Uwagi: Świat rzeczywisty.
Wariacja stylistyczna - przeplatanie narracji pierwszo- i trzecioosobowej.
Znaczy to, że musicie uważać na to, kto co mówi, w razie wątpliwości, pisać
proszę w komentarzach. Wulgaryzmy.
UWAGA:
JEST TO OPOWIADANIE PISANE W CHWILI WOLNEJ, WIĘC MOŻE BYĆ KONTYNUOWANE NAWET
RAZ W MIESIĄCU.
1.
ROZPOZNANIE PRZECIWNIKA
- Wie pan,
panie Uzumaki, dlaczego pana zatrudniłem? - Fugaku Uchiha, brązowowłosy
mężczyzna o ostrym spojrzeniu i przystojnej, zmęczonej twarzy, przechodził
właśnie ze mną przez taras swojej willi. - Proszę usiąść - dodał głosem
nieznoszącym sprzeciwu, samemu opierając się plecami o szklaną balustradę.
Klapnąłem miękko na skórzany, kremowy fotel. Moje, niebieskie niczym morze
oczy, podążały za nim, lekko zlęknione.
- Bo jestem
najlepszy w swojej branży? - Zapytałem, udając pewnego siebie. Dźwięki
wypływające z mego gardła dziwnie koiły, wpadały w ucho słuchacza nie raniąc
go, a wręcz przeciwnie, mile łechtając. Tak słyszałem.
- Nie - odparł
właściciel, poprawiając niewygodny, atłasowy garnitur za kilkanaście tysięcy.
- Nie? -
Powtórzyłem niepewnie, ze zdenerwowania przeczesując palcami blond kosmyki,
migoczące niczym słońce.
- Nie -
potwierdził czarnooki mężczyzna, uśmiechając się smutno. - Zatrudniłem pana, bo
z moich wnikliwych obserwacji jak i z wiadomości przekazanych mi przez Mirunę*
no Sabaku, jasno wynika, że ma pan odmienne, o wiele skuteczniejsze metody i
podejście do swoich wychowanków, pomimo swojego młodego wieku - niebieskooki
rozluźnił się pod wpływem słów bruneta.
- No, tak, mam
doświadczenie - westchnąłem, uśmiechając się porozumiewawczo.
- Nie obchodzą
mnie pańskie problemy, oczekuję tylko, że zdoła pan pomóc mojemu synowi - słowa
Uchihy lekko mnie onieśmieliły. W końcu czego można było się spodziewać po
najbogatszym człowieku w Japonii? - Zapłacę każdą cenę, byleby przestał
siedzieć w tym cholernym Internecie i wyszedł na godnego mnie następcę.
- Rozumiem, ale
wie pan, że niczego nie mogę obiecać? - Mężczyzna przeniósł na niego groźny
wzrok.
- Ma pan
miesiąc na próbę. Jeśli się panu to nie uda, bądź nie będę widział poprawy, po
prostu pana zwolnię, wypłacając jednak odpowiednie honorarium, panie Natuto.
- Naruto -
poprawiłem bogacza, lekko się czerwieniąc.
- Nieważne.
Proszę się do mnie zwracać po imieniu, lecz ja nie będę się kłopotał
zapamiętywaniem pana danych osobowych - stwierdził oschle czarnooki, wyjmując
komórkę. - Poproszę pana numer, zapiszę go jako "Opiekun 13".
- Miał pan już
dwunastu pracowników pełniących moje obowiązki? - Zapytałem, nie ukrywając
zdziwienia, po czym wyrecytowałem swój prywatny numer. Fugaku uśmiechnął się
drwiąco.
- Tylko w tym
miesiącu. Rekord wynosi dwudziestu pięciu, w maju - patrzył, jak siedzący
naprzeciw niego blondyn kuli się i maleje, jakby w sobie i czuł dziwną
satysfakcję. - Niech pan posłucha, panie Uzumaki. Nie twierdzę, że się panu nie
uda... ale będę szczery - nie wierzę w to, mimo że wyciągnął pan z podobnego
bagna kilku poprzednich podopiecznych. Mój syn... jest trudniejszym materiałem
na ucznia - Naruto przełknął zestresowany ślinę, trochę zbyt głośno, jak na
własne mniemanie, lecz zachował rezon.
- Jeśli pan
pozwoli, chciałbym go poznać.
- Ależ
oczywiście - odparł bogacz, wołając służbę. Zza jednego z filarów wybiegła
czarnowłosa dziewczyna, zapewne niewidoma, gdyż jej oczy były dziwnie białe.
Byłem pod wrażeniem tego, jak pewnie i szybko porusza się po tym wielkim
budynku.. jak gdyby znała jego rozkład na pamięć! Duże było jego zdziwienie,
gdy służąca spojrzała w moją stronę i zarumieniła się soczyście, co skomentował
gospodarz.
- Podoba ci się
mój nowy nabytek, Hinata? - Mlecznooka nie odpowiedziała, więc powtórzył
pytanie, a ta zrezygnowana, wyszeptała ciche:
- Hai... -
poczułem, że też się lekko rumienię, ale nie ze wstydu. Byłem oburzony
zachowaniem Uchihy, przecież on się psychicznie pastwił nad służącą!
- No, to masz
okazję go lepiej poznać. Zaprowadź pana Uzumakiego do pokoju Sasuke, jest jego
nowym opiekunem.
Chwilę
później podążał za dziewczyną, wspinając się po ogromnych, lekko zaokrąglonych
schodach na drugie piętro. Słyszał, jak jego kroki są maskowane przez leżący na
marmurowych stopniach, czerwony dywan. Czuł się nieswojo wśród takich bogactw,
choć sam miał czym się pochwalić.
- Opowiesz mi
coś o tym całym Sasuke? - Zapytałem, nie patrząc na.. jak ona miała? Aa,
Hinatę, by jej nie zawstydzać jeszcze bardziej. Kątem oka zauważyłem, że jej
uśmiech, który błąkał się cały czas na jej wydatnych wargach, lekko przygasł.
- Ma szesnaście lat, niczego, ani nikogo nie lubi, poza Orochimaru, starszym
mężczyzną poznanym przez Internet, jakiś czas temu. To przez niego panicz Uchiha
stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie, wulgarny, pyskaty i aspołeczny.
Nie będzie miał pan z nim lekko, panie Uzumaki.
- Mam na imię
Naruto - wysunął dłoń do czarnowłosej, uśmiechając się zachęcająco, a ta ujęła
ją ostrożnie, oddając uśmiech.
- Hinata -
przedstawiła się, znów z rumieńcem.
- A rodzice?
Jakie ma relacje z nimi? Ma rodzeństwo?
- Panicz Itachi
mieszka daleko stąd, zerwał z wszystkimi kontakt - kusiło mnie, by zapytać o
więcej szczegółów, lecz w moim zawodzie niedyskretność i ciekawość prowadziła
do utraty pracy, więc milczałem. - Pan Fugaku jest wybitnym i znanym
biznesmenem, nie za bardzo ma czas opiekować się paniczem Sasuke.
- A co z jego
matką?
- Odeszła od
pana kilka lat temu, zabierając połowę kosztowności i zostawiając mu pod opieką
synów - gdybym nie słyszał w swoim dwudziestotrzyletnim życiu wielu podobnych
historii, na pewno byłbym wstrząśnięty. Niestety, tak to już jest - coraz
częściej małżeństwa zawierane są dla pieniędzy i tylko dla pieniędzy. Do tego
oto dąży ówczesne społeczeństwo.
- Rozumiem -
mruknął, gasząc uśmiech i stając przed hebanowymi, obitymi ćwiekami, drzwiami.
"Kolejny got, samobójca, czy chuj wie co jeszcze" - pomyślałem,
obserwując towarzyszkę. Hinata zapukała delikatnie.
- Paniczu
Sasuke, ma pan gościa - wyszeptała, patrząc na klamkę wyczekująco. - Paniczu
Sa...
- Spierdalać,
nikogo się nie spodziewam! - Usłyszałem zduszony głęboki, męski głos,
dobywający się z zamkniętego pomieszczenia. Czarnowłosa przeniosła wzrok na
mnie.
- Mówiłam
panu.. to znaczy ci - poprawiła się pod niby groźnym spojrzeniem blondyna.
- Możesz
zostawić nas samych? - Zapytał, kucając. Dziewczyna tylko przytaknęła,
informując go jeszcze, gdzie może ją znaleźć. W końcu miał tu zamieszkać na
jakiś czas, jeśli dziś uda mu się wejść do azylu chłopaka. Nie spodziewał się
sukcesu.
- Jestem Naruto
Uzumaki i.. od dziś stanowię twojego wroga - powiedziałem głośno, na tyle by
mnie usłyszał, pomimo zagłuszającej moje słowa muzyki.
- Marne
sztuczki - odkrzyknął w jego stronę przyszły wychowanek. Niebieskooki
uśmiechnął się pod nosem. "Złapał haczyk", pomyślał, wstając z
klęczek i opierając się zawadiacko o framugę.
- Peniasz? -
Rzuciłem poszerzając wyszczerz. Muzyka umilkła, usłyszałem ciężkie kroki zza
ściany. Nie znałem tego całego Sasuke, ale byłem pewny, że tym go sprowokuję.
- Co ty kurwa
pierdolisz? - "Naprawdę wulgarny", przeszło mu przez myśl, nim
odpowiedział.
- Powiedziałem,
że peniasz. Twój ojciec załatwił ci kolejnego opiekuna, bo sam nie ma dla
ciebie czasu, a ty nawet nie próbujesz pokazać mi, gdzie pieprz rośnie? - Wiele
ryzykowałem, wypowiadając tą kwestię, w końcu Fugaku mógł być gdzieś blisko, no
ale liczyły sie efekty. Wszelkie chwyty dozwolone.
- Myślisz, że
nie wiem jak to kurwa działa? Nie wejdziesz tu, to wypierdalasz - odwarknął,
zapewne patrząc na heban. Zastanawiał się, jak to dalej rozegrać. Już nawiązał
z nim kontakt - przecież rozmawiali.
- Niezła
technika. Ale ona tylko ujawnia jak wielkim tchórzem jesteś - rzuciłem, oglądając
paznokcie u rąk. Usłyszałem drwiący śmiech.
- Może inni
popierdoleńcy się na to nabrali, ale nie ja kurwa!
- A więc
przyznajesz, że jesteś popierdoleńcem? Trochę bardziej rozgarniętym, ale nadal
popierdoleńcem? - Uwielbiał tę część konwersacji z takimi jak ten chłopak.
Myśleli, że są górą, a tak naprawdę wystarczył jeden krok.
- Spadaj. Nie
wejdziesz tu i chuj - odparły drzwi, lecz ja byłem na to przygotowany.
- Jest tak jak
mówiłem twojemu ojcu. Ty po prostu boisz się świata zewnętrznego i nie jest ci
potrzebny taki palant jak ja. Niee, ty potrzebujesz zakładu zamkniętego -
wyrecytowałem, wyciągając z kieszeni spodni komórkę i włączając aparat. Miałem
nadzieję, że moje marne 5 megapikseli wystarczy temu całemu Fugaku.
Tak jak się spodziewał, drzwi otworzyły się z
rozmachem, a w nich stanął zmizerniały brunet, niezbyt podobny do pana domu.
Czarne, smoliste włosy miał w nieładzie, wyglądały na lekko przetłuszczone,
jakby zapomniały, co to szampon. Przystojną twarz szpecił kilkudniowy,
delikatny jeszcze jak na ten wiek zarost i duże, śliwkowe cienie pod oczami.
Cała postać lustrującego go wzrokiem bruneta sprawiała wrażenie zaniedbanej -
wyblakła, niemal przezroczysta skóra, średnio masywne, okryte spodenkami nogi,
wychudzone ręce, klatka piersiowa i imitacja brzucha. "Paniczyna"
patrzył na niego z mordem w oczach.
- Odszczekaj
to! - Warknął do mnie, chwytając za elegancką, kremową koszulę.
- Nie -
odparłem spokojnie, przygotowując się do zdjęć.
- Nie?!! -
Powtórzył za mną, wściekłym głosem. Wykorzystałem jego wkurwione, choć piękne,
spojrzenie i wymierzyłem z komórki. Dostał prosto w świecące onyksem oczęta i
na chwilę stracił orientację.
Naruto uwolnił się z jego rąk i dumnym krokiem
wszedł do pokoju. Jego oczom ukazał się istny bajzel - na brudnej, pomalowanej
czarną farbą podłodze leżało mnóstwo przedmiotów - od resztek jedzenia,
śmierdzących zgnilizną ubrań, potłuczonych naczyń, powyginanych sztućców, po
połamane płyty, porozrywane książki, równie czarne co podłoga, świece.
Naprzeciw niego duże, plastikowe okno zakryte było opuszczoną, czarno-granatową
roletą, a dębowe biurko ledwo się trzymało, choć dzielnie dźwigało PC-ta i parę
innych drobiazgów. Blondyn zniesmaczony zauważył pety walające się na tym
właśnie meblu. Rozglądając się dalej, spostrzegł po prawej stronie zdezelowany
regał zajmujący całą ścianę, a po przeciwnej, w kącie łóżko, okryte
ciemnoczerwoną narzutą. Tuż przed nim stała szafa, o dziwo biała, z wielkim lustrem.
Nie zastanawiając się ani chwili zrobił sobie zdjęcie, potem odwrócił się
przodem do drzwi i znów pstryknął, by Uchiha miał pewność, że znajdował się w
środku. Schował szybko telefon, widząc mordercze spojrzenie tego całego Sasuke.
- Kasuj to,
szmaciarzu - usłyszałem, na co, prawdę powiedziawszy, skrzywiłem się
niezadowolony, bo nie lubiłem przezwisk.
- Nie można milej? - Odparł, tym razem z
lekko triumfującym uśmiechem. Chwilę później poczuł na sobie uderzenie - musiał
przyznać, że chłopak miał siłę.
- Kasuj -
wysyczał do mnie, przez zaciśnięte zęby, kolejny raz uderzając w brzuch.
Poczułem metaliczny smak krwi, a mimo to mój uśmiech się powiększył. - Z czego
jesteś zadowolony?!
- Bo nie
wychodzisz z pokoju, a masz już gwarantowaną sprawę o pobicie - rzuciłem lekko
i wykorzystując jego, powiedzmy, szok szybko wywinąłem się z jego uścisku i
wyszedłem na korytarz. Czekająca tam na niego Hinata mrugała z niedowierzaniem.
- Prowadź do pana Fugaku Uchihy - poprosił, oglądając się przez ramię. Stojący
na środku własnego azylu Sasuke, spoglądał na niego nienawistnie.
- I tak stąd
wylecisz - warknął w moim kierunku, a ja błysnąłem do niego białymi ząbkami.
- Nie, jeśli
znów dasz mi się sprowokować - odparł niebieskooki, podążając za służącą.
-
Jak to się to panu udało, panie Naruto? - Blondyn spostrzegł z niechęcią, że po
sukcesie z jego synem, Uchiha zapamiętał jego imię. Czyżby awansował w jego
mniemaniu? Prychnął śmiechem na samą myśl, co jego towarzysz przyjął z
podniesieniem jednej brwi.
- Ma się swoje
sposoby zawodowe - odparł, nadal z uśmiechem. - Pan wybaczy, ale nie mogę ich
panu wyjawić.
- Rozumiem, ale
i tak jestem pod wielkim wrażeniem. Jak dotąd tylko panu udało się dojść tak
daleko. Kupił pan sobie tydzień, płatny z góry.
- Kupiłem? -
Powtórzyłem, niepewny tego, co usłyszałem.
- Tak, kupił
pan. Jeśli po kolejnych siedmiu dniach nie uda się panu wyprowadzić mojego syna
z domu, zatrudnię kogoś innego - "Przecież to bez sensu, to nie
wyścigi", pomyślał, ściskając zaoferowaną dłoń. - 20 000 wystarczy? - Omal
się nie zakrztusiłem.
- T-tak, z
pewnością - odparłem, drapiąc z zakłopotaniem w kark.
- Świetnie się
robi z panem interesy - rzucił w moją stronę, po czym nalał nam po szklaneczce whisky.
- Uwielbiam ten trunek, nie wiem jak pan..
- Wolę czystą
sake, choć może i nie jest taka reprezentatywna - odparł blondyn, pociągając
łyk.
- Zgodzę się z
panem, lecz rzadko mam czas na jej spożywanie. Rozumie pan, praca - wskazał
ręką na leżący na stoliku nieopodal, plik dokumentów.
- Tak, oczywiście
- no jasne, że rozumiałem takich buców jak on. Tacy to robią sobie dzieci tylko
po to, by się nimi nie zajmować, a w zamian oczekiwać i propagować na
przyszłego następcę. Nienawidziłem takich ludzi. Brązowowłosy nalał im po
jeszcze jednej szklaneczce, po czym pożegnał go, nakazując Hinacie, by pokazała
mu jego pokój. Na zwiedzanie domu, jak sam stwierdził, będzie miał aż tydzień.
*Imię wymyślone na potrzeby opowiadania
Stwierdziłam, że skoro już piszę od jakiegoś czasu, to
nie pogniewacie się o małą innowację. Pozdrawiam ;)