czwartek, 10 października 2013

1. WZK (Wyrwane z kontekstu) - Reprotaż ze wspomnień


            Pierwszy WZK, jaki Wam publikuję. W zamyśle miało być coś innego, ale tak jakoś się samo pisało. Chciałabym przypomnieć (jeśli nie przeczytaliście notki informującej), że WZK, to inaczej Wyrwane z Kontekstu i jest czymś w pewnym sensie podobnym, od one-shota,  zarazem czymś odmiennym. Wiele rzeczy może nie być dla Was zrozumiałym, ale to wpisane jest w strukturę WZK.
            Najlepszą inspiracją czasem może być osobiste życie Autora, jak w tym przypadku. Mam nadzieję, że się spodoba.
            Dedykuję go mojej Szonie, a zarazem jednej z najbliższych memu sercu Autorek yaoi, Kai Jelonek. Szczerze liczę na Twoją opinię, bez względu na to, czy to pochwalisz, czy skrytykujesz. Ciebie zapraszam do czytania najgoręcej.

_______________

            Czasami jest tak, że potrzebujemy czegoś, co ludzie jednogłośnie, na całym świecie, bez względu na orientację, płeć czy rasę, nazywają wsparciem. Oczekujemy go od przyjaciół, miłości, a przede wszystkim od rodziców. A jeśli, w sytuacji, gdy liczymy tylko na naszych opiekunów, oni zawodzą? Albo jeden z nich? Co wtedy? Niektórzy powiedzą - jeśli tata mnie nie rozumie, mam mamę, a inni stwierdzą wręcz odwrotnie - jeśli mam jego pomoc, jej nie potrzebuję. Lecz, niestety, ten pogląd nie może być zastosowany do każdej z sytuacji, w jakich znaleźć się mogą młodzi ludzie. Często jest tak, że w rodzinie wielodzietnej, szczególnie gdy jeden z opiekunów nie jest biologicznym rodzicem choćby jednego z dzieci, rodziciele niesprawiedliwie dzielą miłość i inne wartości pomiędzy pociechy. I tak, faworyzując jedno dziecko, o drugim, najczęściej najstarszym, zapominają. Nie widzą, że pomimo tych niespełna 20-stu lat również mają swoje uczucia, potrzebują rozmowy, czy też na daną sytuację mają inny pogląd i często usprawiedliwienie. A wtedy wsparcie jednego z opiekunów nie wynagrodzi jego braku od drugiego, tego, o którego uwagę i zadowolenie zabiega potomek.
            Uwierzcie, brak wiary, zaufania czy wsparcia u jednego, boli równie mocno, jak brak od obojga. Dziecko wtedy, bez względu na wiek, zastanawia się: "Dlaczego mi nie wierzysz? Dlaczego dajesz wiarę jej/jego słowom, mimo, że mnie oczernia? Czemu nie przyjdziesz i nie zapytasz, jaki jest mój punkt widzenia, tylko bezmyślnie i ślepo ufasz jej/jemu?"
            Jednym z takich przypadków był dziewiętnastoletni Uzumaki Naruto, przystojniak o włosach jasnych jak wschodzące słońce i o oczach w kolorze Oceanu Spokojnego w czasie sztormu. Lecz w tym dorastającym mężczyźnie nie tylko fizjognomia była niezwykła, zapadająca w pamięć. Na uwagę zasługuje także niezłomny, optymistyczny charakter, który gdybym musiała opisać dwoma słowami. określiłabym jako rzekę i... słodycze. Czemu tak?
            To nadzwyczaj proste. Otóż Naruto Uzumaki miał wiele cech, które działały kojąco na otaczających go ludzi - gdy trzeba, potrafił być poważny, pomocny, zawsze wiedział co powiedzieć, by pozbawić agresji otaczający świat. By wlać w niego kolejne pokłady gasnącej nadziei. Swoim spojrzeniem, czasem nawet dość natarczywym, niewytłumaczalnie, mistycznie, nakazywał spokój, potrafił rozładować napięcie, czy zdjąć z pleców człowieka, choćby na chwilę, dręczące go problemy. Bagaż życia codziennego. Pozwalał zapomnieć, tak jak wąska niebieska wstęga na mapie zapomina o nawiedzających jej brzegi co dzień i noc, rybakach. Dlatego nazwałabym go rzeką a dokładniej wodą, która ją wypełnia. Gdybym miała uargumentować, dlaczego jeszcze uważam, że ten termin pasuje do jego charakteru, powiedziałabym tak: blondyna cechowała nadpobudliwość, odwaga i wspomniana wcześniej niezłomność. Bo czyż nie jest tak, że spokojna masa przezroczystego płynu płynąca wąskim korytem, nagle, jakby pod wpływem impulsu, staje się śmiercionośną bronią? Czy nie zrywa się w jednej chwili, by w drugiej wolno uspokoić oddech, zapominając o bezmyślnym biegu na przód? Czy właśnie wtedy nie jest odważna, rozlewając się po brzegach, desantując nieznane sobie, dotąd ziemie? A wtedy, gdy je zdobywa, nie da się jej powstrzymać, zmienić jej decyzji. Jedyne, co człowiek może zrobić, to łagodzić skutki jej ataku.
            Tak właśnie postępował dziewiętnastolatek - w jednym momencie postanawiał i nic nie mogło zmienić jego woli, za nic w świecie. Nie zważał na wyniki swoich działań, po prostu robił to, co uważał za słuszne. Był, jak to kiedyś powiedział Deidara, jak artysta - w jego naturze nie było spokojne obserwowanie i analizowanie sytuacji, wolał iść na żywioł. Nie tylko w tym jednym aspekcie przypominał rzekę, pomijając to, że był jednocześnie spokojny w określonych warunkach jak i niespokojny, z natury. Krótko mówiąc brnął twardo na przód, nie bacząc na okoliczności. Nic nie mogło go powstrzymać, a  na tak piękną wartość, jaką jest miłość, stał się odporny. Utożsamiłabym go tym bardziej z wodą rzeczną - jest tak zimna, jak niewzruszone dotąd serce Uzumakiego. Wiem o tym, bo go kocham, a on... to uczucie stara się zniwelować w mojej duszy.
            Jak wspomniałam, charakter Naruto opisałabym, używając także pojęcia „słodycze”. Tego nie umiem wyjaśnić w tak prosty sposób, jednak spróbuję. Myślę, że najlepiej zobrazuje to jedno określenie - uśmiech od ucha do ucha. To kiedyś głównie charakteryzowało naszego blondyna. I to właśnie on, ten uśmiech, działał na ludzi tak jak słodycze ofiarowane pociesze, bez okazji, spontanicznie.
            Spodziewaliście się kiedyś słodkiego prezentu? Pewnie tak. Oczywiście oczekiwaliście go z utęsknieniem, niepokojem, niecierpliwością, a czasem nawet i z niezadowoleniem, że w ogóle musicie CZEKAĆ... A co czuliście, gdy w końcu dostaliście go prosto w swoje małe rączki? Zadowolenie? Może, ale w głównej mierze przyćmioną przyjemnością ulgę, że już go macie, że nie musicie już go wyglądać. A jak byłoby w przypadku, gdy rodzic, któryś z dziadków, kolegów mamy lub taty, ciocia, wujek, kuzyn, ktokolwiek, dał Wam słodycz z zaskoczenia, słodycz, której nie przewidzieliście? Przypomnijcie sobie, co wtedy odczuwaliście głęboko w sercach? Mniemam, że czyste zadowolenie i zaskoczenie. Pamiętacie to ciepłe uczucie rozlewające się w Waszym wnętrzu? A do tego rozkosz ze smakowania słodkiego upominku... Podobnie działał na swoich towarzyszy Uzumaki, bez względu na to, jaki był poziom zażyłości między nimi. Uwielbiał pozytywnie zadziwiać otoczenie, a każdy, kto znajdował się w jego pobliżu, był po prostu szczęśliwy. Chłopak potrafił, nie zważając na mentalne niebezpieczeństwo, rozłupać, stłamsić, rozkruszyć nawet najtwardszą i najbardziej upartą skorupę.  Nigdy się nie poddawał i dawał z siebie wszystko, by jego kompani przy nim osiągali pełnię szczęścia i przyjemności duchowej. Jego uśmiech, który rzadko schodził mu z twarzy, nawet nikły, podnosił na duchu i odganiał smutki.
            Jak pewnie zauważyliście, piszę w czasie przeszłym. Niestety, tamtego Naruto Uzumakiego, narwanego blond wariata, już z nami nie ma. Zniknęła słodycz uśmiechu i oczu, pozostała tylko pula moich wspomnień. Moich i jego przyjaciół. Naruto... popełnił samobójstwo.
            Jakiś czas temu jego matka, Kushina Uzumaki, pozbierała się po śmierci swojego męża, Minato Namikaze i znalazła sobie nowego partnera, zwanego przez młodszych "Grubym Cho". Osobnik ten nazywał się Choji Akimichi i był raczej postawny. Dzieciaki z sąsiedztwa unikały go także z powodu wrednego charakteru  i braku jakichkolwiek zahamowań. Człowiek ten potrafił znokautować delikatnym uderzeniem, a co dopiero, gdy się zdenerwował. A na Naruto wkurzał się często. Blondyn przeszkadzał mu samym istnieniem, bo nie był "z jego jaj", jak wyrażał się Akimichi, nawet przy znajomych chłopaka. Nie trudno, myślę się domyślić, że mój niedaleki sąsiad oberwał wiele razy, czasem nawet trafiając do szpitala. Sytuacja pogorszyła się, gdy ten "rzeźnik" załatwił sobie, po usilnych staraniach "swoje własne młode", o które potrafił, o dziwo, zadbać. Od pierwszego potomka grubasa awantury w domu Uzumakich stały się częstsze, tym bardziej, że Kushina zaczęła pracować i prawie nie było jej w mieszkaniu. Lecz Naruto nigdy się nie skarżył, bo nie chciał stawać na drodze do szczęścia swojej mamy, którą bardzo kochał. Znosił wszystkie upokorzenia, sińce, ból, wyzwiska, aż do dnia dziesiątych urodzin swojego przyrodniego brata, Chihoziego.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                Hinata zamknęła oczy i odchyliła się na krześle. Westchnęła i jeszcze raz spojrzała na napisany wcześniej tekst. Wiedziała, że musi go ukończyć jak najszybciej, ale nikt nie wiedział, jak trudne jest opisywanie życia swojego ukochanego, którego oczu, dołków na policzkach, „lisich” blizn i roziskrzonej blond czupryny już więcej nie zobaczy. Sięgnęła dłonią do szuflady, otworzyła ją i odszukała wśród sterty papierów czarną kopertę. Delikatnie, by niczego nie zniszczyć, wyjęła z jej wnętrza kilka zdjęć. Położyła je ostrożnie na brzegu biurka i powróciła do pisanego przez siebie tekstu. Szczególnie do jednego zdania.
            Jednym z takich przypadków był dziewiętnastoletni Uzumaki Naruto, przystojniak o włosach jasnych jak wschodzące słońce i o oczach w kolorze Oceanu Spokojnego w czasie sztormu.
                Brunetka wzięła w dłoń jedno z wyjętych wcześniej zdjęć i odwróciła do siebie przodem. Nie zdołała zatrzymać łez, widząc zatrzymaną na fotografii chwilę - Naruto uśmiechał się promiennie, obejmując ją jedną ręką, a dłoń drugiej ulokował w swoich włosach, drapiąc się zakłopotany po karku. Miał na sobie elegancki garnitur, prezent od jej ojca, a ona delikatną, fioletową sukienkę z marszczeniami na piersiach i wieloma diamentami na całości. We włosy wspięła kontrastujący zielony liść, jakby symbol swojego partnera. Bo Uzumaki, z jakiejś dziwnej przyczyny, uwielbiał liście, szczególnie egzotycznych kwiatów. Za życia stworzył niezliczoną liczbę zielników i "klaserów". Często bywało tak, że chodzili razem na długie spacery, po których ona wracała z naręczem wolnych od liści kwiatów, a blondyn miał nowe obiekty do kolekcji. Jakże chciałaby, aby między nimi wykwitło coś więcej niż przyjaźń. Na próżno. Dziewczyna otrząsnęła się ze wspomnień i znów wróciła do zdjęcia. Tak, miała pewność, że dobrze oddała wygląd ukochanego, a przynajmniej piękno jego włosów i oczu. Nadal nie mogła się opanować. Drgnęła, gdy ktoś położył jej dłoń na ramieniu.
    - Pięknie razem wyglądaliście na tym Balu Jesiennym - Hiashi Hyuuga uklęknął obok swojej córki i pogłaskał ją po policzku. Mlecznooka spojrzała na niego smutnymi oczyma i wtuliła mocno. Zaniosła się płaczem. Zawsze się dziwiła, że tato zaakceptował Naruto. Jej rodzina miała spory majątek i mieszkała w jednej z najbogatszych dzielnic, a Uzumaki... mieszkał w slumsach. Od kiedy pamiętała, Hiashi był uprzejmy w stosunku do jego rodziców, a samego chłopaka wręcz żądał widzieć co najmniej raz w tygodniu, jak bawi się z dziewczyną. A później spotyka. Hinata nigdy nie miała odwagi go o to zapytać, lecz dziś nadszedł dzień ku temu. Zbierała przecież informacje. - Widzę, kochana, że twoje opowiadanie się pisze - mężczyzna pogłaskał ją po głowie uspokajająco.
    - Bardziej reportaż o życiu kogoś mi bliskiego, tato. - Odparła i rumieniąc się delikatnie, wyplątała się z uścisku jego silnych rąk. Nie patrząc mu w oczy, zapytała. - Mogę ci zadać jedno pytanie?
    - Jeśli ci to pomoże w pisaniu o życiu mojego ulubionego chłopca, to proszę - dziewczyna zawahała się na moment, lecz wiedziała, że blondyn na to zasługuje. Musiała być odważna, jak on.
    - Dlaczego nie miałeś nic przeciw Naruto? Czemu nie byłeś przeciwny naszym spotkaniom? - Mężczyzna skierował na nią zdziwiony wzrok.
   - Dlaczego miałbym być wam nieprzychylny? Przecież dobrze się bawiłaś w jego towarzystwie, a po tym, jak dowiedziałem się, że woli chłopców, wiedziałem, że nie... wiesz, co mam na myśli? - Hinata pokiwała głową, zakłopotana.
   - Ale, tato, on był biedny, a mówiłeś, że my z takimi się nie... - Długowłosy uchwycił jej dłoń i skierował się na łóżko. Opadli na nie, wpatrując się w siebie - jedno z wyczekiwaniem, drugie zamyślone.
    - Posłuchaj, kochanie. Znałem jego ojca, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi - brunet machnął dłonią zachęcająco, widząc, że córka się waha, czy wziąć notatnik z ołówkiem. - W końcu mam ci pomóc - gdy widział, że dziewczyna zanotowała już po krótce zdobyte informacje, zaczął wolno opowiadać. - Na studiach mieszkaliśmy razem, obgadywaliśmy swoje kobiety - policzki młodszej zaróżowiły się - doradzaliśmy sobie, wspieraliśmy. Wiedziałem, jak trudną sytuację materialną miał Minato, więc zawsze starałem się mu pomóc. Pamiętam, że nie miał nawet na pierścionek zaręczynowy dla Kushiny... Oczywiście mu go kupiłem. Nieczęsto też razem wychodziliśmy, bo musiał się uczyć, by utrzymać się na studiach.
    - Nie stać go było na nie? - Mężczyzna pokiwał smutno głową.
    - Niestety nie. Otrzymał stypendium w zamian za dobre wyniki z liceum. Jego jedyną szansą na ukończenie ich, było utrzymanie średniej. Jak już mówiłem, byliśmy przyjaciółmi, lecz nasze losy były z góry przesądzone. Ja, z racji tego, że twój dziadek, świeć Panie nad jego duszą, miał dużo pieniędzy, zostałem bogaczem, a Minato, nie kończąc studiów, został przedstawicielem klasy średniej. A wiesz, jak trudno jest takim ludziom. Wbrew wszystkiemu ja nigdy nie zapomniałem o Namikaze i dlatego, gdy dowiedziałem się, że zamieszkał blisko i pomimo, że to są slumsy, pozwoliłem, byście nawiązali znajomość. Oczywiście ty i Naruto. Nie zważałem na nieprzychylne spojrzenia, chociażby naszej rodziny, na początku dlatego, że był jego synem, lecz później, przekonałem się, że jest za co go cenić, nie bacząc na jego ojca. I powiem wprost - Naruto miał dość dużo cech, jakie chciałem, by posiadał mój zięć - mlecznooka spojrzała na ojca zszokowana, po chwili jednak uśmiechnęła się.
    - Szkoda, że i tak nie przypadłam mu do gustu - odparła, w myślach analizując wypowiedziane przez Hiashiego słowa. - Tato, zawieziesz mnie na ...  - przerwała w pół słowa, słysząc dzwoniący telefon. Brunet pokiwał głową, wskazując, że wie o czym myślała jego córka i że się zgadza. Usiadł przed laptopem i zaczął poprawiać błędy swojej małej reporterki, jak uwielbiał ją nazywać. W końcu nie byle kto mógł prowadzić gazetkę szkolną w szkole Tsunade. W tym czasie dziewczyna, denerwując się, odebrała. Nie lubiła, gdy dzwoniono do niej z zastrzeżonego numeru. - Słu... Słucham?
    - Hinata Hyuuga? - Usłyszała w słuchawce głęboki, męski głos.
    - Tak, a kto...
    - Sasuke Uchiha. Słyszałem, że chcesz napisać wspomnienia po młotku... - chłopak westchnął przeciągle, a gdy wypowiadał następne słowa, głos mu lekko drżał. - Mam ci coś do opowiedzenia. O dniu jego śmierci - brunetka otworzyła oczy szeroko.
    - O dniu... je.. jego ssaaamobójstwa? - Hiashi, który dotąd nie przysłuchiwał się rozmowie, zajęty sprawdzaniem tekstu, spojrzał na córkę zaintrygowany.
    - Tak jakby. O naszym.... związku również - trudno jest opisać przejęcie i zaskoczenie, jakie obezwładniło biedną, umęczoną duszę Hinaty. Zdołała się jednak szybko pozbierać, spodziewając się, że Uchiha może zrezygnować. Nic na to nie wskazywało. - Wiem, ile będzie mnie kosztowało wyznanie przed całą szkołą, że go... kurwa - chłopak zaciął się i słychać było jakiś szmer. Dziewczyna grzecznie czekała, nadal zadziwiona - ... że go kurwa kochałem, ale.. musisz to mieć w swoim, tym czymś. Jak wszystko, to wszystko.
    - Chcesz się przyznać przed całą szkołą do romansu z nim?
    - Nie, do kurwa romansu! Do... - kolejna przerwa - ... miłości, jaka nas łączyła. Czekam w Ichiraku Ramen, pospiesz się. Powołując się na mnie, wejdź tyłem - rozłączył się. Hinata skierowała wzrok na swojego ojca.
    - Zmiana planów. Zawieź mnie do Ichiraku. Czeka tam na mnie... były chłopak Naruto, Sasuke Uchiha - Hyuuga ukrył szok pod niewyraźnym uśmiechem i wyszedł z pokoju. Brunetka ubrała się w pośpiechu i spakowała do torby notatnik z ołówkiem, a po chwili namysłu, wrzuciła do niej także dyktafon. Jeśli Uchiha chce jej coś opowiedzieć, na pewno nie zdąży wszystkiego zapisać. W następnej chwili siedziała już w samochodzie. 


N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U..-N.U.-S.U.-N.U.


         - Zadzwoń, to po ciebie przyjadę - rzucił Hiashi, żegnając się z córką. Ta pocałowała go niepewnie w policzek i mijając główne wejście do baru, skierowała się w dość szemraną uliczkę, poszukując bocznego wejścia. Odnalazła je, a wraz z nim niewielką przeszkodę - dwumetrowego ochroniarza z mięśniami, jak stwierdziła, pewnie również zamiast mózgu.
    - Tu nie wolno wchodzić - warknął nieprzyjemnie w jej stronę, Musiała przyznać, że był przerażający. Przełknęła głośno ślinę, na co ten głupawo się uśmiechnął.
    - Jestem tu, bo czeka na mnie w środku Sasuke Uchiha - zauważyła ściągnięcie brwi, gdy wypowiedziała tę godność. Łysy paker przesunął się grzecznie na bok, pozwalając jej przejść. Nim jednak przekroczyła przez próg, złapał ją stosunkowo delikatnie za ramię.
    - Przepraszam, niech pani nie mówi panu Uchiha, że utrudniałem pani wejście - młoda kobieta, kolejny już raz dzisiaj, zaskoczona, tym razem zachowaniem mężczyzny, skinęła głową i weszła do pomieszczenia. Jak się okazało, to było biuro właściciela Ichiraku. I co dziwniejsze, za solidnym, hebanowym biurkiem siedział sam Sasuke, który dłonią wskazał jej, by usiadła na fotelu. Swoją drogą, nic, poza biurkiem, regałem z papierami, fotelem, sofą i małym oknem, się w tym gabinecie nie mieściło. No, może prócz kilkunastu zdjęć Naruto, rozwieszonych na brzoskwiniowych ścianach. Nie mogła na nie patrzeć. Chłopak zauważył to.
    - Wybacz, ale... nie mogłem znaleźć dogodniejszego miejsca na rozmowę o nim, niż moje biuro. A dokładniej mojego ojca, lecz po śmierci Na... jego śmierci, przerobiłem go na coś w rodzaju świątyni ku jego czci.
    - Rozumiem - dziewczyna zerknęła przelotnie na jedno ze zdjęć leżących na meblu przed nią. Nie zdziwiła się zbytnio, widząc całujących się chłopaków właśnie w Ichiraku. Zza nich wyglądał staruszek w białym fartuchu i uśmiechał się czule. - Mam zadawać pytania, czy..
    - Będę mówił sam - Sasuke odchylił się na fotelu i zamknął oczy. - Jesteś jedyna, której mogę to powiedzieć, bo wiesz, jak boli jego strata. Wariuję, nie słysząc jego śmiechu. Zagubiłem nawet po części swoją maskę twardziela - oczekiwał, że Hyuuga coś odpowie, ta jednak dłuższą chwilę milczała jak zaklęta. Gdy znów chciał zabrać głos, uprzedziła go, patrząc w oczy.
    - Mogę nagrać naszą rozmowę?
    - A mogę ci zaufać? - Nie wiedziała o co mu chodzi, więc kontynuował. - Gdy mówię o Na... o nim, nie mam zahamowań. Tylko on i ja wiedzieliśmy, jak wiele nas łączyło, teraz dowiesz się o tym ty, potem cała reszta. Niektóre moje... jak to określić ... wynurzenia, prywatne odczucia, głęboko we mnie zakorzenione, chciałbym, żebyś przemilczała.
    - Oo.. oczywiście - zająknęła się, ustawiając miedzy nimi dyktafon. Dużo ją kosztowało, by nie zacząć zadawać pytań, gdy Uchiha milczał. Czekając, aż się zbierze w sobie, przypatrywała mu się uważnie. Ubrany był jak zwykle, w czarne ciuchy, lecz zza czarnej marynarki wystawał kołnierz pomarańczowej koszuli. Chłopak spostrzegł jej uważny wzrok, a na jego ustach zabłąkał się delikatny uśmiech.
    - Od niego na naszą rocznicę. Stwierdził, że na co dzień wyglądam za ponuro i coś muszę zmienić w swoim stylu. Wtedy go wyśmiałem, ale teraz... nie umiem jej z siebie zdjąć - głos bruneta stawał się coraz niższy i głębszy z każdym słowem. Naprawdę cierpiał.
    - Dlaczego... dlaczego ja nic o tobie nie wiedziałam? - Tym razem Sasuke obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. - Byłam, jak mi się zdaje, przyjaciółką Naruto, mówił mi o większości rzeczy... - Na jej słowa Uchiha zaśmiał się cicho.
    - Bo się z nim o to założyłem i dziś już wiem, że przegrałem, dotrzymał danej mi obietnicy. Hinata, tak?
    - Hai..
    - Jesteś pierwszą osobą, którą o coś błagam, ale nieważne. Błagam cię, napisz całą prawdę, wszystko, tak, bym mógł twój reportaż zachować jako opowieść całego mojego życia - dziewczyna czuła, że kolega prosi ją o coś więcej - nie tylko o szczerość czy obiektywizm - chciał, by oddała całego Uzumakiego, wspaniałego, cudownego - takiego, jakim był i gdzieś w niebie pewnie nadal jest.
    - On jest magią tego świata, nektarem twojego i mojego istnienia. Bez niego nic nie będzie już takie samo, nikt go nam nie zastąpi. Nie umiałabym o nim pisać, nie wdrażając w to emocji i.. siebie. Nie uronię ani jednej jego cechy, obiecuję ci to.
    - Nie do końca o to mi chodziło, choć nie wątpię, że tak będzie - Hyuuga poderwała zaintrygowana głowę. - Zdaję sobie sprawę, jaką sensację wzbudzi mój związek z Na... ruto - Sasuke przełknął zdenerwowany ślinę. - Spodziewam się obrzydzenia i bezwartościowych komentarzy od nic nierozumiejących ludzi, lecz dla mnie to nie ma znaczenia. Chcę, żebyś skupiła się na tym, że on.. był bohaterem. Odmieniał ludzi. Posłuchaj - czarnooki wyjął z wnętrza biurka dwie szklanki i whisky. Wypełniając je bursztynowym alkoholem, miał nieobecne spojrzenie. Hinacie zdawało się, że w jednym z licznych zdjęć, Uchiha odnalazł wyjątkowo szczęśliwe wspomnienie. Dziewczyna ujęła w dłoń podarowaną szklankę i pociągając mały łyk, chwyciła w drugą ołówek. Sasuke odetchnął głęboko.
    - Może zacznę od tego, że... kochałem tego blond młotka nade wszystko, co mi bliskie. Był moim skarbem, który chciałem ukryć przed światem....
             

            Czarnooki młodzieniec, prawdopodobnie siedemnastolatek, siedział w czarnym Audi Q7, pozostawionym na parkingu i słuchał muzyki na cały regulator. Czekał na swoją matkę, która jak co dzień, robiła zakupy w położonym w samym centrum Tokio, domie towarowym. Nic, poza dźwiękami zaciekle wlewającym się do jego uszu, go nie interesowało. Wsłuchując się w brzmienie ciężkich gitar elektrycznych, patrzył beznamiętnie przed siebie. Obserwował przechodniów, co rusz komentując  pod nosem jakiegoś rozbitka życiowego. Akurat napatoczył się dość niski blondyn, ubrany w wyciągnięty, spopielały pomarańczowy dres i znoszone adidasy. Głowę ukrył pod równie mandarynkowym kapturem. Nie widział jego twarzy, ale był pewny, że jest pokryta parchami, wypryskami, krwiakami czy ukłuciami. Przystojnemu Japończykowi tacy ludzie, jak ten chłopak, od zawsze kojarzyli się z najgorszymi świństwami współczesnego społeczeństwa - alkoholem, seksoholizmem, narkotykami, przemocą, AIDS i innymi chorobami wenerycznymi. Podejrzewał, że menelowi brak ogłady, higieny, a przede wszystkim honoru i dumy. Czarnowłosy nienawidził wręcz osób, które nie szanowały samych siebie i nie ceniły się na tyle, by nie żebrać. Sasuke Uchiha nie rozumiał taki ludzi i choć miał wszystko, co tylko chciał, był pewny, że nawet nie mając nic, nie upadłby tak nisko. Miał swoją drogocenną dumę. Wiedział ile jest wart, a świat wokół niego, jak mu się zdawało, niczym go już nie zaskoczy.
                Lecz "Książę" Tokio jednak dał się temu bezwartościowemu i nudnemu światu zaintrygować, gdy obserwowany wyrzutek społeczeństwa odwrócił się do niego przodem. Młody dorobkiewicz otworzył szeroko oczy - ten "menel" miał nieziemsko niebieskie oczy niczym dwa średnich rozmiarów topazy prosto z Aparta, nieoszlifowane, dzikie, po prostu piękne. Z daleka włosy chłopaka - tak, Sasuke od razu zmienił troszkę myślenie o nim - przypominały żółte złoto, choć bledsze, jakby mniej wartościowe. Cerę blondyna porównałby do różowego złota z domieszką miedzi, a całą resztę - no cóż, to czyste srebro. Ciacho do schrupania. Uchiha nigdy nie myślał o ludziach jako o istotach z wnętrzem, nie, on katalogował ich po wyglądzie zewnętrznym, bądź koneksjach. Tylko to się liczyło. dlatego w szkole, do której chodził, nie zauważył nikogo prócz Nejiego Hyuugi, Orochimaru i Kakashiego Hatake, godnego jego względów. Nie, nie pomylcie się - on nie miał przyjaciół. To tylko "koledzy" z odpowiednim stanem konta i pozycją w mieście. Teraz, z mieszanymi uczuciami patrzył, jak niebieskooki oddala się od jednego z budynków i kieruje się w jego stronę. Podchodząc zakłopotany, zapukał delikatnie w szybę, uśmiechając się nieśmiało. Na ten widok Sasuke zrobiło się gorąco. Nie wiedział czemu, ale nie umiał olać tego blondyna, uchylił dzielącą ich, przezroczystą barierę i ściszył muzykę. Starając się nie zabrzmieć zbyt szorstko lecz i nie za przyjacielsko, rzucił:
    - Chciałeś czegoś? - W tonie jego głosu, mimo starań, wybiła wyższość, na co chłopak prychnął.
    - Cześć, jestem Naruto - wyciągnął dłoń, jakby oczekując, że Sasuke odwzajemni ten gest. Zawiódł się, gdy to nie nastąpiło lecz nie dał tego po sobie poznać. W zamian jego uśmiech zyskał na drapieżności.  -  Muszę zadzwonić do kogoś.
    - A co mi do tego? - Zapytał młody geniusz, chcąc zasunąć szybę. Powstrzymał go delikatny uścisk.
    - Proszę. Co ci szkodzi, przecież nigdy mnie już nie zobaczysz, Tokio ma zbyt wielu mieszkańców - Uchiha zamyślił się, po czym podał mu smartphone. W duchu karcił się za taką uległość w stosunku do tego "nikogo", jednocześnie obserwując jego poczynania. Raptem po pół minucie trzymał przedmiot w swoich dłoniach. - Nic cię to nawet nie kosztowało - prychnął niebieskooki anioł, odwracając się tyłem do chłopaka.
    - Mój ojciec jest właścicielem jednej z największych telefonii w całym kraju - Sasuke nie wiedział, dlaczego mówi to jakiemuś tam Naruto, po prostu poczuł potrzebę przeciągnięcia ich rozmowy. Jeśli to, co miedzy nimi wykwitło, można w ogóle tak określić. Odpowiedzią było tylko nieprzyjemne warknięcie. Brunet poczuł się zlekceważony, a tego nie znosił, więc wysiadł z auta i podszedł szybkim krokiem do oddalającego się Uzumakiego. - Wypadałoby podziękować - wysyczał mu do ucha przez zaciśnięte zęby, na co blondyn zatrzymał się raptownie.
    - Dziękuję - odparł tajemniczy niebieskooki, ruszając przed siebie. Uchiha złapał go za nadgarstek, nie pozwalając odejść.
    - Za co?
    - O chuj ci chodzi, co? - Naruto był już zdenerwowany zachowaniem czarnookiego. - Przecież wiesz za co dziękuję.
    - Ale chcę, byś mi to powiedział - syn Fugaku Uchihy łatwo nie odpuszczał. Jego towarzysz wyrwał rękę z uścisku i stanął przodem do niego.
    - Jak sobie życzysz. Dziękuję, ty zadufany w sobie dupku za to, że użyczyłeś mi swojego jakże nowoczesnego i drogiego telefonu, bym mógł poinformować kogoś mi bliskiego, co się ze mną dzieje. Dziękuję, za twoją łaskę, palancie - rzucił na jednym wydechu po czym odwrócił się na pięcie i biegiem puścił się przed siebie.
   

      - Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie dwa lata, trzy miesiące i dwanaście dni temu. Byłem nim zaaferowany, zaskoczył mnie i jednocześnie zauroczył, choć wcześniej podobały mi się tylko dziewczyny - rzucił, nalewając sobie kolejną szklankę whisky. Hinata unikała jego wzroku. Nie spodziewała się, że tak to się między nimi zaczęło. Poczuła się dziwnie... zawstydzona wyznaniami kolegi. Ten, widząc jej minę, zaśmiał się gorzko. - Nie frasuj się, dowiesz się jeszcze intymniejszych rzeczy - z zafascynowaniem patrzył, jak na policzki dziewczyny wpływają szkarłatne rumieńce. - Rumienisz się całkiem jak mój Usuratonkachi.
    - Usuratonkachi? Dlaczego tak źle się o Naruto wyrażasz?
    - Nic nie rozumiesz, Hinata. Daj mi wyjaśnić - Sasuke wziął butelkę trunku i szklankę, po czym wychodząc zza biurka, ominął siedzącą na fotelu czarnowłosą i usiadł lekko na sofie. Rozłożył się wygodnie. - Wybacz, ale zaraz odpowiem ci niezwykle ważne i maksymalnie prywatne historie, tak mi będzie łatwiej. Odwróć się w moim kierunku - a gdy Hyuuga to zrobiła, opowiadał dalej.
               
           Pędził przed siebie na złamanie karku. Za jakieś dwadzieścia, może przy dobrym wietrze dwadzieścia dwie minuty, ma odlecieć jego samolot do Denver, gdzie miał się spotkać z Itachim, starszym bratem i jego narzeczoną, niejaką Camille, Francuzką z angielskimi korzeniami. Sasuke nigdy nie mógł zrozumieć co pociągało Łasica w zdrowo starszej od niego, bo aż 10 lat, kobiecie. Ale cóż, takie "są uroki miłości", jak to mówił jego brat.
     -  Wtedy, wydawało mi się, że był to najgorszy dzień mojego życia, jednak... - chłopak zamyślił się na chwilę.
    - ... okazał się najlepszym? - Dokończyła brunetka, uśmiechając się czule.
    - Też miałaś taki dzień związany z nim, prawda? - Pokiwała twierdząco głową.
    - Były to moje czternaste urodziny. Jego ojciec nie miał pieniędzy, by podarować mi prezent, więc zapakował Naruto w czerwoną kokardę i postawił wśród moich podarunków. Pamiętam, że wtedy byłam zawiedzona prezentem od "wujka Minato", lecz tak naprawdę, Naru był najlepszym, co mogłam dostać. Proszę, mów dalej – Sasuke zaśmiał się cicho.


                Przemykał między ludźmi, starając się zdążyć. I pewnie by mu się udało, gdyby nie pewien blondyn, na którego wpadł i przez którego skręcił kostkę.
    - Kurwwwwwww, co robisz, ty skretyniały... - krzyczał, leżąc tyłem do oprawcy i dotykając delikatnie obolałego miejsca.
   - No, no, ładne słownictwo dupku - Sasuke od razu rozpoznał głos chłopaka spotkanego na parkingu kilka dni temu. Lekko kulejąc podniósł się, uważając, by żaden gorszący jęk nie wydobył się z jego gardła i odwrócił. Niestety dla niego, zachwiał się i wylądował w bezpiecznych jak mu się wydawało, ramionach blondasa. Jego zmysły owionął męski zapach cedru i jakby cytrusów. Podobał mu się, lecz szybko wyrwał się z uścisku i stanął dzielnie na przeciw Uzumakiego, który uśmiechał się podle. - Wypadałoby podziękować - rzucił prowokująco w stronę bruneta, z zadowoleniem odnotowując ściągnięcie brwi.
    - Za co?
    - Za uratowanie przed upadkiem - odpowiedziało mu ciche prychnięcie.
    - To ty mnie tak urządziłeś,  Usuratonkachi, a teraz zawołaj taksówkę. - O dziwo niebieskooki nie protestował na jego władczy ton i zrobił, o co prosił jednocześnie podprowadzając mu walizkę, która troszkę odjechała w chwili upadku jej właściciela.
    - Na razie - rzucił, stawiając torbę obok chłopaka, chcąc się oddalić. Silna dłoń nie pozwoliła mu na to.
    - A ty gdzie się wybierasz, co kretynie? Musisz jechać ze mną do domu, nie dam rady samemu – brunet był wściekły. Nienawidził przyznawać się do swoich słabości, tym bardziej przed takimi osobami. Lecz umiał chłodno kalkulować - ta sytuacja była jak najbardziej dla niego niekorzystna.
    - Ja? - Zdziwił się Naruto, patrząc mu w oczy. Po chwili jednak jego uśmiech na nowo przybrał demoniczny wygląd. - Nic nie muszę, ale pomogę ci, o panie - wyszeptał ironicznie, taszcząc walizkę hebanowowłosego do podjeżdżającej taksówki.


   - Kilka minut później byliśmy u mnie w mieszkaniu. Na... ruto  był pod wrażeniem mojego domostwa, jak go nazwał, co dla mnie wtedy wydało się śmieszne. Dopóki nie dowiedziałem się, gdzie żyje...
  - Jak to? Na pewno coś podejrzewałeś... - Hinata uśmiechała się lekko, obserwując rozłożonego na kanapie chłopaka, na ustach którego również błąkał się rozmarzony uśmiech.
  - Taak.. - westchnął. - Nieważnym jest, jak to ewoluowało w miłość. Nie chciałem się w nim zakochiwać, ale coraz więcej czasu spędzaliśmy ze sobą i w pół roku z frywolnego lowelasa, zamieniłem się w zachłannego i ciągle zazdrosnego amanta blondwłosego anioła - Hyuuga była pod wrażeniem słów Sasuke. Rzadko który facet w ten sposób mówił o swojej drugiej połówce. - Uzumaki przychodził do mnie kilka razy po wypadku, czując się za niego winnym. I tak w sumie było, choć rzadko dałem mu to odczuć. Na początku, przyznam, miałem wątpliwości, czy ktoś taki jak on może się na mojej dzielnicy pokazywać. Nadal pamiętam, jak nakrzyczałem na niego, gdy pojawił się dwa dni po wypadku. A później... tylko chciałem go widywać, nikogo innego. Tak samo dotykać, całować, lizać namiętnie.. - zamilkł, patrząc jak Hyuuga mocno się rumieni. Ta jednak szybko się pozbierała.
  - A twoi rodzice? Co na wasz związek powiedzieli?
  - Jesteś słodka - dziewczyna kolejny raz zarumieniła się na jego i tak ironiczne słowa. - Oczywiście nie wiedzieli. Prawdę o swoim ukochanym młodszym synu poznają z gazetki szkolnej. Nie omieszkam im jednego egzemplarza podarować w prezencie. Jako hołd dla... Naruto Uzumakiego, mojej miłości życia.
  - Jako hołd? - Hinata nie rozumiała jego słów do końca. Chłopak zaśmiał się sztucznie.
  - Od zawsze się o to spieraliśmy. Mój Lisek chciał, by wszyscy o nas wiedzieli, nie bał się karcących spojrzeń, pomruków, nawet napadów. Mawiał: "Jesteś moją miłością. Jedną, na całe zakichane życie i nie chcę tego ukrywać." Ale ja chciałem. Jako syn wielkiego biznesmena byłem tchórzem i tego nie mogę sobie wybaczyć po dziś dzień. Wiele razy z tego powodu się rozstawaliśmy, często w gniewie. Lecz on był jedyną osobą, którą, z podkulonym ogonem przychodziłem przepraszać i zawsze robiłem to ja. Bo byłem winny jego nieszczęścia. Zawsze powtarzał, że kocha mnie nade wszystko, co ma i nie umrze, dopóki nie wyzna tego całemu światu. Nie zdążył... - nawet nie wiedziała kiedy, a siedziała przy nim i przytulała do siebie, ponieważ zimny drań, Sasuke Uchiha... płakał jak dziecko. Za tym, co stracił. Paulo Coelho wyraził to pięknymi słowami: "Udaje nam się dzień, tydzień, miesiąc, czasem kilka lat, ale ostatecznie jesteśmy nieuchronnie skazani na utratę. Wprawdzie nasze ciało żyje dalej, ale dusza prędzej czy później otrzymuje śmiertelny cios."* I dusze tych dwojga taki cios właśnie otrzymały od losu. Za szybko. - Dzięki - otarł łzy, lecz po chwili te starte zastąpiły nowe. - Żałuję, że dopiero teraz dorosłem na tyle, by zrobić to, na czym mu zależało. Już nie mogę przeprosić, nie mam jak... bo go wtedy nie zatrzymałem.


  - Jesteśmy już ze sobą dwa lata, a ty nadal mnie ukrywasz! - W niebieskich oczach niebezpiecznie zaszkliły łzy.
   - Ciszej - syknął brunet ostrzegawczo, rozglądając się dookoła, czy nie wzbudzili zbytniego zainteresowania. - Mógłbyś być bardziej ostrożny? - Zapytał siedzącego naprzeciw blondyna, czytając zza jego pleców, menu. - Może ramen po polsku? W sumie nigdy nie jadłem takiego wynalazku - rzucił, dyskretnie kładąc mu dłoń na udzie. Chłopak ją strącił, urażony.
  - Chyba nie mamy już ze sobą o czym rozmawiać - warknął, patrząc brunetowi prosto w oczy. Lisie blizny, które chłopak tak kochał, wyostrzyły się.
  - Znowu zaczynasz? - Niebieskooki wstał energicznie, przewracając szklankę z sokiem, ale nie dbał o to.
  - Nie zaczynam, kończę - chciał wyjść zza blatu, lecz zdecydowany ruch onyksowookiego posadził go z powrotem na drewnianej ławeczce.
  - Mam dość tego tematu, więc z gadaniem o tym możesz skończyć. Wiesz, że cię - ściszył głos - kocham, ale nie jestem gotowy, by..
  - Nie jesteś gotowy, by uświadomić świat, że jesteś ze mną, ale pieprzyć mnie jak zwykłą dziwkę co noc, tak? - Krzyknął rozwścieczony Naruto, wyrywając dłonie z uścisku towarzysza. Ten jakoś mu tego nie bronił.
  - Przesadziłeś - wysyczał Uchiha przez zaciśnięte zęby. Uzumaki znów się podniósł i wychodząc zza stolika, stanął obok niego.
  - Nie, to ty przesadzasz, Sasuke. Wybieraj. Albo do końca miesiąca powiesz wszystkim, że jesteś gejem i jestem twoim chłopakiem, albo..
  - Albo co?! - Rzucił przyszły biznesmen, patrząc mu wyzywająco w oczy.
  - Albo już nigdy z tobą nie będę!
  - I tak zawsze wracasz - odparł Sasuke spokojnie, pijąc sok pomarańczowy. - Więc nie mam się czym przej... - odgłos uderzenia odbił się echem po lokalu. Chłopak otworzył szeroko oczy, patrząc na zdenerwowanego, upokorzonego i zawiedzionego Naruto. - Wynoś się! - Krzyknął, widząc, że jego była miłość stoi w miejscu. - No, już, wypierdalaj! - Ryknął w jego stronę, popychając go lekko. Po chwili Uzumaki się ulotnił, A Uchiha... no cóż, żałował, dotykając bolącego policzka.


   - Tak jak żałuje po dziś dzień. Byłem taki pewny swego, że za nim nie pobiegłem. Nie pozwoliła mi na to zraniona duma i poczucie wstydu. Tylko powiedz, jak można wstydzić się kogoś, kogo się kocha, Hinata? - W jego głosie słychać było dużo boleści, żalu i skruchy. Dziewczyna wróciła na fotel i nabazgrała na kartce kolejne zdania. Spodziewała się, że kolega nie oczekuje jej odpowiedzi, więc milczała. On po chwili znów podjął opowieść. - Nie odzywaliśmy się do siebie ponad dwa tygodnie. Dla mnie było to jak nieskończoność, nie mogłem wytrzymać. Pewnego dnia postanowiłem pójść i go przeprosić. Z naręczem białych lilii - spojrzał na mlecznooką wymownie, a z jej oczu popłynęły kolejne łzy.
  - Przy jego... ciele zna-znaleziono białą lilię... - Zadrżała, gdy po głowie zaczęła jej krążyć jedna myśl. - Wi.. widziałeś się z Naruto w dniu jego śmierci? - Sasuke przytaknął.
  - Dokładnie 18 lipca. Wpadłem na niego, gdy uciekał z domu, a za nim biegł ten palant, Akimichi.


                Szedł zamyślony w kierunku domu Naruto. Spodziewał się, że tym razem nic nie wskóra, przecież sam nie wybaczyłby takiego zachowania nikomu. Ale jego blondyn był inny - otwarty, wybaczający, zawsze mu szczerze oddany.  A on zrozumiał dopiero jak dużo stracił i postanowił nawet uświadomić ten pieprzony, gówno warty świat, byleby tylko niebieskooki do niego wrócił. Właśnie wchodził w uliczkę prowadzącą do jego mieszkania, gdy.. po prostu na niego wpadł. Czując znane sobie ciepło i zapach, przygarnął go do siebie i zaczął przepraszać.
   - Kochanie, przepraszam cię, miałeś rację, byłem draniem i samolubem, patrzyłem tylko na to, czego ja chcę i czego się boję - zauważył biegnącego do nich Akimichiego, więc jak zawsze odskoczył od chłopaka jak oparzony. Nim zdążył zrozumieć, co znowu zrobił, Uzumaki pobiegł w nieznanym mu kierunku, krzycząc jeszcze zapłakanym głosem:
  - I za co przepraszasz, skoro jest tak samo?! - Brunet podjął jeden z leżących na chodniku na skutek zderzenia, kwiatów i pobiegł za chłopakiem, lecz nie mógł go znaleźć. Gdy już tracił nadzieję i chciał wrócić do domu, zauważył smugę pomarańczowego dresu ukochanego na torach, gdzieś na obrzeżach miasta. Idąc ku niemu, mówił, cały czas zapewniał o swojej miłości i oddaniu... Wysoka trawa obrastająca otoczenie, ograniczała mu widoczność. Gdy podszedł bliżej mandarynkowej plamy, jego ciałem wstrząsnął nieopisany ból, nogi ugięły się pod nim, a gardło samo krzyczało z bólu, smutku i poczucia winy.
  - Nieee!!! - Krzyczy czarnowłosy chłopak, patrząc na zmasakrowane ciało ukochanego, jego krew plamiącą wszystko wokół - stal szyn, zieleń traw, opaleniznę twarzy chłopaka... - Niee!! - Powtarza, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Biała lilia dotknęła zakrwawionego policzka blondyna, rozmazując brunatny płyn, dalej, po szczęce.. - Nieee! - Upada miękko i na drżących członkach czołga się do ukochanego, mrucząc słowa skruchy i nadziei.. Nadziei niespełnionej.


  - Nieeee! - Boleść w głosie czarnookiego poruszyła do głębi serce białookiej, sama nie powstrzymała łez. Jakże musiał się czuć Sasuke, obarczając się winą i widząc Naruto w takim stanie? Nie myśląc wiele przytuliła się do niego, pozwalając wypłakać nieostatnie jeszcze łzy. - Tak bardzo żałuję... - szeptał jej w ramię, łkając głośno. - Nie wiem jak.. j-jak ma-mam dalej z-z-z tym żyć. Kochałem go, roz-zumiiesz? Kochałem i zabiłem.
  - Nie, to nieprawda - mówiła cichutko, głaskając załamanego chłopaka po głowie. - Nie płacz, Naruto by tego nie chciał..
  - On był mo-moim aniołem, a j-ja wszystko skurwiłem! - Gdyby go nie trzymała, zrobiłby coś głupiego, a tak klęczał, mocząc jej ubranie. Nie przejmowała się tym, jej policzki również były słono mokre. Hinata siedziała przy nim tak długo, aż zmorzony płaczem, nie usnął, a potem na paluszkach wyszła z pomieszczenia. Będąc na zewnątrz poinformowała ochroniarza o zaistniałej sytuacji i poprawiając torbę na ramieniu, zadzwoniła po ojca.

N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.-N.U.-S.U..-N.U.-S.U.-N.U.-S.U.
             

               Tamtego dnia jego ojczym, tak po prostu wyrzucił go z domu, za to, że był gejem i chodził z Sasuke Uchihą. Muszę więc zmienić pogląd z początku mojego reportażu, bo Uzumaki był zakochany. Tak szaleńczo zakochany, że nie bał się przyznać do swojej odmienności, w przeciwieństwie do jego chłopaka, który ukrywał ich związek przez ponad dwa lata, zmuszając go do tego samego.


         I choć Hinata, jej przyjaciele, sam Uchiha i wszyscy, którzy znali dobrze Naruto, próbowali dać innym wierny obraz Uzumakiego, to nie było nikogo, kto zapamiętałby choć część jego zalet po tych dwóch zdaniach. I mimo, że był to chłopak szlachetny, wesoły, pomocny, kochający, wierny i oddany pokojowi, to w głowach pustych i zadufanych ludzi, postrzegających świat przez pryzmat samego siebie, Naruto Uzumaki, chłopak anioł, pozostał tylko śmieciem, który sprowadził Sasuke na złą drogę. Nie tego chcieli, lecz dla tego świata było już za późno. Machina wzajemnej nienawiści i nietolerancji zniszczyła wszystkich, a zatroskany Naruto patrzył z góry na poczynania cywilizacji i żałował, że nie próbują choć trochę się zmienić. Żałował, bo już niedługo miał nadejść koniec.

*Paulo  Coelho - "Czarownica z Portobello"

4 komentarze:

  1. Mój Boże!
    Kurde, no, ja chyba zmieniam się w jakąś fontanne! D; Wykorzastałam całe opakowanie chusteczek, gdy czytałam to opowiadanie... Wiedziałam, że ta notka będzie wyjatkowa (przecież dedykowana mnie xD) i uczuciowa, ale... Nie przygotowałam się na taki szok! Jezu, gdy zaczęłam to czytać, myślałam, że będziesz opisywać Naruto i jego przeżycia, a nie to jakim był i jak... umarł.
    Nie no, nie wiem, jak można miec taki talent, ale życze Ci jeszcze więcej pomysłów na równie piękne opowiadania! Bardzo wzruszyłam się tą notką. Jeszcze bardziej rozczuliło mnie to, że tak przepiękny tekst, dedykowałaś mnie. Dziękuję Ci bardzo, za to, że dałaś mi przeczytać to cudo!
    Bardzo podobała mi sie narracja. Raz opisywała Hinata, raz Sasuke a jeszcze gdzieś narrator. Jestem zachwycona!
    I tak jak już wspomniałaś, tekst pozostawia wiele przypuszczeń, rozwikłań i skazuje biednego Czytelnika, na domysły dotyczące opowiadania, które niestety się skończyło. Opłacało się tyle czekać (choć wiem, że gdybyś mogła to notka pojawiła by sie szybciej (niech Was cholera, głupie bibloteki!)).
    Pomysł bardzo oryginalny za co równierz muszę Ci podziękować, bo w Internecie jest pełno "oklepanych" opowiadań. No nie, chyba znów się rozpłaczę!
    Nie wiem jak to robisz, ale tylko Twoje teksty wywołują u mnie łzy, uśmiech, wzruszenie i wiele innych uczuć, których raczej nie okazuję w tak krótkim czasie (jakim jest przeczytanie notki).
    Szono ty moja, jedyna najłaskawsza... Kocham Cię tak bardzo, że mogłabym dla Ciebie ogolić głowę, wychlać całą wodę w klozeie i mnóstwo innych rzeczy! Za taki prezent, mogę zrobić dla Ciebie wszystko! c;
    Dobra, kij z tym, że jutro będę miała opuchnięte oczy wielkości pięciozłotówek, dla tego co przeczytałam warto było!
    Życzę jeszcze więcej pomysłów i weny.
    Pozdrawiam i ściskam mocno c;
    Kaja Jelonek

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, kochana...
    Nie wiem co napisać.
    Stworzyłaś coś cudownego. Choć zwykle nie jestem specjalnie uczuciowa, to czytając to opowiadanie byłam bliska łez. Wywarło na mnie ogromne uczucia. nawet nie masz pojęcia. Aż nie wiem co napisać..
    Jesteś cudowna, uwielbiam twoje pomysły, opowiadania, każde czytam z przyjemnością i mam wrażenie, że każde kolejne przewyższa poprzednie. Początek, opis Naruto, szczególnie porównanie go do rzeki - coś pięknego. Myślałam, że będzie to coś sielankowego i zaczęłam czytać z takim właśnie nastawieniem, ale z każdym kolejnym zdaniem wciągałam się coraz bardziej, a kiedy przeczytałam słowa " popełnił samobójstwo" miałam wrażenie, że na krótką chwilę serce zupełnie mi stanęło. Trochę tak jakbym dowiedziała się o śmierci bardzo bliskiej mi osoby, którą kocham. Chyba za bardzo zżywam się z postaciami z anime... Mniejsza. Czytając wydawało mi się, że to ja jestem Hinatą, czującą ból po stracie kogoś bliskiego i cudownego, że to ja jestem Sasuke, który cierpi z tego samego powodu, jednak spokojnie mogę powiedzieć, że jest to z milion razy gorsze cierpienie. Od początku do końca świetnie to opracowałaś i sprawiłaś, że to opowiadanie stało się bardzo głębokie i pomimo tego, że liczy dobie tylko jedną część jest przepełnione najprawdziwszymi emocjami, które można odskonale odczuć w czasie czytanie. Kochana, oby więcej takich opowiadań. <3 Uwielbiam cię za to, że potrafisz stworzyć coś tak wspaniałego. Pewnie napisałabym jeszcze znacznie dłuższy komentarz, ale zwyczajnie po przeczytanie jestem jeszcze w fantastycznym szoku i nie wiem co z siebie wydusić, by oddać jak wspaniałe jest to co napisałaś.
    Pozdrawiam cię gorąco, buziaki. ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże! T.T
    Rycze! JA RYCZE!
    To było coś wspaniałego...i....ja......nie, nie mogę.....BUUUUU!
    Nie dam rady dalej pisać, bo, po prostu nie mogę!
    Dziękuję, że to napisałaś! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    kochana ja nawet nie wiem co powiedzieć... to było fantastyczne.... aż łzy mi się w oczach zakręciły... zaskoczyła mnie postawa samego Hisashiego (no cóż z reguły jest przedstawiany w roli, że nie lubi Uzumakiego).... No i Sasuke, jego postawa mnie zachwyciła.... może to to, że jak się pokłócili to on pierwszy przepraszał.... czy później drobnostki, jak na przykład, że nie rozstaje się z koszulą, którą od niego dostał, czy zbudował coś jak sankruarium....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń