wtorek, 25 lutego 2014

Drabble/Mini - To przez zmianę fryzury.


    Tytuł: To przez zmianę fryzury.
    Paring: SasuNaru
    Długość: Wydaje mi się, że moje pierwsze drabble, ale oceńcie sami, czy mogę go pod to podciągnąć. 
    Uwagi: napisane pod wpływem chwili, może być beznadziejne. 

*****

     Spokojny dzień w jednym z polskich miast. Czarnowłosy mężczyzna przemknął właśnie po cichu przez salon mieszkania, w którym mieszkał ze swoim partnerem. Wchodząc do wspólnej sypialni, szybko zaczął się rozbierać. Porzucał ubrania w biegu, przygładzając raz po raz włosy. Gdy był już gotów, by pokazać się blondynowi, zawołał go. Ten przybył w mgnieniu oka, nie spodziewając się aż takiej niespodzianki. 
  - Sasuke, coś nie tak? - Zawołał, wkraczając do pokoju. - Sa.... Aaa! - Zaskoczony pisnął i przytulił się plecami do ściany. - Kim... Kim jesteś? - Zapytał, przesuwając się ku wyjściu. 
  - Naruto, nie poznajesz mnie? - Zadał pytanie, unosząc się lekko i opadając z powrotem. Naprawdę zdziwiła go reakcja kochanka. 
  - N-nie - bąknął, nie spuszczając z niego wzroku. Po sekundzie zorientował się, o co chodzi. Niemal nie mógł uwierzyć w tępotę Naruto. Zrezygnowany ruch, takie samo spojrzenie.
  - Spójrz wyżej - niebieskie tęczówki powoli zaczęły się podnosić, rozpoznając blady brzuch, umięśniony tors, smukłą szyję, przydługie czarne kosmyki, onyksowe bezdenne studnie. 
  - Sasuke? - Westchnał nie tyle zdziwiony, co zażenowany swoją głupotą. To przecież on! 
  - Młotku, nie pogrążaj się - prychnął, podnosząc się z mebla i podchodząc do napalonego blondyna. Uchiha był w tym momencie taki seksowny! - Wystarczyło, że co nieco skróciłem i już mnie nie poznajesz? - Mruknął, taksując go namiętnym wzrokiem.
  - N-n-nno w-w-wiesz... - zająknął się, czując gorący oddech bruneta na swoim policzku i szyi. - Ja... Ja....
  - Nieważne, zaraz sprawię, że mnie na zawsze zapamiętasz - objął mężczyznę w talii i zamieniając się z nim miejscami, pchnął go na łóżko. Gdy spragnione  usta czarnookiego wdarły się,wraz z niecierpliwymi palcami pod materiał jego bokserek, wszystko przysłoniła mu niewyobrażalna przyjemność.

    Dodam tylko, że Uzumaki już nigdy więcej nie zapomniał jak smakuje, wygląda i rusza się Sasuke Uchiha. A raczej jego ogołocony z buszu, członek.

*****

    Jeśli uznacie, że to beznadziejne, zostanie usunięte. Miłego tygodnia!

niedziela, 23 lutego 2014

026. Rozdział dwudziesty szósty - Urodziny Yamanary - jak się bawi Konoha? Perypetie.



            Opowiadanie: Powroty, a co za tym idzie, postępy?
            Rozdział: 26/?
Tytuł rozdziału: Urodziny Yamanary – jak się bawi Konoha?Perypetie.
Dzień: 27 września (sobota – niedziela?)

*****

Lawirował lekko między stolikami, jak przystało na doświadczonego ninję. Materiał ciemnoszarego, eleganckiego garnituru marszczył się przy każdym jego kroku. Mijając wspaniale wyglądających mieszkańców i shinobich, oddychał ciężko. Gdyby nie sytuacja, w której się znalazł, cieszyłby oczy wystrojonym ogrodem, jak i dekoracjami przygotowanymi głównie przez Ino, co widać było już na pierwszy rzut oka. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć, wisiały białe lampki ozdobne, błyszczące w odcieniach perły bądź onyksu, kuleczki, a gdzieniegdzie naręcza kwiatów – głównie bladoróżowych orchidei. Z kolei stoliki pokrywały srebrne bądź złote, połyskujące obrusy, a każdy z nich zdobił dopasowany, kwadratowy wazon z ciemnoszkarłatnymi kwiatami. Warto dodać, że na stołach ze srebrzystymi okryciami królowały złociste sztućce oraz naczynia i odwrotnie. Raj dla oczu, wszystko z poczuciem smaku.

Im bliżej parkietu oświetlonego światłami w wymienionych wcześniej, trzech kolorach, tym szybciej biło serce jōnina. Schodząc z tarasu na pożółkłą już, jesienną trawę, czuł, jak miękną mu nogi. Gdy zajął miejsce obok Piątej, wstrzymał oddech. Kobieta posyłając mu bezwstydne spojrzenie, zwróciła się do gości Yamanaki i Nary.
    - Długo głowiłam się, jak ukarać wspomnianą dwójkę. Żadna kara zbiorowa nie przychodziła mi na myśl, poza odbudowaniem zniszczonego budynku. Jak dla mnie to za mało. Zdecydowałam się więc na coś… z pewnością innego – wszyscy wpatrywali się w blondynkę z rosnącym napięciem. – Otóż od dziś pozbawiam Maito Gai’a – błysk w piwnych oczach – prawa noszenia swojego zielonego stroju shinobi – zewsząd rozległy się najpierw westchnięcia pełne niedowierzania,  potem gwizdy i śmiechy. Sam Kakashi minę miał nietęgą, krótko mówiąc skwaszoną. Lecz kilka sekund później spoważniał, napotkawszy spojrzenie Ebisu.
    - Co w tym takiego strasznego? – Zapytała na głos siedząca obok Yuuhi. Odpowiedział jej Iruka, jak zwykle rzeczowo i skrupulatnie.
    - Nie wiem czy wiesz, Kurenai – zaczął, wpatrując się w nią z dziwnym zacięciem – ale dla znanego nam wszystkim Maito, ten śmieszny dres znaczy naprawdę wiele. Daje mu pewność siebie jak i wyimaginowaną siłę. Krótko mówiąc, znając go, będzie „nieczynnym” ninją, dopóki nie odzyska swojego wdzianka – kobieta zaśmiała się cicho.
    - No, naprawdę… - westchnęła, pochylając głowę i kręcąc nią. Czym to jeszcze zaskoczą ją koledzy z pracy? Nie miała jednak chwili do namysłu, bo oto Tsunade znów przemówiła.
    - Milczeć! – Jak się zapewne domyślacie, nastała cisza. Piwnooka odchrząknęła, nim zaczęła mówić dalej. – Z kolei Kakashi… Trudno mi przyszło wymyślanie czegoś dla ciebie. Na początku chciałam, byś przy wszystkich zdjął maskę, ale zapomniałam, że od niedawna jej nie nosisz. Dlatego też – nadal nie miała pewności, że dobrze robi, ale na nic lepszego nie wpadła – chcę, żebyś w ramach rekompensaty moich nerwów, przeczytał…
    - Nie – bąknął, lekko wybity z tropu. Zauważył za plecami kobiety najzbereźniejszą książkę zmarłego Sannina.
    - Hmm, co nie? – Podchwyciła, a jej głos ociekał jadem. – Chcesz stracić prawo bycia shinobim?
    - Nie, n-nie chcę – patrzył na Kage z błaganiem w oczach. Nic nie dało.
    - No więc proszę, czytaj – podała mu przedmiot, otarty na odpowiedniej stronie. Zwróciła się do „publiczności”. – W tym roku urodziny Ino i Shikamaru są wyjątkowe z wielu względów, nie tylko dlatego, że obchodzicie osiemnastkę – skłoniła się im – ale też dlatego, że obecny tu Kakashi tak na dobry początek, przeczyta wam stronę swojej ukochanej powieści – spojrzała po twarzach przybyłych. – Nie ma wśród nas dzieci, więc fragment, którym nas uraczy, może zostać wyklarowany. Hatake, proszę – niezgrabnie przyjął owy przedmiot od Księżniczki i stał przez chwilę ze spuszczoną lekko głową. Szalenie zawstydzająca, pełna oczekiwania cisza, nie pomagała mu w skupieniu się, jak i przełknięciu wstydu, jaki teraz odczuwał. Co z tego, że znano go ze zboczeństwa i kojarzenia wszystkiego tylko z jednym, skoro… Skoro… Spojrzał na stronę książki, a serce podskoczyło mu do gardła. „I całując jego skroń, przesuwał namiętnie po delikatnej, opalonej skórze, mieniącej się lekkim potem przyjemności, by jak najszybciej dotrzeć do tego miejsca. Chciał rozpalić zmysły kochanka do czerwoności, dotykając go w najczulszych miejscach. (…)” Pomyślał, że zaraz zemdleje. Podniósł wzrok by zatopić spojrzenie w czekoladzie, zamkniętej w dwóch okrągłych punktach. Zdziwił się, widząc uśmiech na twarzy Iruki, lecz odczytał jego ukryte intencje. Westchnął i puszczając mu oczko, zaczął czytać.
    - … Kładąc dłoń na domagającym się pieszczot organie, starał się zapanować nad własną chucią i potrzebą. Ujął mocniej penisa kochanka… - z każdym przeczytanym słowem, odczuwał większe zażenowanie. Wiedział, że może pomarzyć sobie o reputacji i respekcie wśród podopiecznych. Gdy skończył, uniósł dumnie głowę i omiótł wzrokiem siedzących naokoło. Chwilę potem… z różnych stron rozbrzmiały śmiechy i nawoływania. Hatake nigdy nie został aż tak upokorzony. Chciał jak najszybciej zejść z parkietu, lecz blondynka go zatrzymała. Podchodząc blisko, jak tylko się da, wyszeptała mu wprost do ucha.
    - Wstydzisz się? Dobrze ci tak – posłał jej dziwne spojrzenie, oczekując dalszych instrukcji. – Jutro mam konferencję z Lordem Feudalnym i będę się czuła dokładnie to samo, jak ty teraz, tłumacząc was obu – wyminął kobietę i bez słowa wrócił na swoje miejsce. Szydercze śmiechy i ogólny szmer sprawiły, że po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się wyobcowany. Opuścił lekko głowę, nie chcąc nawet wiedzieć, co w tym momencie myślą sobie jego przyjaciele, Iruka. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli, gdy zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Czy powinien opuścić towarzystwo i wrócić z podkulonym ogonem do domu, czy może po prostu zniknąć w białym dymie, by już nie kłopotać Umino? A gdy już zdecydował się na jedną z opcji i miał zamiar wstać, czekoladowooki ujął jego dłoń w swoją i uśmiechnął się pocieszająco. Ten drobny gest przyszpilił jego zad do krzesła, a serce do serca kochanka. Delfinek miał rację, nie powinien uciekać. W końcu i tak słynął ze swojego zboczeństwa, czyż nie?

***
*
***

            - Dobra, to ten, czas na pierwsze ogłoszenia Yamanary – zabrał głos, gdy większości zaproszonych podana została kawa. – No, to może zacznę od siebie… - rozejrzał się po przestrzeni przed sobą, a gdy wyłowił nieśmiałe spojrzenie swojej wybranki,  uśmiechnął się zachęcająco. – Niektórzy z was wiedzą, lecz większość nadal jest nieświadoma faktu, iż ja i Hinata… spotykamy się. Jesteśmy parą – słodkie, różowiutkie rumieńce Hyuugi rozczuliły szczęśliwego chłopaka. Wszyscy przytaknęli z aprobatą, poza jedną osobą.
    - Naruto? Coś się stało? – Inata spoglądała na swojego kuzyna z zatroskaną miną, Sasuke zaś – z dziwnym zacięciem, a nawet złością.
    - No właśnie, NARUTO, coś nie tak jak powinno? – Spytał, przelewając w to pytanie hektolitry jadu. Blondyn nie odpowiedział, tylko wstał.
    - Nara – warknął, w stronę zaskoczonego solenizanta. Wokół nastała cisza.
    - Co jest? – Zapytał cienisty, zerkając niepewnie w stronę swojej dziewczyny.
    - Ja i Hinata jesteśmy niemal jak rodzeństwo. Jeśli ją skrzywdzisz… nie ręczę za siebie – zaciśnięte pięści nadawały jego słowom mocy.
    - Naruto-kun, jest dobrze – odwrócił się i spojrzał w kierunku pięknie ubranej czarnowłosej kunoichi. – Jestem szczęśliwa – zapewniła go, mile połechtana troską przyjaciela.
    - Hej, Naruto! – Po prawej stronie odezwał się nie kto inny, jak Kiba. – Skończ już z tymi braterskimi głupstwami. Kto by się ciebie bał – większość zawtórowała mu śmiechem, więc zgaszony Uzumaki klapnął ciężko na krzesło i nie odzywał się do nikogo.
    - Jakie to kłopotliwe – podsumował Shikamaru i posyłając ukochanej ostatnie spojrzenie, mówił dalej, w czasie, gdy Inuzuka dostawał burę od siedzącego obok Shino. – Jako drugi wystąpi… Uchiha Itachi – znów rozległy się szmery, gdy najstarszy przedstawiciel klanu wstał i skierował się w stronę bruneta. W mgnieniu oka pojawił się obok niego i przejął mikrofon. W tym czasie serce Inaty przyspieszyło swój rytm, bijąc zawzięcie około dwustu razy na minutę. Dziewczyna rozglądała się z niepokojem po obecnych, pragnąc, by chwila wystąpienia nie nastąpiła. Nie lubiła zbytnio być w centrum uwagi osób, których nie znała.
    - Ee… cześć – zaczął koślawo Itaś, zauważając kilka nieprzychylnych spojrzeń. – Pewnie zachodzicie w głowę, co mam wam do powiedzenia… - skierował wzrok na potomkinię klanu Uzumaki. – Wielu z was, jak nie wszyscy, zauważyli, że przyszedłem z pewną osobą – zielonooka wstała z krzesła i niepewnie ruszyła w jego stronę. Gdy ta znalazła się u jego boku, odprowadzana ciekawskimi spojrzeniami siedzących gości, podjął dalszy monolog. – Niewielu z was, niemalże nikt, nie zdaje sobie sprawy, że to… Inata Uzumaki, kuzynka obecnego tu Naruto – trudno opisać, jak zareagowali zaproszeni na tę wieść. Krzyki, zdzwione westchnienia, pełne oburzenia rozmowy.
    - Itachi… To chyba nie tak miało wyglądać - wyszeptała, wspierając się na jego dłoni.
    - Będzie dobrze – odpowiedział, widząc pierwszych ninja, którzy zdecydowali się z nią porozmawiać, w tym Ino czy Choujiego. – Będziesz w centrum uwagi – szepnął jej na ucho, uśmiechając się do brata.
    - Hej, naprawdę jesteś rodziną Naruto? – Dość mocno zdezorientowani goście zaczęli obsypywać kobietę pytaniami. Bracia Uchiha w tym samym momencie pomyśleli: Wieczór będzie długi.

***
*
***

            Tak jak przepowiedział Itachi, fioletowowłosa stała się jedną z „rozrywek” dzisiejszego wieczoru. Do czasu pierwszego tańca przepowiedzianego przez Ino, była zasypywana nie tylko zapytaniami, ale i słowami otuchy czy przywitania. Międzyczasie słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, w związku z czym Yamanaka kolejny raz przerwała gościom spożywanie posiłku.
    - Zgodnie z tradycją naszych urodzin, teraz my zatańczymy przed wami pierwszy taniec, a potem przeniesiemy się do wnętrza willi Nejiego – posłała gospodarzowi szeroki uśmiech, po czym skierowała się do Choujiego. – Poczekaj chwilę, nim odpalisz tą piosenkę, muszę kogoś poprosić do tańca.
    - Przyjęte – odparł szatyn, ubrany w dość wzorzyste i kolorowe haori. Odprowadzając wzrokiem przyjaciółkę, zajadał się jedną z kilkunastu paczek chipsów, złożonych na stoliku obok wielkiego głośnika. W tym czasie niebieskooka przeszła przez taras, zagadując niektórych z gości. Jak można było się spodziewać, stanęła przy stoliku braci Uchiha i kuzynostwa Uzumaki. Nie poprosiła jednak Sasuke, a… Itachiego. Lekko zdziwiony zgodził się, nie widząc niemniej zaskoczonego, aczkolwiek lekko zazdrosnego spojrzenia szmaragdowych tęczówek.
    - Miło mi, Ino-chan – szepnął, trzymając jej dłoń w swojej i krążąc między stolikami. Odbierając myśl od Sasuke, uśmiechnął się i otoczył talię blondynki ramieniem. Skoro Inata była zazdrosna, to czemu tego nie wykorzystać?

            Stając naprzeciw niebieskookiej piękności, nie zważał na nic innego. Postanowił rozdrażnić ukochaną jak tylko się da. W pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca, sukienka Yamanaki mieniła się milionami kolorów, sprawiając, że trudno było odwrócić od niej wzrok. Mając za partnerkę tak ładną kunoichi, czuł się usatysfakcjonowany.
    - Ino? – Shika, trzymając w ramionach swoją dziewczynę, ubraną w zwiewną sukienkę z jasnoróżowego materiału, czekał na znak od koleżanki z byłej drużyny. Blondynka kiwnęła głową i zerknęła porozumiewawczo w kierunku Akimichiego. W sekundę później rozległy się pierwsze dźwięki wybranej piosenki. Niepewne kroki rozpoczynające cielesny pokaz, były jakby przypomnieniem, co to znaczy „tańczyć”. Spokojna melodia sprzyjała wzajemnemu odczytywaniu ruchów ciała partnera, dopasowaniu rytmu, posunięć. Z czasem piosenka rozwinęła się, przyspieszyła, sprawiając tancerzom coraz więcej problemów, nakazując szybsze ruchy, zmianę stylu Długie włosy obu dziewczyn wirowały w powietrzu, gdy ich partnerzy obracali nimi, lub wznosili je w górę, odczytując niektóre z akordów.

           
          
            Siedząca kilka metrów dalej Inata obserwowała poczynania swojego byłego chłopaka z dziwną miną. Prawdę powiedziawszy była zaskoczona tym, co się wewnątrz niej działo, tym, co czuła. Kunoichi denerwowała się, a wściekała i, co najgorsze, odczuwała coś na wzór zazdrości. Jak tylko mogła, broniła się od tej myśli, bo dopuszczenie do siebie tak prostego wniosku skłaniało ją do głębszych przemyśleń nad swoim zachowaniem i uczuciami wobec  Itachiego. Co, jeśli straciła tyle lat, łudząc się, że kiedykolwiek przestała go kochać? Co, jeśli to wszystko, w co wierzyła wcześniej, było tylko ułudą, czymś, co sobie wyobraziła? Co, jeśli zniszczyła szansę na wspólne życie? Fioletowowłosa pokręciła głową, chcąc odegnać te refleksje. Widząc, jak Uchiha całuje Ino w policzek i wolno wraca do ich stolika, opuściła głowę, by patrzeć na swoje zaciśnięte do granic możliwości, pięści. Dzięki temu nie zauważyła triumfalnego uśmiechu Łasica, który zasiadł już obok niej.
    - No, braciszku, coś tam szeptał tej dziewczynie na ucho, hmm? – Sasuke podchwycił wcześniejsze spojrzenie chłopaka i zadał pytanie zgodnie z jego myślowymi instrukcjami. Brunet uśmiechnął się powalająco i odparł:
    - Jutro mam randkę – wyszczerzył się jeszcze bardziej, rejestrując po swojej prawej stronie ruch. Jednak nawet nie zerknął w kierunku Uzumakiej, tylko napił się wina. Skąd zielonooka miała wiedzieć, że to wszystko było misternym planem usidlenia jej, skoro nie czytała teraz w myślach braci Uchiha? Czas zmienić taktykę, nie Sasuke? Nie chce mnie po dobroci, to trzeba inaczej, czyż nie? Jedyny niewtajemniczony Naruto spoglądał na kuzynkę z rosnącym zaniepokojeniem, Zdawało się, że dobrze odczytuje jej nastrój, a co za tym idzie, jego własny humor uległ pogorszeniu. W końcu chciał, by Ina czuła się szczęśliwa. Niemalże się odezwał, gdy nagle Sasuke przysunął się do niego i powiedział mu coś przyciszonym głosem. W jednej chwili na usta blondyna powrócił wielki uśmiech jak i apetyt.
    - No, to niedługo będzie inaczej. Normalniej – powiedział głośno, po czym nie tłumacząc się nikomu, zabrał się za pochłanianie słodkości, jakie miał przed sobą. Wiecie, że Naruto Uzumaki dotrzymuje swoich słów i ich nie cofa? Ee, no to możecie być pewni, że obaj, wraz z Itą, nieźle namieszają w życiu Inaty. Ale to w przyszłości. Teraz liczyła się impreza, której finał niebawem wywróci jego życie do góry nogami.

***
*
***

            Słońce zaszło już jakiś czas temu, stoliki z tarasu zostały w głównej mierze opuszczone. Gdzieniegdzie jakaś para korzystała z chwil intymności, od niebem usłanym gwiazdami, a dwójka przyjaciół siedziała przy barze, racząc się przygotowanymi przez solenizanta, drinkami.
    - Powiedz mi, jak to jest, że w twoim ciele mieszkają robaki? Za cholerę tego nie ogarniam – Kiba, odrobinkę zamroczony wypitym alkoholem, zrobił się nad wyraz gadatliwy. Towarzyszący mu Shino, uśmiechał się raz po raz i odpowiadał na wszystkie pytania Psiarza, nawet te najgłupsze i bezsensowne, jak sposób owulacji żeńskich jajeczek czy rozmnażania się królików.
   - Tłumaczyłem ci to już kiedyś. Nie słuchałeś? – Pociągający, niski głos chłopaka sprawiał, że przez ciało Inuzuki od czasu do czasu przechodziły przyjemne, uzależniające dreszcze.
    - A tam, zaraz, że nie słuchałem. Nie skupiłem się odpowiednio po prostu – Aburame spojrzał nań zagadkowo i pochylił się, tak, by szeptać mu wprost do ucha.
    - Niedługo skupisz się na czymś o wiele przyjemniejszym, obiecuję – zaśmiał się gardłowo z miny chłopaka i odsunął się lekko. Bez dalszych zawiłych wypowiedzi, jeszcze raz, na spokojnie wytłumaczył mu swoje klanowe umiejętności, starając się oczywiście, używać najprostszych słów. Podpity Kiba=tępy Kiba. Shino nie raz miał okazję się o tym przekonać. – Rozumiesz już? – Zapytał, kończąc swoją piętnastominutową  tyradę.
    - No, teorię tak, ale… Czy te robale nie włażą ci nigdzie, nie przeszkadzają w codziennych czynnościach? – Drążył temat, popijając już szóstego drinka.
    - Co masz na myśli? – Wyraźnie obniżył ton głosu, przez co szatyn zadrżał mimowolnie. I pomyśleć, że wystarczyła niewielka ilość alkoholu, by Psiarz przestał kontrolować swoje odruchy.
    - Ee, no… - lekko zaróżowione policzki i zawstydzona mina dała Shino pewność, co do swoich przypuszczeń. – No, sikanie, seks i takie tam! – Wydarł się, a potem natychmiast umilkł, przytłoczony dziwnymi spojrzeniami otaczających ludzi.
    - Hmm, a chcesz się przekonać, że nie? – Podpuszczał, lecz widząc skonsternowane spojrzenie czarnych źrenic, zaśmiał się głośno. Uspokoił tym przyjaciela, jednocześnie dając sobie trochę czasu na rozplanowanie działań. – Żartowałem, nie spinaj się tak. Nie, nie przeszkadzają mi w, jak to się wyraziłeś, codziennych czynnościach.
    - Yhym – Inuzuka przytaknął, czując w piersi bolesne ukłucie. Chciał, by propozycja bruneta nie była żartem, a czymś, co mogli razem spełnić. Nastała cisza między nimi. Obaj wpatrywali się w rzędy alkoholi dostępnych dla Shikamaru, jak i różnego rodzaju składników potrzebnych do tego, by tworzyć procentowe cuda. Ludzie kręcili się wokół nich, rozmawiając na różne tematy. Kilka razy wyłapali wątek Kakashiego, więc i sami go podjęli. Nie obyło się bez tajemniczych stwierdzeń Aburame i niekontrolowanych odruchów ze strony Psiarza.

            Muzyka dudniła, a na parkiecie rządzili ”zawodowi” tancerze. Co z tego, że co drugi nie umiał wykonać poprawnie piruetu i kręcąc się, lądował na którymś z mebli? Ważne, że każdy bawił się, jak nigdy, a Konoha szalała. Pewna para, różowołosa Sakura i blady Sai, wykonywała większość figur dobrze, z pewnym powabem i wdziękiem, co było zaskoczeniem dla otaczających ich przyjaciół. Obaj również byli zdziwieni swoimi wzajemnymi umiejętnościami, więc gdy tylko zasiedli do swojego stolika, równocześnie zapytali:
    - Gdzie nauczyłeś/aś się tak tańczyć? – Haruno zarumieniona, próbowała złapać oddech, słuchając wypowiedzi towarzysza. Nie wiedziała, że wyglądała dla niego bardzo seksownie w tym momencie, z roziskrzonymi oczyma i słodkimi rumieńcami na policzkach od wysiłku. Bo dotrzymanie kroku Sai’owi było wysiłkiem, naprawdę.
    - Dawno temu, gdy pracowałem dla Korzenia, miałem pewną misję – zaczął, rozglądając się po rezydencji. Brzoskwiniowe ściany, gdzieniegdzie pokryte marmurem, niemalże pusta jadalnia, w której siedzieli, wypełniona była stolikami i krzesłami. Neji udostępnił im kilka pomieszczeń – jadalnię przekształcił w kafejkę z barem, salon w małą dyskotekę z kilkoma sofami a część pokoi przygotował, by zmęczeni przyjaciele mogli odpocząć. – Miałem mieć oko na księżniczkę kraju Ognia. Jako, że młoda dziedziczka miała imprezę urodzinową, towarzyszyłem jej jako partner.
    - Rozumiem, że na poczet zadania nauczyli cię tak wspaniale tańczyć – przytaknął, oczekując odpowiedzi z jej odpowiedzi.
    - Mnie za to… ała… - ściągnęła jeden z pantofelków i zaczęła rozmasowywać obolałą stopę. Ciekawe, jak inne to wytrzymują, pomyślała i w tym momencie ją oświeciło. Założyła z powrotem buta i skupiła chakrę w stopach. Od razu poczuła niewysłowioną ulgę. Przypomniała sobie jak wspinała się na drzewo przy pomocy kontroli tej energii i jak chodziła o wodzie. W obu przypadkach, najbardziej obciążone były stopy, gdyż nie tylko musiały utrzymywać równowagę, ale i dźwigać ciała które zdawały się, poprzez przyciąganie ziemskie ważyć dwa, trzy razy więcej. Logicznym było, że chakra skupiona w stopach odciążała je i dzięki czemu mogły unieść bez problemu większy ciężar, bez względu na to czy podłoże było stabilne, jak w przypadku drzewa czy ruchome, jak w przypadku tafli wody. Innymi słowy, koniec z bólem. Uśmiechając się do siebie, dokończyła napoczęte zdanie: - tańca nauczyli rodzice. Chcieli, bym na własnym ślubie umiała się poruszać. A zresztą, taniec to taka mała tradycja mojej rodziny – posłała mu jeszcze większy i szczery uśmiech po czym sięgnęła po szklankę z sokiem.
    - Sakura… - po dłuższej chwili odezwał się, mimowolnie napinając mięśnie. – Mogłabyś teraz z kimś być? Pokochać go? – Dziewczyna, zaskoczona pytaniem, omal się nie zadławiła. Jej kremowa sukienka o mały włos nie przypłaciła tego życiem. Skonfundowany, przeprosił nie spodziewając się, że uzyska odpowiedź. Niemniej jednak, Haruno mu jej udzieliła.
    - Ch-chyba tak – odparła, nie patrząc na niego. W świetle palących się, drobnych lampek, bajeczne ozdoby migotały kilkoma kolorami. Podbudowany jej słowami, chciał zapytać o tę jedną, najważniejszą rzecz, lecz przerwało mu nawoływanie Ino z pomieszczenia obok. – Czas iść, kolejne ogłoszenia – powiedziała, wstając i patrząc na niego śmiało. Coś przeczuwała, że dzisiejszego wieczora zdarzy się coś wyjątkowego. Ninja bez słowa przytaknął, opuszczając miejsce, które wcześniej zajmował. Na szczęście, impreza jeszcze trwa.

***
*
***

            - Drodzy goście, wybiła godzina dwudziesta pierwsza, czas więc na następne afisze – blondynka uśmiechała się szeroko, szukając wzrokiem swojego jutrzejszego partnera randkowego. – Tym razem wystąpi Sasuke Uchiha! – Gdy chłopak przemierzał pomieszczenie wielkimi krokami, czuł na sobie niechętne spojrzenia, a szczególnie jedno. Brunet wiedział, do kogo należy, więc odrzucił głowę i obdarzył niedoszłego rywala niechętnym, zabójczym zerknięciem. Pełen wyższości uśmiech białookiego zaalarmował go i sprawił, że stał się czujniejszy. Coś złego kryło się w tym geście. Szkoda tylko, że Sasu nie wiedział, jak bardzo ten człowiek namiesza w jego życiu. Chłopak bez ceregieli wystąpił na środek i zakomunikował wszystkim, że on i Naruto są parą. Niestety, całe wyznanie czarnookiego pozbawione było jakiegokolwiek romantyzmu, gdyż ten nie powiedział ani, że go kocha, ani że jest dla niego ważny, a jedynie zaznaczył, że Uzumaki jest jego i nikt nie ma prawa go tknąć. Ostatnie słowa kierował głównie do stojącego nieopodal Hyuugi. Jak zareagowała „publiczność”? Może nie uwierzycie, ale nikt nie odezwał się ani słowem, bo któż chciałby mu podpaść?
            Chwilę później gdy Sharinganowiec zajął swoje miejsce,  na środek wyszedł Tenzou. Większość była tym faktem zaskoczona, bo mężczyzna ten zwykle się nie udzielał, nosząc piętno ANBU. Nie będę opisywała całego monologu, który wygłosił ku czci swojej dziewczyny, ani tego w jaki sposób się jej oświadczył, bo oni nie są głównymi bohaterami tego opowiadania. Oj, nie są.

***
*
***

            Ten-ten, ubrana jak zwykle, dyskutowała zawzięcie z nowoprzybyłym Rockiem Lee. Jej piersi unosiły się i opadały w szybkim tempie, ręce machinalnie wykonywały równe niewerbalne gesty.
    - Nie, nie sądzę, by wszystko było winą Kakashiego-sensei, a raczej naszego mistrza. Wiesz przecież, jaki on jest! – Argumenty koleżanki nie przekonywały zapatrzonego w Maito chłopaka.
    - Oi, Ten-ten, o czym ty mówisz?! Gai-sensei nie upadłby tak nisko i nie wyzwałby nikogo w takim miejscu! On szanuje wszelkie ważne miejsca w naszej wiosce i jest na to za rozsądny! To Hatake jest winny! – Kunoichi miała wielką ochotę mu przyłożyć.
    - Rozsądny mówisz?! Mistrz nigdy się tą cechą nie odznaczał, co innego jego rywal. Chyba nie wierzysz w to, co mówisz – westchnęła, rozmasowując kark. Napisałam wcześniej, że nic nie zmieniło się w jej wyglądzie? Myliłam się – zauważyłam właśnie, że rozpuściła swoje krótkie włosy i założyła kolczyki w kształcie dwóch malutkich kunai. Ta mała zmiana nadała jej twarzy powabu i świeżości. Wyglądała inaczej, bardziej przystępnie, co zauważył siedzący nieopodal no Sabaku. Podszedł więc do wykłócającej się pary, by przerwać ich rozmowę. Słysząc jednak tą komiczną wymianę zdań, postanowił się chwilę przysłuchiwać, śmiejąc się w duszy. Wzrok jego bladozielonych oczu skierowany był w głównej mierze na kunoichi Liścia. Musiał przyznać, że miała fajną figurę, smukłe ciało, a nade wszystko, ciekawe zainteresowanie. On również interesował się bronią i sposobami jej użycia. Może coś ich połączy?

            Wracając do naszej dwójki. Zdenerwowany sceptycznymi uwagami Ten-ten, Lee sięgnął po butelkę z sake, stojącą na stoliku, przy którym siedzieli. Widząc to, brunetka zrobiła dziwną minę i wstrzymała oddech.
    - Nie możesz, wiesz o tym – wyszeptała z niekłamanym przerażeniem, patrząc jak ją odkorkowuje.
    - A kto mi zabroni? – Warknął, sięgając po czarkę. – Nie ma tu Gai-sensei, ani Neji’ego, więc… - spokojnie przechylił przedmiot, czekając aż krople trunku przeleją się do kieliszka. Niestety, pomimo odkorkowania, alkohol nie chciał opuścić swojego dotychczasowego lokum. – Cholera, co jest? – Zapytał sam siebie, potrząsając szklaną butlą. Rozdrażniony, nie zauważył kilku ziarenek piasku, które rozsypały się na złotym obrusie, jednak spostrzegawcza dziewczyna je przyuważyła. Rozejrzała się wokół, zauważając w pewnej odległości rudowłosego chłopaka. Ten przytknął palec do ust, głową wskazując jej towarzysza, który to uniósł naczynie ponad swoją głowę i zaczął majstrować przy szyjce palcem. – Ej, tu jest pias… blp, blp…. – nagle przezroczysty płyn uwolnił się z wnętrza butelki i spływał szybkim biegiem na czarnowłosą głowę ninji. Wsiąkając w onyksowe kosmyki, spływał gęsto po policzkach, brodzie, karku, szyi, by kończyć swoją wędrówkę w eleganckim stroju Rocka. Zaskoczony, zamiast spijać spływające do ust krople, wypluwał je, nie zmieniając jednocześnie pozycji szklanego naczynia. Dopiero, gdy ostatnia stróżka alkoholu wypłynęła z niego, odrzucił je z głośnym przekleństwem.
    - Idź do łazienki, ja tu posprzątam – poinstruowała go Ten-ten, krztusząc się ze śmiechu. Rozsierdzona, a zarazem rozgoryczona mina kolegi z byłej drużyny, rozbawiła ją jeszcze bardziej. – No idź – powtórzyła, ścierając serwetkami pozostałości po smacznej sake, którą uwielbiała Tsunade. Gdy brunet, z cichym „zaraz wracam”, oddalił się w kierunku WC, do stolika podszedł no Sabaku.
    - Niezły z niego narwaniec – zaczął, przysuwając sobie nieoblane krzesło i siadając na nim.
    - Kazekage – sama – Ten-ten chciała wstać i się ukłonić, lecz powstrzymał ją kiwnięciem ręki.
    - Daj spokój, ja mam imię – rzekł, sięgając po nieużywaną lampkę i napełniając ją czerwonym winem. Bez słowa nalał również odrobinę trunku do kieliszka stojącego przy jej talerzu. – Co ty na to? – Wskazał na półwytrawny produkt, uśmiechając się. Lekko zawstydzona afektacją Kage, kiwnęła głową i patrząc w punkt ponad jego głową, podjęła oferowaną lampkę. Czując na sobie czujny wzrok władcy Piasku, napiła się łyczek. Gdy tylko trunek wpłynął do wnętrza jej ust, poczuła na końcówce języka średnio przyjemnie mrowienie, a gdy przełknęła płyn, ciepło rozpychające ją od wewnątrz. Musiała przyznać, że wino jej smakowało – z pewnością nie był to winiacz z niskiej półki z małego sklepu monopolowego.

            Między nimi zaległa cisza, przerywana jedynie dudnieniem i głośnymi piskami tańczących w jednym z pomieszczeń, podpitych tancerzy i tancerek. Nie było w tym milczeniu niczego krępującego, obaj czuli się w swoim towarzystwie dziwnie… dobrze. Po dłuższej chwili pierwszy odezwał się Gaara, stukając palcami po blacie stolika. Ubrany jak zwykle, dobrał sobie brunatny płaszcz z wyszytym złotym z emblematem Piasku na jego tyle. Postawiony kołnierz, ozdobiony złotymi drobinkami krawieckiego pyłku, dodawał jego twarzy męskości i wyrazistości. Ten-ten musiała przyznać, że ją pociągał.
    - Interesujesz się bronią, prawda? – Zauważył błysk w oku dziewczyny, już wiedział, że przez następne parę godzin spędzi z uroczą konoszanką.

***
*
***

            Czas mijał, niektórzy z imprezowiczów spali już w kątach mieszkania mężczyzny, który omawiał właśnie strategię z długonogą blondynką. Ustalenia, do jakich doszli, dotyczyły dalszych losów Sasuke i Naruto. Neji widział, że Uchiha nie odstępuje chłopaka na krok, trwając przy nim w każdej chwili. Nie było więc szansy na wprowadzenie w życie wcześniej opracowanego planu. Bo wszystko zależało od jednego, skutecznego ruchu, lub kilku, prowadzących do sukcesu.
   - Może poproszę Sasuke do tańca? – Zaproponowała, myśląc jednak  o starszym z braci. Siedząc w pokoju Hyuugi, patrzyła jak ten przechadza się z miejsca na miejsce.
    - I co to da? Zostaje jeszcze ta cała śmieszna Inata i jej przydupas – Yamanaka zacisnęła zęby, by mi nie odpyskować. W końcu nie to było teraz najważniejsze.
    - Wykorzystajmy kogoś jeszcze – zasugerowała, lecz widząc marszczące się brwi, zamilkła. Mężczyzna przystanął, a następnie podszedł do drzwi.
    - Idziemy na dół, zobaczymy, co dalej – dziewczyna posłusznie podążyła za geniuszem, poprawiając zmarszczoną sukienkę i pas pod piersiami. Musiała przecież wyglądać elegancko, czyż nie?

            Szczęście dopisało naszemu intrygantowi – gdy zszedł do jadalni, zauważył, że Naruto siedzi sam przy stoliku. Lekko zdziwiony tym faktem, odszukał wzrokiem w sali obok, Uchihę. Ten tańczył z Hinatą, kręcąc nią na wszystkie strony. Zdawał się być zaaferowanym do tego stopnia, że nie zauważył zbliżania się Nejiego do siedzącego samotnie Uzumakiego. Brunet wiedział, że musi działać szybko, w każdej chwili mógł pojawić się ktoś z jego towarzyszy. Stając za blondynem, nachylił się w jego kierunku i cicho, jednak dosłyszalnie rzekł:
    - Mogę się przysiąść? – Lisek drgnął, po czym odwrócił się w stronę wyprostowanego już, Hyuugi. Rzucił mu najpierw ostrzegawcze spojrzenie, po czym skinął na krzesło obok siebie. Nie odezwał się jednak, nie wiedząc, czego się spodziewać.
    - Naruto, ja… ja chciałem cię przeprosić za ostatnie. Ta nasza randka i w ogóle… to nie miało prawa wypalić, w końcu kochasz Sasuke – lekko podpity, nie wyczuł ironii w głosie kolegi. Drapiąc się po karku, posłał mu zniewalający uśmiech.
   -  Spoko, rozumiem, że ci się podobałem? – Zapytał, poszerzając uśmiech i ukazując białe ząbki. Ten gest w pewien sposób pobudził członka białookiego, bo ten zaczął niekontrolowanie drgać. Głupi uśmiech i już stoi? Naprawdę dawno nie rżnąłem. Muszę jak najszybciej doprowadzić to do końca,, pomyślał, nalewając sake sobie i siedzącemu przed nim Naru.
    - Pewnie. Wypijemy za zgodę? – Zapytał, unosząc czarkę. Nie podejrzewający niczego niebieskooki, napił się z, jak myślał, byłym adoratorem. Kolejny kieliszek białego trunku, krok bliżej do zrealizowania seksistowskich marzeń białookiego geniusza. Mężczyźni rozmawiali przez dłuższą chwilę, by na koniec również wychylić po czarce wódki. W głowie długowłosego narodziła się nowa wizja, o wiele gorsza od tej, jaką zaplanował. Dlaczego ma tylko odebrać Uchisze złotowłosy skarb? Przecież może sprawić mu o wiele więcej bólu i spowodować, by Uzumaki go zapomniał. Jest przecież na to bardzo prosty sposób, wymagający znajomości odrobiny genjutsu. A z tym to nie będzie problemu. – Ja muszę już iść – uśmiechnął się do na wpółpijanego blondyna, słysząc ostatnie dźwięki dobiegającej końca, piosenki. – Pogadamy jeszcze później?
    - Jasne – Naruto odpowiedział na uśmiech jeszcze większym wyszczerzem, żegnając tym samym dzisiejszego gospodarza. Ani na moment nie przyszło mu na myśl, że dzisiejszą noc spędzi w nieznanym sobie miejscu.

***
*
***

            Tuż po trzecich ogłoszeniach, małoważnych dla rozwoju akcji, na mały podest na środku jadalni, wyszła Ino wraz z Shikamaru. Muzyka umilkła, wszyscy zebrali się wokół, by wysłuchać tego, co mają do powiedzenia. Oczywiście, zrobili to tylko ci, którzy byli w stanie, czyli jakaś połowa zebranych gości. Reszta… no cóż, walała się gdzieś.
    - Nasi kochani – blondynka, pomimo paru drinków made by Shika, trzymała się wyjątkowo dobrze. – Mamy godzinę dwudziestą drugą, czas więc, byśmy się przebrali. Dość już tych niewygodnych sukienek i garniturów! Każdego, kto chce to zrobić, zapraszamy do pokoi, które udostępnia nam Neji. Jednak wcześniej… - spojrzała porozumiewawczo na przyjaciela.
     - …zjemy tort! – W tym momencie Chouji wniósł, a raczej wwiózł na metalowym wózku, trójwarstwowy, okrągły wypiek, ozdobiony liśćmi i wieloma 18-nastkami.

            Nie będę Wam opisywała, jak to wszyscy się cieszyli i ze smakiem zajadali przygotowany smakołyk, bo to naprawdę nie jest ważne. Ważniejszym jest to, że w tym całym zamieszaniu, Neji zdążył złapać blondynkę i przekazać jej dalsze instrukcje. Ta, wychodząc się przebrać, poprosiła kilka osób o to, by zrobiły coś dla niej. Muszę jedynie nadmienić, że były to same kobiety, do tego zakochane w Sasuke. Czy się domyślacie całej intrygi?

            Pozostawieni sami sobie goście, na nowo zajęli się zabawą. Chouji zapuścił listę, samemu rozmawiając z jednym z przyjaciół, pozwalając sobie na więcej swobody. Dlaczego ma siedzieć sam, skoro inni łączą się w pary?

***
*
***

            Nie wiedziała, jak ma zacząć rozmowę. Trzymała się blisko, wsłuchując w wolne tony kawałka, do którego tańczyli. Musiała przyznać, że wcześniejsze tańce z przygodnymi tancerzami nie cieszyły ją tak bardzo jak ten ostatni, kiedy to Itachi ją poprosił. Czuła przy sobie jego ciepło, oddech na karku i policzku, gdy oparła podbródek o jego ramię, jak i długie palce, obejmujące ją w talii. Zasypana lawiną odczuć, milczała, choć tak bardzo chciała się odezwać. To milczenie ją… drażniło, sprawiało, przestawała być pewna siebie. Trzymając dłonie na karku mężczyzny, usilnie próbowała znaleźć w głowie sensowne pytanie, które mogłaby zadać. Naprawdę czuła się źle, nie słysząc teraz jego głosu. Tak wiele się zmieniło w przeciągu tych kilku godzin gdy do głosu doszła zazdrość… Odchrząknęła.
    - Itachi… dlaczego chciałeś ze mną tańczyć? – Spodziewała się zawiłej odpowiedzi, jak to ją kocha i takie tam, więc można powiedzieć, poważnie zaskoczyły ją słowa czarnowłosego.
    - Pomyślałem, że… - mocniej objął dziewczynę, napawając się jej zapachem, a następnie znów poluzował uścisk – że dobrze będzie w ten sposób zakończyć nasz rozdział. W końcu być może, niedługo rozpocznę kolejny, z Ino – wyszeptał jej wprost do ucha, obniżając tony głosu najbardziej, jak mógł. Inata nie odezwała się, pozwalając mu się prowadzić. Źrenice jej oczu rozszerzyły się, a chwilę później powieki opadły. Jedyne, co w tym momencie była w stanie wykrztusić, to ciche i wewnętrznie zawiedzione:
    - Powodzenia – nie miała pojęcia, że słowa Uchihy ją tak zabolą. Przecież kilka dni temu jeszcze, mówił, że mnie kocha! Naprawdę mu się odwidziało?, pomyślała, zawzięcie próbując przejrzeć myśli swojego partnera. Jednak szybko porzuciła tę czynność, bo jedyne, co słyszała w jego głowie to: koniec z Inatą, początek z Ino, koniec z Inatą, początek z Ino… Chwilę później podziękowała mu i odeszła do stolika, nie rozmawiając z nikim, kto ją zaczepił. Czy ten zawód pokazał jej właśnie, że… że postępowała źle? Miała dowody, już mu przecież wybaczyła, a mimo to, trzymała go na dystans. Naprawdę się zniechęcił? Myśli zalewały jej umysł, więc wyszła na taras. Przy świetle gwiazd pozwoliła, by samotna łza opuściła kącik jej oka i spłynęła po policzku. Była sobie przecież winna. A zresztą, zachowywała się jak dzieciak, albo lepiej, jak pies ogrodnika. Sama go nie chciała, a teraz miałaby mu bronić szczęścia z kimś innym? Telenowela. Po prostu telenowela.

            Uzumaki nie mogła wiedzieć, że to wszystko było ukartowane. Niemniej jednak na najbliższe kilka dni pozostanie w tej słodkiej niewiedzy.

***
*
***

            - Sasuke? – blondyn siedział na kolanach swojego chłopaka, w głębi parku, który otaczał rezydencję Hyuugi. Znaleźli sobie ustronne miejsce, by pobyć sam na sam i nacieszyć się sobą.
    - Hmm? – Mruknął przygryzając jego ucho. Miał ochotę na coś więcej niż całowanie, z pewnością.
    - Kochasz  mnie? – Zapytał, wzdychając lekko. Czuł, jak dostaje gęsiej skórki na skutek poczynań Drania.
    - A co za pytanie? Jasne, że tak – odparł, zjeżdżając ustami na szyję blondyna, który na ten gest poruszył się niekontrolowanie, ocierając się jednocześnie kroczem o krocze bruneta. – Kusisz – sapnął, gładząc kciukami jego biodra.
    - Przyrzeknij mi, że już zawsze będziemy razem – Uchiha, zdziwiony zachowaniem swojego Młotka, przytaknął, po czym pocałował go. Z początku delikatnie, by w końcowej fazie położyć go na wilgotnej od rosy trawie i wślizgnąć się językiem do wnętrza jego ust. Zawisł nad nim, kolano lokując między jego nogami, a dłonie podtrzymując nad głową kochanka.
    - Obiecuję, że już zawsze będziemy razem. Zawsze, kochanie – powrócił do poprzedniej czynności, zatapiając się we wspomnieniach. Kochał go, jednak nie miał wcześniej pojęcia, że kryje się w nim tyle różnych postaci. Przypomniał sobie ich seks, przed którym Naruto nastraszył go niby swoją śmiercią. Był wtedy taki prowokujący, a teraz… teraz zdawał się być słodkim i rozkojarzonym. Tak, jakby czegoś się spodziewał. Zaprzestał więc pocałunku i zatapiając się w lazurze, ledwo widocznym przez wszechobecną ciemność, dodał: - Ja zawsze będę dla ciebie, będę czekał. Nie pozwolę, by coś nas rozdzieliło. Kocham cię, zapamiętaj to, Usuratonkachi* - musnął ustami jego nosek, po czym podniósł się i podał rękę blondynowi. – Czas wracać, dokończymy w domu. Skąd mógł wiedzieć, że się myli?

*Nie dbam teraz o to, czy ktoś się doczepi do tego Usuratonkachiego, czy nie. Jest mi potrzebny na przyszłość i tyle.


To by było na tyle w kwestii dzisiejszego partu. Powiem tak – możecie uważać to za kolejny zapychacz, szczerze o to nie dbam. Może i takim jest, ale musicie mieć na względzie to, że napoczęłam wiele wątków, które muszę doprowadzić do końca. Nim je wszystkie ogarnę, muszę kończyć rozdział. Wielu z nich nie mogę ominąć, a zresztą – później będziecie pisać, że o czymś rzekomo zapomniałam, a wcale tak nie jest.

Słówko do ColdLady – wiem, o co Ci chodzi, niemniej jednak ja nie nazwałam tego opowiadania SasuNaru. Po prostu, główne wątki to SN, ItaIna, KakaIru. Powiem więcej – sama dostrzegam, że SN jest mało ostatnio, ale to dlatego, że mam wiele wątków do opisania. Zresztą, jest go teraz mniej, a raczej było (niedługo to się zmieni), bym mogła ogarnąć wszystko inne i znów wrócić do SN. I nie jest tak, że samo SN jest głównym wątkiem, bo musisz do niego dodać II i KI. ;)
Z początku planowałam tak jak jest i musisz mi wybaczyć, ale będę przeplatać te paringi. Przyjmijmy, że to nie SasuNaru,  a perypetie miłosne całej Konohy. Tak chyba będzie lepiej ;)

Rozdział nie sprawdzany, dodany na świeżo. I… kurwa, wypalam się, jeśli chodzi o „Powroty”, co widzę, Wy też zauważyliście. Piszę jednak dla siebie, ale Wasze opinie przyjmuję do siebie i przepraszam za wszelkie niedogodności.

Dziękuję za wszystkie komentarze, te przychylne jak i te nieprzychylne. Wszystkie utwierdzają mnie w przekonaniu, że wszystko jest tak, jak chciałam. Bo powiem Wam szczerze, że spodziewałam się i zachwytu z Waszej strony, jak i krytyki. Ok, to ja się żegnam, być może do za tydzień. Ciao!

niedziela, 16 lutego 2014

"Zatracić się ostatni raz" - Jedynka


         Tytuł: Zatracić się ostatni raz
         Długość: Z założenia krótkie opowiadanie
         Rozdział: 1/kilka?
         Paring: SasuNaru
         Uwagi: *Nazwy ulic wymyślone, aby wszystko pozostało fikcyjne. Nie polecam czytać przy jedzeniu.

         ****

         NIEBIESKOOKI blondyn przemykał uliczkami Nowego Jorku w sobie tylko znanym celu. Ubrany na czarno, sportowo, na uszach stereofoniczne słuchawki, a w nich czysty hip-hop/rap. Unikał, ile mógł ludzi, miejskiego szmeru czy hałasu, który sprawiał, że człowiek sam się w sobie gubił. Omijał nieznanych osobników – kto by spamiętał te miliony różnorodnych twarzy? Jakaś kobieta z dzieckiem wpadła na niego i wykazując się niemal zapomnianym ludzkości instynktem, przeprosiła, lecz tego nie usłyszał. Gnał przed siebie, kiwając głową w rytm muzyki.  Czas go naglił. Jeszcze chwila,  jego ciało zacznie w pełni odczuwać brak substancji, dzięki której mógł normalnie funkcjonować. Kierował się w jedno miejsce, raj dla takich jak on – wyrzutków. Gdy poczuł pierwsze drżenie mięśni, puścił się biegiem do centrum. Jeszcze mniej więcej dziesięć minut, a nie będzie zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Wybiegając z Buldingstreet, skręcił w prawo. Już z daleka rozpoznał „honorowego przyjaciela”, który na jego widok uśmiechnął się drwiąco.
    - Nadal w tym siedzisz? – Zapytał, sięgając do kieszeni.
    - A czy kiedykolwiek mówiłem, że z tym skończę? – Zadrwił, wyciągając plik banknotów. – Pół.
    - Nie próżnujesz – czerwonowłosy zaśmiał się, po czym rozglądając się na boki, jedną ręką przyjął pieniądze, drugą dłonią wsuwając mu w kieszeń nabytek.
         Blondyn, nie zważając już na mężczyznę, rzucił się gorączkowo w kierunku jednego z opuszczonych dworców. Zostały mu dwie minuty. Tylko tyle dzieliło go od piekła. Mijając kolejne filary i zniszczone ławki, pomyślał, że nie zdąży. Nie uda mu się. Gdy dopadł do jednej z męskich łazienek, zostało mu jakieś półtorej minuty. Wchodząc, miał niemiły widok na stare, popękane , obwieszone i zakrwawione umywalki i… trupa pod jedną z nich.
         Był nim jeden z jego dawnych kumpli od haszu, Iruka Umino. Ubrany w poobdzierane jeansy sprzed dziesięciu lat, starą, zbutwiałą koszulkę, niegdyś białą z czarnym napisem DEPRESJA TO GŁUPOTA i znoszone adidasy, leżał wyciągnięty z wyprostowaną prawą ręką, ne której zaciśnięty był pas powyżej zgięcia łokcia. Brudna, z pewnością zainfekowana strzykawka wbita została w główną żyłę, między setkami nieestetycznie wyglądających strupów. Niedaleko mężczyzny leżał sprzęt – zapalniczka, na wpół wyciśnięta cytryna i metalowa łyżka.
         Niebieskooki zatrzymał się na chwilę, budząc w sobie ostatnie ludzkie odruchy i podchodząc do nieżywego niepewnie, przyklęknął. Wyciągnął dłoń i patrząc w innym kierunku, zasunął zimne powieki na czekoladowe tęczówki bruneta. Tak bardzo chciał żałować byłego nauczyciela lub mu współczuć, lecz nie mógł . Doskonale zdawał sobie sprawę, że takich jak on się nie żałuje, bo oni w pełni świadomie wpakowywali się w to bagno. Właśnie, bagno.

         CHŁOPAK pozbierał się z kucek zabierając cytrynę Umino i wpadł do środkowej kabiny. Obrzydziła go muszla klozetowa, jaką tam znalazł. Osoby, które z niej korzystały, nie do końca trafiały ekskrementami w otwór do tego przeznaczony. W całej toalecie śmierdziało rzygami, odchodami, spermą, a nade wszystko, krwią, która weszła w kontakt z wodą. Nie zważał jednak na bród, smród i inne niedogodności w postaci pełzających karaluchów, pleśni czy innych insektów, a nawet kawałków skóry leżących na spleśniałych kafelkach. Nie to się teraz liczyło. Z drżeniem wyjął z wewnętrznej kieszeni łyżkę i strzykawkę opakowaną foliówką. Wyciągnął metalowy sztuciec i z szybkim biciem serca wydusił nań kilka kropel soku z kwaśnego owocu, po czym odpalił zapalniczkę. Z niecierpliwością zaczął podgrzać metal. Po chwili, z lekką komplikacją odmierzył na noszonym ze sobą nożu mniej więcej ćwiartkę, którą dosypał do dość ciepłego już soku.  Zostało mu pół minuty. Przyłożył igłę do kondensującego „wywaru”, napełnił ją jednym szybkim ruchem.
         Jeszcze tylko piętnaście sekund. Podciągnął rękaw bluzy i porzucając sztuciec, pognał w stronę martwego Iruki.  Z trudem  zdjął z jego przedramienia skórzany pas i założył na swoje. Już wiedział, że nie zdąży.
         Siedem sekund. Nie mógł znaleźć głównej żyły przez zamglone strachem oczy. Nie chciał znowu odczuwać tego bólu. Z przerażeniem szukał miejsca, w które mógłby się wbić.
Trzy sekundy – drżącą ręką wbił się w skórę. Nie trafił.
         Dwie sekundy – igła przebiła główną aortę.
         Jedna sekunda – bez tchu zaaplikował sobie narkotyk.
         Strzał.

         NARUTO Uzumaki pochodził z bogatej rodziny, miał kochającą rodzinę, wspaniałego brata Jotę, oddanego psa Akamaru i sympatyczną służbę. W szkole nie miał problemów z nauką, miłości nie szukał. Jeśli chodzi o przyjaciół… no cóż, miał ich kilku. Jednym z nich był Sasuke Uchiha, przystojny i zdystansowany Japończyk, z nienaganną prezencją i koneksjami. Blondynowi w czarnookim podobało się kompletnie wszystko – niemal przezroczysta skóra, taka seksownie wampirza, granatowoczarne oczy, głębokie niczym bezdenne studnie, długie, smukłe palce, wypielęgnowane , umięśnione ciało, no i… całkiem dorodne przyrodzenie. Tak, Naruto Uzumaki, syn amerykańskiego biznesmena, Minato Namikaze, właściciela największej na świecie rafinerii ropy naftowej i Kushiny Uzumaki, utalentowanej piosenkarki, zdobywczyni ponad dwustu nagród muzycznych, był gejem i to było bezpośrednim powodem, dla którego od dwóch lat zażywał heroinę.
         PIERWSZY raz wciągnął na imprezie Uchihy, zaraz po tym, jak brunet go odrzucił, brzydząc się nim. Drugi raz zaaplikował sobie narkotyk również przez nos, gdy Sasuke wrzucił do sieci ich rozmowę, podczas której wyznał mu swoje uczucia. Trzeci raz naładował się właśnie z Iruką, z którym wcześniej niejednokrotnie palił marihuanę, lub hasz, tak dla sportu. Z każdym razem upewniał się,  że heroina jest ratunkiem, pozwala zapomnieć o przeszłości, jest odskocznią od problemów. Z czasem jednak stwierdził, że to ona stała się problemem, gdy bez niej nie mógł przeżyć w spokoju jednej doby.
         Rodzice, błogo nieświadomi o kłopotach syna, nie tylko nie mieli o niczym pojęcia. Oni po prostu nie mogli wiedzieć. Naruto był typem osoby, która nie obarczała problemami najbliższych. Za nic nie chciałby ich zmartwić, to też nikt, poza „kolegami z kręgu”, nie wiedział o jego nieszczęśliwym uczuciu i narkotyzowaniu się. Tak było łatwiej.
         Uzumaki zaliczył wszystkie fazy: od wąchania, wciągania, zlizywania czy połykania, po wstrzykiwanie. W swoim dziewiętnastoletnim życiu zażywał takie środki, o których co druga pielęgniarka w NY nie miała nawet pojęcia. Przechodził przez relanium, haszysz, kodeinę, opium, „białko” i wiele innych, aż po herę. Nie widział sensu swojego dalszego istnienia. Każdej nocy budził się z krzykiem, by nad ranem przeczytać o kolejnej ofierze narkotyków. Minato zawsze powtarzał przy śniadaniu: „Patrz, Kushina, jeszcze jeden. Jak dobrze, że nasz Naruto jest od tego wolny.” Potem kładł dłoń na roziskrzonej i niesfornej głowie syna. Nie wiedział, jak bardzo się myli, a młody dziedzic nie wyprowadzał go z błędu. Bo i po co?

         Obudził się,  raczej ocknął, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Westchnął i starł z siebie pozostałości niezidentyfikowanej substancji, a potem przeszukał kieszenie. Tak jak myślał – działka, wraz z telefonem i słuchawkami, zniknęła. Jak miał to tym razem wyjaśnić matce? Powoli kończyły mu się wymówki. Wstał, otrzepał ubranie i wyszedł z kabiny. Ciała Iruki nie było, poczuł podskok adrenaliny. Istniały dwa wyjścia – albo trupa bruneta od początku tu nie było, albo zwinęła je psiarnia. A jeśli to drugie, to miał ogromne szczęście, że go nie znaleźli. Wychodząc na ulicę, westchnął kolejny raz. Podniósł głowę i spojrzał na zachodzące ciało niebieskie. Ruszył przed siebie, a w głowie kłębiło mu się tysiąc myśli. Musiał znaleźć jakiś hipermarket i kupić nowe słuchawki i telefon. Jak zwykle był na takie sytuacje przygotowany, bo dotąd kryjówka na złotą kartę ojca nie zawiodła. Wszedł gdzieś w samotny zaułek i podwinął delikatnie bluzę ku górze, po czym wsunął dłoń pod materiał spodni. Palcami wyczuł wewnętrzną kieszeń, z której wyjął plastykowy przedmiot. Z lekkim uśmiechem ruszył w stronę „Akatsuki”, czynnego całą dobę.
         Blondyn wybrał już telefon, łudząco podobny do tego, którego mu skradziono, pozostały słuchawki. Co prawda, znalazł ten sam model, co posiadał wcześniej, ale był z niego do końca zadowolony. Dlatego też zastanawiał się nad podobnym modelem marki Sony, droższym jedynie o dziesięć dolarów. Już miał odchodzić od stoiska ze sprzętem muzycznym, gdy zauważył kilka metrów od siebie paczkę Uchihy. Bez namysłu zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie. Prawdę powiedziawszy był zaskoczony jej tokiem. Ukryty za wielkim regałem z płytami, słuchawkami, magnetofonami czy innymi sprzętami, spijał każde słowo.
    - Oro, co się dzieje z Sasuke-kun? – Rozpoznał natarczywy, trochę przemądrzały głos Kabuto, człowieka którego nienawidził od początku.
    - Nie wiem. Myśślę, że SSSassuke przeszedł na inny poziom – odszepnął konspiracyjnie człowiek podobny do węza. Nawet ton jego głosu wydawał się być oślizgłym, jakkolwiek śmiesznie to brzmi.
    - Inny poziom? – Trzeci, nieznany mu falset, należał do blondyna z długimi włosami i grzywką na lewym oku.
    - Hera, Dei, hera – chrapliwy dźwięk wydobywający się z gardła dziwnie pozszywanego typka sprawiał wrażenie złośliwego. Naruto, słysząc te słowa, zastygł w bezruchu. Sasuke? Nie, to niemożliwe! Słuchał dalej, chcąc mieć pełniejszy obraz na sytuację. Ponownie odezwał się Orochimaru.
    - Nie zauważyliście?
    - Czego? – Zapytał Deidara, sięgając po puszkę piwa.
    - Rozszerzone źrenice, podkrążone oczy, spadek formy – wyliczał no Sannin, sięgając po dwie paczki fajek. Uzumaki, zdenerwowany tymi wieściami, wycofał się do wnętrza sklepu, a potem skierował się w kierunku kasy. Czyżby Uchiha zaczął brać? Ale to do niego niepodobne… I raczej nie miałby powodu. Zdołowała go ta informacja, choć już dawno przestał się łudzić, co do czarnowłosego.

         W domu pojawił się krótko przed dwudziestą. Wiadomo, że narkotyki spowalniają czas reakcji, więc omal nie wpadł pod samochód, spóźnił się na autobus i w zwolnionym tempie wrócił piechotą do domu. Nie rozmawiając z nikim zamknął się w pokoju. Nie zważał  na zapach, który go otaczał, bo doskonale wiedział, że do najpiękniejszych nie należał. Rozejrzał się po pokoju, po czym odrzucił świeżo zakupiony sprzęt na blat biurka. Przetarł zmęczone oczy i rzucił się na łóżko. Kładąc się na plecach, zaczął analizować rozmowę, którą podsłuchał pod kątem wiarygodności. W końcu plotka plotkę nakręca, więc to, o czym mówił Orochimaru, mogło być tylko jego przypuszczeniem.
         Naruto skłaniał się raczej ku tej wersji, bo jakkolwiek nie spojrzeć, Sasuke Uchiha nie należał do osób słabych, a szczególnie skłonnych do takich rzeczy. No, ale…
  - Ale ja też na takiego nie wyglądałem… - westchnął, przypominając sobie wygląd chłopaka, jego zachowanie, sposób bycia, a także swoją porażkę życiową. Z każdą minutą rozmyślań utwierdzał się w przekonaniu, że wersja no Sannina nie jest możliwa. Każdy, kto zna czarnookiego bruneta, doszedłby do tych samych konkluzji. Pozostaje jeszcze jedna wątpliwość – a co, jeśli Uzumaki tak naprawdę nie miał pojęcia, jaki jest dziedzic Fugaku? Tak czy inaczej, prędzej lub później, pojawi się na skłocie, jak każdy, kto zaczyna z tym gównem. Szkoda tyko, by taki ktoś jak on się zmarnował. Niezbyt usatysfakcjonowany wysuniętymi wnioskami, zasnął, by za kilka godzin, na skutek koszmarów, obudzić się jeszcze bardziej zmęczonym.

         Gdzieś na ulicach Nowego Jorku rozległ się huk. Strzał. Czarnooki mężczyzna o włosach dorównujących kolorem onyksowi, bez wyrazu patrzył na powiększającą się plamę szkarłatnej krwi. Blada twarz mieniąca się potem w blasku księżyca, wyglądała nad wyraz groźnie. Chłopak ubrany w całości na czarno wyjął z bocznej  kieszeni płaszcza idealnie płaski telefon i odbierając przychodzące połączenie, przyłożył smartphone do ucha.
    - Hn.
    - Pizzar 14, szafka 3B. Pospiesz się, zaraz zjadą się gliny – urządzenie wsunięte w kieszeń, przyspieszony puls, bieg w kierunku znanym tylko jemu. Kto by pomyślał, że za parę godzin spotka się właśnie z nim? Z chłopakiem, któremu bał się okazać uczucie?

         Naruto, zaskoczony dzisiejszym snem, po szybkim prysznicu i wysuszeniu głowy, wyszedł z mieszkania, starając się nikogo nie obudzić, a w szczególności Akamaru. Gdyby ten kudłacz się zbudził, raczej nie udałoby mu się wyjść z domu niezauważonym. Wkładając słuchawki na głowę i włączając którąś piosenkę z playlisty, przeszedł przez bramę. Przemierzył szybkim krokiem kilka metrów i chowając się za budynkiem jakiejś bogatej kamienicy, wyjął z kieszeni spodni paczkę Routy’ów.  Zaciągając się dymem z zapalonego papierosa, spojrzał na zegarek. 8:07, sobota, 1 czerwca 2013. Słońce już od paru godzin rządziło na nieboskłonie, dając mu tym samym odrobinę ciepła. Kończąc fajkę, wyrzucił peta parę centymetrów przed siebie i zagasił go butem. Następnie, wcześniej schowawszy szlugi do kieszeni, puścił się biegiem uliczką, a następnie alejką parku, niedaleko którego jego rodzice niedawno kupili willę. Biegnąc spokojnym tempem, omijał znane sobie drzewa, kwiaty, ławki czy inne ewenementy natury ożywionej jak i nieożywionej. Wymijał ludzi, których wyrazy twarzy dalekie były od szczęśliwych. Ci odważni, którzy nie zginęli pod natłokiem codzienności życia, zdążali właśnie do pracy, na zakupy czy w inne miejsca, które z pewnością nie były tymi, które mieli ochotę odwiedzić. Kiedyś Uzumaki był dobrym obserwatorem. Dawniej intuicyjnie wyczytywał emocje targające otaczającymi go śmiertelnikami czy ich nastroje. Teraz, gdy sam zagubił się pośród przytłaczających realiów istnienia, stał się obojętny na wszystko, poza sobą. Oto do czego doprowadza złamane serce, a bardziej – upokorzenie.

         Jeszcze jakieś dwa i pół roku temu, przed poznaniem Sasuke Uchihy, Naruto był pogodnym chłopakiem z milionami marzeń, planów, a przede wszystkim z rosnącym szacunkiem wśród rówieśników. Blondyn zyskał przychylność całej bandy osób, tylko swoim charakterem. Jako człowiek-pozytywista, wiecznie uśmiechnięty, dobry, pomocny i mądry, zdawał się być nieocenionym przyjacielem, a jako guru mody, wspaniałym doradcą. W życiu niebieskookiego wszystko układało się świetnie, dziewczyny do niego lgnęły, jak zresztą i chłopacy. Z tym, że Uzumaki trzymał wszystkich na dystans, jednocześnie dając im z siebie to, co miał najlepsze. Trudno więc nie zakochać się, a przynajmniej nie zadurzyć w kimś takim. Tym bardziej, że opalona skóra, słoneczne włosy, wspomniane oczy o kolorze wzburzonego morza i słodkie, lisie blizny na policzkach, nadawały mu uroku, jak i swego rodzaju cenionej świeżości.
         Niemniej jednak wiele rzeczy uległo zmianie, tuż po tym, jak zaczął naukę w jednym w nowojorskich college’ów.  Inne otoczenie co prawda nie wpłynęło na chłopaka negatywnie, gdyż od zawsze nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów, lecz ludzie, których poznał, już tak. Do paczki znajomych ze szkoły, do której niegdyś uczęszczał, należał nie tylko idealny Japończyk, ale i zakochana w nim Karin, czerwonowłosa wiedźma z okularami, nosząca co prawda, takie same nazwisko, co blondyn, lecz pokrewieństwo między nimi było tak znikome, że prawie go nie było. Oprócz niej, był jeszcze Jugo, chłopak o pomarańczowych włosach i dziwnej skłonności do fruwających ptaszków, jak i blady koleś, o filetowych oczach i o wielkiej potrzebie nawadniania się co godzinę, Suigetsu. Jak to się stało, że Uzumaki wkręcił się w to towarzystwo? Przede wszystkim wpływ miały koneksje ojca, jak i wspólna cecha – popularność. Wiele osób znało naszego głównego bohatera z High School, dlatego też tutaj blondyn był lubiany. Nawet bardzo. Wspomniany Sasuke, nie mogąc znieść konkurenta, w krótkim czasie nawiązał z nim znajomość, nie zauważając jednocześnie maślanego spojrzenia oceanicznych tęczówek. I choć z początku relacje między głównymi członkami paczki były napięte i raczej wyimaginowane, Naruto szybko zyskał akceptację, jak i prawdziwą przyjaźń Uchihy. Co prawda, obaj różnili się jak ogień i woda - jeden pogodny, sympatyczny, drugi – przystojny, acz odpychający swoim zimnem, lecz każdy z nich miał rzeszę fanek. Z tym, że brunet z niej korzystał, a blondyn, jedynie się przyglądał. W końcu jego serce należało już do pewnego dumnego typka.
         Aktywność czarnookiego w randkach jedynie go zasmucała. Jak już wspomniałam, na zmianę charakteru chłopaka miało wpływ odrzucenie go przez Sasuke. Ale nie myślcie sobie, że Uzumaki był typem beksy-lali, miękkiego osobnika ze skłonnościami samobójczymi, nie. Niebieskooki uchodził za człowieka, którego trudno zdenerwować, bądź zranić. Zawsze uśmiechnięty, znikome obelgi czy przytyki, przyjmował z wielkim bananem na ustach, często też ripostował tak, że „atakującemu” odechciewało się jakiejkolwiek głupiej gadki. Niemniej jednak sposób, w jaki został odrzucony, stłamsił podwaliny egzystencji tego optymisty.
         Uchiha nie zadowolił się zwykłym „nie”, ani wrzuceniem wspomnianego filmiku na facebook’a. Tak naprawdę brunet dopuścił się wielu innych czynów. Krótko po imprezie, na której Naruto wyznał mu swoje uczucia, prosząc jednocześnie o dyskrecję, umówił się z nim. Na „randce” przepraszał za swoje zachowanie, przytulał chłopaka, obiecywał cuda niewidy, kręcąc następny film. Możecie się domyślić, jak przyjął to główny bohater. Ból odrzucenia, zawodząca nadzieja, podwójne upokorzenie… Chłopak, co dla wielu mogło wydawać się niemożliwym, stracił wiarę w siebie, w życie, a nade wszystko – w miłość, głoszoną tak zaciekle przez jej popleczników i wyznawców. Tak, nie mylicie się, dobrze przeczytaliście. Załamany, choć to do niego niepodobne, zaczął postrzegać miłość, jako coś nierealnego, jak Bóg czy inne takie bzdety. Jak coś nieziemskiego, czego nie można doświadczyć, poczuć, poznać. Coś, czego nie można „posiadać”, a można jedynie w to wierzyć.
         Sytuację pogorszyła ostatnia akcja Uchihy, nie licząc wcześniejszych wyzwisk, anonimowych listów, czy wiadomości z załącznikami do gejowskiego porno. Otóż dziedzic firmy produkującej samochody zaczął nasyłać „przyjaciół” na Jotę,  chcąc go zastraszyć. Dopiero ten czynnik rozłożył psychikę najstarszego potomka Namikaze na części pierwsze. Nie wyjaśniając nic rodzicom, zażądał od nich przeniesienia trzynastolatka do innej szkoły, jak zresztą i jego samego. Przeprowadzka na drugi koniec miasta w pewnym sensie pomogła, pozwalając blondynowi ustabilizować myśli i nie zwariować do końca.

         Biegł, głęboko oddychając przez nos. Czuł, jak mięśnie powoli się rozluźniają, choć i zaczął odczuwać malutkie braki. No tak, zwykle władowywał sobie działkę zawsze z rana, choć tak naprawdę nie musiał. Ot, zwykłe przyzwyczajenie.  Przemierzył już większość parku, gdy nagle zobaczył ją. Niebieskooką dziewczynkę, drobną, malutką, ubraną w letnią sukieneczkę i pomarańczowe, płaskie sandałki. Wzorzysty, a raczej kwiatowy materiał ubrania jaśniał w słońcu i podkreślał urodę słodkiego aniołka. Chłopak raptownie przystanął i zaczął ją obserwować. Jej niezdarne jeszcze ruchy, prędkość biegu, gdy uciekała przed małym szczeniaczkiem rasy Chow-chow, wesoły śmiech, przypominały mu jego samego. I pomyśleć, że kiedyś był takim beztroskim dziecięciem, otoczonym troską i miłością rodziców. Opuścił wzrok, by go za chwilę podnieść i patrząc na małą, zatopić się we wspomnieniach. Wydawało się, że czas się zatrzymał. Przypomniał sobie Tokio i podobne zabawy w parku Ueno, wraz z Akemaru, ojcem Akamaru i tatą. Jakie to wszystko teraz wydaje się naiwne i nierealne. Blondyn niemal współczuł dziewczynce, która nie wiedziała, co ją czeka za jakiś czas. Blondyneczka się rozczaruje i to nie raz, a szkoda.
         Pokręcił głową, odrzucając te myśli i ponowił bieg, choć teraz raczej trucht. Ktoś mógłby pomyśleć, że wystraszył się złowrogiego spojrzenia brązowowłosego mężczyzny, z pewnością ojca dziecka, który zapewne miał go za jakiegoś pedofila, zainteresowanego jego córeczką. Jednak to nie było prawdą. Uzumaki uzmysłowił sobie, że bez sensu tak stać, gdy można być gdzie indziej.  Po co się tłumaczyć nabzdyczonemu brunetowi, skoro on już wyraził swój osąd w słowach, których Naruto nie słyszał? Bez sensu. Cokolwiek zrobi, cokolwiek powie, to i tak nie zmieni zdania tego człowieka. Tak działał ten świat, po prostu.
         Mijane w biegu drzewo wiśni, rzadko spotykanej w tym mieście, przypomniało mu pewną scenkę, pewne zdanie wypowiedziane wąskimi, delikatnie zaróżowionymi ustami chłopaka, którego miał wątpliwą przyjemność pokochać. Może się okazać, że nie jestem taki, jak myślisz, że nie jestem… tym, za kogo mnie uważacie. Mógłby katować się wspomnieniem dziwnie poruszonej twarzy czarnookiego, która wyrażała paletę nieodgadnionych uczuć w momencie, gdy Uchiha wypowiadał tę uwagę, jednak starał się do tego nie dopuścić. Nieważnym było, jak wyglądał Sasuke w tamtej chwili, ważne, co wtedy powiedział. Naruto wielokrotnie próbował znaleźć w tej wskazówce inną logikę, aczkolwiek nie mógł dopasować sensu tego zdania do ani jednej chwili z życia nowojorskiego Księcia. Idealny, prowadził żywot taki, jak chciał. Robił to, na co miał ochotę, z kim miał ochotę, a nade wszystko niszczył tego, na kogo przyszedł kaprys. Tak, to Naruto odczuł sam na sobie, najboleśniej.

         Od zakrętu, za którym mieścił się stary, ceniony przez narkomanów i dziwki skłot, dzieliło go kilka metrów. Spokojna, wyjątkowo melodyczna piosenka Eminema dźwięczała w słuchawkach, gdy przechodził obok opuszczonego i zaniedbanego sklepu monopolowego. Rząd nieestetycznie wyglądających budynków nadawał temu miejscu aurę charakterystyczną dla miejskiej biedoty. Nikt nie przypuszczał, że za ostatnim „domem”, obdartym z farb i pomazanym sprejami różnych kolorów, może znajdować się pozostawione samo sobie, przedwojenne muzeum, przekształcone teraz na swego rodzaju nieekskluzywny burdel, darmową noclegownię czy melinę.  Chłopak zbliżał się do niego, idąc zasyfioną uliczką. Gdy skręcił, zauważył w oddali różowowłosą dziewczynę stojącą przy jednym ze zniszczonych filarów. Wolnym krokiem podążył ku niej, zastanawiając się, czemu stoi tak samotnie, a nie wśród napalonych Kasztanów. Stając kilka metrów przed nią, zauważył świeże siniaki i łzy na zapadniętych policzkach.
    - Znowu? - Spytał, choć nie interesował się zbytnio jej losem. Profesja dziwki niosła za sobą spore niebezpieczeństwo. Przyciszył muzykę, by mimo wszystko słyszeć jej słowa. Przyciszony i lekko chrapliwy głos, zmieniony pod wpływem wielogodzinnego płaczu, był mniej irytujący, niż zwykle.
    - Gorzej – podchwycił spojrzenie matowych, pistacjowych tęczówek i zaraz ogarnął wszystko.
    - Idź do Zabuzy, zrobi to bezboleśnie – stwierdził bez ogródek, odwracając wzrok.
   - Ale ja nie chcę umierać, Naruto! - Narkomanka załkała głośno. Jaka ona naiwna, pomyślał blondyn, obserwując fasady walącego się muzeum.
    - To trzeba było nie rżnąć się bez zabezpieczenia – warknął, zaciskając pięści. Że też kurwa musiał ją spotkać. Co miał jej niby powiedzieć? Że będzie dobrze? No kurwa, jak może być dobrze, gdy ma się AIDS’a? No jak? Blondyn opuścił powieki i westchnął dwa razy głęboko. Choć próbował wyzbyć się swojego prawdziwego ja wielokrotnie, nigdy mu się to do końca nie udało. - Masz – wyjął z kieszeni plik banknotów i wcisnął je w kościste ręce zielonookiej.
    - Po co.... - podniosła wzrok i na nowo wybuchnęła płaczem.
    - Zabaw się, a potem... idź do Momochi’ego. Za kwotę, która powinna Ci zostać, odpali Ci porządny pogrzeb. Tylko... nie śpij już z nikim – mówiąc to, nie patrzył na nią. Nie dlatego że nie chciał, on po prostu nie mógł. Skołtunione, brudne włosy prostytutki, jej anemiczne, pozbawione powabu ciało, poobijane kończyny, zżółknięta, niezdrowo wyglądająca skóra, podarte ubranie, a nade wszystko wiedza  na temat jej zajęcia, odpychały go. Do tego stopnia, że siłą powstrzymywał się od zwymiotowania. Sytuacji nie poprawiała bolesna świadomość tego, że gdyby nie ojciec i jego kasa, zapewne skończyłby tak samo, albo gorzej.
    - Łatwiej... złoty strzał... i tyle... rodzice nie wiedzą... - różowowłosa zaczęła bełkotać, przerażona tym, co stanie się z nią za parę godzin.
- Sakura – ostre nuty w głosie chłopaka sprawiły, że zamilkła. - Nie po to dałem Ci tyle forsy, byś zdechła jak pies pod płotem. Załatw wszystko, co musisz, a przede wszystkim, porozmawiaj z rodziną. Pożegnaj się – po jego słowach zapadła dłuższa cisza, przerywana jedynie szmerem przejeżdżających samochodów.
    - Ok – pokiwała głową na znak, że przyjęła jego prośbę, po czym nie odwracając się już w jego stronę, zaczęła wolno kuśtykać w kierunku, z którego przyszedł. Niebieskooki obserwował jej poczynania, czując dziwny uścisk w brzuchu. Gdyby nie jego orientacja... gdyby był dawnym sobą, gdyby zetknęli się w innych okolicznościach... z pewnością mógłby ją pokochać. Kusa, czerwona, skórzana miniówka opinała jej lekko wypukłą pupę, poszarpane czarne rajstopy podkreślały smukłość nóg, a znoszona bluzka niegdyś w kolorze intensywnej pomarańczy, ukazywała więcej niż powinna. Dziewczyna kulejąc na lewą nogę, stąpając w wysokich, popękanych szpilkach, zatrzymała się przy zakręcie. Uzumaki z tej odległości nadal rozpoznawał czerwone, szkarłatne ślady na jej ubraniu jak i tyle głowy. Haruno odrzuciła długie włosy i spojrzała w kierunku wybawiciela. Czas jakby znów się zatrzymał, a Naruto, zamiast widzieć pobitą i posiniaczoną twarz koleżanki, zdawał się dostrzegać jej rysy takie, jakimi były, gdy ją pierwszy raz zobaczył. Smutny uśmiech, jakim go obdarzyła na pożegnanie, przypomniał mu jej cichy śmiech, który słyszał jeszcze jakieś trzy miesiące temu. Wiatr zakołysał różowymi kosmykami, blondwłosa głowa uchyliła się w geście szacunku a krucha postać narkomanki zniknęła za rogiem.

         Starając się zapomnieć o sytuacji sprzed chwili, wszedł do opuszczonego budynku. Przywitał go nie lada odór i sterty kawałków kartonu. Wielki hol, niegdyś piękny, dziś zaniedbany i zmelinowany, odrzucał swoim wyglądem. Poobdzierane i obtłuczone ściany, zwilgotniałe na skutek wieloletniego nieopalania budynku, walący się tynk, popękany sufit, łuszcząca się niegdyś zielona farba, poobsikiwana podłoga, w wielu miejscach dziwnie brunatna oraz wszechobecny syf, skłaniały go kiedyś do ucieczki. Teraz, przyzwyczajony nie tylko do takich widoków czy zapachów, śmiało podążył ku szerokim schodom po prawej stronie. Wchodząc na nie, usłyszał za sobą cichy, beztroski śmiech.
- I rozumiesz, ta suka zaraz zdechnie – rozpoznał głos niebieskookiej blondynki, rywalki Sakury, Ino. - Tak to jest, jak pierdoli się z kim popadnie i to bez gumki – westchnęła teatralnie, a Naruto się odwrócił. Zobaczył jej postać, w towarzystwie wiecznie naćpanego Neji’ego Hyuugi. Jego białe oczy napawały go odrazą. Kto by dawniej pomyślał, że chłopak wpadnie w nałóg do tego stopnia, że jego własne oczy oślepną i staną się blade, jakby nie posiadał tęczówek ani źrenic?
 - Dobrze jej tak. Nigdy nie lubiłem tej szmaty – zarechotał złośliwie ślepiec, wspierając się usilnie na ramieniu swojej niewiernej dziewczyny. Yamanaka zawtórowała mu tym samym, całując go w policzek. Para, zaaferowana sobą, nie zauważyła, że na skłocie był ktoś jeszcze. Niedowidzący brunet nie mógł dostrzec nachylonej postaci blondyna nad siedzącą na jego kroczu, Ino. Dopiero, gdy usłyszał słowa wypowiedziane młodymi ustami, przestał się śmiać.
    - I pomyśleć, że robisz z siebie świętoszkowatą, a sama kurwisz się ile wlezie i z kim tylko można. Na twoim miejscu, Neji, pierdoliłbym takiego lachociąga – Uzumaki zmył się tak szybko, jak tylko mógł, zostawiając zdenerwowaną kurewkę z jej partnerem. Sam nie wiedział, co go tknęło, by się odezwać, niemniej wiedział, że Sakurę do prostytucji skłoniła sytuacja rodzinna, a tą drugą... nimfomantyczna potrzeba. Przeskakując po dwa stopnie, w krótkim czasie znalazł się na trzecim piętrze budynku, najbardziej zanieczyszczonym, zaszczanym, zasranym i śmierdzącym. Co znajdowało się na tej kondygnacji? Kilka opuszczonych, zdezelowanych szafek byłych konserwatorów i ochroniarzy, jak i kilka stolików oraz kilka pustych maszyn z napojami. Naruto, rozglądając się, wybrał sobie jedną z dość solidnie wyglądających ławek i przycupnął na niej. Wyjął smartphone’a i spojrzał na zegarek. Jeszcze godzina, może półtorej, pomyślał, odpalając na nowo odtwarzacz na cały regulator. Nim jednak doszedł do dwudziestki, usłyszał dziwne trzaśnięcie za drzwiami malutkiej łazienki, kilka metrów od miejsca, w którym siedział. Z lekka zaaferowany, wyjął słuchawki z uszu i wstał. Wypuszczając je z dłoni tak, by zwisały na zamku od bluzy, podszedł trochę niepewnie do drzwi. Oglądając się dla pewności za siebie, chwycił klamkę i po naciśnięciu jej, pociągnął szybko. Nienaoliwione zawiasy zaskrzypiały głośno. To, co Naruto zarejestrował w następnej sekundzie, kompletnie go zdezorientowało. Na podłodze siedział nie kto inny, jak Sasuke Uchiha i z dziwnym zacięciem patrzył na stojącego chłopaka. Czarne bojówki, czarny podkoszulek jak i porzucona w kącie, granatowa bluza, tak bardzo znajoma. Pochmurna twarz byłego przyjaciela, wiele słów, a przede wszystkim uczuć, zamkniętych w jednym krótkim:
    - Uzumaki... - onyksowe tęczówki przysłoniły blade powieki, świat zawirował, świadomość odpłynęła.





         *****
         Miało być, jak pisałam dwa tygodnie temu, Wyrwane z Kontekstu. Ale kończąc to dzisiaj, postanowiłam nie uściślać niczego, a raczej wytworzyć może cztero-pięciorozdziałowe opowiadanie. Wiecie, pełne opisów, wspomnień, rozmów.

         Przepraszam, że nie odpisuję na komentarze, ale... jestem jakaś wypompowana. Niemniej:
- Shikamaru nie pomaga Nejiemu, Ino tak („Powroty...”)
- dziękuję za wszelkie komentarze pod miniaturką ostatnią. Za wszystkie słowa otuchy i wsparcia także. Co prawda nie chciałam, byście patrzyli na tą mini głównie przez pryzmat mojej osoby, ale i tak dzięki, że jesteście i mnie wspieracie.
- Jako, że wynik ankiety jest dość wyrównany, postanowiłam zmieniać paring w „Opiekunie” by każdy był zadowolony. Raz SN, raz NS.
- I Kaju Jelonku... Chcę tylko troszkę nawiązać do Twojej odpowiedzi na moją odpowiedź. Napisałaś, że dla Ciebie to dziwne, że Naruto łudził się co do Sasuke, że tyle czekał na jego zmianę. Co mogę powiedzieć... Zrobił to, co ja, czyli żył marzeniami złudzeniami i nadzieją. Złudną nadzieją. A dlaczego? Bo się zakochał, tak naprawdę. Innymi słowy, wiesz, że Naru był wzorowany na mnie. Dlaczego więc ja czekałam? Bo.. zawsze sobie mówiłam, że jak powiem do kogoś „kocham”, to dla tego wyjątkowego kogoś dużo zniosę. Co z tego, że podchodziło to pod granice absurdu? ;p . Aż w końcu coś, o czym nie napisałam w miniaturce, zmieniło mnie i moje nastawienie do tej reguły, a w sumie to do byłego chłopaka. I może źle zrobiłam, nie umieszczając tego w mini, bo wtedy szybciej byście zrozumieli, czemu Naruto w końcu się odważył odejść i dlaczego przyszło mu to stosunkowo tak łatwo.

- Jestem też zła na siebie, bo obiecywałam sobie, że mój blog nie będzie blogiem, na którym notki pojawiają się raz prawie na miesiąc. Jednak nic nie mogę poradzić, na to, że rozpoczęłam dorosłe życie, a co za tym idzie, na zainteresowania, hobby, mam o wiele mniej czasu.

         Liczę tylko na to, że jesteście i napiszecie mi, co myślicie o tej notce, bo jak dla mnie... wyszła słabo, choć od początku taki zarys opowiadania miałam w głowie.
         Pozdrawiam!