sobota, 1 lutego 2014

Miniaturka - Bo to toksyczne.



         Witam, moi Drodzy!

         Przepraszam Was, za to, że niemal nie piszę w ostatnim czasie. Z początku nie miałam czasu, lecz potem… Potem coś we mnie wysiadło. I nie chodzi tu o pomysły, bo te ciągle napływają, a raczej o to, że nie chce mi się ich spisywać. Wkurwia mnie wręcz układanie tych samych zdań. (Chodzi mi tu o konstrukcję). Pół rozdziału „Powrotów” już mam, pomysł na kilka pierwszych stron czwartego rozdziału „Opiekuna” też, z tym, że nie mam siły ich wyklikać.
         Dzisiejsza notka to, jak widzicie, sześciostronicowa miniaturka, która mam nadzieję, umili Wam oczekiwanie na pisany przeze mnie (myślę, że na jutro) WzK. Na komentarze odpowiem właśnie przy następnej notce (nie, żeby mi się nie chciało, po prostu tu mi to jakoś nie pasuje).

         Tytuł: Bo to było toksyczne.
         Długość: Miniaturka (ok. 2 400 słów)
         Paring: SasuNaru
         Beta: Nie
Uwagi: Tu się Wam troszkę rozpiszę. Ta miniaturka jest zlepkiem kilku rozmów między mną, a byłym już chłopakiem. Ja… Nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz na poważnie zakończyłam ten związek. Można by powiedzieć, że Sasuke to tak trochę mój były, dlatego wyszedł mi trochę nijaki, nieUchihowski do końca. Dlaczego Wam to piszę? Oj, poznacie tu trochę mnie i moje wielkie, naiwne serce. Aczkolwiek do Was apeluję – wszelką krytykę co do kreacji bohaterów tym razem przyjmę bardzo do siebie. Oceniając Naruto – oceniacie mnie… A jako, że jestem strasznie uczuciowa, proszę o… szczerość. Nie zabronię Wam pojechanek, których się spodziewam, ale proszę o wyrozumiałość, jeśli coś wyda Wam się przesadzone ;)

ZAPRASZAM:


- Nie i nie  proś mnie więcej! – Zdenerwowany wstał z zajmowanego wcześniej fotela i patrząc z góry na wysokiego bruneta o smolistych włosach, oddychał ciężko.
    - Nie wiem, czemu tak mówisz, ale wiem, że nie odejdziesz. Nie możesz mi się oprzeć – stwierdził siedzący mężczyzna, w ogóle nie przejmując się zdecydowaną postawą stojącego przed nim blondyna.
   -  Nie odejdę? – Wycedził przez zaciśnięte zęby. Pewność swego tego faceta go rozbrajała.
    - Nie – krótka, lakoniczna odpowiedź, wyrażająca tak wiele. Niebieskookie słońce obruszyło się na jego słowa.
    - No to patrz! – Obróciwszy się na pięcie, zaczął kierować się ku drzwiom ekskluzywnego mieszkania swojego partnera, które do niedawna, w sumie do dziś wieczora, z miłą chęcią odwiedzał, choć też nie zawsze. Ów partner zaś podążył za nim. W pewnym momencie uchwycił pozostawioną z tyłu dłoń i pociągnął w swoim kierunku. Właściciel ręki wykonał piruet i wpadł w zaborcze objęcia czarnookiego bóstwa. – Sas… - nie dane mu było dokończyć, gdyż miękkie, smakujące wiśnią wargi zaatakowały jego kształtne usta. Pocałunek, choć krótki, zawierał w sobie pewną dozę namiętności jak i rozpaczy. – Kurwa! – Uwolnił się z trudem z uścisku i patrząc złowrogo na stojącego przed nim Uchihę, zadał pytanie: - Jak to według Ciebie ma wyglądać? – Zapytał, choć z pewnością trafnie przewidywał odpowiedź. Po prawie czterech latach można się czegoś o drugiej osobie dowiedzieć, prawda?
    - Hmm… pomyślmy – wymruczał czarnooki, starając się ułaskawić swojego chłopaka. – Będzie tak: pocałunki, seks, wspólne śniadania, obiady i kolacje, a potem znów seks i jako takie „poseksowe” spędzanie czasu, Kochanie.
    - Tak myślałem – westchnął rozczarowany. – Nie, to już nie wypali.
    - Ja mam odmienne zdanie na ten temat – warknął, obnażając zęby. Blondyn, którego imię oznaczało jeden ze składników jego ukochanego dania, ramenu, wrócił na zajmowane wcześniej miejsce.
    - Ok, pogadajmy – zadowolony podszedł do byłego kochanka i próbował go pocałować. Uzumaki mu to utrudniał i to całkiem skutecznie. – Pogadajmy tak, jak powinniśmy byli porozmawiać już jakieś trzy lata temu – brunet bez słowa zajął miejsce przed niebieskookim.
    - Ciągle do tego wracasz – mruknął zjadliwie, rozmasowując nagi, alabastrowy bark.
    - Nie da się do tego nie wracać, chcąc wszystko wyjaśnić. Jak myślisz, co nas tak naprawdę łączy? – Dłonie zaciśnięte w pięści zdradzały zdenerwowanie. Lecz Naruto wiedział, że tym razem musi zwyciężyć rozum, a nie zdradliwe serce. Hebanowowłosy zaśmiał się.
    - Znowu jakieś Twoje fanaberie? – Ton głosu podkreślało zlekceważenie.
    - Nie, to nie fanaberie. Odpowiedz, jeśli potrafisz – Sasuke zastanawiał się przez dłuższą chwilę. Ten gest, dla wielu małoznaczący, upewnił Uzumakiego w wyborze. Bo czy było się nad czym zastanawiać?
    - Miłość, wsparcie, przyjemności, wspólne zainteresowania… Nie wiem, po co Ci to mówię, skoro to wiesz – opaloną buzię rozświetlił smutny uśmiech.
    - Taa… Jedyne, co wiem, to to, że rozsyłasz mi tu ogólniki. Serio myślisz, że łączy nas… miłość? – Podkreślił ostatnie słowo, znaczące niegdyś dla niego tak wiele … Nie spuszczał wzroku z byłego partnera, próbując wyczytać prawdziwe emocje z jego twarzy bądź gestów. Niestety, bez skutku.
    - Nie udawaj głuchego – Uchiha nie lubił takich niewygodnych rozmów. To nie w jego stylu. Nie podobała mu się bierność blondyna jak i jego przekonanie o tym, że to koniec. A gdzie w tym wszystkim jego zdanie?
    - Hm, to z pewnością toksyczna miłość. Bardzo egoistyczna, bo…
    - Co Ty znowu bredzisz?! – Może to dziecinne, ale gdzieś wewnątrz siebie czuł, że musi jakoś zmienić temat, zakończyć…
    - Prawdę, Sasu. Posłuchaj…
    - Nie, niczego nie będę słuchał. Zachowujesz się jak rozwydrzona księżniczka! Ale zapewniam, nie jesteś nią! – Chciał wstać, lecz zmroziło go krótkie zdanie wypowiedziane malinowymi ustami.
    - To ja wychodzę – dzieliło ich kilkadziesiąt centymetrów, może metr. Zawiedzione spojrzenie morskich oczu skłoniło go do stonowania swoich wypowiedzi.
    - Zostań. Słucham – niebieskooki westchnął, rozmasowując kark. Myślał, jak to zacząć prawdziwą rozmowę, by nie skończyło się jak zwykle, czyli tygodniowym milczeniem i pogodzeniem się w łóżku.
    - Sasuke, proszę, nie utrudniaj mi tego. Nie ma między nami niczego, poza namiętnością, a związki, nawet gejowskie, nie muszą składać się tylko z tego. Ja nie chcę, by składał się tylko z tego – zapadło dłuższe milczenie. Każdy z dwojga kochanków zastanawiał się nad dalszym posunięciem.
    - Najpierw sobie wszystko wyjaśnijmy. Nie… Nie mogę pozwolić, byś odszedł, nie tłumacząc mi dlaczego – Może spróbować znów słodkich słówek i obietnic?
    - Serio muszę Ci jeszcze cokolwiek wyjaśniać? Ty nie widzisz, co się dzieje? – Brak odpowiedzi. – My… między nami nie ma już takiego czegoś, jak tęsknota, wzajemne wsparcie, zaufanie. Nie, tego nie ma. Aby być ze sobą i to na poważnie, o ile w związkach homoseksualnych można mówić o powadze, nie można układać relacji na seksie i miłym spędzaniu czasu! Między nami nie ma uczucia, a jeśli jest, to…To nieprawdziwe, wyimaginowane, wpojone.
    - Przesadzasz – Uchiha jak zawsze nie rozumiał tych wszystkich wywodów. Byli ze sobą, bawili się razem, w jakimś sensie dbali o siebie… Czy to nie wystarcza?
    - Przesadzam? Jeśli tak, to powiedz mi proszę… Kiedy ostatni raz się uśmiechałem? Kiedy śmiałem się razem z Tobą, nie… nie czując tej całej sztuczności? – Onyksowe źrenice rozszerzyły się w zdumieniu. – Nie wiesz, bo nawet nie zauważyłeś, że coś jest nie tak. Jesteś pieprzonym egoistą, wpatrzonym w siebie i swoje potrzeby, a ja dopiero teraz, po czterech latach, to do siebie dopuściłem – zamaszyste gesty chłopaka podkreślały w pewien sposób moc jego słów.
    - Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia? – Naruto machinalnie zacisnął zęby z wściekłości.
    - Nic do Ciebie nie dociera – westchnął, opuszczając głowę.
    - Nic? Kurwa, nic? – Wkurwiony do granic możliwości, podniósł się z zajmowanego fotela i zaczął chodzić po pokoju. – A to, że zimą przyjeżdżałem do Ciebie, nawet rowerem, bylebyś przestał marudzić? Co mogłem, dawałem Tobie. Pytam. Mało? – Kolejny smutny uśmiech niebieskookiego słońca.
    - Tak, mało. Jak to jest, że kiedyś mogłeś więcej i bez wygadywania mi, a teraz takie błahostki mają znaczenie? – Uchiha zatrzymał się raptownie i spojrzał z politowaniem na siedzącego chłopaka.
    - Skończ z tym, bo robisz się nudny.
    - Heh. Nudny, powiadasz. To po co chcesz to ratować, skoro nie rozumiesz? – cisza. Cholerna cisza, towarzysząca w takich chwilach od zawsze. - Nie raz, nie dziesięć, mówiłem Ci, czego mi ostatnimi czasy brakuje. Ciężko jest dać odrobinę więcej siebie?
    - Tu znowu wyjedziesz ze spotkaniami i tym całym nic nieznaczącym badziewiem?
   - Tak, Sasuke. Z tym badziewiem, jak i wsparciem czy zaufaniem. Ot, małoważne śmieci, na których buduje się podwaliny związku. A nasz niestety, przestał istnieć.
    - Myślisz, że tym mnie jakoś złamiesz? Twoją pieprzoną aluzją o rozstaniu? Mylisz się i to bardzo – Uzumaki mógł powiedzieć, że to właśnie świadczy o tym, jakie to egoistyczne relacje, przepękał to jednak i nie odezwał się ani słowem. Znał bruneta i wiedział, że on za chwilę wyciągnie rękę. Minęło kilka minut, zegar wiszący na kremowej ścianie wybił siódmą wieczorem. – To, że mi nie ufasz, to Twoja sprawa, nie moja – blondyn pokiwał głową z niedowierzaniem.
    - Tak, bo to moje paranoje i moja wina – zaciśnięte usta w wąską kreskę.
    - Ja… nie każę Ci tego wszystkiego pamiętać. Powiedziałem, że się zmienię i tak się stało – ironiczny śmiech rozzłościł stojącego mężczyznę. Czarne tęczówki zdawały się zabijać.
    - Tak się stało… Hm, no to dziwne, bo Suigetsu doniósł mi, z kim się ostatnio spotkałeś. Jak ona miała… Ino? – Czarnowłosy drgnął. Miał zamiar się tłumaczyć, lecz Naruto mu na to nie pozwolił. – Daj spokój. Mniej więcej co cztery miesiące coś mi wykręcasz. Na początku jakieś rozmowy, pisanie, potem spotkania. Darowałem Ci wszystko, wierząc, że w końcu się zmienisz, że będzie Ci zależało i z tym skończysz. Ale jak sam niedawno stwierdziłeś, przez cały ten czas, kiedy jesteśmy ze sobą, tak naprawdę Ci nie zależało. Dlaczego to więc ratować? Nie mam pojęcia. Ale pomijając to. Ile ja Ci się naprosiłem, byśmy mogli się zobaczyć, spotkać? No powiedz sam? – Przełknął ślinę, zastanawiając się nad sensem tej rozmowy. Tak czy siak, będzie jak zawsze, z tym, że nie będzie już powrotów. Nie, na pewno nie.
    - Dużo razy – westchnął, uświadamiając sobie, że nie ma żadnych argumentów na swoją obronę. No, może jeden.
    - No właśnie. Jak kiedyś nie mogłem się od Ciebie odpędzić, tak ostatnio nie mogłem się doprosić o jedno spotkanie na dwa tygodnie – Uzumaki odetchnął głęboko, zamyślając się na chwilę. W środku aż go skręcało z nerwów. Sasuke jak zawsze milczał, a co za tym idzie, wszelakie przemyślenia, jakie miał, zatrzymywał dla siebie. A rozmowa przecież to inaczej wymiana poglądów na dany temat, czyż nie? Nawet, jeśli mówi się o czymś tak delikatnym, jak związek. – Kolejna kwestia, wsparcie. Naprawdę myślisz, że się nawzajem wspieramy?
    - No jeszcze mi kurwa powiedz, że jest inaczej – czuł się przytłoczony ilością argumentów byłego kochanka. Tym razem raczej nie wyjdzie obronną ręką.
    - Co to dla Ciebie znaczy „wzajemne wsparcie”? – Zapytał, choć wiedział, jak szczątkową odpowiedź dostanie. Tym razem Sasuke go jednak zaskoczył.
    - To pomoc w trudnej sytuacji, cieszenie się z sukcesów, wspólne ponoszenie porażek, a także uczestniczenie w ważnych dla drugiej osoby, wydarzeniach – aksamitny głos wibrował jeszcze w powietrzu, gdy niebieskooki ponownie się odezwał.
    - Tak. Nie umiałbym tego lepiej ująć. Tylko, że nas to nie dotyczy – czarnooki z powrotem opadł na mebel, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Młodzieńcze rysy, zmartwiony wyraz twarzy, słodkie blizny, opalona, pachnąca brzoskwiniami skóra… Jakkolwiek, cokolwiek, nie chciałby stracić dostępu do tego anioła.
    - Nie? – Zapytał, główkując zawzięcie. Nie wiedział, jak okazać ukochanemu uczucie.
    - Nie. Kiedy zdawałem maturę, ty zaczynałeś pracę w jednej z firm. Ja pogratulowałem Ci przyjęcia, wypytywałem, interesowałem się. Ty… jedynie przytaknąłeś, zauważając, że potrafię być mądrym i zdać tak ważny egzamin. Gdy zaś potrzebowałem Cię, by porozmawiać, przytulić się, po prostu, zapomnieć o troskach – niemalże nigdy nie miałeś czasu, coś było ważniejszego. A to kumple, a to rodzina, a to obowiązki domowe – Uzumaki uśmiechnął się szeroko, znów gładząc kark. – Nie jestem jakąś tam babą, żeby wypłakiwać Ci się w pierś, ale czasem odrobina zainteresowania i chęci wykazania, kogo naprawdę cenisz, byłaby mile widziana – brunet nie odzywał się.  Powoli zaczęło do niego dochodzić, że Naru ma rację. – A jeśli chodzi o wspólne wyjścia, czy jak to pięknie ująłeś, uczestniczenie w ważnych wydarzeniach…
    - A nie robiłem tego? – Lazurowooki posłał mężczyźnie, starszym od siebie o pięć lat, długie spojrzenie.
    - Nie bój się, sobie również mam coś do zarzucenia, choć dużo mniej – inteligentnie wyczuł, że Uchiha zaczyna się niecierpliwić i przestaje słuchać. Potrzebna była wyraźna sugestia. – Tak, brałeś udział, ale pamiętasz, co było wcześniej? – Ich spojrzenia się  spotkały. – Kilka dni przed osiemnastymi urodzinami mojej kuzynki, Anko, kłóciliśmy się, jak zresztą przed ślubem mojego taty z Tsunade i studniówką. Przed każdą taką imprezą mówiłeś mi, wiedząc, że jest to dla mnie cholernie ważne, że nie będziesz mi towarzyszył i koniec. Prosiłem, błagałem – nic nie pomagało, czysty emocjonalny szantaż.
    - Jaki znowu szantaż, co? – Wahania nastrojów czarnowłosego czasami go rozbrajały.
    - No proszę Cię. Chciałeś, bym Cię błagał, żebyś mógł łaskawie się zgodzić i ze mną pójść.
    - Jasne – na nic więcej nie było go stać. Myślał, że dwudziestojednolatek tego nie zauważył. Kolejny dowód na to, jak mało interesował się byłym partnerem. Postanowił zmienić trochę bieg rozmowy. – A Ty? Idealny książę na białym koniu? – Ironia w jego głosie nijak miała się do tego, co czuł wewnątrz siebie. Przygładził ze zdenerwowaniem niesforną grzywkę, czekając na odpowiedź.
    - Tak – zażartował, zatapiając się we wspomnieniach. – Jedyną rzecz, jaką możesz mi po części na „czysto” zarzucić, to moje spotkanie z Kibą. No cóż, odbyło się, jechałem z nim samochodem, nie mówiąc Ci o tym, tyle. Jakkolwiek tego nie przekręcisz, ja nie zdradziłem Cię ani intelektualnie, ani fizycznie – Sasuke wyczuł przytyk. Pierwszy raz od czasu tej nieszczęsnej niby randki, nie poruszył tego tematu. Zwykle rozwodził się nad tym, jak to się nie martwił o blondyna, czuł małoważny i zlekceważony, i jak to się wkurwiał, gdy ten nie odbierał telefonu. Tym razem jednak nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi kochanka, mając nadzieję, że wykaże się przynajmniej podstawową cechą, czyli słuchaniem.
    - Masz rację, nawaliłem, ale nie powiedziałbym, że nasza miłość jest egoistyczna.
    - Nie, Sasuke, nie nasza, tylko Twoja – zacisnął zęby z wściekłości, podczas gdy blondyn zdawał się rozluźniać. – Posłuchaj – chłopak pochylił się nieznacznie w jego kierunku. – Powiedziałeś wcześniej, że łączą nas choćby przyjemność, z czym się zgodzę, choć to za mało, jak i wspólne zainteresowania. Jeśli tak… Możesz wymienić choć jedno? – Milczenie jest złotem, lecz nie w tym przypadku. – No właśnie. Ja czytam książki, piszę, pracuję, a Ty… Polegasz na rodzicach, interesujesz się tylko znienawidzonymi przeze mnie motocyklami, masz dość osobliwy sposób bycia, serio. Gdybym ja spał po tyle godzin… Och, nawet nie chcę o tym myśleć – porozumiewawczy uśmiech łagodzący zwykle napięcie. – Kocha… kochanie, zrozum. Było cudownie do czasu, potem się wypaliło. Każdą akcją sprawiałeś, że przestałem Cię kochać, wierzyć w to, że nam wyjdzie. Zadowalasz się samymi błahostkami, ja chcę czegoś więcej. Nie pasujemy do siebie i tyle. Szkoda tylko, że zmarnowaliśmy tyle czasu, a przynajmniej ja, by dojść do takich wniosków – Uzumaki wstał i ostatni raz spojrzał tęsknie na szerokie barki byłego partnera. Widząc, że ten na niego nie patrzy, a jedynie odrzucił głowę w bok, ze zrezygnowaniem poczłapał ku wyjściu. Gdy naciskał klamkę, dobiegł go smutny głos Uchihy. Wyraźnie słyszał w nim błagalne nutki.
    - Naru, proszę, zostań. Nie, ja błagam – kiedyś rzadko, prawie w ogóle nie słyszał tego z wiśniowych warg. Ostatnimi czasy jednak takie słowa jak „błagam”, „przysięgam”, „obiecuję”, straciły dla Naruto na wartości. Ostatni raz odwrócił się w kierunku bruneta.
    - Po co?
    - By… ja się zmienię, będę takim, jakim chcesz, bym był…
    - Nie, Sasu – przerwał mu, tonąc w onyksowych tęczówkach. – Nie ma sensu, tacy jak Ty się nie zmieniają. Nas nie łączy nic, poza przyzwyczajeniem i… seksem. Teraz w końcu mam odwagę, by to zakończyć – odwrócił się znów do drewnianej przeszkody. – I… i nie błagaj, bo to niepodobne do Sasuke Uchihy, jakiego kiedyś znałem. Jakiego kiedyś… kochałem. – Zatrzaśnięcie drzwi odbiło się głuchym echem po pustym już mieszkaniu. Czarne oczy rozejrzały się po pomieszczeniach. Zdawało się, jakby przedmioty, kiedyś ożywione wspaniałym śmiechem Niebieskookiego Słońca, umarły. Kawa, błękit czy krem ścian, zdawały się zblaknąć, jakby odczuwały, że już nigdy więcej nie rozświetli ich żółć włosów Uzumakiego. A nade wszystko mroczny, posępniały, dwudziestosześcioletni mężczyzna, zajmujący fotel na środku pokoju,  wydawał się jeszcze bardziej nieludzki i obcy. A to wszystko dlatego, że morskie oczy, które jaśniały, gdy cieszył się ich właściciel i ciemniały, gdy ten się smucił, miały już nie spojrzeć na tego człowieka. Miały już na zawsze pozostać w jego pamięci. Na… zawsze.


13 komentarzy:

  1. Całkiem ciekawe. Dobrze, że w końcu zrozumiał. Choć jeśli naprawdę był w nim zakochany to mógł tego nie zauważać lub nie dopuszczać do siebie. No, ale cztery lata? Troszkę za długo...
    Ty chyba nie siedziałaś tyle w takim związku? Jeśli tak to współczuje mieć takiego faceta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siedziałam, siedziałam. Po prostu głupia zakochana, nie dopuszczałam do siebie prawdy..
      Dziękuję za komentarz

      Usuń
  2. Witam ponownie.
    Widać, że pisałaś to pod wpływem silnych uczuć. Tekst jest po prostu nimi przepełniony. Trochę mnie wmurowało i mam trudności z ubraniem myśli w słowa. Mając świadomość, że spotkało to i Ciebie, trudno jest mi napisać, że mi się 'podobało'. Głupio to brzmi, nie uważasz? Jeżeli ten związek rzeczywiście z grubsza tak wyglądał, to bardzo dobrze, że to zakończyłaś. Choć pisałaś, że on trochę ma na sumieniu i naprawdę wiele mu już wybaczyłaś, to szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Może to i dygresja, a może nie, ale uświadomiło mi to, jak bardzo się różnimy. Gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji, z całą pewnością byłabym właśnie takim Uchihą. Nie zrobiłam co prawda tyle złego co on, a jednak uświadomiło mi to teraz, że mój chłopak też jest we mnie ślepo zakochany. Aż się boję pomyśleć, co to będzie, gdy kiedyś przejrzy na oczy. Dzięki Tobie teraz się będę mogła trochę nad sobą zastanowić..
    Może tak teraz napiszę coś więcej o samym tekście. Postaci w żadnym wypadku nie uważam za nijakie. Nie był to typowy Uchiha, ani typowy Uzumaki, ale nie stracili w zupełności... no, właśnie zabrakło mi słowa... typowych dla siebie cech? Ładniej to chciałam ująć, nie wyszło.
    Jako, że nie przepadam za wszelkimi jednoczęściowymi historiami, ubolewam, że nie rozbiłaś tego na jakieś dłuższe, choćby kilkuczęściowe opowiadanie. Wspomniałam już, że uczuć nie dało się tutaj nie zauważyć, jednak na pewno jeszcze większe wrażenie historia ta robiłaby, gdyby udało się najpierw dobrze zaznajomić z bohaterami i ich 'przygodami'. I choć nie mam tendencji wzruszania się, to może mogłoby to jakoś poruszyć moje kamienne serce.
    Nie lubię jak ktoś mnie zarzuca takimi tekstami jak 'trzymaj się'', czy 'wszystko się ułoży', więc sama też nie zamierzam tak pisać. Choć uwolniłaś się od tej 'toksycznej miłości', to zapewne nie jest Ci i łatwo. Nie, nie wiem do czego właściwie zmierzam. Chcę tylko powiedzieć (no, napisać), że głowa do góry, bo teraz może być już tylko lepiej.
    Doskonale wiem, że o czymś zapomniałam, ale oczywiście nie wiem, o czym. Gdzieś mi po drodze umknął jakiś temat, ale cóż, trudno. Jak mi się przypomni, to na pewno go jeszcze poruszę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło Jezusie Nazareński! Czysta patologia emocjonalna. Ciesz się, że nie fizyczna.

    Współczuję, na serio. Uhh, dobrze, że jestem jeszcze gimbazą i nie podobają mi się chłopacy. Szczerze mówiąc, to ja nawet nie lubię romansów i wszelkich romantycznych gestów (dlatego dziwnie mi się czyta większość yaoi...). Jestem młoda, ale mam szczerą nadzieję, iż się nigdy nie zakocham. Nie wiem czemu, tak jakoś. Wydaje mi się to do życia niepotrzebne.

    Oczywiście nie każdy jest mną, więc się nie zrażaj, czy coś. Lubię ostatnio pitolić od rzeczy.

    Dobrze, że go zostawił(aś)! Należało się. Na takich to trzeba lać ciepłym moczem, a nie się z nimi kisić w nieudanym związku. Ale żeby tak długo wytrzymać... Jeszcze raz - współczuję.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ciesz się" - wybacz, trochę źle to sformułowałam. Powinno być "dobrze" lub coś w tym stylu.

      Usuń
    2. Dobrze, dobrze. Ja i tak odebrałam to jako coś w ten deseń.
      Dziękuję, za wyrażenie swojej opinii, bardzo mi na tym zależało. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Wróciłam wczoraj padnięta z zajęć, patrzę, a tu niespodzianka z kolejną notką.
    Przyznam, że to coś innego i zupełnie odskakującego od wszystkiego co można tu znaleźć i naprawdę było to dla mnie wielkie zaskoczenie (między innymi dlatego dopiero dziś komentuję). Nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja, jak z Twojego punktu widzenia, ale wiem, że to bardzo dobrze, że znalazłaś odpowiednie i pasujące do siebie ujście dla emocji, że to z siebie w pewnym sensie mogłaś wyrzucić i nie być w tym sama, podzielić się z kimś, kto choć nieznany i odległy, pewnie Cię zrozumie. Przede wszystkim zazdroszczę Ci odwagi, co do takich zdecydowanych decyzji i jeśli tak bardzo Cię ten związek truł, obyś w przyszłości nieco nie zmiękła i nie wróciła w to wszystko lub nie wpakowała się w nową identyczną sytuację. Mimo, że dołączyłam niedawno i nie znam osobiście, życzę Ci jak najlepiej, naprawdę. Uwielbiam ludzi, których poznaję przez internet, są naprawdę wspaniali i wiem, że Ciebie mogę zaliczyć także do tego grona. Dużo siły kochana i nie łam się po tym, masz przecież nas. Jeśli będziesz chciała, wypłacz się nam w rękaw, ale nie siedź ze wszystkim sama.
    Co do opowiadania. Nie mam nic do zarzucenia charakterom postaci. Osobiście uważam, że jeśli kreujemy ich w swoim opowiadaniu, to mają mieć prawo takie cechy, jakie im sami nadamy. Całe ich życie może odbiegać od kanonu, ważne by całość ze sobą współgrała i była w smaku, a Tobie zdecydowanie się to udało. Stopniowo wszystkie emocje się wypiętrzały tworząc ogromną górę, miałam wrażenie, że za chwilę eksploduje, ale ona zniknęła i wszystko wraz z nią. I nie spodziewałam się takiej różnicy wieku między Sasu, a Naru, ale jak mówiłam, wcale mi to nie przeszkadza. Brakowało mi tu trochę więcej "akcji", czyli coś więcej niż tylko jedna rozmowa, ale ciężko to zawrzeć w jednym rozdziale, jeśli się tak szeroko zaznajomić czytelnika tylko z tym zdarzeniem. Bo rozmowa, opisy uczuć i zachowań postaci są bardzo rozbudowane.
    Obyś się pozbierała i możesz teraz w spokoju zatracić w pisaniu dla spragnionych Twojej twórczości czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mhmmmmm. Przeczytałam i? Właśnie i co? Moje odczucia to takie lekkie deja vu z ostatniego związku w którym byłam częściowo tym Naruto, którego tu kreujesz, ale także Sasuke, jako tą nieczułą, chociaż daleko było mi do egoizmu. Powiem ci jedno, trzymaj się kobieto. Trudno zerwać wieloletnie związki, ale czasami po prostu nie ma wyboru, można się przy czymś takim wykończyć emocjonalnie. Dlatego odśwież szafę, wyszoruj mieszkanie i ruszaj dalej :D Jak to miała w zwyczaju mówić moja koleżanka z lat licealnych. Może coś w tym jest, takie wymiecenie wszystkich brudów z podwórka ;) Życie jest za krótkie żeby rozpamiętywać, masz je tylko jedno i trzeba je wykorzystać jak najlepiej się da, dlatego zawsze musimy trochę egoistycznie patrzeć na życie i wszystko co nas dotyczy. Poza tym tego kwiatu jest pół światu ;) Tu akurat pewnie większość się ze mną zgodzi, przynajmniej ci, którzy weszli już w dorosłość i mają za sobą co najmniej kilka związków, że jak nie ten, to przyjdzie inny... A może ten drugi... trzeci, czy czwarty będzie tym jedynym? Na romantyzm mi się wzięło ;) Oznaka starzenia się, musisz mi wybaczyć. W każdym bądź razie jedną rzecz dało się wyczuć czytając tę miniaturkę! Sasu i Naru zachowywali się jakby mówili dwoma rożnymi językami, totalny brak zrozumienia się wzajemnie, czyli właściwie moment w którym do człowieka musi dojść, że to już jest koniec i nie ma czego tak naprawdę ratować... dlatego wiec powiem tylko tyle, jeżeli ci to pomaga, to przelewaj więcej swoich uczuć na teksty, może dzięki temu szybciej postawisz się na nogi? Zrzucić to z siebie i mieć to już z głowy ;) Ok... nie przedłużam. Weny i uśmiechu życzę,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się T^T to jest taaaakie wzruszające (mam nadzieję, że on chociaż tensknił z kimś tak wartościowym jak ty)
    Wybacz ale muszę iść wypłakać się w poduszke....on był taaaaki okropny, a ty mu to wszystko powiedziałaś T^T mueheeee

    Wybacz, ze krótko, ale muszę się uspokoić....może wtedy napiszę cos więcej...

    ~Hetani

    OdpowiedzUsuń
  7. ...
    Na początku, chciałam, naprawdę, bardzo chciałam pojechać po tym tekście, ale tak naprawdę... przekaz do mnie jako-tako dotarł. Jednak nie wiem, czy nie naciągnęłaś trochę znaczenia "toksyczny związek". To taki związek, w którym jedna strona jest zastraszona, zaszczuta, podlega całkowitej władzy partnera i nie ma siły i ochoty na opuszczenie tego związku. Taka osoba "ulegająca" w związku nigdy by się nie odważyła na odejście, zbyt zastraszona tą drugą. A tu Sasuke tak naprawdę dał wolną drogę Naruto, nie używając ni pięści, ni plaskacza - a osoba dominująca w związku toksycznym nie oszczędziła by znęcania się. I tak szczerze... Sasuke niby tak bardzo żałował, gdy Naruto odszedł, ale wcześniej zdradzał go (a przynajmniej tak wynika z ich rozmowy) z kim popadnie. Czy to już się zalicza do hipokryzji?
    No i Naruto... Tu chciałam się trochę inaczej wypowiedzieć... Naruto nie był naiwny. Nie był "zaślepiony miłością" ani nie był w jakimkolwiek stopniu głupi decydując się na taki związek. On był autentycznie zaślepiony swoim wyobrażeniem swojego chłopaka, a gdy w końcu skapnął się, że jego "ideał", nie zgadza się z rzeczywistością, zaczął dostrzegać prawdę.
    I coś na osłodę mojego oschłego komentarza...
    Uczucia - świetnie je uwzględniłaś, zainicjowałaś i doskonale rozmieściłaś. W odpowiednich momentach zmieniały się one, wzrastały, odpadały - a na koniec ta pusta. Końcówka trochę dla mnie naciągnięta. W końcu pamięć nie jest jakimś świetnym przechownikiem wspomnień, więc tak czy siak Sasuke by zapomniał. Pytanie tylko; kiedy.
    Popłakać się, nie popłakałam, ale jak wcześniej mówiłam, jestem nieczuła. Może trochę dla mnie ten tekst był zbyt... nie umiem dobrać słowa... zbyt... przeimaginowany ? Nie, to zbyt mocne. Nie dotarł do mnie w całości. Ale to raczej dobrze, bo całość tego, co chciałaś tu zawrzeć zawsze będzie gdzieś w Twoich słowach, a ja się ich kiedyś doszukam.
    I jeszcze jedno. Trochę głupio czuję się pisząc komentarz na tak naprawdę Twoje postępowania... Przez to nie mogę dać upust wszystkim moim myślom. Ale to raczej dobrze.
    Głupio wyszło, tyle. Cztery lata... dużo, nie powiem. Ale chociaż dobre jest to, że patrząc na to teraz, widzisz, co było nie tak. Albo to, że wszystko było w porządku - a to jest jeszcze gorsze.
    Ale wiesz, ja jestem tylko nastolatką - co ja mogę wiedzieć o poważnych związkach, skoro w żadnym nie byłam. I wiesz, co? Nie chcę być. Czekam do ślubu xD

    Trzymaj się, naprawdę. Mimo, iż nie umiem pocieszać, to idź do przodu, tych z tyłu obsypując kałem. Tak bardzo c;

    Kaja Jelonek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Toksyczny związek to relacja między dwojgiem ludzi, która nie opiera się na miłości i zaufaniu, ale na zależności i manipulacji. Często destrukcyjne zachowanie nasila się stopniowo i niezauważalnie, ale zawsze prowadzi do pogarszania się samopoczucia, a w dłuższej konsekwencji do depresji. I w końcu związek, który miał dawać poczucie bezpieczeństwa i silę, już tylko niszczy i odbiera radość życia.' - taką definicję toksycznego związku znalazłam i się z nią zgadzam... Także to nie jest tylko zastraszanie, jak to napisałaś. Ja z każdym dniem czułam się gorzej, nie czułam tej bliskości i zaufania. Także.. każdy inaczej odbiera "toksyczność" związku.

      Jeśli chodzi o to, że Sasuke dał tak łatwo odejść blondynowi... Pisałam, że Uchiha jest troszkę inny, już w uwagach. I jak napisałam, toksyczny związek, to nie tyko przemoc, ale właśnie znęcanie się psychiczne. Tak czy siak, kreowałam go na moim byłym, a już nie raz słyszałam, że z niego toksyczny facet, bo manipuluje moją świadomością. A że przez uległość i w pewnym sensie "skruszoną postawę" próbował przy każdej rozmowie czy rozstaniu wpłynąć na moją psychikę, to i Sasuke próbował tego z Naru. Hmm i nie zgodzę się też z tym, że Naruto nie powinien odejść od bruneta.. Nie był zastraszany (i tu znów kłaniają się nasze odmienne definicje toksycznego związku), a jako, że dostrzegł prawdę, znalazł w sobie siłę i odwagę, by to zakończyć. Widział obłudę i fałsz w postępowaniu swojego byłego, a raczej w końcu ją do siebie dopuścił.

      Nie będę odpowiadać na całość komentarza, nie mam jakoś weny na słowne przepychanki, ale co do końca... Ja naprawdę wierzę w miłość i takie tam wątki. Dlatego też myślę, że jeśli ktoś kogoś choć troszkę KOCHAŁ a nie udawał, to będzie tego kogoś pamiętał. Wiadomo, nie wszystko, ale coś na pewno.

      Hipokryzja.. Ale uwierz. Są takie osoby, które żałują, gdy w końcu zdają sobie sprawę, że to koniec, bo nikt więcej nie będzie znosił upokorzeń. Wiesz, mają świadomość, że osoba, która odeszła, to była "ta jedyna". a przynajmniej ktoś, z kim było naprawdę dobrze, jak z nikim innym. Dociera do nich, że osoba, która znika z ich życia, znaczyła dla nich bardzo dużo, czego nie umieli okazać. Nie wspominając o typach ludzi, którzy ranią swoją drugą połówkę, by czuć się lepiej..

      Nie wiem, czy dobrze przekazałam to,co chciałam, bo piszę troszkę rozkojarzona... Także, jak coś, przepraszam. I możesz mnie pojechać, ale aż nadto uczuciowo reaguję na wszelkie niezrozumienie tej akurat miniaturki.

      Pozdrawiam!
      Inata Shinjitsu

      Usuń
    2. Moja definicja "toksycznego związku" tak naprawdę oparła się o wiedzy, która przekazała mi babka od WDŻ. Mogła to więc jak najbardziej prawidłowo przekazać, lub absurdalnie wyolbrzymić. Jednak sama podobnie takie związki interpretuję, kojarzę właśnie z takim czymś. Jednak wiesz, zadawanie bólu fizycznego jest dla niektórych lepsze, bo mają na talerzu podany obraz swoich czynów. Ktoś nękany psychicznie może usilnie chować te urazy w sobie, coraz bardziej się niszcząc, a prześladowca nie będzie widział żadnych rezultatów, więc albo odpuści, ale przeciwnie - nasili swoje poczynania, dodają do tego na przykład siłę.
      Hmm, i skoro jedna strona była zastraszana, to nie można było czuć bliskości i zaufania, nie? Tak więc ogólny przekaz nam się zbiega c;
      Najwyraźniej psychika niektórych ludzi jest dla mojego, notabene, całkiem wyrośniętego jak na nastolatkę mózgu za skomplikowana. Na szczęście kiedyś mój mózg urośnie; oczywiście napcham go zbędnymi informacjami.
      Hmm... Szczerze? Zrozumiałam przekaz, który tu był, zrozumiałam postępowania bohaterów w jakimś tam stopniu, zrozumiałam, ile serca w tą miniaturkę musiałaś włożyć. Jednak jednej rzeczy nie rozumiem i nie umiem pojąć. Skoro Naruto nie był zastraszany, nie był nękany psychicznie (a przynajmniej na to wygląda), a jego uczucie do Sasuke słabło, czemu czekał ciągle na to, że Sasuke się poprawi? Trochę to dziwne, przynajmniej dla mnie. Jednak masz rację, Naruto (więc w związku z tym i Ty) wykazał(aś) się ogromną odwagą. Nie wiem, ile cierpiałaś i nie chcę sobie tego nawet ucieleśniać. Po prostu to świadczy o tym, że mimo tego, że Cię to bolało i kosztowało wiele, zdecydowałaś się na taki ruch. Niby banalna decyzja, jednak wymagająca wiele samozaparcia.
      Chyba źle mnie zrozumiałaś... Ja, nie wiedząc co to miłość, nie mogę w nią wierzyć. Nie sądzę, że jej nie ma, ale dla mnie to po prostu coś obcego. Z kochaniem i pamiętaniem osoby kochajacej jest jak z nieużywaniem pewnych mięśni; z czasem one znikają. Jednak jeśli się szczerze kochało, można na długo zapamiętać tą postać, ale wspomnienia z nią związane w końcu przestaną istnieć, bo pamięć będąc tak zdradliwą częścią nas nie jest w stanie przetrzymać jej tak długo. To tak samo jakbyś miała powiedzieć z kim w przedszkolu siedziałaś w piaskownicy i się bawiłaś. Niezależnie od nas, zapominamy. Jedynie systematycznie odtwarzane wspomnienia mają jakąś szanse na stałe zapamiętanie. Bardziej o to mi chodziło.
      Jeździć po Tobie nie będę, bo miniaturka naprawdę mi się podobała. Bardziej chciałam skonfrontować postacie, ale zrezygnowałam z tego.
      Ogółem wszystkie Twoje rzeczy mi się podobają, a dialogi najbardziej. No i uczuwowość w tekstach, ale to norma dla Ciebie. Mam prośbę. Napisz kiedyś same dialogi między Sasuke, a Naruto. Mogą być zabawne, smutne, obraźliwe. Po prostu uwielbiam to, jak prowadzisz konwersację między nimi. To tak jakbyś wcielała się w ich obu. A to raczej pokazuje jaką wszechstronną osoba jesteś.

      Nie zrozumieć, jednak zrozumiałam, ale by do końca to zrobić, muszę być starsza. Nie wiem, o dwa, może trzy lata. Biorąc pod uwagę fakt, że mój mózg w tym czasie choć trochę stanie się pożyteczniejszy...

      Kaja Jelonek

      Usuń
  8. Witam,
    ach sama nie wiem co napisać... tekst jako tekst wspaniale przedstawiony, emocje, emocje się w nim czuje... ale jak spojrzeć na niego z tej drugiej strony, że to Twoja sytuacja to nie ciekawie.. i dobrze, że w końcu zrobiłaś ten krok.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń