elegancko wykończony
wieżowiec, którego większość okien zasłaniał ogromny baner z przystojnym
brunetem o nieziemsko czarnych oczach, ubranym w elegancki, włoski garnitur i
dopasowane, wypastowane chyba diamentem, buty. Napis obok chłopaka głosił:
„Uchiha Enterprise – projektowanie ubrań. Staram się, by Twoje życie opływało w
luksusy”. Nie zdążył zapisać numeru, lecz postanowił w niedługim czasie się tam
wybrać. Kto wie, może teraz będzie pracować dla tego seksownego chłoptasia?
- No wiem, wiem, miałem być za parę
godzin, zepsułem ci dzień – przemawiał do swojej miłości, ściągając drogę
kurtkę, czarną czapkę, arafatkę i porządne, zimowe buty. – Mam nadzieję, że nie
zdążyłaś spełnić swoich wszystkich zamierzeń – z dłońmi zajętymi zakupami,
skierował się do kuchni swojego mieszkania, urządzonego według najnowszej mody.
Nienawidził co najmniej raz w roku zmieniać mebli, kosztowało to majątek, ale
kto widział projektanta mody niemodnie ubranego, albo mieszkającego wśród
staroci? Na nowym, białym blacie małego, kuchennego stołu postawił torby i
nakładając kapcie, wszedł do połączonego z jadłodającym pomieszczeniem, salonu.
– Ej, no! Nie bocz się na mnie za to, że nie zdążyłaś rozpruć zębiskami
kolejnej poduszki, albo osikać moich magazynów, nie moja wina! – Wśród drogich
mebli zauważył białą niczym leżący na ulicach miasta śnieg, sierść. –
Shinjitsu, no weź… - chwilę później leżał na plecach, na miękkim, perskim
dywanie, a wspomniana miłość, całowała go namiętnie po policzkach, podbródku,
nosie czy kształtnych wargach. W zamian blondyn zatapiał dłonie w jej długich,
śnieżnych kudłach. Czarne oczka samojeda świdrowały go na wylot, wyczekując.
Chłopak, widząc to, zaśmiał się wesoło. – Wiedziałem, że te miłostki będą mnie
kosztowały. W pierwszej – wyartykułował i patrząc z ciepłem na suczkę, podniósł
się z podłogi. W tym czasie Prawda (Shinjitsu – Prawda), wskoczyła na jego z
krzeseł i opierając się łapami o blat stołu, zatopiła nos we wskazanej przez
niebieskookiego, torbie. Wynuflała nosem średnich rozmiarów paczkę swojego
ulubionego smakołyku – karmy z dodatkiem drobiu i wieprzowiny. Zadowolona ze
swojej zdobyczy, szczeknęła głośno, ponaglając swojego pana. – No, już, pewnie
– pogroził jej palcem, po czym zgodnie z jej życzeniem sięgnął po opakowanie i
rozcinając je, połowę jego zawartości wygarnął do miski. – Proszę cię bardzo –
dodał, zajmując się wypakowywaniem reszty zakupów. Nie spodziewał się, że Sai,
jego współlokator, coś kupi, bo jako student architektury, ciągle był spłukany.
Zamyślony, machinalnie zaczął pichcić swoje ulubione, zaraz po ramen, pene. Ugotował makaron, oczywiście rurki,
usmażył kawałki piersi z kurczaka, przyprawił oregano, bazylią, solą i
pieprzem, a następnie stworzył idealny śmietanowo-serowy sos z brokułami. I
choć ślinka mu ciekła na samą myśl o potrawie, nie miał ochoty na jej
skonsumowanie. Żołądek uciskał masakrycznych rozmiarów, kamień. Zawsze go czuł,
gdy życie dawało mu kopniaka w tyłek. Westchnął cierpiętniczo i sięgając po
portfel, ubrał klapki z krokodylej skóry. Co prawda, brzydził się zabijaniem
zwierząt, ale te obuwie musiał zakupić, by wesprzeć jednego z początkujących
kolegów. Odliczył 1200 jenów i wyszedł z mieszkania, instruując Shinjitsu, by
go pilnowała. Westchnął jeszcze raz i zaczął wspinać się po chodach. Że też
właściciel mieszkania, które wynajmował, musiał mieszkać na ostatnim,
dwudziestym piętrze, a winda musiała akurat dzisiaj się zepsuć. Gdy udało mu
się przeprawić przez znienawidzone elementy architektury, stanął przed drzwiami
lokum numer 82. Zadzwonił. Po dłuższej chwili otworzyła je na oko, około
20-letnia blondynka, z niemal równie niebieskimi oczętami jak jego, długimi,
poczochranymi włosami i odzianym w skąpy szlafrok, seksownym ciałem.
- O, hej przystojniaku – wyszeptała
zmysłowo, ukazując nagie udo. – Czego tu szukasz?
- Przyszedłem do Jirayi, wpuścisz mnie,
ślicznotko? – Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i przepuściła go do środka. Jak
się spodziewał, w bogato, choć niemodnie urządzonym salonie, kręciły się
jeszcze dwie dziewczyny, z tym, że nagie. Jedna, różowowłosa, mrugała do niego
zalotnie, poprawiając obnażone piersi, a druga, czerwonowłosa, z okularami i
ładnymi oczami, zakryła się i usiadła na kanapie.
- Jestem Ino, kociaku – poznana wcześniej
pani, przedstawiła się. – Jeśli miałbyś ochotę na figle, to…
- … to jesteś już zajęta, prawda? –
Dziewczyna, słysząc głos swojego męża, cicho przytaknęła i cofnęła się do
sypialni. – A więc, Naruto, co cię do mnie sprowadza? – dopiero teraz zobaczył
odzianego w czerwono-biało-czarny szlafrok królewski, białowłosego mężczyznę,
który delektował się szampanem. I choć Uzumakiemu było trudno to przyznać,
brzydziła go profesja obecnych kobiet.
- Przyszedłem z czynszem. Tysiąc dwieście,
jak co miesiąc – wyciągnął rękę z pieniędzmi w stronę starszego.
- Odlicz dwieście – Jiraya uśmiechnął się
na widok zaskoczonej miny blondyna. – No odlicz te dwieście, więcej zarabiam,
nie musze od was aż tyle zdzierać.
- Ale Jiraya…
- Nie ma ale, stać mnie – pisarz przywołał
gestem dziewczynę o włosach różowych jak kwiaty sakury, a ta, nie zważając na
stojącego nieopodal niebieskookiego, rozsunęła poły jego szlafroka i klękając
przed nim, zaczęła mu obciągać. – Jesteś dla mnie… jak syn – dodał, rozsiadając
się wygodniej i oddając przyjemności. Naruto, lekko zaskoczony, wziął
wspomniane wcześniej 200 jenów i cicho dziękując, szybko ewakuował się z
mieszkania Ero-sennina, jak zwykł go nazywać i wrócił do siebie. W przedpokoju
zauważył dwie pary butów – dziwaczne, kolorowe Sai’a i nieznane, czarne, obite w
dobrej klasy, skórę, oczywiście włoską. Z pytaniem wypisanym na twarzy, wszedł
do kuchni, opuszczając tym samym przedpokój. Tam zauważył przyjaciela w
towarzystwie siedzącego do niego tyłem, czarnowłosego o głębokim, męskim
głosie, który zapewne nie ma problemów z zapadaniem w pamięć. Obaj mężczyźni raczyli
się ugotowanym przez blondyna, daniem.
- Smakuje? – Zapytał, przechodząc dalej i
machając na powitanie Sai’owi, którego usta wypełnione były smakołykiem.
- Nad wyraz smaczne – przeniósł wzrok na
drugiego z obecnych i zaniemówił. Skądś znał przystojną, wręcz idealnie
japońską twarz o bladej niczym księżyc, nieskazitelnej cerze, z dwoma pięknymi,
niemającymi końca, tunelami zamiast oczu, wydatnymi, całuśnymi ustami, równie
wydepilowanymi brwiami, półostrym, męskim podbródkiem, idealnie gładkimi
policzkami, które rzadko się różowiły i prostym, symetrycznym nosem.
- Uchiha! – Wydarł się, zapominając na
moment o dobrych manierach.
- A owszem – odparł sztywno chłopak, z
nikłym uśmiechem. – A pani jest? – Stojący naprzeciw niego blondyn
poczerwieniał ze złości.
- Pan jest – poprawił go zimno, odwracając
się do nich tyłem. – Uzumaki – syknął, zaciskając dłonie w pięści. Przecież
musiał widzieć jego gabaryty i brak piersi, co podkreślał obcisły sweterek.
- Miło mi. Dokładniej, jestem Sasuke –
wcale nie było słychać tego „miło”. Sai przyglądał się ich wymianie zdań, lekko
skonsternowany. – I nie lubię gejów – dodał wyniośle, kątem oka objeżdżając
kształtny tyłek blondyna. Ten właśnie odwrócił się ku niemu, wyprowadzony z
równowagi.
- Po czym wnioskujesz, że jestem
homoseksualistą, snobie? – Spytał, coraz mocniej zaciskając dłonie w pięści.
- Po twoim wyglądzie – odparł zwięźle
czarnooki, lustrując go na wylot. Kapcie z małymi peniskami (wina Sai’a),
opinające uda i pośladki, rurki, wspomniany obcisły sweter, pomarańczowy jak
jesienne słońce, idealne do bólu dłonie, z przyciętymi równo skórkami i
wypolerowanymi na błysk paznokciami, gładka, opalona jakby samoopalaczem, cera,
zabójczo niebieskie oczy z podkreślonymi lekko tuszem, rzęsami, modnie ułożone i
przystrzyżone włosy… Zapewne mógł przypominać gorącego.
- Mylisz się, Naruto nie jest gejem –
student postanowił się wtrącić, by rozładować atmosferę. Mógł uraczyć go małym kłamstewkiem. – Jest projektantem
mody, jak ty – tym razem niebieskooki objechał uważnym wzrokiem gościa. Modna,
postrzępiona fryzura, piękna twarz, zawieszony na szyi, ozdobny, czarno-szary
szal, granatowa koszula w czarną kratę z wyszytym z tyłu czerwonym wachlarzem,
emblematem firmy Uchihy, który widniał na banarze, czarne, elegancie spodnie z
niskimi kieszeniami, dopasowana ciemnoszara kamizelka przewieszona przez
oparcie krzesła, wspomniane wcześniej, włoskie buty w przedpokoju. Jak to się
stało, że nie poznał „kolegi” po fachu?
- Co się patrzysz? – Cichy, niski warkot,
otrzeźwił go trochę. Spłonął lekkim rumieńcem wstydu, bo został przyłapany. Nim
się znów odwrócił tyłem, z krótkim: „nic”, zauważył, że mężczyzna ma
poobgryzane paznokcie i dziwną szramę na prawej dłoni. Wkurzony, nałożył sobie
sporą porcję obiadu i wymaszerował z kuchni, by w swoim pokoju spokojnie
powściekać się na tego bezczelnego gnojka.
Wieczorem zajmował kanapę w salonie i
głaszcząc śnieżną suczkę, zajadał się lodami. Zawsze tak robił, gdy coś mu nie
wychodziło, lecz na szczęście, nigdy nie przybierał na wadze. Całe popołudnie
wściekał się na tego całego Sasuke, w końcu, jak on śmiał tak podle
zażartować?! Zamyślony nie zauważył, że w przypływie nagłej furii, przełączył
na kanał emitujący filmy dla dorosłych.
- Oglądamy pornole, co? Wiesz, jak dla
ciebie, ten byłby lepszy – z otępienia wyrwał go głos przyjaciela, który
podebrał mu pilota od telewizora i przełączył właśnie na kanał emitujący
programy erotyczne tylko dla gejów. – Naruś, przepraszam za to, co się stało
dzisiaj – brunet usiadł obok niego i podciągnął nogi do siebie, po czym
wyłączył tv.
- Nie masz za co, nie twoja wina – odparł
machinalnie Naruto, oddychając głęboko. – Zwolnili mnie z pracy, mam podły
humor.
- Zwolnili cię? Ale za co? Przecież jesteś
jednym z najlepszych projektantów, większość ludzi jest wniebowzięta, mogąc
nosić ubrania zaprojektowane przez ciebie – Sai zdawał się być mocno poruszony
jego słowami.
- Wyobraź sobie, że narysowałem bardzo
ważny strój dla królowej Anglii, na uroczystość chrzcin jej wnuczka, Jerzego –
zaczął relacjonować, nieprzerwanie dłubiąc w pudełku z zimnym smakołykiem. –
Przygotowałem wszystko – wymiary, opis tkanin i proporcji, jakich mają użyć
krawcowe, rodzaje zdobień, listę dodatków, jakie muszą przygotować, miejsca
zdobycia najwyższej klasy materiałów, ceny, no jednym słowem, wszystko – brunet
przytaknął, dając mu tym samym znać, że słucha. – No i w zeszły piątek, jak
wychodziłem z firmy, dałem całą teczkę z dokumentami Kurotsuchi, tej odpowiedzialnej
za kserowanie. Kazałem jej zrobić kopię każdej strony, bo miałem je wysłać do
Anglii, żeby tam zatwierdzili mój pomysł. A ta mała… suka, niby to zgubiła całą
teczkę – westchnął, kolejny raz uświadamiając sobie, jakie to kuriozalne, że to
on został obarczony odpowiedzialnością.
- No, to znaczy, że to jej wina… - student
uśmiechnął się ciepło, domyślając się, że dla Zabuzy było inaczej. Niestety.
- Z tym, że ta szmata sypia z Momochi’m i w
ten sposób załatwiła sobie przepustkę na moje miejsce – zrezygnowanie i
poczucie niesprawiedliwości wylało się z niego, pod postacią tych gorzkich
słów. Uzumaki odsunął od siebie lody ze wstrętem. – Zaraz pęknę – siedzący obok
chłopak, był dziwnie zamyślony. Po chwili oprzytomniał.
- Powiem Sasuke, żeby cię przyjęli do
siebie – podsunął, kiwając w odpowiedni sposób głową, by go zachęcić.
- Nie ma mowy! – Naruto zdawał się
przerażony pomysłem Sai’a. – Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!
- Jak chcesz, chciałem tylko pomóc –
czarnooki wycofał się, sięgając po pozostawione przez blondyna, lody.
- A ty skąd go w ogóle znasz? – Choć usta
miał zapełnione orzechowym rajem, starał się odpowiedzieć w miarę wyraźnie.
- Studiuje na ihnhym wyhdziale i jessst
nowy. Pomoghłem mu dojść… do jednej z sal.
- Niezbyt romantyczna historia – skwitował
kwaśno Uzumaki, po chwili śmiejąc się w głos. – Wiedziałeś, że z niego taki
drań? – Sai, nie mogąc mówić, pokiwał przecząco głową. – Szczęście twoje, bo
jakbyś wiedział i mi go sprowadził… Byłoby z tobą krucho, nie, Shinjitsu? –
Samojed, jak na zawołanie, szczeknął głośno i nastroszył sierść. – No, to
idziemy spać – podniósł zgrabnie cztery litery i kiwając przyjacielowi, zniknął
za drzwiami swojego pokoju. Prawda oczywiście dumnie wkroczyła za swoim panem i
nim ten zdążył wyjść z łazienki umytym, wymuskanym i wypachnionym, zasnęła z
łbem na jego poduszce. Zrezygnowany, podsunął sobie drugą i układając za psem,
zasnął.
Następnego ranka odebrał od listonosza
wszelkie prywatne dokumenty, jakie pozostawił u tego gnoja, Zabuzy, w tym
świadectwo pracy i, o dziwo, rekomendację. Po szybkim śniadaniu zasiadł do
laptopa i raz-dwa wyklikał nowe, oryginalne CV, które następnie wydrukował.
Ubierając się elegancko, w głowie wyszukiwał miejsca, w których mógłby się
zgłosić, szukając pracy. Spodziewał się, że może mieć małe kłopoty ze
znalezieniem etatu teraz, gdy dopiero co wypuścili na rynek jego nową linię
ubrań. Westchnął rozczarowany i zajął łazienkę, szykując się do wyjścia.
Usłyszał, że Shinjitsu skomli w szczególny sposób. Wiedział już, że Sai wrócił
z porannych zakupów. Nakładając krem przeciwzmarszczkowy, a potem fluid,
zawzięcie analizował sytuację z wczoraj. Nie wiedział do końca dlaczego
zachowanie tego całego Uchihy nie może wyjść mu z głowy.
- Prawda! – Krzyknął, wchodząc do kuchni,
gdzie zastał swojego przyjaciela w towarzystwie potencjalnego wroga.
- A więc jesteś gejem, który w zawoalowany
sposób próbuje pokazać, że jest inaczej? – Przeniósł wzrok z widoku za oknem na
wspomnianego czarnowłosego.
- Eee? – Nie rozumiał nic z jego
wypowiedzi. Mózg mu się jeszcze nie obudził. – Tak? – Zaryzykował, co
poskutkowało wesołym śmiechem Sai’a i cynicznym uśmieszkiem Sasuke.
- Wiedziałem – skomentował, sięgając po
kubek z zaparzoną niedawno kawą.
- Ale, że co? – Zapytał, patrząc
zdezorientowanymi oczyma to na jednego, to na drugiego. – Sai, czy ja właśnie
się do czegoś przyznałem?
- Noo – wydukał łaskawie, nic mu nie
wyjaśniając i dodatkowo, krztusząc się ze śmiechu.
- Przyznałeś, że jesteś gejem – dokończył
chłodno Uchiha, rzucając mu wyzywające spojrzenie. I możecie mi wierzyć,
Naruto, mimo swojej drobnej postury zaatakowałby tego przystojnego padalca,
gdyby ten nie wypowiedział kolejnego zdania. – Słyszałem, że szukasz pracy.
Czyżby twoje rysuneczki nie podobały się już Momochi’emu? – Zapytał z
sarkazmem, a Uzumaki uświadomił sobie, dlaczego czarnooki jest dla niego taki
wredny i opryskliwy. Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie, sam się zwolniłem. Zarobiłem już na
tym biznesie tyle, że postanowiłem dać szansę innym. Na przykład takim płotkom,
jak ty. O ile wiem, od ponad pół roku
niczego nie sprzedaliście, prawda? Czyżbyś już zapomniał, jak się projektuje? –
Wkurwiony do granic Uchiha wstał i chwycił go za kołnierz koszuli.
- Powtórz to, a nie ręczę za siebie! –
Syknął w jego kierunku. Zdezorientowany Rúto (według mojego słownika, Korzeń)
podniósł się z zajmowanego krzesła i próbował delikatnie rozdzielić kolegów.
- Panowie, dajcie spokój – przekonywał, lecz
jego słowa nie docierały do zbuntowanego blondyna i wściekłego bruneta, którego
oczy przypominały szparki węża.
- Jesteś nieudacznikiem, którego prac nikt
nie chce wykorzystywać! – Był hardy, choć wiedział, że z tym palantem nie ma
najmniejszych szans. Gdy poczuł prawy sierpowy na swojej skroni,
niewytłumaczalnie jego tęczówki zmieniły kolor na krwistoczerwony, a członki
same ruszyły do kontrataku. Szarpali się i okładali pięściami, nie zważając na
zdezorientowanego brązowowłosego, który z całych sił próbował ich rozdzielić.
- Ale za to nie jestem jakimś podrzędnym
dupodajem! – Nie mógł przestać okładać, bądź co bądź, słabszego blondyna, który
powoli tracił siły. Ugodził go w najważniejszą cechę jego charakteru, wartość –
dumę Uchihów. Widział, że poturbowany mężczyzna wręcz słania się na nogach i
traci przytomność, a potem z łoskotem upada na ziemię. Nerwy mu puściły,
zawahał się i nie zadał ostatecznego ciosu. Lekko zamroczony patrzył na
krwawiące ciało niebieskookiego. Wstał z klęczek i obtarł również krwawiącą
skroń i usta, a tymczasem Sai dzwonił już na pogotowie. Nie widząc innego
wyjścia, bez słowa ruszył w kierunku drzwi.
- Nie, ojcze, nie pójdę – odparł,
patrząc nienawistnie na swojego rodziciela. – Nie chcę go tutaj, nie rozumiesz?
- Nie, Sasuke, to ty nie rozumiesz –
skarcił go stojący nieopodal Itachi. – Naruto Uzumaki to skarb, a jeśli Momochi
był na tyle głupi, że go zwolnił, to my wykorzystamy tą szansę – tłumaczył
spokojnie, obserwując napiętą twarz brata. – Nie ma w całej Japonii lepszego
projektanta, bez urazy – młody zmarszczył brwi, nie podobało mu się to.
- Ja się z nim pobiłem trzy dni temu! Jak
to sobie wyobrażacie? Że pójdę i zaproponuję mu pracę w naszej firmie? –
Wysyczał, akcentując słowo „naszej”.
- I że go przeprosisz – dodał Fugaku,
obdarzając go rzeczowym spojrzeniem.
- Pf, niedoczekanie – warknął, zakładając
ręce na piersi. Widząc zachowanie swojego Ototo, westchnął przeciągle.
- Ojcze, może ja pójdę? – Zapytał, mając
dość dziecinnego zachowania Sasuke.
- Nie. Jeśli naprawdę chcesz przejąć po
mnie firmę – zwrócił się do najmłodszego syna – musisz pozyskać dla nas Naruto
Uzumakiego. Nie mam nic do dodania – opuścił eleganckie biuro swojego ojca, w
najgorszym, jak dotąd humorze, w całym swoim życiu.
Z nienawiścią patrzył na mury Szpitala
Nowoczesnego Pierwszej Ery, choć one nic mu nie zrobiły. Jego wściekły i
zarazem ostry wzrok niemal zabijał. Pielęgniarka w recepcji przez chwilę
zastanawiała się, czy może go wpuścić na teren placówki. Z zaciętą miną, oczami
ciskającymi gromy i zabójczym spojrzeniem, nie budził zbyt wielkiego zaufania.
Lecz nazywał się tak, jak się nazywał, wiele to tłumaczyło. Wjechał sterylną
windą na siódme piętro, a jego oczom ukazał się długi korytarz z mnóstwem
pokoi. Kłujący w oczy pomarańcz wyziewał ze ścian, nie pozwalając mu się
uspokoić. To, do czego został zobligowany przez starszych członków swojej
rodziny napawało go odrazą. Miał go przeprosić? Niedoczekanie, tak jak
powiedział wcześniej. Idąc za przeczuciem, stanął przed pokojem numer 112. Co
prawda, to do końca nie było przeczucie, już dziesięć pomieszczeń wcześniej
słyszał głośny śmiech swojego wroga. Musiał przyznać, że dźwięki, jakie wypływały
ze znienawidzonego gardła, były naprawdę przyjemne dla ucha i sprawiały, że
człowiekowi było trochę lżej na duszy. Odetchnął głęboko i zapukał, jak
przystało na dżentelmena.
- Sai, przecież mówiłem ci, że nie musisz
pukać! – Usłyszał wesoły krzyk blondyna. Zacisnął usta w wąską kreskę i
nacisnął klamkę. – No, mam nadzieję, że nie będę się mu… - atmosfera w
pomieszczeniu natychmiast uległa zmianie. Chory przestał się śmiać, ba, nawet
piękny, słoneczny uśmiech spełzł mu z twarzy. Siedząca obok chłopaka
pielęgniarka wstała i nisko się skłaniając, wyszła z sali szpitalnej. Brunet z
zadowoleniem stwierdził, że Uzumaki sam zajmuje cały pokój. Oszczędzi mu to
wielu upokorzeń i ciekawskich spojrzeń. – Uchiha… - wyrzucił przy wydechu, a
jego niebieskie oczy rozszerzyły się do wielkości małych spodków.
- Jak się czujesz, Uzumaki? – Zapytał,
siląc się na względnie miły ton.
- Do-dobrze, dz-dziękuję – odpowiedział, po
czym przetarł oczy, zaskoczony. – Nie, no wzrok mnie nie myli, toż to Uchiha! –
Wykrzyknął rozbawiony, drapiąc się po głowie.
- We własnej osobie – potwierdził i usiadł
na wcześniej zajmowanym przez pracownicę szpitala, krześle. – Pomyślałem, że
przyjdę i zobaczę co u ciebie…
- Wyrzuty sumienia, co? – Prowokował
Naruto, a Sasuke, choć nie to było jego celem, dał się złapać.
- Jak mocno cię poobijałem, słabiaku. Może
pstryknę fotkę i wrzucę na facebooka’a? – Warknął z niemiłym uśmieszkiem,
patrząc na podbite oko, zszytą dolną wargę, kilka zadrapań i sześć świeżych,
poziomych blizn, po trzy na każdym policzku. Jego wróg aż cały się spiął.
- Ładnie z twojej strony, że się o mnie
martwisz, nieudaczniku – odwarknął blondyn, z satysfakcją obserwując żyłkę na
czole bruneta.
- Widzę, że to jak cię poturbowałem,
niczego cię jednak nie nauczyło… młotku – mimo narastającej irytacji uśmiechnął
się podle. – Chcesz powtórki?
- A ja za to widzę, że jesteś takim zerem,
za jakiego cię miałem. Uderzysz słabszego? Całkiem dorośle i po męsku –
odparował, a siedzący naprzeciw czarnooki podniósł się z krzesła.
- Nie biję debili, ale dla ciebie mogę
zrobić wyjątek!
- Dawaj! – Odziedziczona po matce
waleczność i upór dawały o sobie znać. Gdy znów mieli się pookładać, do sali wszedł
Sai, nie mniej zdziwiony obecnością czarnookiego.
- Sasuke? A co ty tutaj robisz? Myślałem,
że się nie trawicie – skomentował, kładąc na stoliku przy łóżku projektanta,
tacę z cytrusami. Wspomniany mężczyzna rozluźnił zaciśnięte dotąd pieści. – Skoro
już jesteś, może podrzucisz mnie na uczelnię? – Spytał, a gdy brunet lekko
kiwnął głową, zwrócił się do Naru. – Masz wszystko, czego potrzebujesz. Ja będę
wolny za parę godzin, przyjdę do…
- Wiem, wiem. Leć już, bo się spóźnisz
przeze mnie – niebieskooki klepnął go w ramię i na nowo się położył.
- Jak coś, to dzwoń – poprosił, wychodząc
już z pomieszczenia. – Sasuke, idziesz?
- Poczekaj na mnie przed autem, muszę coś
tu załatwić – udał, że wychodzi za studentem, lecz cofnął się. Napotkał
ironiczne spojrzenie lazurowych oczu. Prychnął, po czym cicho wywarczał w jego
stronę: - Mój ojciec chce, byś dla niego pracował.
- Nani? – Spytał, lekko ogłuszony
wiadomością, blondyn. Uchiha uśmiechnął się złośliwie.
- Czyżbym także osłabił twój słuch? – Chory
ogarnął się.
- Nie, Panie Ciemności, nie udało ci się. I
możesz powiedzieć swojemu ojcu, że odmawiam. Za nic nie chciałbym pracować z
kimś tak górnolotnie beznadziejnym, jak ty, Uchiha Sasuke.
- Tatuś będzie niepocieszony – zironizował
i ze szczerym uśmiechem triumfu, odwrócił się tyłem do młotka. Lecz chwilę
później uśmiech znikł.
- Albo nie. Przekaż, że przyjmuję ofertę –
głośne trzaśnięcie drzwi utwierdziło go w przypuszczeniach. Młody projektant
nie chciał go w firmie ojca. Dlaczego by nie zrobić mu na złość?
Wszedł do wysokiego budynku ze
wspomnianym wcześniej, ogromnym banerem. Przywitał go ochroniarz, ubrany w
jedną w zaprojektowanych przez niego bluz.
- Dzień dobry, ja do pana Uchihy w sprawie
pracy – pomachał czarną, elegancką teczką przed twarzą mężczyzny.
- Nic nie musi mi pan mówić, od dwóch
tygodni firma huczy o tym, że przyjdzie pan do nas. Nazywam się Kakashi i wręcz
ubóstwiam pańskie projekty – wypiął dumnie pierś, ukazując prostą, acz
wyszukaną bluzę, granatową, ze srebrnymi zdobieniami na rękawach. – O,
przepraszam, mógł pan nie poznać przez tą cholerną, ochroniarską kamizelkę – z
obrzydzeniem wskazał czerwono podobne coś. Naruto zaśmiał się dźwięcznie.
Wskazując mężczyźnie z dziwnymi, siwymi włosami, by się nachylił.
- Jeśli mnie tu przyjmą, przeforsuję szkic
nowych uniformów – wyszeptał mu na ucho, puszczając oczko.
- Liczę na to – odparł pracownik Uchihów,
prowadząc go przez bogaty hol do szklanej windy. Gdy blondyn wszedł do niej,
nacisnął przycisk z numerem 10. – Niech pan zapyta o Shizune, ona pana dalej
poprowadzi – poinformował go, cofając się.
- Niech
już pan przestanie. Jestem co najmniej z dychę od pana młodszy. – Wyciągnął
dłoń w kierunku czarnookiego. –Jjestem Naruto Uzumaki – ochroniarz uśmiechnął
się ciepło zza maski.
- A ja Kakashi Hatake – chciał ująć dłoń
niebieskookiego, lecz ten musiał ją cofnąć. Drzwi zasunęły się leniwie.
- Następnym razem – krzyknął wesoło,
opierając się o jedną ze ścianek elektronicznego cudu. Winda zatrzymała się na
poziomie piątym, skąd Uzumaki miał pełny widok na hol i recepcję, jaką przed chwilą
przemierzał szybkim krokiem. Musiał przyznać, że projektant wnętrz się postarał
– granatowe ściany idealnie współgrały z czerwono-czarnymi wachlarzami,
objętymi srebrem. Marmurowe meble, duży srebrny napis z banneru, zdjęcia
dotychczasowych właścicieli obute biało-złotymi ramkami, powieszone na
grafitowych ścianach, mała fontanna w kształcie dwóch stojących naprzeciw
siebie mężczyzn w starych strojach, z wyciągniętymi przed sobą dłońmi i
palcami, wszędzie egzotyczne palmy, starożytne katany… Z całości biła taka
precyzyjność i duma, że nie dziwił się niepewnym gościom, zwiedzającym ten cud
architektury. Zamyślony, nie spostrzegł, że do windy weszła dwójka mężczyzn,
przy czym jeden obrzucił go niemal nienawistnym spojrzeniem. Ocknął się, gdy
usłyszał przytłumioną rozmowę i rozpoznał głos jednego z przybyłych. Podniósł
wzrok i napotkał grafitowe tęczówki wpatrujące się w niego z wściekłością.
Uśmiechnął się przekornie. – Uchiha – zaakcentował jego nazwisko z wyraźną
niechęcią.
- Tak? – Odpowiedział mu drugi mężczyzn, a
blondyn zorientował się, że musi to być brat Sasuke i wspólnik Fugaku, Itachi.
Spojrzał nań z ciepłem, a jego uśmiech zyskał na przebiegłości.
- Och, przepraszam, nie wiedziałem, że ma
pan tak samo na nazwisko jak mój przyjaciel, Sasuke – odparł, powiększając
uśmiech do granic. Młodszy z braci w sobie przyznał, że jest to widok całkiem
przyjemny. – Nazywam się Naruto.
- Uzumaki? – Zapytał Ita, a gdy ten
przytaknął, również się uśmiechnął. – Itachi Uchiha – podał mu dłoń i
zlustrował jego sylwetkę. – Całkiem seksowny jesteś, jak przystało na
prawdziwego projektanta – blondyn zarumienił się lekko, pozwalając mężczyznom
podziwiać nad wyraz słodki ewenement jego natury.
- Dzięki, ty również, jak na wypranego z
uczuć biznesmena – tym razem czarnooki zaśmiał się, a Sasuke zacisnął ze złości
zęby. Nie wiedzieć czemu nie podobało mu się to, że jego Ani-san podrywa
niebieskookiego.
- Dość, bo się wyrzygam – warknął
nieprzyjemnie, lustrując projektanta wzrokiem.
- Och, Sasuke, jesteś nieuprzejmy –
skwitował starszy, trącając go lekko. – Skąd znasz mojego niewychowanego brata?
– Był ciekawy, czy ten przyzna się do
małej utarczki, jaka miała miejsce między nimi kilka tygodni temu. Naruto
uśmiechnął się na zastosowany przez bruneta epitet wobec drania.
- Powiedzmy, że mieliśmy tą przyjemność
trzy tygodnie temu, w moim domu. Sasuke jest… jakby to określić… Znajomkiem
mojego współlokatora – postawił na szczerość, a co. Winda się zatrzymała, a ich
oczom ukazał się elegancki, utrzymany podobnie jak hol i recepcja, sekretariat.
- A więc twoją śliczną buźkę zniekształcił?
- Ano tak. Oświecił go blask mojej
zajebistości i nie wytrzymał, chłopaczyna – klepnął młodszego bruneta w ramię,
a ten odtrącił jego rękę z obrzydzeniem.
- Jesteś jak słońce, nie da się na ciebie
patrzeć – odparował, w głowie analizując wypowiedź.
- Coś ci się riposta nie udała – jego
towarzysze zaśmiali się, po czym weszli do prywatnego gabinetu Fugaku Uchihy.
- Wiesz, po przemyśleniu… z twoich ust
brzmiało to jak komplement – drążył młody projektant, rozglądając się po modnie
urządzonym pomieszczeniu.
- Naruto, zaczekaj tu, zaraz sprowadzę ojca –
zostawił blondyna sam na sam z bratem, mając nadzieję, że ten zachowa się
stosownie. Jego nadzieja okazała się płonna, bo gdy tylko zamknęły się za nim
drzwi, dopadł do chłopaka i przyciskając jego ciało do ściany, wysyczał mu
wprost do ucha.
- Posłuchaj, Uzumaki! Nie zagrzejesz tu
miejsca, obiecuję! Jesteś nic niewartym śmieciem – Jinchiruuki, bo tak
przezywał go Iruka, zaśmiał się, lekko zduszonym głosem.
- Na szczęście, z tego, co wiem, ty nie
masz nic do gadania – uścisk na jego gardle zacieśnił się.
- Jeszcze, ale to niedługo się zmieni –
wycharczał brunet, sprawiając, że po jego plecach przeszły ciarki. Ale nie
strachu, raczej pożądania. Uchiha spojrzał w rozanielone mimo wszystko, oczy,
zamglone, odrobinę przestraszone jak i zdeterminowane. Potem na rozchylone,
malinowe wargi, poczuł oddech chłopaka na swoim policzku. I nie wiedzieć czemu,
dla niego w tym momencie projektant był seksowny. Kierując się przeczuciem,
zatopił swoje usta w jego wargach, a ten zaskoczony, rozszerzył je, z czego
skorzystał Sasuke. Zatracił się w pocałunku, dłonie skierował na włosy chłopaka
i zaczął ciągnąć go za kosmyki. Z zapamiętaniem lizał wargi, ssał język i
trącał go, zapraszając do wspólnej zabawy. Naruto, choć z początku był w szoku,
zaczął oddawać pocałunek z rosnącą pasją i namiętnością. Nic wokół się nie
liczyło, tylko ich urywane oddechy, wzajemne smaki, płynąca z pocałunku,
rozkosz. Zapamiętywali swój zapach, analizowali każdy z jego naturalnych
ingrediencji, pieścili wzajemnie. Nie chcieli się od siebie odrywać, pragnęli,
by magia chwili trwała i trwała. Kończąc, muskali swoje wargi delikatnie, trąc
swoje nosy o siebie.
- Sasuke… - seksowny jęk uleciał z gardła
Uzumakiego, sprawiając, że Uchiha zapragnął go poczuć, tu i teraz. Przy sobie.
Nad sobą. W sobie. – Sasuke… odsuń się – opuszczone dotąd powieki rozsunęły
się, onyksowe tęczówki spotkały się z topazowymi. Dopiero teraz doszło do
niego, co przed chwilą zrobili. Bez słowa wycofał się z pomieszczenia i
zostawił go samego, ciągle czując na ustach jego smak.
- Temari, nie tak! Poprowadź cięcie
trochę głębiej, rozumiesz, żeby – podjął leżący przed nim skrawek materiału i
przyłożył do swojej klatki piersiowej – taka piękna panna jak ty, wyglądała w
tym anielsko i niewinnie. Patrz – zatoczył się kilka razy, wykonując pełne
obroty wokół własnej osi i podskakując w miejscu. – Jestem sobie piękna Temari,
talalalala! Jestem aniołkiem, lala! – Zakręcił się jeszcze raz, trzymając
błyszczący, bo podrasowany brokatem, jedwab z milionem słodkich, kolorowych
kokardek. – Idę, sobie, nanana – wołał piskliwym głosikiem, hasając w jej
kierunku. – Jestem taka bezbronnaaaa – westchnął teatralnie, a potem zmienił
ton. – Ale nikt nie wie, że gdy się zbliży – warczał niebezpiecznie, do
krawcowej – rarr, zagryzę! – Odwrócił bluzkę na drugą stronę, plecami. –
Sprowadzę na samo dno otchłani! Zamienię się w wilka i pożrę cię – charczał i
warczał w kierunku blondynki, ukazując czarny materiał, obuty ćwiekami i
czarnymi, błyszczącymi brylancikami, na środku którego ogromna, szaro-biała
śmierć z sierpem złowrogo „patrzyła”
pustymi oczodołami na delikwenta. Wyglądała, jakby wychodziła z pleców.
- Jesteś szalony! – Blondynka płakała ze
śmiechu, odbierając od chłopaka bluzkę.
- Może i szalony, ale całkiem pomysłowy –
obaj obrócili się w stronę szklanych drzwi, o które beztrosko opierał się
Itachi Uchiha i uśmiechał wesoło. Niebieskooki lekko się zafrasował.
- Dzięki – podrapał się po karku, jak to
miał w zwyczaju. – Nie myślałem, że ktoś nas widzi…
- Nie przejmuj się. Teraz już wiem jak
wielkie masz to swoje poczucie humoru. Naruto… - utonął w niebieskich niczym
ocean, tęczówkach. – Może pójdziemy razem na lunch?
Minął kolejny miesiąc, czas wielkich
zmian. Całymi dniami projektował nowe, spektakularne ubrania. W każdym
projekcie zaskakiwał niecodziennymi połączeniami, jak i stylem. W końcu za
jakiś czas mieli urządzić pokaz. Fugaku Uchiha był nad wyraz zadowolony z jego
pracy, a Itachi… z jego ruchów w łóżku. Tak, on i Naruto zostali kochankami,
lecz to nie miało wpływu na ich wzajemną relację. Sypiali ze sobą co najmniej
raz w tygodniu, gdy młody prezes znajdował chwilę między obowiązkami związanym
ze swoją pracą i tymi domowymi. Niemal nikt nie wiedział, że zdradza swoją
małżonkę, Hinatę, z siedem lat młodszym od siebie mężczyzną. Niemal nikt, bo
pewnego sobotniego wieczora, zatraceni wzajemnej przyjemności nie zadbali o
odpowiednie bezpieczeństwo ich sekretu. Sasuke widział, jak jego brat namiętnie
całuje blondyna, jednocześnie pieprząc go na blacie biurka, w jego pracowni.
Ten widok nie tyle, co go zabolał, co ugodził w jego dumę. Po pocałunku sprzed
kilku tygodni, jego postrzeganie niebieskookiego się zmieniło, czuł, jakby
chłopak należał do niego. Nie miał prawa oddawać się nikomu innemu. Miał być
jego i koniec. Mógł całkiem przyjemnie jęczeć pod nim przyjmując w siebie
kolejne sztosy. O taak, posiądzie Uzumakiego, czy mu się to podoba, czy nie.
Brunet stał właśnie przed pracownią
mężczyzny i przyglądał się jego skupionej twarzy. Doskonale widział koniuszek
języka, oblizujący raz po raz, suche wargi, nawilżając je przy tym. Przymknął
na sekundę oczy, wyobrażając sobie, jak to jest penetrować ich wnętrze
męskością. Dotąd myślał, że podobają mu się tylko dziewczyny, jednakowoż
wszystko zmieniło się kilka tygodni temu. Gdy pierwszy raz zobaczył to niewinne
chucherko. Cichutko otworzył drzwi i wsunął się do jasnego pomieszczenia z
mnóstwem manekinów, materiałów, zdjęć i o dziwo, perfum. Korzystając z okazji,
że niebieskooki go nie zauważył, objął go od tyłu, kroczem przylegając do
kształtnych pośladków.
- Mmm – wymruczał mu do ucha, zachrypniętym
głosem. – Mam na ciebie ochotę – mruknął, masując sugestywnie jego boki.
- Och, Itachi, nie mogę teraz – trochę się
wściekł, że Naruto go nie rozpoznał, ale postanowił to wykorzystać. Naśladując
głos brata, wyszeptał zmysłowo:
- Daj sobie skraść jeden pocałunek…
- Nie powinniśmy…
- Jeden – mruczał, kąsając zębami jego
ucho. Chłopak westchnął przeciągle, co mu się spodobało. – Zamknij oczy…
- Och, Itachi – opuścił powieki, a brunet,
obróciwszy go w miejscu, wykorzystał tę okoliczność i zakosztował warg
niebieskookiego. Skubiąc je delikatnie, nie pozwolił mu się odsunąć. Smakował
słodkich malin okraszonych miodem, póki ten nie otworzył oczu. – Sa… Sas… - nie
dane mu było skończyć, bo namiętne i spragnione wargi Uchihy na nowo zamknęły mu
usta, dłonie masowały plecy. Naruto, w akcie desperacji zaczął się wycofywać,
lecz nagle coś go podkosiło. Uderzył pośladkami o twardy blat biurka. Brunet
nie zwalniał, nadal wpijał się w malinowe usteczka, lecz cofnął się, gdy
usłyszał odgłos kroków. Spojrzał na zarumienionego i zaskoczonego blondyna, po
czym bez słowa wycofał się z pomieszczenia, pozostawiając go samego.
Dwójka mężczyzn stała naprzecie
siedzącego Fugaku, starając się nie dotykać.
- Jak wiecie, za miesiąc są targi modowe w
Mediolanie – przytaknęli, patrząc na niego wyczekująco. – Nie wiem, czy
jesteście świadomi, że mamy tylko czerwiec, by przygotować nową linię ubrań,
tym razem dla mężczyzn. Itachi zajmie się reklamą, ty Naruto – blondyn skłonił
się lekko – projektowaniem ubrań. Każdy pomysł ma być tak oryginalny, jak żaden
dotąd, rozumiemy się?
- O-oczywiście – odbąknął, zezując od czasu
do czasu na swojego towarzysza.
- A co ze mną, ojcze? – Sasuke zdawał się
być poirytowany całą sytuacją.
- Jako, że lepiej sprawdzasz się jako
projektant wnętrz, co widać po naszym budynku – niebieskie tęczówki rozszerzyły
się w zaskoczeniu - postanowiłem, że będziesz tworzył scenerię pod ubrania
Uzumakiego. Zrobimy pokaz w innym stylu.
- Mam tworzyć pod… niego? – Zapytał z
głosem, przesiąkniętym ironią.
- Zgadza się. Od jutra będziecie ściśle,
mam nadzieję, współpracować. Nie życzę sobie żadnych krzyków, ani kłótni.
Jesteście dorośli i odpowiedzialni, mam nadzieję. Naruto, możesz wyjść – gdy
blondyn opuścił jego gabinet, mężczyzna zwrócił się do syna. – Od tego pokazu
zależy, czy przejmiesz moje obowiązki.
- Hmm – rozwinięta wypowiedź, zatrzaśnięte
drzwi.
Godzina 8:59, a tego idioty jeszcze nie
ma. Ze zdenerwowaniem przechadzał się w tą i z powrotem po jego pracowni. Jeśli
się spóźni, to jak Boga kochał (a nie kochał wcale), pożałuje. 9:03. Spóźnia
się. Jak za minutę nie wejdzie do tego pomieszczenia, roztrzaska mu głowę. W
tym momencie usłyszał szczęknięcie zamka i naparcie na drzwi. Gdy nie ustąpiły,
usłyszał ciche przekleństwo. Postanowił przeczekać, ukryty za rulonami sztruksu,
jedwabiu, bawełny i innych materiałów. Niebieskooki wyjątkowo krótko
zastanawiał się, co się stało. Po chwili znów usłyszał szczęknięcie, a potem
zobaczył wpadającego z impetem, chłopaka.
- Kurwa, nie zamknąłem… Jeśli coś zginęło…
Nie żyję – siłą woli powstrzymywał się, by nie wybuchnąć śmiechem, lecz za
dobrą miał kryjówkę, by się teraz wydać. Obserwował krzątającego się po pokoju
projektanta, z jedną brwią lekko uniesioną. – Uh, ten Uchiha… Gdzie on jest!
Przecież mieliśmy… A zresztą, po co mi ten napalony pacan… Właściwie, co to
było… Te pocałunki… Wrr! Nienawidzę drania! – Psioczył do siebie, pochylając
się nad kartką i zawzięcie coś rysując. Brunet chciał się ujawnić, lecz powstrzymał
go gest Naruto. Zerwał się z krzesła, pochodząc niebezpiecznie blisko jego
kryjówki, wynalazł w biurowej szafie magnesy i gnając z powrotem do biurka,
przyczepił nad swoją głową, przodem do siebie, naszkicowany przed momentem
rysunek. Sasuke aż zamurowało. Szkic przedstawiał jego, kompletnie nagiego.
Muskularne ciało, oblane jakby olejkiem, przygarniało do siebie wątlejsze o
wiele ciało chłopaka łudząco podobnego do młodego projektanta. Zaskoczony tym
wszystkim, pragnął się wycofać, widząc, że Uzumaki wyciąga komórkę. – Gdybyś
wiedział, jaką mam do ciebie słabość, Uchiha. Jesteś kompletnie inny, niż
Itachi… - westchnął do siebie, odchylając się na krześle i zamykając oczy.
Czarnooki postanowił wykorzystać okazję i stąpając cicho, niczym kot, wysunął
się zza rulonów. Pech chciał, że w tym momencie jego własny telefon zawibrował,
a Linkin Park zaczął swoją „arię”. Wszystko działo się w mgnieniu oka. Naruto
zerwał się zaskoczony, a jego zdenerwowane oczy spoczęły na gościu. – Sa…
Sasuke? Ty tutaj byłeś? – Trudno powiedzieć, czy był bardziej zaskoczony, zły
czy zdezorientowany. Zdecydował się zapłonąć jak piwonia ze wstydu.
- A mówiłeś, że nie jesteś gejem – odparł
spokojnie Uchiha, idąc w jego kierunku.
- Ja… no… tego… nie zbliżaj się! – Pisnął
hardo, spinając się.
- Ale dlaczego, skoro wręcz oczekujesz
mojego dotyku? – Jego niski głos i obecna chrypka sprawiły, że Naruto miał
coraz mniej oporów.
- A tobie co się tak nagle odwidziało? Nie
lubisz gejów – trzymał się ostatniej deski ratunku. Na próżno.
- Owszem, powiedziałem, że ich nie lubię –
zbliżył się niebezpiecznie blisko, dłonie opierając o oparcia krzesła,
zmuszając Naruto do zajęcia poprzedniej pozycji. – Ale nie przypominam sobie,
bym powiedział, że nie jestem jednym z nich – zmysłowy, namiętny szept pobudził
skrywaną przez Uzumakiego żądzę. Widząc, jak na niego działa, schylił się i
nosem przejechał po jego policzku. – Będziesz mój – wysyczał, nos zastępując
językiem. – Będziesz krzyczał z podniecenia, głowę odchylając w tył – smagnął
dolną wargę. – Będziesz jęczał moje imię, gdy będę cię rżnął – szeptał, czując
jak niebieskooki drży. – Tylko pozbądź się mojego brata – jęknął urywanie,
pobudzając chłopaka jeszcze mocniej. Jedną z dłoni skierował na jego krocze.
- A… A je-jeśli nie? – Sapnął słabo,
zamglonym wzrokiem patrząc na profil napastnika.
- To wezmę cię siłą – syknął, po czym
podniósł się, wyczuwając za plecami czyjąś obecność. – Dzień dobry, Itachi.
Zostawię was samych – wyewakuował się z pomieszczenia, posyłając swojemu Ototo
zwycięskie spojrzenie.
- Nie rozumiem cię, Uzumaki – potarł
dłonią czoło i sięgnął po filiżankę z kawą. – Przecież nienawidziłeś mojego
brata – szepnął lekko zawiedziony.
- Nie, że nienawidziłem, tylko… No, może
raczej… nie przepadałem – plątał się, nie wiedząc, co powiedzieć.
- A teraz od tak go kochasz? – Pierwszy
raz w życiu przypominał mu ironicznego młodego Uchihę.
- Nie, też nie to… Po prostu…
- Ciągnie cię do niego – dokończył,
wzdychając ciężko. Nawet elegancki, gustowny wystrój knajpki nie poprawiał mu
humoru.
- Chciałbym z nim spróbować – powiedział
słabo, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Dłonie miarowo zaciskał i rozluźniał.
- Spróbować? On cię przeleci i zostawi –
syknął, dając się ponieść chwilowym emocjom. – Ale ok, jak chcesz. Nic sobie
przecież nie obiecywaliśmy. Przygodny seks poza pracą i czasami w pracy,
pamiętasz? – Uśmiechnął się smutno.
- A no właśnie, Itachi – zgodził się,
posyłając mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
- Będzie mi brakować wyrazu twojej twarzy,
gdy dochodziłeś z moim imieniem na ustach – czerwone policzki blondyna
rozczuliły go. Dopił szybko kawę i wstał. – Nie będę się sprzeciwiał. Jeśli
uważasz, że czas na Sasuke… - odwrócił się tyłem, by ukryć kwaśną minę – to proszę. Tylko… nie
przychodź do mnie później – dodał, zostawiając blondyna samego.
Wielki dzień. To dziś efekty ich
wspólnej pracy obejrzy połowa świata. Dziś zaważy na jego przyszłości. Lecz się
nie martwił, bo nie to tak naprawdę zajmowało jego myśli. Nie ten cały pokaz,
wyniki podjętych działań czy kwestia zadowolenia jakichś grubych ryb. Nie.
Sasuke interesował się tylko jedną osobą, lawirującą wśród ucharakteryzowanych
modelek, wzniosłych scenerii, które de facto sam zaprojektował i zaproszonych,
eleganckich gości. Z miną nie zdradzającą niczego, obserwował każdy ruch
młodego, blondwłosego projektanta. Nie dało się zauważyć, że między nim, a jego
bratem narosła ściana milczenia i wręcz zrezygnowanej niechęci, na co uśmiechał
się jeszcze zjadliwiej. Naruto Uzumaki już wkrótce poczuje, jak to jest być
zwierzyną łowną.
Wszystko szło po jego myśli. Projekty
ubrań się podobały, wymyślne scenerie, między innymi kosmos, las, rzeka, też, a
Sasuke… Sasuke był na swoim miejscu, w bezpiecznej odległości. Blondyn nie mógł
pozbyć się myśli i uczucia, że jest obserwowany i niemal napastowany wzrokiem.
Żegnając ostatnich gości niepokoił się, wiedząc, że Uchiha wciąż został w
wielkim namiocie, wyłożonym jedwabiem. Ba, niebieskooki miał pewność, że
chłopak wręcz na niego czeka.
- Panie Uzumaki, pana projekty są
zaskakujące i aż emanują zewnętrzną energią – wysoka blondynka obejmująca w
pasie starszego mężczyznę, który zostawił miliony na dzisiejszym pokazie,
uśmiechała się przymilnie. – Miałby pan ochotę zaprojektować coś specjalnie dla
mnie? – Puściła mu oczko, starając się, by towarzyszący jej starzec niczego nie
zauważył.
- Miło by było, pani no Sabaku, ale wiąże
mnie umowa o wyłączność – odparł z uśmiechem, czując za sobą obecność
czarnookiego.
- Myślę, że da się coś załatwić – szepnął,
magnetyzując spojrzeniem kobietę. – Jeśli tylko pan Uzumaki się zgodzi –
Jinchiruuki czuł, że coś się zamieniło i nie miał o tym pojęcia. Uchiha go w
coś wkopał.
- Jakże mógłbym odmówić tak pięknej istocie
– rzucił, całując jej dłoń, na palcu której pobłyskiwał złoty pierścień z
ogromnym brylantem. – Jestem do pani dyspozycji – dodał jeszcze, gdy dziewczyna
wraz z kochankiem opuszczała pomieszczenie. Naruto natychmiast postąpił kilka
kroków do przodu i odwrócił się do czarnowłosego przodem. – Co to miało
znaczyć? Doskonale wiesz, że twój ojciec nie pozwoli mi projektować dla
kogokolwiek, poza nim samym – warknął, posyłając mu stanowcze spojrzenie.
- Z tym, że teraz – Sasuke obejrzał swoje
paznokcie, po czym odpowiedział na spojrzenie – ja jestem twoim pracodawcą.
- Co? – Zaskoczony całą sytuacją, zaczął
się cofać, aż natrafił na przeszkodę w postaci kanapy, na której chwilę później
usiadł.
- To, co słyszałeś. Ojciec jest zadowolony,
więc przepisał firmę mi i Itachiemu. Od dziś jestem twoim panem – wymruczał z
magiczną chrupką, nachylając się nad projektantem. – A skoro tak… - schylił się
mocniej i złączył ich usta w dzikim, namiętnym pocałunku. – Jesteś mój – dodał,
zrywając z niego koszulę i szczypiąc jeden z sutków. – Już zawsze będziesz
jęczał tylko dla mnie – zerwał z jego kształtnych ud spodnie i rzucił je w kąt.
Nie przeszkadzały mu nawet buty. Sycąc się pięknym i seksownym widokiem, jaki
miał przed sobą, warknął.
- A jeśli się nie zgodzę? – Spytał
nieśmiało Naruto, aż drżąc na to, co się zaraz wydarzy.
- Jeśli się nie zgodzisz na moje warunki,
to… - ujął w dłoń poskakującą męskość blondyna i ścisnął – wezmę siłą to, co
uważam za moją własność . – Bez żadnych ceregieli odwrócił go tyłem do siebie i
naprowadzając swojego penisa na jego wejście, pchnął mocno. Z malinowych warg
wypłynął głośny okrzyk bólu, ciemnobrunatna krew zaczęła spływać po kształtnych
pośladkach. – O, właśnie tak – sapnął, po czym zaczął się w nim poruszać. Z
początku powoli, by po dłuższej chwili poruszać biodrami z zawrotną prędkością.
Trwało, to i trwało, aż brunet nie osiągnął szczytu. – Jesteś mój – szepnął
zamiast jęku, a potem łapiąc w dłoń penisa blondyna i poruszając dłonią szybko
w rytm swoich ruchów, spuścił się do jego wnętrza. – Na zawsze – dodał,
opadając na zmęczonego, lecz mimo wszystko zadowolonego uke. Z Sasuke to co
innego niż z Itachi’m. Zwierzęcy magnetyzm i szorstkie uczucie.
Nie spełniły się założenia starszego
Uchihy. Młody projektant miał to coś w sobie, co przywiązało do niego
czarnookiego. Mężczyźni żyli ze sobą na długo po tym, jak Uchiha Enterprise
przestało istnieć. Czy łączyła ich miłość? Jakaś tam, pokręcona na pewno, bo
jak tłumaczyć wzajemne zaufanie i przekraczającą wszelkie granicę, zazdrość
Uchihy? Oceńcie sami.
Pisz mi więcej takich shotów ^^
OdpowiedzUsuńPiękny, no po prostu piękny....jedyne co mi się nie podobało, to wątek ItaNaru, no i może jeszcze odrobinkę (ale jednak bardziej było na +), motyw że to Sasuke zrobił mu te blizny.....do tej pory tak o tym nie pomyślałam ^^
Notka przecudowna i baaardzo długa...można by zrobić 3 części przynajmniej ^^ a tymczasem powiem ci, ze zachwycasz ^^ akurat jestem teraz w temacie projektowania ubrań ( mam jeden dzień żeby zaprojektować ok 8...) ^^
Wiem, że się powtarzam, ale piękne to jest
Pozdrawiam
//Hetani
Konnichiwa! *kłania się*
OdpowiedzUsuńWiesz, że cię kocham? Wiem, że wiesz :3
No one shoot po prostu cudo! Pierwszy raz czytałam o Sasuke i Naruto jako projektantach! ;3
ItaNaru *q*
Nie wiem dlaczego, ale parkingi yaoi z Naruto w roli głównej toleruje, ale jak już Sasuke kimś jest prócz Naru to dostaje świra XD Nie wiem o co chodzi mojemu mózgówi, ale chuj tam XD (znowu ukazuje jak bardzo jestem złym dzieckiem XD taki gimbus XD)
Ale ta scena jak się całowali, była najlepsza! Sasu się na niego napalił :3
Jedną rzecz mi tylko nie pasowała .-. Na początku było, że Iruka jest w związków z Kakashim, który jest chory na białaczkę, a potem jest Kakashi jako ochroniarz, w dodatku nie znał Naru ani on jego. Nie rozumiem .-.
A tak poza tym to kawaii! <3
I jeszcze ten tekst, że Naru musi powiedzieć swojej miłości o utracie pracy XD Jeblam jak dowiedziałam się, że to pies XD
Jakoś tak nie pasuje mi Sai w roli "dobrego kolegi" Sasuke jak i Naruto XD Nie mówię, że to jak go wykreowałas jest złe, jednak wolę go jako napalonego, zboczonego pedala, który lata za Naru ;3
Ale i tak kocham takie długie i w ogóle .-. <3
Lubię stawiać serduszka =.= Zenujace .-.
Ale coś chyba miałam jeszcze powiedzieć... =.=
O! A jak to się stało, że Sasu zrobił Naruciakowi te blizny? .-. Albo nie doczytalam, albo mi się dobrze wydaje, ale Sasu nie miał tam noża... Czy miał? .-.
Ale Naru faktycznie taki metroseksualny XD Jebany elegant XD
A właśnie! XD Rozjebalas mnie XD Czym? <3 Ero-senin i te kurwy <3 Sakurwa tak od razu na kolana i mu obciaga XD Na zawołanie jak pies XD
Powtórzę się XD Koooocham cię, nee-chan! <3
Życzę ci weny i pozdrawiam .-.
Byziakiiii <3
Ja wszechmogąca, zajebista i skromna XD
Papa ;***
PS. Odkryłam nowy patent na pisanie komów XD Tak bardzo wygodnie :3
Witam,
OdpowiedzUsuńw końcu i ponownie nadrobiłam wszystkie zaległości tutaj ;] ciekawe jak długo to potrwa ;d
chyba nie musze mówić, że mi się podoba.... Naruto świetnym projektantem, i to z rewelacyjnymi pomysłami.... głupi Zabuza, tak Naruto potraktować.... ach no i Sasuke... od nienawiści do zakochania jeden krok... choć trochę szkoda mi Itachiego..., ale jak widać Sasuke był zazdrosny o dobre kontakty Naruto z Itachim....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetne, naprawdę rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, ciesze się, że zdecydowałam się przetrwać fazę na "śpiocha" i przeczytać tego one-shota.
Było warto, na pewno jeszcze do niego wrócę, chociaż nie wiem czemu, ale jak Sasuke spuścił łomot Naru to miałam chęć nazwać go "Damskim Bokserem", to chyba przez to, że blondasek w większości opowiadań jest UKEsiem i robi za kobietę :D
W każdym razie posłanie Uzumakiego do szpitala to była przesada, drań mógłby się czasem pohamować (ale i tak go uwielbiam, nie ważne jak bardzo autor go "stoczy" w opowiadaniu) w każdym bądź razie czekam na więcej i więcej takich notek.
Ciekawa też jestem czy powiadamiasz w jakiś sposób o nowych wpisach? Bo gdzieś mi się takie info w oczy rzuciło, tylko nie jestem pewna czy u ciebie.
Pozdrawiam i życzę weny,
Lena