Opowiadanie:
Powroty, a co za tym idzie, postępy?
Rozdział: 26/?
Tytuł
rozdziału: Urodziny Yamanary – jak się
bawi Konoha?Perypetie.
Dzień:
27 września (sobota – niedziela?)
*****
Lawirował lekko
między stolikami, jak przystało na doświadczonego ninję. Materiał ciemnoszarego,
eleganckiego garnituru marszczył się przy każdym jego kroku. Mijając wspaniale
wyglądających mieszkańców i shinobich, oddychał ciężko. Gdyby nie sytuacja, w
której się znalazł, cieszyłby oczy wystrojonym ogrodem, jak i dekoracjami
przygotowanymi głównie przez Ino, co widać było już na pierwszy rzut oka.
Wszędzie, gdzie nie spojrzeć, wisiały białe lampki ozdobne, błyszczące w
odcieniach perły bądź onyksu, kuleczki, a gdzieniegdzie naręcza kwiatów –
głównie bladoróżowych orchidei. Z kolei stoliki pokrywały srebrne bądź złote,
połyskujące obrusy, a każdy z nich zdobił dopasowany, kwadratowy wazon z
ciemnoszkarłatnymi kwiatami. Warto dodać, że na stołach ze srebrzystymi
okryciami królowały złociste sztućce oraz naczynia i odwrotnie. Raj dla oczu,
wszystko z poczuciem smaku.
Im bliżej
parkietu oświetlonego światłami w wymienionych wcześniej, trzech kolorach, tym
szybciej biło serce jōnina. Schodząc z tarasu na pożółkłą już, jesienną trawę,
czuł, jak miękną mu nogi. Gdy zajął miejsce obok Piątej, wstrzymał oddech.
Kobieta posyłając mu bezwstydne spojrzenie, zwróciła się do gości Yamanaki i
Nary.
- Długo głowiłam się, jak ukarać wspomnianą dwójkę. Żadna kara zbiorowa
nie przychodziła mi na myśl, poza odbudowaniem zniszczonego budynku. Jak dla mnie
to za mało. Zdecydowałam się więc na coś… z pewnością innego – wszyscy
wpatrywali się w blondynkę z rosnącym napięciem. – Otóż od dziś pozbawiam Maito
Gai’a – błysk w piwnych oczach – prawa noszenia swojego zielonego stroju
shinobi – zewsząd rozległy się najpierw westchnięcia pełne niedowierzania, potem gwizdy i śmiechy. Sam Kakashi minę miał
nietęgą, krótko mówiąc skwaszoną. Lecz kilka sekund później spoważniał,
napotkawszy spojrzenie Ebisu.
- Co w tym takiego strasznego? – Zapytała na głos siedząca obok Yuuhi.
Odpowiedział jej Iruka, jak zwykle rzeczowo i skrupulatnie.
- Nie wiem czy wiesz, Kurenai – zaczął, wpatrując się w nią z dziwnym
zacięciem – ale dla znanego nam wszystkim Maito, ten śmieszny dres znaczy
naprawdę wiele. Daje mu pewność siebie jak i wyimaginowaną siłę. Krótko mówiąc,
znając go, będzie „nieczynnym” ninją, dopóki nie odzyska swojego wdzianka –
kobieta zaśmiała się cicho.
- No, naprawdę… - westchnęła, pochylając głowę i kręcąc nią. Czym to
jeszcze zaskoczą ją koledzy z pracy? Nie miała jednak chwili do namysłu, bo oto
Tsunade znów przemówiła.
- Milczeć! – Jak się zapewne domyślacie, nastała cisza. Piwnooka
odchrząknęła, nim zaczęła mówić dalej. – Z kolei Kakashi… Trudno mi przyszło
wymyślanie czegoś dla ciebie. Na początku chciałam, byś przy wszystkich zdjął
maskę, ale zapomniałam, że od niedawna jej nie nosisz. Dlatego też – nadal nie
miała pewności, że dobrze robi, ale na nic lepszego nie wpadła – chcę, żebyś w
ramach rekompensaty moich nerwów, przeczytał…
- Nie – bąknął, lekko wybity z tropu. Zauważył za plecami kobiety
najzbereźniejszą książkę zmarłego Sannina.
- Hmm, co nie? – Podchwyciła, a jej głos ociekał jadem. – Chcesz stracić
prawo bycia shinobim?
- Nie, n-nie chcę – patrzył na Kage z błaganiem w oczach. Nic nie dało.
- No więc proszę, czytaj – podała mu przedmiot, otarty na odpowiedniej
stronie. Zwróciła się do „publiczności”. – W tym roku urodziny Ino i Shikamaru
są wyjątkowe z wielu względów, nie tylko dlatego, że obchodzicie osiemnastkę –
skłoniła się im – ale też dlatego, że obecny tu Kakashi tak na dobry początek,
przeczyta wam stronę swojej ukochanej powieści – spojrzała po twarzach
przybyłych. – Nie ma wśród nas dzieci, więc fragment, którym nas uraczy, może zostać
wyklarowany. Hatake, proszę – niezgrabnie przyjął owy przedmiot od Księżniczki
i stał przez chwilę ze spuszczoną lekko głową. Szalenie zawstydzająca, pełna
oczekiwania cisza, nie pomagała mu w skupieniu się, jak i przełknięciu wstydu,
jaki teraz odczuwał. Co z tego, że znano go ze zboczeństwa i kojarzenia
wszystkiego tylko z jednym, skoro… Skoro… Spojrzał na stronę książki, a serce
podskoczyło mu do gardła. „I całując jego
skroń, przesuwał namiętnie po delikatnej, opalonej skórze, mieniącej się lekkim
potem przyjemności, by jak najszybciej dotrzeć do tego miejsca. Chciał rozpalić
zmysły kochanka do czerwoności, dotykając go w najczulszych miejscach. (…)”
Pomyślał, że zaraz zemdleje. Podniósł wzrok by zatopić spojrzenie w
czekoladzie, zamkniętej w dwóch okrągłych punktach. Zdziwił się, widząc uśmiech
na twarzy Iruki, lecz odczytał jego ukryte intencje. Westchnął i puszczając mu
oczko, zaczął czytać.
- … Kładąc dłoń na domagającym się pieszczot organie, starał się
zapanować nad własną chucią i potrzebą. Ujął mocniej penisa kochanka… - z
każdym przeczytanym słowem, odczuwał większe zażenowanie. Wiedział, że może
pomarzyć sobie o reputacji i respekcie wśród podopiecznych. Gdy skończył,
uniósł dumnie głowę i omiótł wzrokiem siedzących naokoło. Chwilę potem… z
różnych stron rozbrzmiały śmiechy i nawoływania. Hatake nigdy nie został aż tak
upokorzony. Chciał jak najszybciej zejść z parkietu, lecz blondynka go
zatrzymała. Podchodząc blisko, jak tylko się da, wyszeptała mu wprost do ucha.
- Wstydzisz się? Dobrze ci tak – posłał jej dziwne spojrzenie, oczekując
dalszych instrukcji. – Jutro mam konferencję z Lordem Feudalnym i będę się
czuła dokładnie to samo, jak ty teraz, tłumacząc was obu – wyminął kobietę i
bez słowa wrócił na swoje miejsce. Szydercze śmiechy i ogólny szmer sprawiły,
że po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się wyobcowany. Opuścił lekko głowę,
nie chcąc nawet wiedzieć, co w tym momencie myślą sobie jego przyjaciele,
Iruka. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli, gdy zastanawiał się, co powinien
teraz zrobić. Czy powinien opuścić towarzystwo i wrócić z podkulonym ogonem do
domu, czy może po prostu zniknąć w białym dymie, by już nie kłopotać Umino? A
gdy już zdecydował się na jedną z opcji i miał zamiar wstać, czekoladowooki
ujął jego dłoń w swoją i uśmiechnął się pocieszająco. Ten drobny gest
przyszpilił jego zad do krzesła, a serce do serca kochanka. Delfinek miał
rację, nie powinien uciekać. W końcu i tak słynął ze swojego zboczeństwa, czyż
nie?
***
*
***
-
Dobra, to ten, czas na pierwsze ogłoszenia Yamanary – zabrał głos, gdy
większości zaproszonych podana została kawa. – No, to może zacznę od siebie… -
rozejrzał się po przestrzeni przed sobą, a gdy wyłowił nieśmiałe spojrzenie
swojej wybranki, uśmiechnął się
zachęcająco. – Niektórzy z was wiedzą, lecz większość nadal jest nieświadoma
faktu, iż ja i Hinata… spotykamy się. Jesteśmy parą – słodkie, różowiutkie
rumieńce Hyuugi rozczuliły szczęśliwego chłopaka. Wszyscy przytaknęli z
aprobatą, poza jedną osobą.
- Naruto? Coś się stało? – Inata spoglądała na swojego kuzyna z
zatroskaną miną, Sasuke zaś – z dziwnym zacięciem, a nawet złością.
- No właśnie, NARUTO, coś nie tak jak powinno? – Spytał, przelewając w
to pytanie hektolitry jadu. Blondyn nie odpowiedział, tylko wstał.
- Nara – warknął, w stronę zaskoczonego solenizanta. Wokół nastała
cisza.
- Co jest? – Zapytał cienisty, zerkając niepewnie w stronę swojej
dziewczyny.
- Ja i Hinata jesteśmy niemal jak rodzeństwo. Jeśli ją skrzywdzisz… nie
ręczę za siebie – zaciśnięte pięści nadawały jego słowom mocy.
- Naruto-kun, jest dobrze – odwrócił się i spojrzał w kierunku pięknie
ubranej czarnowłosej kunoichi. – Jestem szczęśliwa – zapewniła go, mile połechtana
troską przyjaciela.
- Hej, Naruto! – Po prawej stronie odezwał się nie kto inny, jak Kiba. –
Skończ już z tymi braterskimi głupstwami. Kto by się ciebie bał – większość
zawtórowała mu śmiechem, więc zgaszony Uzumaki klapnął ciężko na krzesło i nie
odzywał się do nikogo.
- Jakie to kłopotliwe – podsumował Shikamaru i posyłając ukochanej
ostatnie spojrzenie, mówił dalej, w czasie, gdy Inuzuka dostawał burę od
siedzącego obok Shino. – Jako drugi wystąpi… Uchiha Itachi – znów rozległy się
szmery, gdy najstarszy przedstawiciel klanu wstał i skierował się w stronę
bruneta. W mgnieniu oka pojawił się obok niego i przejął mikrofon. W tym czasie
serce Inaty przyspieszyło swój rytm, bijąc zawzięcie około dwustu razy na
minutę. Dziewczyna rozglądała się z niepokojem po obecnych, pragnąc, by chwila
wystąpienia nie nastąpiła. Nie lubiła zbytnio być w centrum uwagi osób, których
nie znała.
- Ee… cześć – zaczął koślawo Itaś, zauważając kilka nieprzychylnych
spojrzeń. – Pewnie zachodzicie w głowę, co mam wam do powiedzenia… - skierował
wzrok na potomkinię klanu Uzumaki. – Wielu z was, jak nie wszyscy, zauważyli,
że przyszedłem z pewną osobą – zielonooka wstała z krzesła i niepewnie ruszyła
w jego stronę. Gdy ta znalazła się u jego boku, odprowadzana ciekawskimi
spojrzeniami siedzących gości, podjął dalszy monolog. – Niewielu z was,
niemalże nikt, nie zdaje sobie sprawy, że to… Inata Uzumaki, kuzynka obecnego
tu Naruto – trudno opisać, jak zareagowali zaproszeni na tę wieść. Krzyki,
zdzwione westchnienia, pełne oburzenia rozmowy.
- Itachi… To chyba nie tak miało wyglądać - wyszeptała, wspierając się
na jego dłoni.
- Będzie dobrze – odpowiedział, widząc pierwszych ninja, którzy
zdecydowali się z nią porozmawiać, w tym Ino czy Choujiego. – Będziesz w
centrum uwagi – szepnął jej na ucho, uśmiechając się do brata.
- Hej, naprawdę jesteś rodziną Naruto? – Dość mocno zdezorientowani
goście zaczęli obsypywać kobietę pytaniami. Bracia Uchiha w tym samym momencie
pomyśleli: Wieczór będzie długi.
***
*
***
Tak
jak przepowiedział Itachi, fioletowowłosa stała się jedną z „rozrywek”
dzisiejszego wieczoru. Do czasu pierwszego tańca przepowiedzianego przez Ino,
była zasypywana nie tylko zapytaniami, ale i słowami otuchy czy przywitania.
Międzyczasie słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, w związku z czym Yamanaka
kolejny raz przerwała gościom spożywanie posiłku.
- Zgodnie z tradycją naszych urodzin, teraz my zatańczymy przed wami
pierwszy taniec, a potem przeniesiemy się do wnętrza willi Nejiego – posłała
gospodarzowi szeroki uśmiech, po czym skierowała się do Choujiego. – Poczekaj
chwilę, nim odpalisz tą piosenkę, muszę kogoś poprosić do tańca.
- Przyjęte – odparł szatyn, ubrany w dość wzorzyste i kolorowe haori. Odprowadzając
wzrokiem przyjaciółkę, zajadał się jedną z kilkunastu paczek chipsów, złożonych
na stoliku obok wielkiego głośnika. W tym czasie niebieskooka przeszła przez
taras, zagadując niektórych z gości. Jak można było się spodziewać, stanęła
przy stoliku braci Uchiha i kuzynostwa Uzumaki. Nie poprosiła jednak Sasuke, a…
Itachiego. Lekko zdziwiony zgodził się, nie widząc niemniej zaskoczonego,
aczkolwiek lekko zazdrosnego spojrzenia szmaragdowych tęczówek.
- Miło mi, Ino-chan – szepnął, trzymając jej dłoń w swojej i krążąc
między stolikami. Odbierając myśl od Sasuke, uśmiechnął się i otoczył talię
blondynki ramieniem. Skoro Inata była zazdrosna, to czemu tego nie wykorzystać?
Stając
naprzeciw niebieskookiej piękności, nie zważał na nic innego. Postanowił
rozdrażnić ukochaną jak tylko się da. W pomarańczowych promieniach zachodzącego
słońca, sukienka Yamanaki mieniła się milionami kolorów, sprawiając, że trudno
było odwrócić od niej wzrok. Mając za partnerkę tak ładną kunoichi, czuł się
usatysfakcjonowany.
- Ino? – Shika, trzymając w ramionach swoją dziewczynę, ubraną w zwiewną
sukienkę z jasnoróżowego materiału, czekał na znak od koleżanki z byłej
drużyny. Blondynka kiwnęła głową i zerknęła porozumiewawczo w kierunku
Akimichiego. W sekundę później rozległy się pierwsze dźwięki wybranej piosenki.
Niepewne kroki rozpoczynające cielesny pokaz, były jakby przypomnieniem, co to
znaczy „tańczyć”. Spokojna melodia sprzyjała wzajemnemu odczytywaniu ruchów
ciała partnera, dopasowaniu rytmu, posunięć. Z czasem piosenka rozwinęła się,
przyspieszyła, sprawiając tancerzom coraz więcej problemów, nakazując szybsze
ruchy, zmianę stylu Długie włosy obu dziewczyn wirowały w powietrzu, gdy ich
partnerzy obracali nimi, lub wznosili je w górę, odczytując niektóre z akordów.
Siedząca
kilka metrów dalej Inata obserwowała poczynania swojego byłego chłopaka z
dziwną miną. Prawdę powiedziawszy była zaskoczona tym, co się wewnątrz niej
działo, tym, co czuła. Kunoichi denerwowała się, a wściekała i, co najgorsze,
odczuwała coś na wzór zazdrości. Jak tylko mogła, broniła się od tej myśli, bo
dopuszczenie do siebie tak prostego wniosku skłaniało ją do głębszych
przemyśleń nad swoim zachowaniem i uczuciami wobec Itachiego. Co, jeśli straciła tyle lat,
łudząc się, że kiedykolwiek przestała go kochać? Co, jeśli to wszystko, w co
wierzyła wcześniej, było tylko ułudą, czymś, co sobie wyobraziła? Co, jeśli
zniszczyła szansę na wspólne życie? Fioletowowłosa pokręciła głową, chcąc
odegnać te refleksje. Widząc, jak Uchiha całuje Ino w policzek i wolno wraca do
ich stolika, opuściła głowę, by patrzeć na swoje zaciśnięte do granic
możliwości, pięści. Dzięki temu nie zauważyła triumfalnego uśmiechu Łasica,
który zasiadł już obok niej.
- No, braciszku, coś tam szeptał tej dziewczynie na ucho, hmm? – Sasuke
podchwycił wcześniejsze spojrzenie chłopaka i zadał pytanie zgodnie z jego
myślowymi instrukcjami. Brunet uśmiechnął się powalająco i odparł:
- Jutro mam randkę – wyszczerzył się jeszcze bardziej, rejestrując po
swojej prawej stronie ruch. Jednak nawet nie zerknął w kierunku Uzumakiej,
tylko napił się wina. Skąd zielonooka miała wiedzieć, że to wszystko było
misternym planem usidlenia jej, skoro nie czytała teraz w myślach braci Uchiha?
Czas zmienić taktykę, nie Sasuke? Nie chce
mnie po dobroci, to trzeba inaczej, czyż nie? Jedyny niewtajemniczony
Naruto spoglądał na kuzynkę z rosnącym zaniepokojeniem, Zdawało się, że dobrze
odczytuje jej nastrój, a co za tym idzie, jego własny humor uległ pogorszeniu.
W końcu chciał, by Ina czuła się szczęśliwa. Niemalże się odezwał, gdy nagle
Sasuke przysunął się do niego i powiedział mu coś przyciszonym głosem. W jednej
chwili na usta blondyna powrócił wielki uśmiech jak i apetyt.
- No, to niedługo będzie inaczej. Normalniej – powiedział głośno, po
czym nie tłumacząc się nikomu, zabrał się za pochłanianie słodkości, jakie miał
przed sobą. Wiecie, że Naruto Uzumaki dotrzymuje swoich słów i ich nie cofa?
Ee, no to możecie być pewni, że obaj, wraz z Itą, nieźle namieszają w życiu
Inaty. Ale to w przyszłości. Teraz liczyła się impreza, której finał niebawem
wywróci jego życie do góry nogami.
***
*
***
Słońce
zaszło już jakiś czas temu, stoliki z tarasu zostały w głównej mierze
opuszczone. Gdzieniegdzie jakaś para korzystała z chwil intymności, od niebem
usłanym gwiazdami, a dwójka przyjaciół siedziała przy barze, racząc się
przygotowanymi przez solenizanta, drinkami.
- Powiedz mi, jak to jest, że w twoim ciele mieszkają robaki? Za cholerę
tego nie ogarniam – Kiba, odrobinkę zamroczony wypitym alkoholem, zrobił się
nad wyraz gadatliwy. Towarzyszący mu Shino, uśmiechał się raz po raz i
odpowiadał na wszystkie pytania Psiarza, nawet te najgłupsze i bezsensowne, jak
sposób owulacji żeńskich jajeczek czy rozmnażania się królików.
- Tłumaczyłem ci to już kiedyś. Nie słuchałeś? – Pociągający, niski głos
chłopaka sprawiał, że przez ciało Inuzuki od czasu do czasu przechodziły
przyjemne, uzależniające dreszcze.
- A tam, zaraz, że nie słuchałem. Nie skupiłem się odpowiednio po prostu
– Aburame spojrzał nań zagadkowo i pochylił się, tak, by szeptać mu wprost do
ucha.
- Niedługo skupisz się na czymś o wiele przyjemniejszym, obiecuję –
zaśmiał się gardłowo z miny chłopaka i odsunął się lekko. Bez dalszych zawiłych
wypowiedzi, jeszcze raz, na spokojnie wytłumaczył mu swoje klanowe
umiejętności, starając się oczywiście, używać najprostszych słów. Podpity
Kiba=tępy Kiba. Shino nie raz miał okazję się o tym przekonać. – Rozumiesz już?
– Zapytał, kończąc swoją piętnastominutową
tyradę.
- No, teorię tak, ale… Czy te robale nie włażą ci nigdzie, nie
przeszkadzają w codziennych czynnościach? – Drążył temat, popijając już
szóstego drinka.
- Co masz na myśli? – Wyraźnie obniżył ton głosu, przez co szatyn
zadrżał mimowolnie. I pomyśleć, że wystarczyła niewielka ilość alkoholu, by
Psiarz przestał kontrolować swoje odruchy.
- Ee, no… - lekko zaróżowione policzki i
zawstydzona mina dała Shino pewność, co do swoich przypuszczeń. – No, sikanie,
seks i takie tam! – Wydarł się, a potem natychmiast umilkł, przytłoczony
dziwnymi spojrzeniami otaczających ludzi.
- Hmm, a chcesz się przekonać, że nie? – Podpuszczał, lecz widząc
skonsternowane spojrzenie czarnych źrenic, zaśmiał się głośno. Uspokoił tym
przyjaciela, jednocześnie dając sobie trochę czasu na rozplanowanie działań. –
Żartowałem, nie spinaj się tak. Nie, nie przeszkadzają mi w, jak to się
wyraziłeś, codziennych czynnościach.
- Yhym – Inuzuka przytaknął, czując w piersi bolesne ukłucie. Chciał, by
propozycja bruneta nie była żartem, a czymś, co mogli razem spełnić. Nastała
cisza między nimi. Obaj wpatrywali się w rzędy alkoholi dostępnych dla
Shikamaru, jak i różnego rodzaju składników potrzebnych do tego, by tworzyć
procentowe cuda. Ludzie kręcili się wokół nich, rozmawiając na różne tematy.
Kilka razy wyłapali wątek Kakashiego, więc i sami go podjęli. Nie obyło się bez
tajemniczych stwierdzeń Aburame i niekontrolowanych odruchów ze strony Psiarza.
Muzyka
dudniła, a na parkiecie rządzili ”zawodowi” tancerze. Co z tego, że co drugi
nie umiał wykonać poprawnie piruetu i kręcąc się, lądował na którymś z mebli?
Ważne, że każdy bawił się, jak nigdy, a Konoha szalała. Pewna para, różowołosa
Sakura i blady Sai, wykonywała większość figur dobrze, z pewnym powabem i
wdziękiem, co było zaskoczeniem dla otaczających ich przyjaciół. Obaj również
byli zdziwieni swoimi wzajemnymi umiejętnościami, więc gdy tylko zasiedli do
swojego stolika, równocześnie zapytali:
- Gdzie nauczyłeś/aś się tak
tańczyć? – Haruno zarumieniona, próbowała złapać oddech, słuchając
wypowiedzi towarzysza. Nie wiedziała, że wyglądała dla niego bardzo seksownie w
tym momencie, z roziskrzonymi oczyma i słodkimi rumieńcami na policzkach od
wysiłku. Bo dotrzymanie kroku Sai’owi było wysiłkiem, naprawdę.
- Dawno temu, gdy pracowałem dla Korzenia, miałem pewną misję – zaczął,
rozglądając się po rezydencji. Brzoskwiniowe ściany, gdzieniegdzie pokryte marmurem,
niemalże pusta jadalnia, w której siedzieli, wypełniona była stolikami i
krzesłami. Neji udostępnił im kilka pomieszczeń – jadalnię przekształcił w
kafejkę z barem, salon w małą dyskotekę z kilkoma sofami a część pokoi
przygotował, by zmęczeni przyjaciele mogli odpocząć. – Miałem mieć oko na
księżniczkę kraju Ognia. Jako, że młoda dziedziczka miała imprezę urodzinową,
towarzyszyłem jej jako partner.
- Rozumiem, że na poczet zadania nauczyli cię tak wspaniale tańczyć –
przytaknął, oczekując odpowiedzi z jej odpowiedzi.
- Mnie za to… ała… - ściągnęła jeden z pantofelków i zaczęła rozmasowywać
obolałą stopę. Ciekawe, jak inne to
wytrzymują, pomyślała i w tym momencie ją oświeciło. Założyła z powrotem
buta i skupiła chakrę w stopach. Od razu poczuła niewysłowioną ulgę.
Przypomniała sobie jak wspinała się na drzewo przy pomocy kontroli tej energii
i jak chodziła o wodzie. W obu przypadkach, najbardziej obciążone były stopy,
gdyż nie tylko musiały utrzymywać równowagę, ale i dźwigać ciała które zdawały
się, poprzez przyciąganie ziemskie ważyć dwa, trzy razy więcej. Logicznym było,
że chakra skupiona w stopach odciążała je i dzięki czemu mogły unieść bez
problemu większy ciężar, bez względu na to czy podłoże było stabilne, jak w
przypadku drzewa czy ruchome, jak w przypadku tafli wody. Innymi słowy, koniec
z bólem. Uśmiechając się do siebie, dokończyła napoczęte zdanie: - tańca
nauczyli rodzice. Chcieli, bym na własnym ślubie umiała się poruszać. A
zresztą, taniec to taka mała tradycja mojej rodziny – posłała mu jeszcze
większy i szczery uśmiech po czym sięgnęła po szklankę z sokiem.
- Sakura… - po dłuższej chwili odezwał się,
mimowolnie napinając mięśnie. – Mogłabyś teraz z kimś być? Pokochać go? –
Dziewczyna, zaskoczona pytaniem, omal się nie zadławiła. Jej kremowa sukienka o
mały włos nie przypłaciła tego życiem. Skonfundowany, przeprosił nie
spodziewając się, że uzyska odpowiedź. Niemniej jednak, Haruno mu jej
udzieliła.
- Ch-chyba tak – odparła, nie patrząc na niego. W świetle palących się,
drobnych lampek, bajeczne ozdoby migotały kilkoma kolorami. Podbudowany jej
słowami, chciał zapytać o tę jedną, najważniejszą rzecz, lecz przerwało mu
nawoływanie Ino z pomieszczenia obok. – Czas iść, kolejne ogłoszenia –
powiedziała, wstając i patrząc na niego śmiało. Coś przeczuwała, że
dzisiejszego wieczora zdarzy się coś wyjątkowego. Ninja bez słowa przytaknął,
opuszczając miejsce, które wcześniej zajmował. Na szczęście, impreza jeszcze
trwa.
***
*
***
-
Drodzy goście, wybiła godzina dwudziesta pierwsza, czas więc na następne afisze
– blondynka uśmiechała się szeroko, szukając wzrokiem swojego jutrzejszego
partnera randkowego. – Tym razem wystąpi Sasuke Uchiha! – Gdy chłopak
przemierzał pomieszczenie wielkimi krokami, czuł na sobie niechętne spojrzenia,
a szczególnie jedno. Brunet wiedział, do kogo należy, więc odrzucił głowę i
obdarzył niedoszłego rywala niechętnym, zabójczym zerknięciem. Pełen wyższości
uśmiech białookiego zaalarmował go i sprawił, że stał się czujniejszy. Coś
złego kryło się w tym geście. Szkoda tylko, że Sasu nie wiedział, jak bardzo
ten człowiek namiesza w jego życiu. Chłopak bez ceregieli wystąpił na środek i
zakomunikował wszystkim, że on i Naruto są parą. Niestety, całe wyznanie
czarnookiego pozbawione było jakiegokolwiek romantyzmu, gdyż ten nie powiedział
ani, że go kocha, ani że jest dla niego ważny, a jedynie zaznaczył, że Uzumaki
jest jego i nikt nie ma prawa go tknąć. Ostatnie słowa kierował głównie do
stojącego nieopodal Hyuugi. Jak zareagowała „publiczność”? Może nie uwierzycie,
ale nikt nie odezwał się ani słowem, bo któż chciałby mu podpaść?
Chwilę
później gdy Sharinganowiec zajął swoje miejsce, na środek wyszedł Tenzou. Większość była tym
faktem zaskoczona, bo mężczyzna ten zwykle się nie udzielał, nosząc piętno
ANBU. Nie będę opisywała całego monologu, który wygłosił ku czci swojej
dziewczyny, ani tego w jaki sposób się jej oświadczył, bo oni nie są głównymi
bohaterami tego opowiadania. Oj, nie są.
***
*
***
Ten-ten,
ubrana jak zwykle, dyskutowała zawzięcie z nowoprzybyłym Rockiem Lee. Jej
piersi unosiły się i opadały w szybkim tempie, ręce machinalnie wykonywały
równe niewerbalne gesty.
- Nie, nie sądzę, by wszystko było winą Kakashiego-sensei, a raczej
naszego mistrza. Wiesz przecież, jaki on jest! – Argumenty koleżanki nie
przekonywały zapatrzonego w Maito chłopaka.
- Oi, Ten-ten, o czym ty mówisz?! Gai-sensei nie upadłby tak nisko i nie
wyzwałby nikogo w takim miejscu! On szanuje wszelkie ważne miejsca w naszej
wiosce i jest na to za rozsądny! To Hatake jest winny! – Kunoichi miała wielką
ochotę mu przyłożyć.
- Rozsądny mówisz?! Mistrz nigdy się tą cechą nie odznaczał, co innego
jego rywal. Chyba nie wierzysz w to, co mówisz – westchnęła, rozmasowując kark.
Napisałam wcześniej, że nic nie zmieniło się w jej wyglądzie? Myliłam się –
zauważyłam właśnie, że rozpuściła swoje krótkie włosy i założyła kolczyki w kształcie
dwóch malutkich kunai. Ta mała zmiana nadała jej twarzy powabu i świeżości.
Wyglądała inaczej, bardziej przystępnie, co zauważył siedzący nieopodal no
Sabaku. Podszedł więc do wykłócającej się pary, by przerwać ich rozmowę. Słysząc
jednak tą komiczną wymianę zdań, postanowił się chwilę przysłuchiwać, śmiejąc
się w duszy. Wzrok jego bladozielonych oczu skierowany był w głównej
mierze na kunoichi Liścia. Musiał przyznać, że miała fajną figurę, smukłe
ciało, a nade wszystko, ciekawe zainteresowanie. On również interesował się
bronią i sposobami jej użycia. Może coś ich połączy?
Wracając
do naszej dwójki. Zdenerwowany sceptycznymi uwagami Ten-ten, Lee sięgnął po
butelkę z sake, stojącą na stoliku, przy którym siedzieli. Widząc to, brunetka
zrobiła dziwną minę i wstrzymała oddech.
- Nie możesz, wiesz o tym – wyszeptała z niekłamanym przerażeniem,
patrząc jak ją odkorkowuje.
- A kto mi zabroni? – Warknął, sięgając po czarkę. – Nie ma tu
Gai-sensei, ani Neji’ego, więc… - spokojnie przechylił przedmiot, czekając aż
krople trunku przeleją się do kieliszka. Niestety, pomimo odkorkowania, alkohol
nie chciał opuścić swojego dotychczasowego lokum. – Cholera, co jest? – Zapytał
sam siebie, potrząsając szklaną butlą. Rozdrażniony, nie zauważył kilku
ziarenek piasku, które rozsypały się na złotym obrusie, jednak spostrzegawcza
dziewczyna je przyuważyła. Rozejrzała się wokół, zauważając w pewnej odległości
rudowłosego chłopaka. Ten przytknął palec do ust, głową wskazując jej
towarzysza, który to uniósł naczynie ponad swoją głowę i zaczął majstrować przy
szyjce palcem. – Ej, tu jest pias… blp, blp…. – nagle przezroczysty płyn
uwolnił się z wnętrza butelki i spływał szybkim biegiem na czarnowłosą głowę
ninji. Wsiąkając w onyksowe kosmyki, spływał gęsto po policzkach, brodzie,
karku, szyi, by kończyć swoją wędrówkę w eleganckim stroju Rocka. Zaskoczony,
zamiast spijać spływające do ust krople, wypluwał je, nie zmieniając
jednocześnie pozycji szklanego naczynia. Dopiero, gdy ostatnia stróżka alkoholu
wypłynęła z niego, odrzucił je z głośnym przekleństwem.
- Idź do łazienki, ja tu posprzątam – poinstruowała go Ten-ten,
krztusząc się ze śmiechu. Rozsierdzona, a zarazem rozgoryczona mina kolegi z
byłej drużyny, rozbawiła ją jeszcze bardziej. – No idź – powtórzyła, ścierając
serwetkami pozostałości po smacznej sake, którą uwielbiała Tsunade. Gdy brunet,
z cichym „zaraz wracam”, oddalił się w kierunku WC, do stolika podszedł no
Sabaku.
- Niezły z niego narwaniec – zaczął, przysuwając sobie nieoblane krzesło
i siadając na nim.
- Kazekage – sama – Ten-ten chciała wstać i się ukłonić, lecz
powstrzymał ją kiwnięciem ręki.
- Daj spokój, ja mam imię – rzekł, sięgając po nieużywaną lampkę i
napełniając ją czerwonym winem. Bez słowa nalał również odrobinę trunku do
kieliszka stojącego przy jej talerzu. – Co ty na to? – Wskazał na półwytrawny
produkt, uśmiechając się. Lekko zawstydzona afektacją Kage, kiwnęła głową i
patrząc w punkt ponad jego głową, podjęła oferowaną lampkę. Czując na sobie
czujny wzrok władcy Piasku, napiła się łyczek. Gdy tylko trunek wpłynął do
wnętrza jej ust, poczuła na końcówce języka średnio przyjemnie mrowienie, a gdy
przełknęła płyn, ciepło rozpychające ją od wewnątrz. Musiała przyznać, że wino
jej smakowało – z pewnością nie był to winiacz z niskiej półki z małego sklepu
monopolowego.
Między
nimi zaległa cisza, przerywana jedynie dudnieniem i głośnymi piskami tańczących
w jednym z pomieszczeń, podpitych tancerzy i tancerek. Nie było w tym milczeniu
niczego krępującego, obaj czuli się w swoim towarzystwie dziwnie… dobrze. Po
dłuższej chwili pierwszy odezwał się Gaara, stukając palcami po blacie stolika.
Ubrany jak zwykle, dobrał sobie brunatny płaszcz z wyszytym złotym z emblematem
Piasku na jego tyle. Postawiony kołnierz, ozdobiony złotymi drobinkami
krawieckiego pyłku, dodawał jego twarzy męskości i wyrazistości. Ten-ten
musiała przyznać, że ją pociągał.
- Interesujesz się bronią, prawda? – Zauważył błysk w oku dziewczyny,
już wiedział, że przez następne parę godzin spędzi z uroczą konoszanką.
***
*
***
Czas
mijał, niektórzy z imprezowiczów spali już w kątach mieszkania mężczyzny, który
omawiał właśnie strategię z długonogą blondynką. Ustalenia, do jakich doszli,
dotyczyły dalszych losów Sasuke i Naruto. Neji widział, że Uchiha nie odstępuje
chłopaka na krok, trwając przy nim w każdej chwili. Nie było więc szansy na
wprowadzenie w życie wcześniej opracowanego planu. Bo wszystko zależało od jednego,
skutecznego ruchu, lub kilku, prowadzących do sukcesu.
- Może poproszę Sasuke do tańca? – Zaproponowała, myśląc jednak o starszym z braci. Siedząc w pokoju Hyuugi,
patrzyła jak ten przechadza się z miejsca na miejsce.
- I co to da? Zostaje jeszcze ta cała śmieszna Inata i jej przydupas –
Yamanaka zacisnęła zęby, by mi nie odpyskować. W końcu nie to było teraz
najważniejsze.
- Wykorzystajmy kogoś jeszcze – zasugerowała, lecz widząc marszczące się
brwi, zamilkła. Mężczyzna przystanął, a następnie podszedł do drzwi.
- Idziemy na dół, zobaczymy, co dalej – dziewczyna posłusznie podążyła za
geniuszem, poprawiając zmarszczoną sukienkę i pas pod piersiami. Musiała
przecież wyglądać elegancko, czyż nie?
Szczęście
dopisało naszemu intrygantowi – gdy zszedł do jadalni, zauważył, że Naruto
siedzi sam przy stoliku. Lekko zdziwiony tym faktem, odszukał wzrokiem w sali
obok, Uchihę. Ten tańczył z Hinatą, kręcąc nią na wszystkie strony. Zdawał się
być zaaferowanym do tego stopnia, że nie zauważył zbliżania się Nejiego do
siedzącego samotnie Uzumakiego. Brunet wiedział, że musi działać szybko, w
każdej chwili mógł pojawić się ktoś z jego towarzyszy. Stając za blondynem,
nachylił się w jego kierunku i cicho, jednak dosłyszalnie rzekł:
- Mogę się przysiąść? – Lisek drgnął, po czym odwrócił się w stronę
wyprostowanego już, Hyuugi. Rzucił mu najpierw ostrzegawcze spojrzenie, po czym
skinął na krzesło obok siebie. Nie odezwał się jednak, nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Naruto, ja… ja chciałem cię przeprosić za ostatnie. Ta nasza randka i
w ogóle… to nie miało prawa wypalić, w końcu kochasz Sasuke – lekko podpity,
nie wyczuł ironii w głosie kolegi. Drapiąc się po karku, posłał mu zniewalający
uśmiech.
- Spoko, rozumiem, że ci się
podobałem? – Zapytał, poszerzając uśmiech i ukazując białe ząbki. Ten gest w
pewien sposób pobudził członka białookiego, bo ten zaczął niekontrolowanie
drgać. Głupi uśmiech i już stoi? Naprawdę
dawno nie rżnąłem. Muszę jak najszybciej doprowadzić to do końca,,
pomyślał, nalewając sake sobie i siedzącemu przed nim Naru.
- Pewnie. Wypijemy za zgodę? – Zapytał, unosząc czarkę. Nie
podejrzewający niczego niebieskooki, napił się z, jak myślał, byłym adoratorem.
Kolejny kieliszek białego trunku, krok bliżej do zrealizowania seksistowskich
marzeń białookiego geniusza. Mężczyźni rozmawiali przez dłuższą chwilę, by na
koniec również wychylić po czarce wódki. W głowie długowłosego narodziła się
nowa wizja, o wiele gorsza od tej, jaką zaplanował. Dlaczego ma tylko odebrać
Uchisze złotowłosy skarb? Przecież może sprawić mu o wiele więcej bólu i spowodować,
by Uzumaki go zapomniał. Jest przecież na to bardzo prosty sposób, wymagający
znajomości odrobiny genjutsu. A z tym to nie będzie problemu. – Ja muszę już
iść – uśmiechnął się do na wpółpijanego blondyna, słysząc ostatnie dźwięki
dobiegającej końca, piosenki. – Pogadamy jeszcze później?
- Jasne – Naruto odpowiedział na uśmiech jeszcze większym wyszczerzem,
żegnając tym samym dzisiejszego gospodarza. Ani na moment nie przyszło mu na
myśl, że dzisiejszą noc spędzi w nieznanym sobie miejscu.
***
*
***
Tuż
po trzecich ogłoszeniach, małoważnych dla rozwoju akcji, na mały podest na
środku jadalni, wyszła Ino wraz z Shikamaru. Muzyka umilkła, wszyscy zebrali
się wokół, by wysłuchać tego, co mają do powiedzenia. Oczywiście, zrobili to
tylko ci, którzy byli w stanie, czyli jakaś połowa zebranych gości. Reszta… no
cóż, walała się gdzieś.
- Nasi kochani – blondynka, pomimo paru drinków made by Shika, trzymała
się wyjątkowo dobrze. – Mamy godzinę dwudziestą drugą, czas więc, byśmy się
przebrali. Dość już tych niewygodnych sukienek i garniturów! Każdego, kto chce
to zrobić, zapraszamy do pokoi, które udostępnia nam Neji. Jednak wcześniej… -
spojrzała porozumiewawczo na przyjaciela.
- …zjemy tort! – W tym momencie Chouji wniósł, a raczej wwiózł na
metalowym wózku, trójwarstwowy, okrągły wypiek, ozdobiony liśćmi i wieloma
18-nastkami.
Nie
będę Wam opisywała, jak to wszyscy się cieszyli i ze smakiem zajadali
przygotowany smakołyk, bo to naprawdę nie jest ważne. Ważniejszym jest to, że w
tym całym zamieszaniu, Neji zdążył złapać blondynkę i przekazać jej dalsze
instrukcje. Ta, wychodząc się przebrać, poprosiła kilka osób o to, by zrobiły
coś dla niej. Muszę jedynie nadmienić, że były to same kobiety, do tego
zakochane w Sasuke. Czy się domyślacie całej intrygi?
Pozostawieni
sami sobie goście, na nowo zajęli się zabawą. Chouji zapuścił listę, samemu
rozmawiając z jednym z przyjaciół, pozwalając sobie na więcej swobody. Dlaczego
ma siedzieć sam, skoro inni łączą się w pary?
***
*
***
Nie
wiedziała, jak ma zacząć rozmowę. Trzymała się blisko, wsłuchując w wolne tony
kawałka, do którego tańczyli. Musiała przyznać, że wcześniejsze tańce z
przygodnymi tancerzami nie cieszyły ją tak bardzo jak ten ostatni, kiedy to
Itachi ją poprosił. Czuła przy sobie jego ciepło, oddech na karku i policzku,
gdy oparła podbródek o jego ramię, jak i długie palce, obejmujące ją w talii.
Zasypana lawiną odczuć, milczała, choć tak bardzo chciała się odezwać. To
milczenie ją… drażniło, sprawiało, przestawała być pewna siebie. Trzymając
dłonie na karku mężczyzny, usilnie próbowała znaleźć w głowie sensowne pytanie,
które mogłaby zadać. Naprawdę czuła się źle, nie słysząc teraz jego głosu. Tak
wiele się zmieniło w przeciągu tych kilku godzin gdy do głosu doszła zazdrość…
Odchrząknęła.
- Itachi… dlaczego chciałeś ze mną tańczyć? – Spodziewała się zawiłej
odpowiedzi, jak to ją kocha i takie tam, więc można powiedzieć, poważnie
zaskoczyły ją słowa czarnowłosego.
- Pomyślałem, że… - mocniej objął dziewczynę, napawając się jej
zapachem, a następnie znów poluzował uścisk – że dobrze będzie w ten sposób
zakończyć nasz rozdział. W końcu być może, niedługo rozpocznę kolejny, z Ino –
wyszeptał jej wprost do ucha, obniżając tony głosu najbardziej, jak mógł. Inata
nie odezwała się, pozwalając mu się prowadzić. Źrenice jej oczu rozszerzyły
się, a chwilę później powieki opadły. Jedyne, co w tym momencie była w stanie
wykrztusić, to ciche i wewnętrznie zawiedzione:
- Powodzenia – nie miała pojęcia, że słowa Uchihy ją tak zabolą. Przecież kilka dni temu jeszcze, mówił, że
mnie kocha! Naprawdę mu się odwidziało?, pomyślała, zawzięcie próbując
przejrzeć myśli swojego partnera. Jednak szybko porzuciła tę czynność, bo
jedyne, co słyszała w jego głowie to: koniec z Inatą, początek z Ino, koniec z
Inatą, początek z Ino… Chwilę później podziękowała mu i odeszła do stolika, nie
rozmawiając z nikim, kto ją zaczepił. Czy ten zawód pokazał jej właśnie, że… że
postępowała źle? Miała dowody, już mu przecież wybaczyła, a mimo to, trzymała
go na dystans. Naprawdę się zniechęcił? Myśli zalewały jej umysł, więc wyszła
na taras. Przy świetle gwiazd pozwoliła, by samotna łza opuściła kącik jej oka
i spłynęła po policzku. Była sobie przecież winna. A zresztą, zachowywała się jak
dzieciak, albo lepiej, jak pies ogrodnika. Sama go nie chciała, a teraz miałaby
mu bronić szczęścia z kimś innym? Telenowela. Po prostu telenowela.
Uzumaki
nie mogła wiedzieć, że to wszystko było ukartowane. Niemniej jednak na
najbliższe kilka dni pozostanie w tej słodkiej niewiedzy.
***
*
***
-
Sasuke? – blondyn siedział na kolanach swojego chłopaka, w głębi parku, który
otaczał rezydencję Hyuugi. Znaleźli sobie ustronne miejsce, by pobyć sam na sam
i nacieszyć się sobą.
- Hmm? – Mruknął przygryzając jego ucho. Miał
ochotę na coś więcej niż całowanie, z pewnością.
- Kochasz mnie? – Zapytał,
wzdychając lekko. Czuł, jak dostaje gęsiej skórki na skutek poczynań Drania.
- A co za pytanie? Jasne, że tak – odparł, zjeżdżając ustami na szyję
blondyna, który na ten gest poruszył się niekontrolowanie, ocierając się
jednocześnie kroczem o krocze bruneta. – Kusisz – sapnął, gładząc kciukami jego
biodra.
- Przyrzeknij mi, że już zawsze będziemy razem – Uchiha, zdziwiony
zachowaniem swojego Młotka, przytaknął, po czym pocałował go. Z początku
delikatnie, by w końcowej fazie położyć go na wilgotnej od rosy trawie i
wślizgnąć się językiem do wnętrza jego ust. Zawisł nad nim, kolano lokując
między jego nogami, a dłonie podtrzymując nad głową kochanka.
- Obiecuję, że już zawsze będziemy razem. Zawsze, kochanie – powrócił do
poprzedniej czynności, zatapiając się we wspomnieniach. Kochał go, jednak nie
miał wcześniej pojęcia, że kryje się w nim tyle różnych postaci. Przypomniał
sobie ich seks, przed którym Naruto nastraszył go niby swoją śmiercią. Był
wtedy taki prowokujący, a teraz… teraz zdawał się być słodkim i rozkojarzonym.
Tak, jakby czegoś się spodziewał. Zaprzestał więc pocałunku i zatapiając się w
lazurze, ledwo widocznym przez wszechobecną ciemność, dodał: - Ja zawsze będę
dla ciebie, będę czekał. Nie pozwolę, by coś nas rozdzieliło. Kocham cię,
zapamiętaj to, Usuratonkachi* - musnął ustami jego nosek, po czym podniósł się
i podał rękę blondynowi. – Czas wracać, dokończymy w domu. Skąd mógł wiedzieć,
że się myli?
*Nie dbam teraz
o to, czy ktoś się doczepi do tego Usuratonkachiego, czy nie. Jest mi potrzebny
na przyszłość i tyle.
To by było na
tyle w kwestii dzisiejszego partu. Powiem tak – możecie uważać to za kolejny
zapychacz, szczerze o to nie dbam. Może i takim jest, ale musicie mieć na
względzie to, że napoczęłam wiele wątków, które muszę doprowadzić do końca. Nim
je wszystkie ogarnę, muszę kończyć rozdział. Wielu z nich nie mogę ominąć, a
zresztą – później będziecie pisać, że o czymś rzekomo zapomniałam, a wcale tak
nie jest.
Słówko do
ColdLady – wiem, o co Ci chodzi, niemniej jednak ja nie nazwałam tego opowiadania
SasuNaru. Po prostu, główne wątki to SN, ItaIna, KakaIru. Powiem więcej – sama dostrzegam,
że SN jest mało ostatnio, ale to dlatego, że mam wiele wątków do opisania.
Zresztą, jest go teraz mniej, a raczej było (niedługo to się zmieni), bym mogła
ogarnąć wszystko inne i znów wrócić do SN. I nie jest tak, że samo SN jest
głównym wątkiem, bo musisz do niego dodać II i KI. ;)
Z początku
planowałam tak jak jest i musisz mi wybaczyć, ale będę przeplatać te paringi.
Przyjmijmy, że to nie SasuNaru, a
perypetie miłosne całej Konohy. Tak chyba będzie lepiej ;)
Rozdział nie
sprawdzany, dodany na świeżo. I… kurwa, wypalam się, jeśli chodzi o „Powroty”,
co widzę, Wy też zauważyliście. Piszę jednak dla siebie, ale Wasze opinie
przyjmuję do siebie i przepraszam za wszelkie niedogodności.
Dziękuję za
wszystkie komentarze, te przychylne jak i te nieprzychylne. Wszystkie
utwierdzają mnie w przekonaniu, że wszystko jest tak, jak chciałam. Bo powiem
Wam szczerze, że spodziewałam się i zachwytu z Waszej strony, jak i krytyki.
Ok, to ja się żegnam, być może do za tydzień. Ciao!