Opowiadanie:
„Opiekun”
Rozdział:
4/20?
Tytuł
rozdziału: „Do czego jest zdolny zmanipulowany Sasuke? (ŚRODA)"
Beta:
Nie
Uwagi:
Moi mili. Napisałam to na szybkiego, by jak najszybciej dodać w końcu rozdział
tego opowiadania. W końcu długo go nie pisałam. Co do ostrzeżeń – wszystko tu
jest jak naprawdę prawdopodobne, rozmawiałam o tym z psychologiem. Akcja dzieje
się tak szybko, bo jak widzicie, chcę zamknąć to w 20 rozdziałach, choć nie
wiem, czy mi się uda. Plus tak ma być. Za błędy tym razem przepraszam i osobista
prośba – wytknijcie mi je.
„13
KWIETNIA 2012 R., trzeci dzień w domu Uchihów.
Nie
spodziewałem się aż tak różnorodnej gamy odczuć i wydarzeń. Ale po kolei.
Ubiór
Sasuke, do tego te wymalowane oczy i usta, miały być dla mnie jakąś wskazówką,
a tak przynajmniej przypuszczam. Uchiha zachowywał się jak zwykle – dumnie i
bezsensownie wulgarnie, ale do tego zdążyłem już przywyknąć. Powiem więcej –
dostrzegam w tym pewną zależność. Jak wspomniałem wcześniej, to zachowanie jest
otoczką, ma mnie odciągnąć od wniosku, jaki nasunął mi się tej nocy. Wniosku
oczywistym, więc nie musiałem nad nim za dużo myśleć – chłopak woła o pomoc.
Jak to zauważyłem? To proste – ubiór młodego, a przede wszystkim pomalowane
usta i podkreślone oczy, nijak pasowały do jego prawdziwego „ja”. Brunet jest
po części, według swojej natury, zamkniętym w sobie dupkiem, paniczykiem z
dobrego domu, który wpadł w niszczące relacje z obcym człowiekiem. Z kimś
chorym, który cierpi na parafilię. Jestem już pewien, iż to przez wpływ
Orochimaru, młody stał się niemalże emo-transwestytą. Podejrzewam, że
zaburzenia preferencji seksualnych tego pierwszego, pogrążały tego drugiego. Aż
nie chce mi się myśleć, do czego go zmusza. Sadomasochizm, transwestytyzm, czy
różnego rodzaju znane mi fetysze, jak dysmorfofilia, apotemnofilia,
urofilia, koprofilia
czy heterochromofilia* – są parafiliami seksualnymi,
które ciężko zwalczyć. Jeśli jednak jest tak jak sądzę, bez większych problemów
uda mi się wyciągnąć Uchihę z tego bagna. Widziałem w jego oczach strach, więc
już mam pewność, ze ich wzajemne relacje właśnie na tym się w głównej mierze
opierają, a to działa tylko na moją korzyść. Moim priorytetem będzie teraz
zdobycie zaufania bruneta. Jakkolwiek by się nie bronił, ja dostrzegłem jego
potrzebę uniezależnienia od no Hebi.
Wracając.
Zachowanie z wczorajszego popołudnia utwierdza mnie w moich poprzednich przypuszczeniach – Sasuke
za wszelką cenę utrudnia mi przebicie się przez jego zawoalowany system
obronny, między innymi dlatego, że nie chce pokazać, jak mocno jest rozbity
emocjonalnie. To byłoby jak przyznanie się do swojej słabości, czego sam nie
ścierpi. Innym czynnikiem, dla którego nadal gra niedostępnego dupka, jest to,
że sam nie ma siły wyplątać się z tych zakrzywionych relacji. Nie mogę pominąć
też faktu, że prawdopodobnie nie zauważa do końca tych wszystkich
nieprawidłowości i to na skutek wpływu Węża.
Dowodem na to jest sytuacja z
wieczora. Widziałem w oczach młodego, że nie chciał na mnie napadać. Całym sobą
próbował ukryć swoje myśli i odczucia, obawiając się zapewne konsekwencji ze
strony Oro. Ktoś mógłby stwierdzić, że to śmieszne, bo co niby Wężowaty mógłby
zrobić mojemu wychowankowi? Niemniej jednak ta sama osoba myliłaby się i to w
znacznym stopniu. Ból psychiczny zadawany przez drugiego człowieka, z którym
łączą nas bodźce emocjonalne bądź seksualne, w formie na przykład niechęci,
otwartej pogardy czy oschłości, mogą złamać każdego. Tym bardziej, gdy jest się
od tej osoby uzależnionym, jak to jest w przypadku Uchihy. Chłopak z pewnością
w jakimś stopniu cierpi na zaburzenia osobowości i to z pewnością trwałe, bo
opuszczony przez wszystkich, przez dłuższy czas pozostaje pod sugestią
Orochimaru. A co za tym idzie, mimo tego, że nie ma ochoty wykonywać niektórych
jego poleceń, zgadza się na wszystko. Były nie zastać samemu. Muszę powiedzieć,
ze go rozumiem, sam kiedyś wdałem się w coś podobnego, lecz na moje szczęście,
mój dominator zmarł, a ja mogłem powrócić do życia w pełnym tego słowa znaczeniu.
Lecz nie czas na moje wynurzenia.
Mężczyzna odciągnął ręce od
klawiatury i zaczął czytać. Po krótkiej chwili zauważył,, że nie przeanalizował
porannej akcji – zniszczenia swojego pokoju. Zastanawiając się nad tym wątkiem
przez dłuższą chwilę, porzucił go. Doskonale wiedział, kto go zmusił do tego i
nie wiedział sensu w roztrząsaniu tej sytuacji. Był ubaw i tyle.
Kończąc czytać, myślał nad dalszymi
wnioskami. W końcu wieczorne spotkanie
nie dało mu nic więcej, wszystkie przyuważenia już zanotował. No, może poza
jednym, dotyczącym czegoś, co nie powinno mieć miejsca. Ulokował więc znów
palce na klawiszach i zaczął w nie stukać.
Co od charakteru no Hebi, jestem
pewny, że jest to człowiek przebiegły i do szpiku kości zły. Doskonale zdaję
sobie sprawę, że umie kierować naiwnym Księciem i nakłaniać go do swoich wizji
czy zamierzeń. Z pewnością traktuje
Sasuke jak swoją własność, co potwierdza zdenerwowanie tego oślizgłego typka na
mój pocałunek. No właśnie, pocałunek.
Tu z jednej strony nawaliłem, z
drugiej wręcz przeciwnie. Dałem się ponieść samolubnej chęci wkurwienia Węża,
choć do niczego nie było mi to potrzebne. Naraziłem na porażkę całe moje
zadanie, gdyż teraz będzie mu trudniej zbliżyć się do panicza. Z pewnością ma
teraz w głowie mętlik. Wykorzystałem go tak, jak wykorzystuje go Oro. Po raz
pierwszy od bardzo dawna dałem się ponieść i nie myślałem logicznie nad tym, co
robię. Niemniej jednak dałem mu w zamian coś innego – poczucie, że nie jest
niczyją własnością. Podejrzewam, że młody jak dotąd sądził, że należy do gościa
z Internetu i jest nietykalny dla innych, a ja pokazałem mu, że się myli.”
Podsumowując ten dzień, postanowiłem
dalej prowokować Uchihę, mając na względzie jego uzależnienie i głębokie
relacje z tym oślizgłym typkiem. Dziś mamy rozpocząć wspólne lekcje. Nie
spodziewam się jednak, że do nich dojdzie. Z pewnością Orochimaru będzie miał
się teraz na baczności.
Odłożył laptopa na stojący przy
łóżku mebel i podłożył ręce pod głowę. Jego myśli dryfowały wolno, przeplatając
wspomnienia z przypuszczeniami, marzenia z potrzebami. Szczególnie jedna go
nęciła, lecz nie mógł jej się poddać. Bo z kim? W tym domu nie był nikogo, kogo
mógłby przelecieć, poza młodym Uchihą. Ale.. nie, to nie wchodziło w rachubę.
Profesjonalizm wymaga poświęceń, czasem nawet na dużą skalę.
Zniechęcony, potrząsnął złotą
czupryną, by odegnać te refleksje. Przyjdzie czas, wygrzmoci dupsko jakiegoś
faceta i ulży swoim chuciom. Aż się uśmiechnął na to stwierdzenie. Jakie to
wszystko irracjonalne. Rozpracowywał psychiki i powierzchowne zachowania swoich
podopiecznych, ich nieprawdziwe maski i to od wielu lat , ale jak dotąd nikt
nie postarał się wniknąć w jego autentyczne „ja”. Bo przecież on też nosił
maskę. Zwykły przygodny seks, często
jako element terapii, kilka górnolotnych, nic nieznaczących słów – tyle. Nie
było mowy o jakiejkolwiek zażyłości czy emocjonalnej jedności. Dlatego też
Uzumaki aż tak „wsiąkł” w ten cały biseksualizm, odbierając tak piękne
przeżycie jak kopulowanie dość… prymitywnie. I nie można tego zrzucić na to, że
był facetem. Chodziło raczej o wspomnianą samotność i obojętność ludzi wokół na
jego osobę, wnętrze. Destrukcyjna mieszanka w czystej postaci.
Stojąc na środku pokoju, rozglądał
się wokół i drapał w nagi brzuch. Zmiana wystroju i dodanie masy koloru
pomarańczy, było czymś dobrym. Czymś, czego potrzebował. Wcześniejsze wnętrze
przytłaczało go, przypominając sale w wariatkowie. Tak, Naruto spędził tam
jakiś czas, tuż po tamtym wydarzeniu, o którym mówić nikomu nie zamierzał. Bo i
po co? Ziewając szeroko, spojrzał jeszcze raz na wspaniały napis, jaki wykonał
jego wychowanek. Uśmiechnął się do siebie półgębkiem i zsunął z bioder pasiaste
bokserki. Idąc nagim w kierunku łazienki, przypomniał sobie komputerowe
ostrzeżenie, wypisane na czarnym tle, krwistoczerwoną czcionką. Jak to było?
„Jeśli tu zostaniesz, czeka cię prawdziwe piekło, skurwielu! Zadbam o to”.
Szkoda tylko, że Sasuke nie wiedział, jak bardzo pragnie zasmakować gorejącej otchłani
piekielnej. Naprawdę szkoda.
Schodząc na dół do jadalni, powracał
myślami do wielkiego domu z białymi fasadami i wysokimi krzakami w ogrodzie. Ta
niejasna wizja męczyła go już od dłuższego czasu, w sumie od kiedy zaczął
pamiętać. Lecz to już przeszłość, nie ma po co do tego wracać. Wszedł do
pomieszczenia i bez słowa zajął miejsce naprzeciw nieznanego mężczyzny. Nie
zważał na czarne oczy, które świdrowały go na wylot i obserwowały każdy ruch.
Spokojnie zjadł przygotowane przez Tsunade śniadanie, popijając je kawą.
Gorzką. Dawniej preferował ten napój z dwoma łyżeczkami cukru i dużą ilością mleka
czy śmietanki. Lecz gdy życie przestało
go rozpieszczać, on sam zaczął odmawiać sobie jakichkolwiek drobnych przyjemności,
poza penetracją odbytów i cipek swoich "partnerów". Nie było
więc mowy o cukrze do kofeinowego napoju. Kończąc kawę, zastanawiał się kim
jest milczący brunet przed nim. Nie był dziś towarzysko usposobiony, więc
wcześniej tylko skinieniem głowy odpowiedział na przywitanie blondwłosej Ino.
Już miał się podnosić, gdy nieznajomy odezwał się, zadziwiająco miłym dla ucha
głosem.
- Cześć, jestem Nara Shikamaru, tutejszy
muzyk – niebieskie tęczówki spotkały się z czarnymi.
- Uzumaki
Naruto, miło poznać. Jestem… opiekunem, psychologiem, terapeutą czy kim tam jeszcze chcesz – wbrew swoim zwyczajom,
wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu, ściskając oferowaną dłoń. Brązowowłosy
spojrzał na niego zza delikatnych okularów.
- Słyszałem o tobie. Jesteś tu zadziwiająco
długo – uśmiech blondyna nabrał chytrości.
- Cóż, taki los – odparł, cofając rękę. Ten
mężczyzna go intrygował. Zapadła krótka cisza.
- Musisz więc być mądrzejszy od swoich
poprzedników – Jeleń upił łyk herbaty, którą dotąd sączył.
- Raczej cwańszy – iskierki w czarnych
oczach zamigotały.
- Kto wie, może w końcu znalazłem
odpowiedniego partnera do shōgi – Uzumaki spojrzał nań nagląco.
- Grasz? – Spytał, nie spuszczając wzroku z
jego zaczerwienionych ust.
- Od kiedy pamiętam, grałem z ojcem. A ty?
- Podobnie – uogólnił swoje cierpienia i
żmudne ćwiczenia do jednego słowa, zdradzającego tyle, co nic.
- Może partyjka jutro wieczorem? –
Terapeuta ulokował dłonie na kancie blatu.
- Pewnie, czemu nie – westchnął, odpychając
się od mebla. – Czas na mnie – dodał,
unosząc pośladki i dźwigając męskie, wysportowane ciało.
- Na mnie również – Shikamaru podążył jego
śladem. Blondyn, zwracając się w stronę wyjścia, postąpił parę kroków, po czym
znów się zatrzymał.
- Byłeś w impasie? – Rzucił, wsuwając ręce
do kieszeni.
- Nie, remisy zdarzają się niezwykle rzadko
– czarnooki owiał spojrzeniem jego muskularne plecy.
- Nie mnie. Byłem w takiej sytuacji dwa
razy, na konkursie w zeszłym roku – usłyszał westchnięcie, a potem coś na
kształt zduszonego stęknięcia.
- Wiedziałem, że skądś kojarzę twoje
nazwisko. Tym bardziej jestem ciekaw naszej potyczki – rzekł, kończąc
konwersację i wychodząc szybkim krokiem w kierunku ogrodu.
- Ja też – mruknął do siebie, wchodząc już
po eleganckich schodach. Czas sprawdzić, co z Uchihą i dowiedzieć się, jak ma
zaplanować sobie dzień. Stąpając po stopniach, wrócił myślami do niedawno
zakończonej rozmowy, wspomniał głos Shikamaru. Być może znalazł kogoś, kogo
będzie mógł obdarzyć niekłamanym szacunkiem, a nawet swoją cielesnością.
Zbliżając się do drzwi lokum Sasuke,
stopniowo zwalniał, stąpając cicho, niczym kot. Starał się także ciszej
oddychać, próbując wyłapać jakiekolwiek dźwięki z wnętrza pokoju, lecz
bezskutecznie. Przykładając ucho do mahoniowych drzwi, wstrzymał oddech.
Dziesięć sekund, dwadzieścia, pół minuty, nic. Po upływie kolejnych pięciu,
odetchnął.
- Witaj, Książę – wyszeptał, stukając
delikatnie palcami o błyszczącą powierzchnię. – Nie myślałeś chyba, że dam ci
spokój, co? – Dodał, opierając się
czołem o drewnianą zaporę. Odczekał cierpliwie następną minutę. – Co z tobą,
Saske? Nie masz zamiaru mnie zbesztać, nawyzywać od pojeba, skurwysyna,
skurwiela i takich tam? – Mówił, kierując jedną z dłoni w kierunku klamki. Odpowiedziała
mu niepokojąca cisza, więc znajdując metalowy przedmiot, nacisnął go. Tak jak
myślał, drzwi były zamknięte, ich właściciel się od niego odgrodził. Cofnął się
i potarł dłonią o lekko zarośnięty policzek. – Jak chcesz, lecz powiem ci, że
mam dzisiaj całkiem dobry dzień. Aż szkoda, że nikt mi go nie chce zepsuć –
prowokował go, choć nie miał pewności, czy go słucha. Równie dobrze mógł teraz
leżeć/siedzieć ze słuchawkami na uszach, albo być w agonii. Kolejna minuta
ciszy. Naruto zmarszczył czoło i wycofał się kilka kroków. Podnosząc głos i
powoli odchodząc, zawołał jeszcze: - Radziłbym dobrze się zastanowić.
Poniedziałek jest ostatnim dniem do uregulowania należności za Internet. A co,
jeśli ci go odłączą? Co z twoim Orochimaru i waszymi zabawami? – Usłyszał huk,
lecz nie przejmował się tym. Szybko przeszedł na swoją stronę korytarza i
zniknął za drzwiami swojego pokoiku. Nie widział więc wkurwionej twarzy młodego
Uchihy, który z miną zabójcy cicho poprzysięgał mu śmierć, wychylając głowę zza
framugi. Co też mu siedziało w głowie?
Stracę cały dzień, pomyślałem,
siadając znów przed laptopem. W moim sprawozdaniu dopisałem kilka zdań i
zalogowałem się na pocztę. Przejrzałem wszystkie wiadomości i orientując się w
sytuacji, kliknąłem przycisk „wyloguj”. Nie miałem najmniejszego zamiaru odpowiadać
na żadne anonse zawiedzionych, rozhisteryzowanych i samotnych kobiet z portalu
randkowego. Że też nie usunąłem jak dotąd, konta na nim. Postanowiłem, wbrew
moim poprzednim myślom, wykorzystać ten wolny czas na dwa brakujące puzzle w
mojej układance. Trzeci nadrobię jutro. Klikając na nową zakładkę, wpisałem
imię i nazwisko Fugaku, a potem, wybierając odpowiedni link, wszedłem na stronę
główną jego firmy. Od razu przeszedłem do zakładki „Kontakt”. Prócz e-maila do
sekretarki, podali tam numer do biura. Nie czekając, wybrałem go. Po dłuższej
chwili i kilku sygnałach, odebrała jakaś kobieta.
- Witam, biuro firmy Uchiha, w czym mogę
pomóc? – Zmęczony głos młodej pracowniczki działał mi na nerwy od pierwszego,
wypowiedzianego stosunkowo niechlujnie, słowa.
- Dzień dobry. Nazywam się Naruto Uzumaki,
pracuję dla pana Fugaku. Muszę z nim pilnie porozmawiać – westchnąłem, gdy
dziewczyna znów się odezwała.
- Tak, pan Uchiha wspominał, że może pan
próbować się z nim skontaktować. Proszę chwileczkę poczekać – po niecałych
dziesięciu sekundach, znów ją usłyszałem. – Pan Uchiha kazał mi przekazać, żeby
pan miał telefon przy sobie, zaraz do pana przedzwoni – nie dziękując,
rozłączyłem się. Chciałem mieć to jak najszybciej z głowy. Po chwili usłyszałem
dźwięk, informujący mnie o nowym połączeniu.
- Tak, słucham? – Odebrałem, przesiadając
się łóżko.
- Witaj, Naruto – dziwnie miękki ton
wyostrzył moje zmysły. – Coś się stało? – Przekląłem w myślach, przypominając
sobie, że jak dotąd Fugaku ani razu nie zainteresował się losem syna.
- Nie, w sumie nie. Potrzebuję jednak
pewnego pisemka, by móc dalej pomagać Sasuke – mój rozmówca westchnął. Zdawał
się być zdziwionym.
- Jakiego pisemka? Nie chcesz mnie chyba
okraść? – Zażartował, a mnie aż zemdliło od jego wyszukanego chichotu.
- Nie, skądże.. albo.. No, może minimalnie
– ciągnąłem tą jakże lakoniczną wymianę zdań, rozbawiając go jeszcze bardziej.
- Oj, Naruto, Naruto – Uchiha odetchnął
głęboko, uspokajając się. – A poważnie?
- Chciałbym, żeby napisał pan dla mnie
pewne polecenie służbowe – nie owijając w bawełnę, przeszedłem do sedna tej
rozmowy.
- A dokładniej? – Brunet zdawał się być
czujniejszym. Nie spodobało mi się to.
- Podejrzewam, że Kakashi ma pewne
informacje, które mogą okazać się przydatne. Aczkolwiek, aby się ze mną nimi
podzielił, potrzebuję tego świstka – Fugaku kolejny raz się zaśmiał.
- Ja to załatwiam troszkę inaczej. Niemniej
jednak, nie mogę ci pozwolić na
wypytywanie Hatake, przykro mi – zaskoczyła mnie jego odpowiedź.
- Dlaczego? – Zapytałem machinalnie, choć i
tak wiedziałem, co mi odpowie.
- Mam swoje powody – to samo właśnie
powiedziałem w myślach. – Jeśli to wszystko, porozmawiamy w piątek wieczorem –
oschły głos mojego szefa dał mi do zrozumienia, że to koniec konwersacji.
Chwilę potem usłyszałem dwa titnięcia, uświadamiające mi, że mogę już odłożyć
telefon, rozmówca się rozłączył.
- Kurwa! – Zakląłem, odrzucając urządzenie
na łóżko. Nic mi się nie układało w całość. W tym domu było o wiele więcej
zagadek i tajemnic, niż myślałem wcześniej. I co teraz? Gdy się nad tym
głowiłem, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – warknąłem, nieświadom tego. Po
dłuższej chwili do mojego sanktuarium wszedł brunet. Mężczyzna miał długie
włosy związane w kitkę i równie czekoladowe, intrygujące oczy. – Iruka! –
Mruknąłem, zaskoczony jego wizytą.
- Cze-cze-czeeść – wyjąkał, oddychając
ciężko. No tak, zapomniałem, że cierpi na jąkalstwo, czy jak to się tam zwało.
– M-m-mo-możemy p-p-pogadać? M-masz chwilę? – Spojrzałem na jego oficjalny
strój, identyczny jak ten Kakashiego i skinąłem głową.
- Pewnie, dzień dopiero co się zaczął, a
już nie mam co robić – uśmiechnąłem się do niego lekko. Może i czasem byłem
chujem, lecz tak naprawdę życie nauczyło mnie czegoś i wpoiło kilka
podstawowych zasad. A jedną z nich była akceptacja ludzi takich, jak Umino.
Prostolinijnych, a zarazem udręczonych przez los jedną niewielką wadą,
sprawiającą, że staje się pośmiewiskiem. – O co chodzi? – Zapytałem, odczytując
jego zdenerwowanie. – Siadaj – niepewnie podszedł do jednego z krzeseł i usiadł
na nim, raczej przycupnął na brzeżku.
Naprawdę dziwiło mnie jego zachowanie.
- B-bo jaaa… - patrzył wszędzie, za
wyjątkiem mojej osoby. – T-to n-n-nie jest t-tak, że po-po-pooodsłuchiwałem,
ale.. – uniosłem dłoń i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Nie podejrzewam cię o to. Po prostu słyszałeś
moją rozmowę z Fugaku – przyjrzałem się jego zlęknionej, nieśmiałej postaci i
od razu odczytałem jego zamiary. – Chcesz mi coś powiedzieć, prawda, Iruka? –
Wstałem do okienka i zamknąłem je. – Słucham, nikt się o niczym nie dowie –
zapewniłem go, skupiając wzrok na dziwnej bliźnie biegnącej wszerz nosa Umino.
Ciekawe, skąd ją ma?
-
O-o-bie-ee-e…
- Tak, obiecuję – skończyłem za niego,
chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, jakie ma dla mnie informacje.
- Więc dobrze – westchnął, rozluźniając
krawat. – Ale o-o-ostrze-e-egam cię, t-t-to b-b-będzie d-długa o-o-opowieść –
zaczął, a ja starałem się nie uronić ani jednego słowa. To nie było trudne,
zważywszy na to, w jakim tempie wypowiadał pełne słowa. Tak minęła mi reszta
poranka, i całe południe. Wiadomości, które od niego otrzymałem, są równie
intrygujące, co cała ta rodzina. Z pewnością wkrótce skonfrontuję je z
właścicielem tej willi.
Iruka wyszedł z pokoju blondyna
kilka minut po trzynastej, krótko przed obiadem. Darując sobie zapisywanie
wszystkich danych, zszedł na dół, do jadalni. Po drodze spotkał Hinatę i Ino,
która zajęte sobą, omalże na niego nie wpadły.
- Naruto-kun – bąknęła nieśmiało Hyuuga, a
policzki jej pokryły się szkarłatem. – Przepraszam, nie chciałam – bąknęła,
rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Spoko – odparł, opierając się o jedną z
kremowych ścian. – Jak mija dzień? – Spytał, obdarzając obie lazurowymi
spojrzeniami.
- Dobrze, a tobie? – Ino, która dzisiaj
rozpuściła swoje słoneczne włosy, patrzyła na chłopaka dziwnie chłodno.
- Niezbyt – mruknął, a słysząc dzwonek, ruszył
z miejsca. Pokojówki podążyły za nim. Nastąpiła chwila dłuższej ciszy.
Przerwała ją białooka, zwracając się do terapeuty.
- Wiesz, Naruto, że Itachi-sama przyjeżdża
jutro wieczorem?
- Itachi-sama? – Powtórzył bezmyślnie,
przechodząc przez salon wolnym krokiem.
- Brat Sasuke – podpowiedziała mu Yamanaka,
patrząc na niego z ukosa. Dopiero teraz zauważyła, że kolor jego włosów jest
intensywniejszy, a barwa tęczówek jego oczu, jej bije na głowę. Poczuła się zagrożona.
- Ach, tak – westchnął. – Jakim jest
człowiekiem? – Zapytał, obejmując obie w pasie i śmiejąc się w duchu z ich
zszokowanych min. – Tylko nie mówcie mi, że takie same emo, jak młody –
dziewczyny zaśmiały się posłusznie.
- Nie, skądże. Będziesz… zaskoczony. To
naprawdę dobry i pozytywny człowiek. Szkoda tylko, że tak rzadko tu bywa. Być
może wtedy panicz Sasuke byłby inny – Hinata zdawała się być poruszona tym, co
stało się z Księciem, lecz Uzumaki w to nie wnikał.
- Rozumiem – nie rozwijał tematu. Naprawdę
nie był w nastroju na jakiekolwiek pogawędki. Wchodząc do jadalni, w której
niesamowicie pachniało, zarejestrował jeden fakt – nigdzie nie widział Iruki.
*
Kładąc się spać, nie myślał o
niczym. Wbrew temu, co powiedział Sasuke, miał naprawdę podły dzień. Owładnięty
własnymi demonami i myślami, nie zważał na swoje zadanie jak i brak postępów w
nim. Zasnął zadziwiająco szybko, zapomniawszy o Uchiha i całym tym bajzlu.
*
- Idź – usłyszał i już po sekundzie
znajdował się na korytarzu. Stawiają c ostrożnie kroki i poprawiając niesforne
włosy, wolno przesuwał się w kierunku tamtych nieoszklonych drzwi. To, co miał
zamiar zrobić, było straszne, lecz wiedział, że jako syn największego
biznesmena tego miasta, jest bezpieczny. Nie oskarżą go o nic, bo nikt się na
to nie odważy. Niemniej jednak wewnętrznie się wahał. Nie obawiał się
konsekwencji ze strony ojca, lecz… nie chciał tego. Nie chciał zabijać.
Instynkt mówił mu, że może uciec, wyplątać się jakoś z tej sytuacji, lecz
serce… serce podpowiadało mu dalszą wędrówkę. Jeśli tego nie zrobi, znów
zostanie sam. Będzie w tej beznadziejnej otchłani, z której nie ma ucieczki, a
on nie chciał kolejny raz w niej przepaść. Musi to zrobić, dla dobra
Orochiamaru-sama. Za wszelką cenę musi podołać swojemu zadaniu.
Zatrzymał się przy schodach. Wokół
panowała nieprzenikniona cisza, podążył więc dalej. Jego blada skóra mieniła
się w świetle księżyca, a kropelki zimnego potu, który zrosił jego ciało,
skapywały swobodnie na miękki dywan. Sasuke starał się oddychać niemalże niemo
i spokojnie, lecz szybko bijący organ, zamknięty w sidłach żeber, utrudniał mu
to. Raz po raz, dążąc do swojego celu, zatrzymywał się, próbując uspokoić
walące serce. Bezskutecznie. Dłonie, zaciskające się na rękojeści długiego
noża, ukrytego za czarną koszulką, pociły się, próbując odwlec to, co
nieuniknione. Brunet był przerażony tym, co się zaraz stanie. To nie mogło być
realne… Podszedł do drzwi pokoju swojego wroga i nacisnął klamkę. Na jego
szczęście, mechanizm ustąpił, nie wydając ani jednego dźwięku. Popchnął lekko
drewnianą zaporę i bezszelestnie prześlizgnął się do wnętrza lokum Uzumakiego,
upewniwszy się wcześniej, że ten śpi. Kładąc dłoń na mahoniu, delikatnie przymknął
wspomniany wcześniej element i spojrzał w kierunku swojej ofiary. Niebieskooki
w tym półmroku, wyglądał naprawdę niewinnie, choć kołdra, dopasowana do jego
krągłości, uwydatniała masywne nogi jak i umięśnione ramiona. Sasuke przełknął
nerwowo ślinę, zapomniawszy na moment, że powinien być cicho. Z wolna ruszył w
kierunku śpiącego mężczyzny, bacznie obserwując na przemian jego twarz i
otoczenie. Nie chciał wpaść na żaden z mebli, bo to z pewnością obudziłoby
terapeutę. Po kilku sekundach stał już u boku
łóżka. Planując kolejne posunięcie, przeoczył milisekundowy błysk. No
cóż, to pierwszy z jego błędów, pomijając sam fakt obecności w tym
pomieszczeniu. Zgodnie z instruktażem otrzymanym od no Hebi, szybko, acz bardzo
ostrożnie wszedł na mebel i lokując kolana po obu stronach ciała śpiącego,
zawisł nad nim. Na moment przestał oddychać. Wolną dłoń, która nie była jego
oparciem, sięgnął po nóż. Z maniakalną, a zarazem desperacką miną, przytknął go
w miejsce, w którym powinno bić serce Naruto. Nikt nie będzie bluźnił mi i
Oro-sama!, pomyślał jeszcze, nim wykonał ostatni gest. Wziął zamach i… zadał
cios. Krople płynu wsiąkały w materiał pościeli, nadając mu nowy,
intensywniejszy kolor.
*
To byłoby zbyt proste, pomyślał,
czekając na rozwój wypadków. Spod półprzymkniętych powiek obserwował poczynania
swojego wychowanka, starając się utrzymać równomierny oddech, by się nie
zdradzić. W ten sposób miał wszystko pod kontrolą. Gdy poczuł ciężki oddech o
dość oryginalnym zapachu, zamknął oczy. Chciał wiedzieć, dokąd posunie się
zmanipulowany Japończyk. Czy naprawdę będzie próbował mnie zabić? Czując szybki
ruch jak i ostry, zimny przedmiot na swojej klatce piersiowej, otworzył oczy.
Instynktownie chciał zatrzymać dalsze posunięcia, lecz to było zbędne. Nie
zależało mu na życiu aż w takim stopniu, to fakt, lecz… W tych czarnych,
przygaszonych tunelach dostrzegł pewien błysk. Uchiha wymierzył cios, śniade
powieki bezwarunkowo opadły. Coś ciepłego spłynęło na tors blondyna, by
rozgrzać to miejsce.
- Dlaczego stchórzyłeś? – Spytał,
obdarzając go silnym, strofującym spojrzeniem. – Mogłeś mnie dopaść, tak jak
tego chciałeś – wyszeptał, rejestrując nóż wbity w poduszkę tuż po lewej
stronie jego głowy, jak i słone łzy płynące z czarnych oczu.
- Zamknij się! – Warknął, by za moment
próbować zejść z leżącego mężczyzny. Naruto jednak mu to uniemożliwiał, mocno
przyciskając jego dłonie do materaca.
- Nic z tego, tak łatwo się nie wywiniesz –
westchnął. – Odwiedziny za odwiedziny, czy jak? – Dodał, nie spuszczając wzroku
z bladej twarzy. Na policzkach bruneta, w świetle ogrodowych lamp, wciąż lśniły
gorzkie łzy.
- Puść mnie, skurwysynie! – Szarpał się,
lecz to i tak spełzło na niczym. Blondyn uśmiechnął się zimno.
- Naprawdę nudzą mnie twoje wyzwiska.
Jestem człowiekiem, który z natury lubi nowości, wyzwania, a ty niestety –
odwrócił teatralnie wzrok – już nim dla mnie nie jesteś. Rozpracowałem i ciebie
i tego twojego przydupasa, także… - nie kończąc zdania, mocniej uścisnął boki
chłopaka i znów, jak poprzednio, przewrócił go na plecy, samemu przyjmując
pozycję z wczorajszego wieczora. – Czas, żebym i ja się zabawił – mówiąc to,
zbliżał twarz do ust Sasuke. Patrzył mu cały czas w oczy, które wyrażały teraz
gamę uczuć. Od zaskoczenia, ciekawości, rozpaczy, po.. strach. Gdy wargi
Uzumakiego znajdowały się jakiś centymetr od ust czarnookiego, ten zadrżał, a
potem odwrócił głowę. Bez słowa czekał na to, co zrobi Naruto. Spinając
mięśnie, oddawał się w poddańczym geście. – Żartowałem, nie jestem Wężem –
mruknął, odpychając się i wstając. Szybkim krokiem przemierzył część pokoju i
zapalił lampkę, stojącą w kącie. Jednocześnie, korzystając z faktu, że Uchiha
nie wykonuje żadnego ruchu, przekluczył zamek w drzwiach.
- Co robisz? – Bąknął speszony, siadając na
łóżku i obserwując każdy ruch niebieskookiego.
- Nic, masz rację – z powrotem odkluczył, a
wręcz je otworzył. – Wychodzisz? – Sasuke wstał, niepewnie patrząc w lazurowe
oczy. Niemo pytał: „dlaczego”?
- Nie mam zamiaru się z tobą użerać, muszę
się wyspać – mruknął, drapiąc się w kark. Czekał, aż Uchiha się ruszy, patrząc
w okienko. Gdy przechodził koło blondyna, ten się znów odezwał. – Zobacz, co
się z tobą stało, Uchiha Sasuke. Zmanipulowany, zlękniony, zdesperowany,
naiwny… Czy taki byłeś wcześniej? – Brunet zacisnął zęby, w tym samym momencie
formując pięści. – Nie sądzę.
- Hn – przyznał, przechodząc przez próg
pokoju.
- No właśnie. Tak czy inaczej widzimy się
jutro na lekcjach. Jeśli nie zejdziesz, myślę, że Itachi będzie nie pocieszony…
- zarejestrował dziwny odruch ze strony Księcia.
- Itachi? – Mruknął, odwracając się z
powrotem w kierunku Naruto.
- Tak, przyjeżdża. Dobranoc – dodał,
zamykając mu drzwi przed nosem. Multum uczuć, które kłębiły się w tych
ciemnych, bezdennych studniach, upewniły go. W niedalekiej rozgrywce z
Orochimaru Itachi będzie asem w rękawie. Kartą przetargową, która zapewni mu
zwycięstwo.
Wracając do łóżka, wcześniej
zgasiwszy lampkę, rozmyślał o całym dzisiejszym wydarzeniu. Wszystko działo się
tak szybko… I nadal się dzieje. Gdyby miał już jutro zakończyć to zlecenie,
zrezygnować, miałby problemy z podsumowaniem tych wszystkich zdarzeń. W swoim
życiu spotykał wiele dziwactw, lecz pierwszy raz ktoś próbował go zamordować na
zlecenie jakiegoś gacha. A do tego ta akcja z grożeniem z komputera.. Jako
osoba postronna, nieznająca się na rzeczy, pomyślałby, że to.. śmieszne i
nierealne. Chłopak, umiejący myśleć w miarę racjonalnie i przyszłościowo,
poddaje się władzy nieznajomego człowieka, z którym wiążą go wirtualne relacje
i tylko takie.. Niemniej jednak Uzumaki był świadom, że nie potrzeba nawiązania
bliższego kontaktu czy „dotyku”, by zatracić się tak, jak zatracił się Uchiha.
Zagubienie i zwątpienie w siebie, pielęgnowane przez tak długi czas, samotność
– to wszystko, zwalczone czułym gestem czy miłym słowem sprawia, że człowiek
się przywiązuje. A nade wszystko przyzwyczajenie się do takich, a nie innych
relacji – podtrzymuje wspomniane przywiązanie. Interesujące jest jednak
to, że Sasuke miał w sobie jakby dwie
osoby – cień samego siebie sprzed lat jak i osobę uległą, niepodobną do niego.
To dawało nadzieję, na szybkie zakończenie tego zlecenia, bez angażowania się.
*
- Błagam, Orochimaru – sama, nie każ mi
tego robić – zimne oczy patrzyły bezlitośnie na roznegliżowanego chłopaka, a
dłoń sunęła po dorodnym penisie.
- Ależ Sasuś, nie wykonałeś… - zawiesił się
– mojej prośby, więc musisz mi to jakoś wynagrodzić – zmyślnie omijał słowa
typu „kara”, „rozkaz”, „zadanie”, starając się nadal dawać mu poczucie, że jest
dla niego przyjacielem. – Postaraj się dla mnie, kochany – syknął, obserwując
jak brunet bierze w dłoń żyletkę i rozcinając sobie nią spód dłoni, zaczyna się
onanizować. Szkarłatna krew plamiła męskość Uchihy, nadając jej obrzydliwego,
czerwonego koloru. Podniecony do granic możliwości jego jękami bólu, dogadzał
sobie, odchylając się w fotelu. – Tak, tak… - sapał, czując raz po raz w
lędźwiach przyjemne, delikatne ukłucia. Jedna z łagodniejszych fantazji właśnie
się realizuje, lecz to go nie satysfakcjonowało. Już od dłuższego zastanawiał
się nad odwiedzeniem swojego „kochanka”, by urzeczywistnić resztę zbereźnych i
chorych fanaberii. Być może zdecyduje się na to w najbliższym czasie. Spojrzał
na poniżoną, mimo wszystko podnieconą twarz Księcia i zmienił zdanie. Z
pewnością przyjedzie, by poczuć jego
krew i dokończyć ich osobisty rytuał.
*
Pojawił się pod bramą willi kilka
minut po trzeciej nad ranem. Miał nadzieję jak najszybciej zobaczyć się z
bratem, tym bardziej, że przyjechał wcześniej. Nie wiedział jednak, że po tylu
latach czekają go aż tak przykre niespodzianki.
C. D. N. Następny rozdział szybciej.
I będzie dłuższy, tak myślę. Już niedługo – tajemniczy rytuał Sasuke, jego
skutki.