piątek, 29 listopada 2013

One - Shot - "Projekt życia"



Jak to zostało napisane? Nie wiem. Zaczęłam tego shota dawno, miałam nawet większość napisaną, ale zawsze coś przeszkadzało mi skończyć. Ale dziś, korzystając, że byłam w bibliotece sama, skończyłam go i proszę. To niestety nie oznacza, że wraca mi wena, ba, niedługo będę miała masę obowiązków, więc z pisaniem będzie ciężko. Lecz możecie być pewni czterech notek w miesiącu.

Tytuł: Projekt życia 
Kategoria: SasuNaru półgębkiem.
Uwagi: Nie betowany (czyli nie sprawdzany zbytnio przeze mnie, ale nie powinno pojawić sie zbyt wiele błędów.)

Zapraszam:



- Ja tego nie zrobiłem, nie rozumie pan? – Niebieskooki mężczyzna z impetem uderzył dłońmi  w blat stojącego przed nim biurka. – Jestem niewinny! – Siedzący naprzeciw niego brązowowłosy biznesmen zaśmiał się cicho.
     - Nikt poza panem, panie Uzumaki, nie był w budynku mojej firmy w piątek, dwudziestego stycznia, po godzinie dwudziestej. Nie ma innego winnego – jego białe, zaostrzone zęby lśniły w blasku zachodzącego słońca. – Jest pan zwolniony.
     - Ale to naprawdę nie ja! Dostęp do tego pliku miała jeszcze ta dziewczyna od kserowania, no, dattebayo… Kurotsuchi!
     - Niech pan nie będzie śmieszny i nie oczernia moich pracowników. I tak ma pan szczęście, że nie założyłem panu sprawy za niedotrzymanie warunków umowy i pracę na szkodę mojej reputacji.
    - Ale…
    - Niech się pan nie powtarza i jak najszybciej znika mi z oczu.  Za pół godziny proszę się zgłosić do głównej księgowej, Tsunade, o należne panu wynagrodzenie za ostatni miesiąc. Nie mamy o czym rozmawiać, żegnam – ze smutkiem, tak rzadko widocznym na jego buzi, wyszedł z pomieszczenia, wbrew sobie, nie trzaskając drzwiami. Zmarła przed kilkoma laty matka, uczyła go, że cokolwiek gdziekolwiek by się nie działo, trzeba zachować swoją godność. I klasę. Idąc zatłoczonymi korytarzami, kątami oczu wyłapywał współczujące, bądź zadowolone spojrzenia. No tak, wielu skorzysta na odejściu tak świetnego projektanta, a szczególnie wspomniana Kurotsuchi. W końcu zajmie jego miejsce. Zamyślony, skierował się do swojego byłego gabinetu i zaczął składać swoje prywatne rzeczy do przyszykowanego już kartonu.
   - Wieści szybko się rozchodzą – syknął, po czym westchnął głęboko. Pracował dla Momochi’ego pięć lat, od skończenia studiów, a ten go ot tak wywala i do tego mu nie wierzy. – Świat jest niesprawiedliwy – dodał, segregując niedawno narysowane szkice. Po chwili na nowo je rozrzucił, nie widząc w tym sensu. Zgodnie z umową, wszystko co wyrysowała jego ręka w ostatnich pięciu latach, należało do Zabuzy. Usiadł na plastikowym, półokrągłym krześle w kolorze morskich fal i poprawił szaro-białą arafatkę w kratę. Zamknął oczy i odchylił się do tyłu. Wdychał zapach poukładanych wokół rulonów różnego rodzaju tkanin. Odpłynął, lecz tą niebiańską chwilę przerwało mu pukanie. Uniósł leniwie powieki, odsłaniając intensywny błękit, tak bardzo hipnotyzujący. Przez oszklone drzwi zauważył Irukę Umino, starszego projektanta. Machnął ręką na znak, że może wejść.
    - Coś się stało? – Zapytał niskim, seksownym głosem, wprawiając mężczyznę w zakłopotanie. Dobrze wiedział, że brązowowłosy jest gejem, jak on sam zresztą i wręcz uwielbiał go podpuszczać. Jeśli chodzi o puszczenie… puścił mu oczko i sugestywnie oblizał wargi, na co Delfinek, jak nazywali Irukę, zarumienił się słodko.
    - Przestań to robić, mógłbym być twoim… ojcem! – Odwarknął zawstydzony gość, siadając na krześle naprzeciw biurka, za którym siedział blondyn.
     - To przestań reagować – znów zmysłowy szept. – A wiek mi nie przeszkadza, jak dobrze wiesz – widząc zdrętwiałego ze wstydu bruneta, zaśmiał się serdecznie. A gdy on się śmiał, wszystkim wokół niego robiło się lżej na duszy.
    - Słyszałem, że Momochi cię zwolnił… - zaczął Umino, gdy emocje przestały w nim buzować. Blondyn w odpowiedzi machnął lekceważąco ręką.
     - Nieważne, znajdę lepszą pracę – odparł wesoło, choć tak naprawdę było mu ciężko. – Nie wiesz, czy Tsunade jest wolna? – Nie udało mu się zmienić tematu.
    - Naruto… jeśli będziesz potrzebował pomocy, powiedz – nie mógł słuchać jego współczującego bełkotu, lecz coś go zaalarmowało. - … Solidarnie zwolnię się od tego tyrana…
    - Nie, nie, nie! – Przerwał monolog projektanta, mrużąc groźnie oczy. – Nie zrobisz tego. Masz na utrzymaniu dwójkę dzieci i chorego Asumę, zapomniałeś?! – Niemal warknął w jego stronę, wstając ze złością z fotela. – Jeśli masz jeszcze jakieś podobnie głupie pomysły, naprawdę zostaw je dla siebie. Konferencja skończona – widząc, że Iruka nie kwapi się z wyjściem, sam przemaszerował gabineto-pracownię i skierował się do działu kadr. Serio wkurwiali go tacy ludzie jak Umino. Owszem, fajnie wiedzieć, że ma się wsparcie, ale… przecież w życiu trzeba być odpowiedzialnym! A on miał na głowie dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa i chorego na białaczkę, Sarutobiego, obecnego partnera życiowego. Nie, żeby Iruce czegoś brakowało, był spoko przyjacielem, ale… miał dziwną manię na punkcie honoru i pomagania innym. Zwłaszcza pomoc wyrzutkom społeczeństwa była jego uzależnieniem. Chciał pomóc wszystkim, tylko nie samemu sobie. Nie raz z Asumą próbowali mu wyjaśnić parę spraw, lecz był nieugięty. Jebany Samarytanin.

        Stał przed wysokim na kilkaset metrów, wieżowcem w centrum Nagasaki. Z obrzydzeniem wpatrywał się z wypełniony złotem, napis: „Modystyle – Momochi Zabuza sp. z o.o.”. Że też przepracował dla tego chuja tyle lat, a ten go zwolnił za niby zagubienie ważnego dokumentu, którym de facto, była jego własna praca. Naprawdę brzydziły go przeszklone piętra, z wielkimi oknami i szarymi ścianami.  Z miłym dla uszu, wściekłym warknięciem, wyjął telefon z kieszeni. Wykręcając numer taxi, myślał nad tym, jak wyjaśni swój powrót do domu swojej partnerce życiowej, Shinjitsu. Na pewno nie spodziewała się go o tej porze. Siedząc w bardziej żółtym od słońca samochodzie, patrzył ze smutkiem i zmęczeniem na mijane budynki. Jeden zwrócił jego uwagę – wysoki, elegancko wykończony wieżowiec, którego większość okien zasłaniał ogromny baner z przystojnym brunetem o nieziemsko czarnych oczach, ubranym w elegancki, włoski garnitur i dopasowane, wypastowane chyba diamentem, buty. Napis obok chłopaka głosił: „Uchiha Enterprise – projektowanie ubrań. Staram się, by Twoje życie opływało w luksusy”. Nie zdążył zapisać numeru, lecz postanowił w niedługim czasie się tam wybrać. Kto wie, może teraz będzie pracować dla tego seksownego chłoptasia?

środa, 27 listopada 2013

Opiekun - 2. Kupiony tydzień - co potrafi panicz Uchiha - PONIEDZIAŁEK



        „O P I E K U N”

        ~ CO POTRAFI PANICZ UCHIHA

Poniedziałek

         Moim zadaniem było wyprowadzenie Sasuke Uchihy z demoralizujących zgliszczy Internetu i oddanie go na żer wilkom - innymi słowy miałem doprowadzić do złagodzenia skutków wpływu tego całego Orochimaru i dać światu go oglądać, jak zwierzę w zoo. Aby to zrobić, musiałem najpierw poznać zwyczaje, zachowanie panicza, oraz dowiedzieć się, w jaki sposób żył i zachowywał się przed poznaniem tamtego typka. Krótko mówiąc - rozeznanie czas zacząć.
        W moim zawodzie często trzeba być kilkoma osobami naraz - detektywem, samobójcą, nauczycielem, przyjacielem, czy nawet - kochankiem. Tak, kochankiem. Jestem terapeutą - psychologiem i mam swoje własne, mniej lub bardziej inwazyjne metody, dlatego jestem najlepszy. Jak dotąd nikt nie uskarżał się na moje działania - ani rodzice, ani podopieczni, bo w tym, co robiłem, byłem naprawdę dobry, bez względu na to, którą rolę przyszło mi grać.
        Jaką strategię mam obrać w stosunku do młodego Uchihy? Tego dowiem się po dzisiejszym dniu. Jak zawsze działam według ściśle określonych zasad, nie zmieniając wytycznych i planu. Po rozpoznaniu, zazwyczaj staram się sprowokować mojego oponenta do najgorszego zachowania. Po co? To proste - by wiedzieć, na co takiego popaprańca stać. A wierzyłem, że Sasuke potrafi wiele i da mi w kość. Ale o to mi właśnie przecież chodzi.
        Potem, jeśli mój obiekt nie złamie się podczas drugiej fazy, staram się go poznać i zrozumieć pobudki takich, a nie innych zachowań. Stosunkowo ta faza jest najtrudniejsza, lecz i najbezpieczniejsza, bo w dwóch poprzednich jestem stale narażony na cierpienie zarówno fizyczne jak i psychiczne. Choć szczerze powiem, że po tylu latach własnej męki w domu rodzinnym, wyzwiska nie docierają do mojego wewnętrznego "ja" i nie mają na mnie wpływu. Lecz mimo to, są rysą na mojej umęczonej, samotnej duszy. Może, dlatego rozumiem tych psycholi i staram się im pomóc? Bo wiem, co to samotność i ból? Może, nie wykluczam tego.
        W ostatniej, czwartej fazie wraz z wychowankiem znajduję możliwe rozwiązania - od dogadania się z powodem doła czy odrzuceniem wiążących pęt, po samobójstwo. Niestety, w mojej praktyce tylko raz zawiodłem - według pismaków i jakiś tam wielkich uczonych, co gówno wiedzą o życiu. Ja wierzyłem, że moje działanie przyniosło dziewczynie ulgę, jakiej potrzebowała nie tylko ona, ale i jej opiekunowie prawni. Otóż skierowałem moją podopieczną, pannę S., na jedyne rozwiązanie, jakie do siebie dopuszczała - znalazłem jej sposób na zabójstwo samej siebie. Pierwszy raz spotkałem się z osobą, która potrzebowała mnie tylko po to, by znaleźć w miarę humanitarny sposób na samobójstwo. Próbowałem ją od tego odwieść, walczyłem o jej życie ponad pół roku, by po tym czasie stwierdzić, że to walka z wiatrakami. Panna S. była świadoma podejmowanego działania. W pełni zdrowa na umyśle przepraszała mnie, że nie mogłem jej pomóc tak jak robiłem to dotąd z innymi. Przeprosiła mnie też za to, że choć wiedziała, ile będzie mnie kosztować jej samobójstwo, nie tylko mentalnie, ale i społecznie, to zwróciła się do mnie o pomoc. Jej postawa odmieniła mnie - z kochliwego, wiecznie gapkowatego blondynka, na poważnego, rzeczowego i skrupulatnego młodego mężczyznę. I dlatego właśnie zamierzam się męczyć z tym draniem Uchihą.

        Blondyn usiadł na średniej wielkości łóżku, rozmasowując obolały kark. Źle spał na obcym podłożu. Przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się obudził. Pokój był kwadratowy, dość mały, no, ale cóż, przecież służył państwu Uchiha. Naprzeciw łóżka, blisko drzwi stała mała szafa, a tuż przed nią drobny regał na najpotrzebniejsze rzeczy. Z prawej strony były kolejne drzwi, prowadzące, jak się wczoraj zdążył zorientować, do obskurnej łazienki z małą kabiną prysznicową, klozetem, lustrem i umywaleczką. Tuż za nimi stało biureczko z jego, rozłożonym już wczorajszego wieczora, laptopem i dziwnym kwiatem, prawdopodobnie kaktusem.
        Mężczyzna wysunął się spod pościeli i otworzył na oścież okienko (oknem byście tego nie nazwali - dop. Naruto), jednocześnie poprawiając wchodzące w rowek slipki (dla Kai Jelonek ;p - dop. aut.). Wyjrzał przez nie (okno) i zauważył piękny ogród, który wczoraj podziwiał, podjeżdżając pod willę swoim mustangiem. Nie miał czasu do stracenia, więc z pośpiechem wszedł do łazienki, oddał mocz do analizy, po czym wskoczył pod prysznic. Ciepła woda mile łechtała jego ciało, spływając stróżkami po opalonym, niemal indiańskim torsie, umięśnionych ramionach, smukłych palcach, dużym penisie, silnych nogach… Wychodząc z kabiny czuł się rześki, wyspany, a nade wszystko spokojny o następny tydzień w tej klitce. Znalazł złoty środek.
        Wypadł z pomieszczenia, by po sekundzie znów do niego wpaść z jękiem zaskoczenia. Wyjrzał zaskoczony zza drzwi i z niezadowoleniem stwierdził, że się nie mylił. Ktoś na niego czekał. Chwycił zapomniany wcześniej ręcznik i owinął go sobie wokół bioder, po czym tak zabezpieczony, wyszedł z łazienki pewnym krokiem. W ogóle nie zważał na siedzącego na jego łóżku chłopaka. Nie było takiej potrzeby.
    - W co ty, kurwa, pogrywasz? - Usłyszał za sobą. Uśmiechnął się na moment, by odwrócić się do gościa, już bez uśmiechu.
    - Dzień dobry, Sasuke - przywitał się z brunetem, wyciągając ku niemu dłoń. Ten tylko prychnął.
    - Zastanawiam się, który z nas jest bardziej pojebany, ja czy ten półnagi blond gej przede mną - myślał na głos Uchiha, unosząc nieznacznie kąciki ust. - Udajesz, że mnie nie słyszysz, całkiem dorośle - skwitował kwaśno, wciąż patrząc mu w oczy. Naruto spostrzegł, że tęczówki jego nowego podopiecznego są niebezpiecznie piękne i pociągające. Postanowił, tak dla zasady się ich wystrzegać. Odwrócił wzrok, wciąż milcząc, co coraz bardziej wkurzało czarnookiego. - W co ty, kurwa, chuju pogrywasz?!!
    - Nie da się bez przekleństw, Sasuke? - Droczył się z nim, podświadomie realizując fazę drugą swojego planu, w sumie już nie pierwszy raz. Podobnie miał z paniczem G., no, ale cóż poradzić. Spojrzał krytycznie na chłopaka, zauważając dziwne podrapania na nadgarstkach. Pomyślałem, że się tnie, ale nie mogłem go o to zapytać, bo to byłoby złe posunięcie. Nie powinienem interesować się zdrowiem obiektu, przez co najmniej pierwsze dwa tygodnie, bo inaczej uzna, że chcę mu matkować. Udałem, więc, że tego nie widzę.
    - W co, ty skurwielu popierdolony, pogrywasz, do chuja jebanego kurwamać! - Krzyknął w stronę opiekuna, wstając z łóżka.
    - Takim sposobem niczego ode mnie nie wyciągniesz - odparł Uzumaki, podchodząc do bruneta jeszcze bliżej. Nachylił się, zmuszając tym samym Uchihę do powolnego położenia się na opuszczonym przed momentem meblu.
    - Co ty robisz? - Oczy chłopaka wyrażały najwyższe zdziwienie i strach. Niebieskooki uśmiechnął się na widok jego miny i jak gdyby nigdy nic, sięgnął porzuconą wcześniej koszulkę, po czym wyprostował się i zamachał mu nią przed nosem.
    - Widzę, że umiesz nie przeklinać, Sasssuke - przeciągnął trzecią literę jego imienia, rejestrując, że z pokoju chłopaka ktoś go woła. Domyślił się, że to wspomniany Orochimaru, więc zabarykadował drzwi swoim ciałem, patrząc na przerażoną twarz onyksowookiego poważnie. - Na podstawie, czego stwierdzasz, że jestem homoseksualistą? - Zapytał, zapierając się piętami.
    - Latasz, kurwa, nago i mnie napastujesz! - Krzyknął w jego stronę, starając się go wyminąć. - Przepuść mnie!
    - Kto tu kogo napastuje? Jest ósma rano, brałem kąpiel, miałem prawo chodzić tak jak mnie teraz widzisz - rzucił spokojnie, słysząc, że głos w jego pokoju się niecierpliwi.
    - Pierdolę to! Puszczaj natychmiast, jesteś tylko moim służącym, popierdoleńcu - ah, tak, chłopak jest gotów powiedzieć mu wszystko, byleby dostać się do swojego pokoju. Bez słowa się odsunął, a gdy rozpędzony czarnowłosy wpadł na równoległą drzwiom jego pokoju, ścianę, zatrzasnął je.
        Co mu dała ta wymiana zdań pomiędzy nimi? Jedno - wiedział już, że problemem jest tylko ten mężczyzna – Orochimaru, nie Internet w ogólności. Nie miał pojęcia, kim był dla Uchihy, ale widział, że ten bał się nawet mu postawić. Pokusił się nawet o postawienie hipotezy, że był od niego zależny, a on musiał dowiedzieć się, dlaczego.

        Hinata zaprowadziła go przez długi hol i pięknie urządzony, kremowy salon, do pomieszczenia zwanego przez służbę „jadalnią pomywaczy”. Zobaczył przed sobą średniej wielkości dębowy stół, około czternastu krzeseł i wiszącą nad nimi starą, drewnianą lampę. Usiadł przy dziewczynie i rozejrzał się po siedzących.
    - Jestem Ino Yamanaka, pokojówka - przedstawiła się siedząca najbliżej, równie niebieskooka, co on, dziewczyna z pięknymi, zapiętymi w kitkę, złotymi włosami.
    - Miło mi, jestem Naruto Uzumaki, nowy opiekun panicza Uchihy - siedzący spojrzeli na niego nieufnie, lecz wyratowała go Hinata.
    - Jest swój - rzuciła, na co reszta odetchnęła z ulgą i zaczęła się przedstawiać. Dowiedział się, że osobisty szofer Sasuke miał na imię Kakashi (zastanawiały mnie jego szare, nastroszone włosy - dop. Naruto), kucharz - Choji i raczej lubił podjadać, jego pomocnica - Ayame, szofer pana Fugaku - Iruka (od razu go polubiłem, miły chłop - dop. N.), gospodyni domowa - Tsunade, gość od sprzątania - Neji, ogrodnik - Kiba, a garderobiana - Kurenai. W przyszłości miał poznać jeszcze drugiego kucharza i męża Yuuhi, Asumę, kosmetyczkę Ten-ten i domowego grajka, Shikamaru, którzy jak dotąd mieli urlop. Po jakiś dwudziestu minutach, gdy spożywał ukochaną kawę z mlekiem i przyniesione przez Chojiego ciasto, przyszedł po niego sam najstarszy Uchiha, prosząc, by podążył za nim na korytarz. Niepewny poszedł za pracodawcą, spodziewając się najgorszego. Zatrzymali się przy drzwiach wejściowych.
    - Panie Naruto, chciałem pana osobiście zapytać, czy to prawda, że mój syn był u pana w pokoju? Wyszedł ze swojego?
    - Tak, ale.. - Brunet nie pozwolił mu dokończyć.
    - Naprawdę jest pan świetny. Skończył już pan śniadanie?
    - Szczerze nie. Chciałem jeszcze porozmawiać ze służbą o Sasuke... - odparł, patrząc wyczekująco na mężczyznę.
    - A w czymś to pomoże?
    - Myślę, że tak. Będę przynajmniej w stanie określić, jakie zmiany zaszły w pańskim synu.
    - Niech pan robi to, co uważa za słuszne, nie zdaje mi się jednak, by ta chołota - Uzumaki zacisnął zęby - miała cokolwiek do powiedzenia na jego temat. Jak pan widzi, wyjeżdżam na kilka dni, wrócę w piątek, na weekend, jak zawsze. Może wtedy porozmawiamy o Susake?
    - Sasuke - poprawił gospodarza, coraz mocniej dostrzegając jak mało się chłopakiem przejmuje.
    - Ah, tak, Sasuke. To do zobaczenia w piątek, Naruto - ze zdziwieniem stwierdził, że czarnooki umyślnie "zgubił" formalne "pan". Co to mogło oznaczać? Patrzył przez oszklone wrota, jak wsiada do czarnej limuzyny i odjeżdża w kierunku centrum.

        - Nie zazdroszczę ci, Naruto - wrócił do jadalni i zasiadł do zaparzonej przez orzechowooką Tsunade, kawy. Zaczął swoje dochodzenie od Kiby Inuzuki, choć nie spodziewał się, że brązowowłosy ogrodnik miał coś ciekawego do powiedzenia. - Pracuję dla Uchihów już jakieś cztery lata i jak dotąd nie było dnia, w którym ten cały Sasuke byłby dla mnie miły…
    - Bo mało z tobą przebywał, Kiba - szepnęła nieśmiało Hinata, stojąc w drzwiach kuchni. - Więcej może ci powiedzieć Iruka czy Kakashi, ale oni w tym momencie są w terenie - zwróciła się do blondyna.
    - Dzięki, ale wolałbym z każdym porozmawiać, wiesz, może ktoś skrywa coś, o czym nie wie nikt inny.. - w tym momencie szatyn podsunął mu zapisaną pospiesznie chusteczkę, po czym szybkim krokiem wyszedł z kuchni, pozdrawiając po drodze dziwnie zmęczonego Chojiego. Uzumaki spojrzał na kawałek papieru i lekko się zdziwił. Widniały na niej cztery niewyraźne słowa: Przyjdź do mnie później. Czyżby właśnie ogrodnik coś ukrywał? Nie miał czasu się zastanawiać, bo do kuchni wbiegła lekko zdyszana Ino.
    - Szukałam cię - zwróciła się w stronę "nowego". - Panicz Sasuke życzy sobie, byś przyszedł do niego.
    - Do pokoju? - Zapytałem, zdziwiony nie mniej niż reszta.
    - Przed - sprecyzowała blondynka, międzyczasie prosząc Hinatę o odprowadzanie mnie.
    - Dziękuję, ale znam już drogę do jego lokum - odparłem, wychodząc z jadalni. Tak jak pamiętałem, skręciłem w prawo, w długi, wyłożony marmurowymi kafelkami hol, a po paru sekundach marszu, wszedłem do atrium. Dalej po schodach, na pierwsze piętro. Przystanąłem, opierając się o oszkloną, zapewne diamentem, balustradę. Z góry podziwiałem jeden z salonów Uchihów, urządzony jak już wiecie w kremie, choć teraz, przyjrzawszy się, zauważyłem, że wiele mebli na dziwną, złotą poświatę i czerwone wachlarze. Z premedytacją przeciągałem tą chwilę, wiedząc, że Uchiha zapewne się zdenerwuje, no, ale nic nie ryzykowałem, nie miał prawa mnie zwolnić. Patrzyłem na te wszystkie wspaniałości, myśląc o samym sobie. Gdyby nie moja przeszłość, zapewne nie byłbym tym, kim jestem teraz. Nie poznałbym tylu wspaniałych ludzi, zamaskowanych za tonami obłudy, zakłamania czy nienawiści. Nie pomógłbym im wszystkim, jednocześnie nie pomagając sobie. Nie rozumiałbym rządzących naszym światem praw, nie rozumiałbym, dlaczego ciągle wybuchają wojny, a ludzkość pogrążona jest w tym bagnie. Nie wiedziałbym po prostu, kim jestem. Byłem w wieku Sasuke, gdy odkryłem swoje powołanie nadałem swojemu życiu obrany dotąd kierunek. I nie żałuję.

        Stanąłem przed hebanowymi drzwiami i czekałem. Nie wiem, dlaczego, ale spodziewałem się, że młody brunet wyczuje, że stoję i czekam. I wiecie, co? Nie myliłem się.
    - Nie spieszyłeś się - usłyszałem zza drewna i powiem szczerze, że obojętność w głosie chłopaka mnie ucieszyła. Lepsze to, niż chłód.
    - Miałem parę rzeczy na głowie – odrzekłem, zapominając się na chwilę. Przecież zapewne zaraz zripostuje.
    - Miałeś parę rzeczy na głowie? Myślałem, że jedynym twoim zajęciem jest pilnowanie mojej dupy, a nie pierdolenie innych - jad w jego głosie mnie otrzeźwił. Słowa, które wypowiedział, aż prosiły się o kontrę, a ja starałem się być w tym mistrzem.
    - Proponujesz, bym przeruchał twoją? - Zapytałem całkiem poważnie, opierając się znów o framugę. To było jedno z moich zagrań i choć czasem, owszem, lądowaliśmy w łóżku, to zwykle stosowałem je tylko po to, by oponent się otworzył. Nie spodziewałem się, że z Uchihą to przejdzie i kolejny raz miałem rację.
    - Trzymaj się od mojej dupy z dala, skurwysynie - nienawidziłem, jak ktoś obrażał moją niewinną matkę, lecz wiedziałem, że nie mogę dać się ponieść emocjom. Kolejna zagrywka.
    - Wiesz, co myślę? Że ten cały Orochimaru to jakiś twój kochanek, albo nie wiem, wręcz przeciwnie, bo tylko pierdolenie ci w głowie - odparłem, rozkoszując się zwycięstwem, bo oto pan Sasuke Uchiha nie odpowiedział. - Trafiłem w dziesiątkę, co? - Dorzuciłem, nadal ciekawy, po co chciał mnie usłyszeć, bo póki, co o widzeniu nie było mowy. Dzieliła nas przecież drewniana zapora z klamką, która, o dziwo zaskrzypiała, jakby jej właściciel po drugiej stronie właśnie jej używał. - Wiesz, polubiłem te nasze drzwiowe pogawędki - uwielbiałem prowokować. Chwilę później zobaczyłem właściciela pokoju za nimi. - Wyglądasz o niebo lepiej, niż wczoraj - pochwaliłem go, w głowie układając już odpowiedź na jego zaczepkę.
    - Czyżby mój popierdolony ojciec, naprawdę załatwił mi tym razem geja? - Zapytał z udawanym obrzydzeniem.
    - Może, ale widzę, że tobie to odpowiada. No, co z tym Oro? Spotykacie się po kryjomu? A niee, ty nie wyłazisz z własnego getta. Pewnie walisz konia patrząc na jego nagie zdjęcia - wiedziałem, że zawodowy terapeuta nie powiedziałby nigdy czegoś takiego, ale ja nie zważałem na to. Gdyby nie lata treningów karate, nie odparłbym jego ataku. A tak zablokowałem cios i trzymając go za nadgarstki, wepchnąłem z powrotem do pokoju. Tym razem walało się po podłodze trochę mniej syfu. Mogłem i to skomentować, ale jak na dzisiejszy dzień i tak już przegiąłem. Posadziłem go na łóżku, po czym patrząc beznamiętnie, zapytałem:
    - Po co mnie wzywałeś, o panie?
    - Chciałem popatrzeć na takiego pojebańca jak ty, całkowite zero - uśmiechnąłem się, świadomie dolewając oliwy do ognia.
    - Więc przyznajesz, że ci się podobam, skoro tęskniłeś za moim widokiem? - Wyprężyłem ciało, jakbym specjalnie mu je pokazywał.
    - Chciałbyś - warknął w moją stronę, z powrotem wstając. - Mam dla ciebie listę - wcisnął mi w rękę jakiś świstek. - Masz to załatwić - obejrzałem podany mi papier. Kupić jakieś leki przeciwbólowe, nową płytę Linkin Park’a, którą nawiasem już miałem, X-boxa, jakąś tam grę, zapłacić za Internet - z terminem do za tydzień, kupić kartę do plusa (nie chciało mi się wymyślać sieci - dop. aut.), a na końcu drukowanymi: ZŁOŻYĆ WYMÓWIENIE. Roześmiałem się serdecznie. - Z czego się śmiejesz? - Syknął, zdenerwowany moją reakcją. Obróciłem papier przodem do niego, wskazałem ostatnie polecenie i patrząc mu w oczy, odparłem:
    - Nie da rady, zbytnio cię pokochałem - w jego oczach zauważyłem niebezpieczne dla mnie kurwiki.
    - Zapłacę - dodał, jakby chcąc mnie przekonać. Spoważniałem.
    - Masz swój internecik, więc pewnie wiesz, kim jestem i jaki jestem. Ja nie rezygnuję, chyba, że ze mnie zrezygnują, a jak zapewne również wiesz, to się nie zdarzyło - kolejne prychnięcie. - Zresztą widzę, że zależy ci na tym, bym odszedł, więc tym bardziej zostanę - pospiesznie przeszedłem przez pokój i zamknąłem za sobą nieszczęsne drzwi. Sasuke wybiegł za mną. Wykorzystałem to i patrząc wprost w te dwa cudowne tunele, dodałem twardo: - Jeśli chcesz mieć to wszystko kupione, bądź zrobione, musisz mi towarzyszyć.
    - Poślę po kogoś innego, a ojcu powiem, że się mną nie zajmujesz - wydedukował wyniośle. Nie wiem, dlaczego, ale cofnąłem się bliżej niego i nadal nie spuszczając wzroku z jego twarzy, rzekłem odpowiednio chłodno.
    - Póki nie ma tu twojego ojca ani brata, ja stanowię o tobie, bo jesteś niepełnoletni. I to ja na obecną chwilę decyduję o tym, co dla ciebie zrobić, a czego nie. Sasuke, nie zrozum mnie źle, ale... wiem, że byłeś inny przed poznaniem tamtego typka. Dowiem się powodu twojej zmiany za wszelką cenę. -  Bez dalszej dyskusji zszedłem na dół, do swojego pokoju. Nie załatwię nawet jednej sprawy z Wielkiej Listy Zadufanego w Sobie Pana Sasuke, choćby mieli mnie zwolnić. Tydzień do zapłaty rachunku za Internet, tak? Jeszcze zobaczymy, czy ze mną nie pójdziesz, Draniu.

        Przez większość przedpołudnia, południa i popołudnia Ino wraz z Hinatą, pokazywały mu dom szanownego pana Fugaku Uchihy. Naruto nie był w stanie spamiętać wszystkich pomieszczeń w willi, wbił sobie jednak do głowy drogę prowadzącą do wspaniałej, wręcz ogromnej biblioteki z mnóstwem książek, zarówno współczesnych, jak i tych, sprzed ponad kilku wieków. Zapamiętał także drogę do sali uczelnianej, z dwóch łazienek, pokoju Hyuugi i Yamanaki, pokoju letniego, służącego pracownikom na odpoczynek w czasie pozostałych pór roku i do gabinetu swojego pracodawcy. Znał już wcześniej jeden z tarasów, wiedział, gdzie jest lokum jego podopiecznego, jego własne, salon, jadalnia i nawet kuchnia. Zachodząc do ostatniego pomieszczenia, wyłudził od Chojiego przepis na francuskie tosty w polewie czekoladowej i omlety cukiernicze, z miękkiego ciasta i z bitą śmietaną. Dopiero, gdy przez okno jednego z odwiedzanych pomieszczeń zauważył Kibę, ogrodnika, zapragnął wyjść na ogród. Nie zdziwił się, gdy Ino zapytała, którym wejściem chciałby przejść. Wytłumaczyła mu, że służący mają osobne, by nakrywając na przykład do stołu, nie przeszkadzać gościom. Teraz, kiedy pan wyjechał, a drugi prawowity dziedzic siedział ciągle przed komputerem, korzystali z obu, na przemian. Blondynka zdecydowała się wyjątkowo na to boczne, więc wyszli z willi przez średnich rozmiarów, porośnięte bluszczem metalowe, ciężkie drzwi.

        Jego oczom ukazał się wielki, ogród, w większości pokryty trawą. Żwirowane alejki, wielkie połacie pięknej, zieleniejącej się trawy, kilka oczek wodnych, a na środku, między pięknymi, słodko pachnącymi kwiatami ustawiony był ogromny, jego zdaniem, marmurowy stół z eleganckimi, chromowanymi krzesłami, otoczony wielkim, czarnym dachem. Zauważył, że zarówno stół, krzesła jak i inne przyrządy, nosiły znamię czerwonego wachlarza. Podziękował dziewczynom za wspaniałą wycieczkę i ruszył w kierunku nawołującego go do swojego kantorka, Kiby. Tym czasem służący wymienili między sobą spojrzenia i uwagi.
    - Myślicie, że go ostrzeże? – Tsunade patrzyła lekko zaniepokojona na znikającego blondyna.
    - Czemu nie – odszepnęła konspiracyjnie Ino, w ostentacyjny sposób pociągając ucho. To był znak – znak, że Uchiha patrzy.

        Resztę poniedziałku spędziłem w większości z Kibą, jak i innymi podwładnymi mojego szefa. Nie powiem, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, o dziwo, właśnie od niego. Otóż Sasuke Uchiha był z lekka zadziwiającym gościem. Jako pięciolatek, dostał na urodziny fortepian i zagrywał się na nim godzinami. Gorąco popierał go jego brat, Itachi i na początku sama Mikoto, lecz to nie podobało się Fugaku. Powoli między rodzicami braci zaczęło dochodzić do sprzeczek, głównie na tle finansowym. Na początku młody znosił to dzielnie, wspierany przez swojego Ani-san’a. Z czasem jednak zaczęło być coraz gorzej. Przez wieczne kłótnie żadne z rodziców nie zauważył, że ich syn zaczął się izolować, przestał wierzyć w samego siebie, agresją próbując odegnać zło. Przestał grać i śpiewać. Chłopak stał się cieniem dawnego Sasuke. W wieku dziesięciu lat musiał pożegnać się ze swoim kilka lat starszym bratem, gdyż ten, po wyjawieniu ojcu prawdy o swojej orientacji seksualnej, musiał uciekać z domu. Od tej pory z roześmianego i twórczego, stał się zimnym, apodyktycznym draniem z niewyparzoną gębą. Odejście Mikoto również zadziałało na niego destrukcyjnie – z dnia na dzień stawał się coraz bardziej osamotniony i… dziki. Nie rozmawiając z ludźmi, tracąc autorytety, wzory do naśladowania czy wsparcie i uwagę rodziców, zaczął przeżywać swoje życie w Internecie.
        Pierwsze, mniej więcej, dwa lata były niegroźne, bo Sasuke, jako tako wychodził do szkoły, nawiązywał kontakty z ludźmi (narkomanami, alkoholikami i prostytutkami, jak poinformowała mnie Ino, ale jednak je nawiązywał), dbał o siebie i w miarę normalnie rozmawiał ze służbą. Wszystko zmieniło się jakiś rok temu, gdy poznał na jednym z portali faceta o Nicku Rozkosz1987, powszechnie znanego, jako Orochimaru no Hebi. Z tego, co wiedziałem od Hinaty, która to raz podejrzała chat młodego, mężczyzna ten miał długie, ciemnobrązowe włosy związane w luźną kitkę, strasznie bladą, wręcz białą skórę, zielonkawe,
w ę ż o w a t e oczy z fioletową obwódką wokół nich i kwaśny, wręcz obleśny uśmiech. Nie wiem, jak Sasuke mógł nawiązać z tym… czymś bliskie kontakty, ale spokojnie, dowiem się tego. Teraz jednak muszę spisać raport dla poradni, w której pracuję i zhakować komputer Czarnuszka, gdy tylko będę miał okazję.
        Niestety, nie zakończyłem pierwszej fazy mojego planu, no, ale cóż, nie zawsze kończę go w pierwszym dniu. A zresztą, jest dopiero godzina 20-sta. Dzień się nie skończył. Czas sprawdzić informacje od Inuzuki.

        Dochodziła północ. Czarnooki młodzieniec przemykał korytarzami willi swojego ojca, stąpając cicho, niczym kot. Nie zauważył jednak ciemnej postaci stojącej na tarasie, na który właśnie się udawał. Gdy wysunął bosą stopę na chłodne, owiane letnim wiaterkiem, kafelki, poczuł impuls, od dużego palca, po męskość, aż do mózgu. Jego drobne, chucherkowate ciało przeszedł dreszcz, a blada skóra pokryła się milionem malutkich punkcików.
    - Ah – z jego ust uleciało cichutkie westchnienie. Ukryty za filarem i wielką donicą z kwiatami, Naruto, postanowił chwilowo się nie ujawniać. Pierwszy punkt planu, dla przypomnienia, ROZEZNANIE, dotyczył również obiektu jego działań, czyli w tym wypadku Sasuke. Był ciekaw, co chłopak robi tuż przed północą w tym miejscu no i czy zawsze tu wychodzi. Okazało się, że tak. Niebieskie, podejrzliwe oczy zarejestrowały ruch, gdy czarnooki rozejrzał się badawczo po tarasie i wyjął komórkę. Uzumaki dziękował w myślach starszemu Uchisze, że miejsce, w którym się obaj znajdowali, nie jest zbyt dobrze oświetlone. Prócz nowoczesnej lampy naftowej wiszącej nad głową bruneta, nie było tu żadnego innego źródła światła. A to dawało mu przewagę.
        Chwilę później usłyszał, jak Sasuke wyklikuje jakiś ciąg cyfr. Spojrzał na niego, wychylając się odrobinkę – młody gniewny gdzieś telefonował. Do kogoś. Do…
    - Witaj, Orochimaru-sama – „-sama?”, przemknęło mu przez myśl, gdy wsłuchiwał się w rozmowę swojego podopiecznego. – Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć, jak zawsze. Tak, właśnie zamówiłem przez Internet, przyjdą za dwa dni. … Koszt to 25 000 jenów. … Rytuał mam zacząć w czwartek o północy? … Tak, Orochimaru-sama… Tak, oczyściłem krew, biorąc leki, które mi przesłałeś… Ależ oczywiście, kocham cię, Orochimaru sama… Tak, wiem, że to bardzo ważne i przykładam się do tego z całych sił… Pragnę cię, mój mistrzu… - Obserwował, jak chłopak rozsiada się na jednym z foteli, tyłem do wyjścia z tarasu. Starając się nie pochłaniać jęków bruneta, który zaczął się właśnie onanizować, stękając do słuchawki, wymknął się z tarasu i co sił w nogach pognał do jego pokoju. Stając w ciemnościach przed hebanowymi drzwiami, denerwował się. Co, jeśli Uchiha zaraz wróci i nakryje go w swoim pokoju? Jako jego terapeuta i bezprawny opiekun nie miał prawa tykać jego osobistych rzeczy, ba, przeszukiwać ich. I rzadko to robił. Jednak w sprawie Sasuke musiał postępować inaczej, łamać swoje zasady. No cóż, do każdego z wychowanków miał indywidualne podejście, więc i dla Uchihy musiało jakieś się znaleźć. Rozglądając się, chwycił za klamkę i przekręcił. Niestety, drzwi nie ustąpiły. Spróbował jeszcze raz, bez skutku. Zmełł w ustach przekleństwo i przeszukując wzrokiem korytarz, wycofał się do swojego pokoju. Zasiadł od razu do laptopa i zaczął pisać raport dla siebie.

        „11 kwietnia 2012 roku. Pierwszy dzień w domu Uchihów, niedziela.
        Po pierwszej konfrontacji z młodym Sasuke zauważyłem, że jest to typ osobnika, zamkniętego w sobie człowieka, który samoistnie stroni od otoczenia i rówieśników. Jego wulgarne, apodyktyczne zachowanie wydaje się być otoczką ochronną, pozwala mu odizolować się od świata zewnętrznego. Nie mogę, co prawda wyciągać wniosków, aczkolwiek przypuszczam, że takie zachowanie nie jest tylko obroną, lecz i cząstką niego samego.
        Gdy go pierwszy raz zobaczyłem, był krótko mówiąc zaniedbany, co prawdopodobnie świadczy o tym, że zagubił poczucie własnej tożsamości i nie jest świadom upływu czasu. Porzucając elementy rzeczywiste, takie jak higiena czy potrzeby fizjologiczne, daje świadectwo swojego zdemoralizowania i słabości. Paniczowi S. wydaje się, że jest już dorosły i postępuje świadomie. Niestety, tak jak w większości przypadków, się myli.
        Zauważyłem u niego także niepokojące objawy, jak poraniona prawa dłoń. Są to jak na razie moje przypuszczenia, jednakże myślę, że w przeszłości Sasuke bywały momenty, kiedy nie mógł poradzić sobie z problemami rodzinnymi i próbował odreagować w ten właśnie sposób. Przypuszczam też, że może mieć to związek z tajemniczym osobnikiem z Internetu.”

        No cóż, może to nie są jakieś wielkie tezy, jednakże pomogą mu w pracy z młodym buntownikiem.

        „12 kwietnia 2012 roku. Drugi dzień w domu Uchihów, poniedziałek.
        Jak najbardziej podtrzymuję przypuszczenia z wczoraj, aczkolwiek muszą dodać parę istotnych faktów. Sasuke rozsiewa wokół siebie atmosferę zimnego drania, bezwzględnego i wyniosłego pracodawcy, co zauważyłem podczas naszego popołudniowego spotkania. Pod maską nienawiści, wyższości oraz wulgarności ukrywa swoje prawdziwe wnętrze, jak sądzę, zranionego szesnastolatka. Próba szczerej rozmowy spełzła na niczym, czego się spodziewałem. W końcu Uchiha jest dumny i musi się bronić przed próbą jakiegokolwiek zrozumienia. O czym świadczy narastająca agresja w stosunku do osób mu obcych jak i bliskich.
        Po tym, co usłyszałem dziś wieczorem, jestem pewien, że problem stanowi przede wszystkim Orochimaru no Hebi. To on ma zły wpływ na mojego młodego wychowanka. Myślę, że chłopak znalazł w nim coś na wzór ojca i dlatego też słucha go we wszystkim i jest wobec niego uległy (ucieczka w panice ukrytej pod zimnym spojrzeniem, z mojego pokoju). Przypuszczam, że Sasuke żyje w nierealnej rzeczywistości stworzonej mu przez Węża. Dawno już porzucił resztki rozsądku i wrodzonego instynktu, poddając się w pełni władzy tamtego gostka, przez co zmienił się i stał pustą lalką bez myśli i własnego rozumu.
Zastanawiam się, czy jest gotów na opuszczenie własnego „gniazda”, by pójść ze mną na zakupy i zapłacić rachunek za Internet… Myślę, że się złamie, bo ja a pewno nie podejmę się tego kroku. Ciekawy też jestem, co się stanie, gdy nie ureguluję należności…
        Co do Orochimaru. Na dzień dzisiejszy wiem troszkę więcej. Jest to człowiek o obrzydliwym wyglądzie, lecz ma w sobie coś, co przyciągnęło do niego młodego Uchihę. Zastanawiam się, jak podejść Sasuke, by dowiedzieć się więcej o tym człowieku. Próba wtargnięcia do jego pokoju zakończyła się fiaskiem. Jak na razie, przynajmniej ;). Niepokoi mnie fakt onanizowania się chłopaka przy rozmowie z tym gościem. Wyraźnie łączy ich wątek erotyczny, seksualny, co może świadczyć o tym, że młody kompletnie się zatracił i żyje w zakrzywionym emocjonalnie świecie. Jestem ciekaw, o jakim rytuale mówił Uchiha, a w szczególności muszę się dowiedzieć, jakie leki zażywał. Zaczynam naprawdę się obawiać o życie Sasuke. Nie wydaje mi się, by był typem samobójcy…
Po naszym porannym spotkaniu mam pewność, co do jednego – panicz S. chce się mnie za wszelką cenę pozbyć, jakby bał się odkrycia prawdziwej tajemnicy i jego powiązań z Wężem. W tym siedzi coś głębszego…”

Moje nieposkładane notatki, choć nie zawsze są spójne, logiczne i zrozumiałe dla osób postronnych, pomagają mi w obraniu sposobu pracy z wychowankami. Jednak nie czas jeszcze wysuwać jakiekolwiek wnioski.

Leżąc w łóżku, planował posunięcia na następny dzień. Nie wiedział jednak, że młody Uchiha go zaskoczy.