„O
P I E K U N”
~
CO POTRAFI PANICZ UCHIHA
Poniedziałek
Moim zadaniem było wyprowadzenie Sasuke Uchihy
z demoralizujących zgliszczy Internetu i oddanie go na żer wilkom - innymi
słowy miałem doprowadzić do złagodzenia skutków wpływu tego całego Orochimaru i
dać światu go oglądać, jak zwierzę w zoo. Aby to zrobić, musiałem najpierw
poznać zwyczaje, zachowanie panicza, oraz dowiedzieć się, w jaki sposób żył i
zachowywał się przed poznaniem tamtego typka. Krótko mówiąc - rozeznanie czas
zacząć.
W
moim zawodzie często trzeba być kilkoma osobami naraz - detektywem, samobójcą,
nauczycielem, przyjacielem, czy nawet - kochankiem. Tak, kochankiem. Jestem
terapeutą - psychologiem i mam swoje własne, mniej lub bardziej inwazyjne
metody, dlatego jestem najlepszy. Jak dotąd nikt nie uskarżał się na moje działania
- ani rodzice, ani podopieczni, bo w tym, co robiłem, byłem naprawdę dobry, bez
względu na to, którą rolę przyszło mi grać.
Jaką
strategię mam obrać w stosunku do młodego Uchihy? Tego dowiem się po
dzisiejszym dniu. Jak zawsze działam według ściśle określonych zasad, nie
zmieniając wytycznych i planu. Po rozpoznaniu, zazwyczaj staram się sprowokować
mojego oponenta do najgorszego zachowania. Po co? To proste - by wiedzieć, na
co takiego popaprańca stać. A wierzyłem, że Sasuke potrafi wiele i da mi w
kość. Ale o to mi właśnie przecież chodzi.
Potem,
jeśli mój obiekt nie złamie się podczas drugiej fazy, staram się go poznać i
zrozumieć pobudki takich, a nie innych zachowań. Stosunkowo ta faza jest
najtrudniejsza, lecz i najbezpieczniejsza, bo w dwóch poprzednich jestem stale
narażony na cierpienie zarówno fizyczne jak i psychiczne. Choć szczerze powiem,
że po tylu latach własnej męki w domu rodzinnym, wyzwiska nie docierają do
mojego wewnętrznego "ja" i nie mają na mnie wpływu. Lecz mimo to, są
rysą na mojej umęczonej, samotnej duszy. Może, dlatego rozumiem tych psycholi i
staram się im pomóc? Bo wiem, co to samotność i ból? Może, nie wykluczam tego.
W ostatniej, czwartej fazie wraz z
wychowankiem znajduję możliwe rozwiązania - od dogadania się z powodem doła czy
odrzuceniem wiążących pęt, po samobójstwo. Niestety, w mojej praktyce tylko raz
zawiodłem - według pismaków i jakiś tam wielkich uczonych, co gówno wiedzą o
życiu. Ja wierzyłem, że moje działanie przyniosło dziewczynie ulgę, jakiej
potrzebowała nie tylko ona, ale i jej opiekunowie prawni. Otóż skierowałem moją
podopieczną, pannę S., na jedyne rozwiązanie, jakie do siebie dopuszczała -
znalazłem jej sposób na zabójstwo samej siebie. Pierwszy raz spotkałem się z
osobą, która potrzebowała mnie tylko po to, by znaleźć w miarę humanitarny
sposób na samobójstwo. Próbowałem ją od tego odwieść, walczyłem o jej życie
ponad pół roku, by po tym czasie stwierdzić, że to walka z wiatrakami. Panna S.
była świadoma podejmowanego działania. W pełni zdrowa na umyśle przepraszała
mnie, że nie mogłem jej pomóc tak jak robiłem to dotąd z innymi. Przeprosiła
mnie też za to, że choć wiedziała, ile będzie mnie kosztować jej samobójstwo,
nie tylko mentalnie, ale i społecznie, to zwróciła się do mnie o pomoc. Jej
postawa odmieniła mnie - z kochliwego, wiecznie gapkowatego blondynka, na
poważnego, rzeczowego i skrupulatnego młodego mężczyznę. I dlatego właśnie zamierzam
się męczyć z tym draniem Uchihą.
Blondyn usiadł na średniej wielkości
łóżku, rozmasowując obolały kark. Źle spał na obcym podłożu. Przetarł oczy i
rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się obudził. Pokój był kwadratowy,
dość mały, no, ale cóż, przecież służył państwu Uchiha. Naprzeciw łóżka, blisko
drzwi stała mała szafa, a tuż przed nią drobny regał na najpotrzebniejsze
rzeczy. Z prawej strony były kolejne drzwi, prowadzące, jak się wczoraj zdążył
zorientować, do obskurnej łazienki z małą kabiną prysznicową, klozetem, lustrem
i umywaleczką. Tuż za nimi stało biureczko z jego, rozłożonym już wczorajszego
wieczora, laptopem i dziwnym kwiatem, prawdopodobnie kaktusem.
Mężczyzna wysunął się spod pościeli i
otworzył na oścież okienko (oknem byście tego nie nazwali - dop. Naruto),
jednocześnie poprawiając wchodzące w rowek slipki (dla Kai Jelonek ;p - dop.
aut.). Wyjrzał przez nie (okno) i zauważył piękny ogród, który wczoraj
podziwiał, podjeżdżając pod willę swoim mustangiem. Nie miał czasu do
stracenia, więc z pośpiechem wszedł do łazienki, oddał mocz do analizy, po czym
wskoczył pod prysznic. Ciepła woda mile łechtała jego ciało, spływając
stróżkami po opalonym, niemal indiańskim torsie, umięśnionych ramionach,
smukłych palcach, dużym penisie, silnych nogach… Wychodząc z kabiny czuł się
rześki, wyspany, a nade wszystko spokojny o następny tydzień w tej klitce.
Znalazł złoty środek.
Wypadł z pomieszczenia, by po sekundzie
znów do niego wpaść z jękiem zaskoczenia. Wyjrzał zaskoczony zza drzwi i z
niezadowoleniem stwierdził, że się nie mylił. Ktoś na niego czekał. Chwycił
zapomniany wcześniej ręcznik i owinął go sobie wokół bioder, po czym tak
zabezpieczony, wyszedł z łazienki pewnym krokiem. W ogóle nie zważał na
siedzącego na jego łóżku chłopaka. Nie było takiej potrzeby.
- W co ty, kurwa, pogrywasz? - Usłyszał za
sobą. Uśmiechnął się na moment, by odwrócić się do gościa, już bez uśmiechu.
- Dzień dobry, Sasuke - przywitał się z
brunetem, wyciągając ku niemu dłoń. Ten tylko prychnął.
- Zastanawiam się, który z nas jest
bardziej pojebany, ja czy ten półnagi blond gej przede mną - myślał na głos
Uchiha, unosząc nieznacznie kąciki ust. - Udajesz, że mnie nie słyszysz,
całkiem dorośle - skwitował kwaśno, wciąż patrząc mu w oczy. Naruto spostrzegł,
że tęczówki jego nowego podopiecznego są niebezpiecznie piękne i pociągające. Postanowił,
tak dla zasady się ich wystrzegać. Odwrócił wzrok, wciąż milcząc, co coraz
bardziej wkurzało czarnookiego. - W co ty, kurwa, chuju pogrywasz?!!
- Nie da się bez przekleństw, Sasuke? -
Droczył się z nim, podświadomie realizując fazę drugą swojego planu, w sumie
już nie pierwszy raz. Podobnie miał z paniczem G., no, ale cóż poradzić.
Spojrzał krytycznie na chłopaka, zauważając dziwne podrapania na nadgarstkach. Pomyślałem, że się tnie, ale nie mogłem
go o to zapytać, bo to byłoby złe posunięcie. Nie powinienem interesować się
zdrowiem obiektu, przez co najmniej pierwsze dwa tygodnie, bo inaczej uzna, że
chcę mu matkować. Udałem, więc, że tego nie widzę.
- W co, ty skurwielu popierdolony,
pogrywasz, do chuja jebanego kurwamać! - Krzyknął w stronę opiekuna, wstając z
łóżka.
- Takim sposobem niczego ode mnie nie
wyciągniesz - odparł Uzumaki, podchodząc do bruneta jeszcze bliżej. Nachylił
się, zmuszając tym samym Uchihę do powolnego położenia się na opuszczonym przed
momentem meblu.
- Co ty robisz? - Oczy chłopaka wyrażały
najwyższe zdziwienie i strach. Niebieskooki uśmiechnął się na widok jego miny i
jak gdyby nigdy nic, sięgnął porzuconą wcześniej koszulkę, po czym wyprostował
się i zamachał mu nią przed nosem.
- Widzę, że umiesz nie przeklinać, Sasssuke
- przeciągnął trzecią literę jego imienia, rejestrując, że z pokoju chłopaka
ktoś go woła. Domyślił się, że to wspomniany Orochimaru, więc zabarykadował
drzwi swoim ciałem, patrząc na przerażoną twarz onyksowookiego poważnie. - Na podstawie,
czego stwierdzasz, że jestem homoseksualistą? - Zapytał, zapierając się
piętami.
- Latasz, kurwa, nago i mnie napastujesz! -
Krzyknął w jego stronę, starając się go wyminąć. - Przepuść mnie!
- Kto tu kogo napastuje? Jest ósma rano,
brałem kąpiel, miałem prawo chodzić tak jak mnie teraz widzisz - rzucił
spokojnie, słysząc, że głos w jego pokoju się niecierpliwi.
- Pierdolę to! Puszczaj natychmiast, jesteś
tylko moim służącym, popierdoleńcu - ah, tak, chłopak jest gotów powiedzieć mu
wszystko, byleby dostać się do swojego pokoju. Bez słowa się odsunął, a gdy
rozpędzony czarnowłosy wpadł na równoległą drzwiom jego pokoju, ścianę,
zatrzasnął je.
Co mu dała ta wymiana zdań pomiędzy
nimi? Jedno - wiedział już, że problemem jest tylko ten mężczyzna – Orochimaru,
nie Internet w ogólności. Nie miał pojęcia, kim był dla Uchihy, ale widział, że
ten bał się nawet mu postawić. Pokusił się nawet o postawienie hipotezy, że był
od niego zależny, a on musiał dowiedzieć się, dlaczego.
Hinata zaprowadziła go przez długi hol i
pięknie urządzony, kremowy salon, do pomieszczenia zwanego przez służbę „jadalnią
pomywaczy”. Zobaczył przed sobą średniej wielkości dębowy stół, około
czternastu krzeseł i wiszącą nad nimi starą, drewnianą lampę. Usiadł przy
dziewczynie i rozejrzał się po siedzących.
- Jestem Ino Yamanaka, pokojówka -
przedstawiła się siedząca najbliżej, równie niebieskooka, co on, dziewczyna z
pięknymi, zapiętymi w kitkę, złotymi włosami.
- Miło mi, jestem Naruto Uzumaki, nowy
opiekun panicza Uchihy - siedzący spojrzeli na niego nieufnie, lecz wyratowała
go Hinata.
- Jest swój - rzuciła, na co reszta
odetchnęła z ulgą i zaczęła się przedstawiać. Dowiedział się, że osobisty
szofer Sasuke miał na imię Kakashi (zastanawiały mnie jego szare, nastroszone
włosy - dop. Naruto), kucharz - Choji i raczej lubił podjadać, jego pomocnica -
Ayame, szofer pana Fugaku - Iruka (od razu go polubiłem, miły chłop - dop. N.),
gospodyni domowa - Tsunade, gość od sprzątania - Neji, ogrodnik - Kiba, a
garderobiana - Kurenai. W przyszłości miał poznać jeszcze drugiego kucharza i
męża Yuuhi, Asumę, kosmetyczkę Ten-ten i domowego grajka, Shikamaru, którzy jak
dotąd mieli urlop. Po jakiś dwudziestu minutach, gdy spożywał ukochaną kawę z
mlekiem i przyniesione przez Chojiego ciasto, przyszedł po niego sam najstarszy
Uchiha, prosząc, by podążył za nim na korytarz. Niepewny poszedł za pracodawcą,
spodziewając się najgorszego. Zatrzymali się przy drzwiach wejściowych.
- Panie Naruto, chciałem pana osobiście
zapytać, czy to prawda, że mój syn był u pana w pokoju? Wyszedł ze swojego?
- Tak, ale.. - Brunet nie pozwolił mu
dokończyć.
- Naprawdę jest pan świetny. Skończył już
pan śniadanie?
- Szczerze nie. Chciałem jeszcze
porozmawiać ze służbą o Sasuke... - odparł, patrząc wyczekująco na mężczyznę.
- A w czymś to pomoże?
- Myślę, że tak. Będę przynajmniej w stanie
określić, jakie zmiany zaszły w pańskim synu.
- Niech pan robi to, co uważa za słuszne, nie
zdaje mi się jednak, by ta chołota - Uzumaki zacisnął zęby - miała cokolwiek do
powiedzenia na jego temat. Jak pan widzi, wyjeżdżam na kilka dni, wrócę w
piątek, na weekend, jak zawsze. Może wtedy porozmawiamy o Susake?
- Sasuke - poprawił gospodarza, coraz
mocniej dostrzegając jak mało się chłopakiem przejmuje.
- Ah, tak, Sasuke. To do zobaczenia w
piątek, Naruto - ze zdziwieniem stwierdził, że czarnooki umyślnie
"zgubił" formalne "pan". Co to mogło oznaczać? Patrzył
przez oszklone wrota, jak wsiada do czarnej limuzyny i odjeżdża w kierunku
centrum.
- Nie zazdroszczę ci, Naruto - wrócił do
jadalni i zasiadł do zaparzonej przez orzechowooką Tsunade, kawy. Zaczął swoje
dochodzenie od Kiby Inuzuki, choć nie spodziewał się, że brązowowłosy ogrodnik
miał coś ciekawego do powiedzenia. - Pracuję dla Uchihów już jakieś cztery lata
i jak dotąd nie było dnia, w którym ten cały Sasuke byłby dla mnie miły…
- Bo mało z tobą przebywał, Kiba - szepnęła
nieśmiało Hinata, stojąc w drzwiach kuchni. - Więcej może ci powiedzieć Iruka
czy Kakashi, ale oni w tym momencie są w terenie - zwróciła się do blondyna.
- Dzięki, ale wolałbym z każdym
porozmawiać, wiesz, może ktoś skrywa coś, o czym nie wie nikt inny.. - w tym
momencie szatyn podsunął mu zapisaną pospiesznie chusteczkę, po czym szybkim
krokiem wyszedł z kuchni, pozdrawiając po drodze dziwnie zmęczonego Chojiego.
Uzumaki spojrzał na kawałek papieru i lekko się zdziwił. Widniały na niej
cztery niewyraźne słowa: Przyjdź do mnie później.
Czyżby właśnie ogrodnik coś ukrywał? Nie miał czasu się zastanawiać, bo do
kuchni wbiegła lekko zdyszana Ino.
- Szukałam cię - zwróciła się w stronę
"nowego". - Panicz Sasuke życzy sobie, byś przyszedł do niego.
- Do pokoju? - Zapytałem, zdziwiony nie mniej niż reszta.
- Przed - sprecyzowała blondynka, międzyczasie prosząc Hinatę o
odprowadzanie mnie.
- Dziękuję, ale znam już drogę do jego lokum - odparłem, wychodząc z
jadalni. Tak jak pamiętałem, skręciłem w prawo, w długi, wyłożony marmurowymi
kafelkami hol, a po paru sekundach marszu, wszedłem do atrium. Dalej po
schodach, na pierwsze piętro. Przystanąłem, opierając się o oszkloną, zapewne
diamentem, balustradę. Z góry podziwiałem jeden z salonów Uchihów, urządzony
jak już wiecie w kremie, choć teraz, przyjrzawszy się, zauważyłem, że wiele
mebli na dziwną, złotą poświatę i czerwone wachlarze. Z premedytacją
przeciągałem tą chwilę, wiedząc, że Uchiha zapewne się zdenerwuje, no, ale nic
nie ryzykowałem, nie miał prawa mnie zwolnić. Patrzyłem na te wszystkie wspaniałości,
myśląc o samym sobie. Gdyby nie moja przeszłość, zapewne nie byłbym tym, kim
jestem teraz. Nie poznałbym tylu wspaniałych ludzi, zamaskowanych za tonami
obłudy, zakłamania czy nienawiści. Nie pomógłbym im wszystkim, jednocześnie nie
pomagając sobie. Nie rozumiałbym rządzących naszym światem praw, nie rozumiałbym,
dlaczego ciągle wybuchają wojny, a ludzkość pogrążona jest w tym bagnie. Nie
wiedziałbym po prostu, kim jestem. Byłem w wieku Sasuke, gdy odkryłem swoje
powołanie nadałem swojemu życiu obrany dotąd kierunek. I nie żałuję.
Stanąłem
przed hebanowymi drzwiami i czekałem. Nie wiem, dlaczego, ale spodziewałem się,
że młody brunet wyczuje, że stoję i czekam. I wiecie, co? Nie myliłem się.
- Nie spieszyłeś się - usłyszałem zza drewna i powiem szczerze, że
obojętność w głosie chłopaka mnie ucieszyła. Lepsze to, niż chłód.
- Miałem parę rzeczy na głowie – odrzekłem, zapominając się na chwilę.
Przecież zapewne zaraz zripostuje.
- Miałeś parę rzeczy na głowie? Myślałem, że jedynym twoim zajęciem jest
pilnowanie mojej dupy, a nie pierdolenie innych - jad w jego głosie mnie
otrzeźwił. Słowa, które wypowiedział, aż prosiły się o kontrę, a ja starałem
się być w tym mistrzem.
- Proponujesz, bym przeruchał twoją? - Zapytałem całkiem poważnie,
opierając się znów o framugę. To było jedno z moich zagrań i choć czasem,
owszem, lądowaliśmy w łóżku, to zwykle stosowałem je tylko po to, by oponent
się otworzył. Nie spodziewałem się, że z Uchihą to przejdzie i kolejny raz
miałem rację.
- Trzymaj się od mojej dupy z dala, skurwysynie - nienawidziłem, jak
ktoś obrażał moją niewinną matkę, lecz wiedziałem, że nie mogę dać się ponieść
emocjom. Kolejna zagrywka.
- Wiesz, co myślę? Że ten cały Orochimaru to jakiś twój kochanek, albo
nie wiem, wręcz przeciwnie, bo tylko pierdolenie ci w głowie - odparłem,
rozkoszując się zwycięstwem, bo oto pan Sasuke Uchiha nie odpowiedział. -
Trafiłem w dziesiątkę, co? - Dorzuciłem, nadal ciekawy, po co chciał mnie
usłyszeć, bo póki, co o widzeniu nie było mowy. Dzieliła nas przecież drewniana
zapora z klamką, która, o dziwo zaskrzypiała, jakby jej właściciel po drugiej
stronie właśnie jej używał. - Wiesz, polubiłem te nasze drzwiowe pogawędki -
uwielbiałem prowokować. Chwilę później zobaczyłem właściciela pokoju za nimi. -
Wyglądasz o niebo lepiej, niż wczoraj - pochwaliłem go, w głowie układając już
odpowiedź na jego zaczepkę.
- Czyżby mój popierdolony ojciec, naprawdę załatwił mi tym razem geja? -
Zapytał z udawanym obrzydzeniem.
- Może, ale widzę, że tobie to odpowiada. No, co z tym Oro? Spotykacie
się po kryjomu? A niee, ty nie wyłazisz z własnego getta. Pewnie walisz konia
patrząc na jego nagie zdjęcia - wiedziałem, że zawodowy terapeuta nie
powiedziałby nigdy czegoś takiego, ale ja nie zważałem na to. Gdyby nie lata
treningów karate, nie odparłbym jego ataku. A tak zablokowałem cios i trzymając
go za nadgarstki, wepchnąłem z powrotem do pokoju. Tym razem walało się po
podłodze trochę mniej syfu. Mogłem i to skomentować, ale jak na dzisiejszy
dzień i tak już przegiąłem. Posadziłem go na łóżku, po czym patrząc
beznamiętnie, zapytałem:
- Po co mnie wzywałeś, o panie?
- Chciałem popatrzeć na takiego pojebańca jak ty, całkowite zero -
uśmiechnąłem się, świadomie dolewając oliwy do ognia.
- Więc przyznajesz, że ci się podobam, skoro tęskniłeś za moim widokiem?
- Wyprężyłem ciało, jakbym specjalnie mu je pokazywał.
- Chciałbyś - warknął w moją stronę, z powrotem wstając. - Mam dla
ciebie listę - wcisnął mi w rękę jakiś świstek. - Masz to załatwić - obejrzałem
podany mi papier. Kupić jakieś leki przeciwbólowe, nową płytę Linkin Park’a,
którą nawiasem już miałem, X-boxa, jakąś tam grę, zapłacić za Internet - z
terminem do za tydzień, kupić kartę do plusa (nie chciało mi się wymyślać sieci
- dop. aut.), a na końcu drukowanymi: ZŁOŻYĆ WYMÓWIENIE. Roześmiałem się serdecznie. - Z czego się
śmiejesz? - Syknął, zdenerwowany moją reakcją. Obróciłem papier przodem do
niego, wskazałem ostatnie polecenie i patrząc mu w oczy, odparłem:
- Nie da rady, zbytnio cię pokochałem - w jego oczach zauważyłem
niebezpieczne dla mnie kurwiki.
- Zapłacę - dodał, jakby chcąc mnie przekonać. Spoważniałem.
- Masz swój internecik, więc pewnie wiesz, kim jestem i jaki jestem. Ja
nie rezygnuję, chyba, że ze mnie zrezygnują, a jak zapewne również wiesz, to
się nie zdarzyło - kolejne prychnięcie. - Zresztą widzę, że zależy ci na tym,
bym odszedł, więc tym bardziej zostanę - pospiesznie przeszedłem przez pokój i
zamknąłem za sobą nieszczęsne drzwi. Sasuke wybiegł za mną. Wykorzystałem to i
patrząc wprost w te dwa cudowne tunele, dodałem twardo: - Jeśli chcesz mieć to
wszystko kupione, bądź zrobione, musisz mi towarzyszyć.
- Poślę po kogoś innego, a ojcu powiem, że się mną nie zajmujesz -
wydedukował wyniośle. Nie wiem, dlaczego, ale cofnąłem się bliżej niego i nadal
nie spuszczając wzroku z jego twarzy, rzekłem odpowiednio chłodno.
- Póki nie ma tu twojego ojca ani brata, ja stanowię o tobie, bo jesteś
niepełnoletni. I to ja na obecną chwilę decyduję o tym, co dla ciebie zrobić, a
czego nie. Sasuke, nie zrozum mnie źle, ale... wiem, że byłeś inny przed
poznaniem tamtego typka. Dowiem się powodu twojej zmiany za wszelką cenę. - Bez dalszej dyskusji zszedłem na dół, do
swojego pokoju. Nie załatwię nawet jednej sprawy z Wielkiej Listy Zadufanego w
Sobie Pana Sasuke, choćby mieli mnie zwolnić. Tydzień do zapłaty rachunku za
Internet, tak? Jeszcze zobaczymy, czy ze mną nie pójdziesz, Draniu.
Przez większość przedpołudnia, południa
i popołudnia Ino wraz z Hinatą, pokazywały mu dom szanownego pana Fugaku
Uchihy. Naruto nie był w stanie spamiętać wszystkich pomieszczeń w willi, wbił
sobie jednak do głowy drogę prowadzącą do wspaniałej, wręcz ogromnej biblioteki
z mnóstwem książek, zarówno współczesnych, jak i tych, sprzed ponad kilku
wieków. Zapamiętał także drogę do sali uczelnianej, z dwóch łazienek, pokoju
Hyuugi i Yamanaki, pokoju letniego, służącego pracownikom na odpoczynek w
czasie pozostałych pór roku i do gabinetu swojego pracodawcy. Znał już
wcześniej jeden z tarasów, wiedział, gdzie jest lokum jego podopiecznego, jego
własne, salon, jadalnia i nawet kuchnia. Zachodząc do ostatniego pomieszczenia,
wyłudził od Chojiego przepis na francuskie tosty w polewie czekoladowej i
omlety cukiernicze, z miękkiego ciasta i z bitą śmietaną. Dopiero, gdy przez
okno jednego z odwiedzanych pomieszczeń zauważył Kibę, ogrodnika, zapragnął
wyjść na ogród. Nie zdziwił się, gdy Ino zapytała, którym wejściem chciałby
przejść. Wytłumaczyła mu, że służący mają osobne, by nakrywając na przykład do
stołu, nie przeszkadzać gościom. Teraz, kiedy pan wyjechał, a drugi prawowity
dziedzic siedział ciągle przed komputerem, korzystali z obu, na przemian.
Blondynka zdecydowała się wyjątkowo na to boczne, więc wyszli z willi przez
średnich rozmiarów, porośnięte bluszczem metalowe, ciężkie drzwi.
Jego oczom ukazał się wielki, ogród, w
większości pokryty trawą. Żwirowane alejki, wielkie połacie pięknej,
zieleniejącej się trawy, kilka oczek wodnych, a na środku, między pięknymi, słodko
pachnącymi kwiatami ustawiony był ogromny, jego zdaniem, marmurowy stół z
eleganckimi, chromowanymi krzesłami, otoczony wielkim, czarnym dachem.
Zauważył, że zarówno stół, krzesła jak i inne przyrządy, nosiły znamię
czerwonego wachlarza. Podziękował dziewczynom za wspaniałą wycieczkę i ruszył w
kierunku nawołującego go do swojego kantorka, Kiby. Tym czasem służący
wymienili między sobą spojrzenia i uwagi.
- Myślicie, że go ostrzeże? – Tsunade
patrzyła lekko zaniepokojona na znikającego blondyna.
-
Czemu nie – odszepnęła konspiracyjnie Ino, w ostentacyjny sposób pociągając
ucho. To był znak – znak, że Uchiha patrzy.
Resztę
poniedziałku spędziłem w większości z Kibą, jak i innymi podwładnymi mojego
szefa. Nie powiem, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, o dziwo, właśnie od
niego. Otóż Sasuke Uchiha był z lekka zadziwiającym gościem. Jako pięciolatek,
dostał na urodziny fortepian i zagrywał się na nim godzinami. Gorąco popierał
go jego brat, Itachi i na początku sama Mikoto, lecz to nie podobało się
Fugaku. Powoli między rodzicami braci zaczęło dochodzić do sprzeczek, głównie
na tle finansowym. Na początku młody znosił to dzielnie, wspierany przez
swojego Ani-san’a. Z czasem jednak zaczęło być coraz gorzej. Przez wieczne
kłótnie żadne z rodziców nie zauważył, że ich syn zaczął się izolować, przestał
wierzyć w samego siebie, agresją próbując odegnać zło. Przestał grać i śpiewać.
Chłopak stał się cieniem dawnego Sasuke. W wieku dziesięciu lat musiał pożegnać
się ze swoim kilka lat starszym bratem, gdyż ten, po wyjawieniu ojcu prawdy o
swojej orientacji seksualnej, musiał uciekać z domu. Od tej pory z roześmianego
i twórczego, stał się zimnym, apodyktycznym draniem z niewyparzoną gębą.
Odejście Mikoto również zadziałało na niego destrukcyjnie – z dnia na dzień
stawał się coraz bardziej osamotniony i… dziki. Nie rozmawiając z ludźmi,
tracąc autorytety, wzory do naśladowania czy wsparcie i uwagę rodziców, zaczął
przeżywać swoje życie w Internecie.
Pierwsze,
mniej więcej, dwa lata były niegroźne, bo Sasuke, jako tako wychodził do
szkoły, nawiązywał kontakty z ludźmi (narkomanami, alkoholikami i
prostytutkami, jak poinformowała mnie Ino, ale jednak je nawiązywał), dbał o
siebie i w miarę normalnie rozmawiał ze służbą. Wszystko zmieniło się jakiś rok
temu, gdy poznał na jednym z portali faceta o Nicku Rozkosz1987, powszechnie znanego,
jako Orochimaru no Hebi. Z tego, co wiedziałem od Hinaty, która to raz
podejrzała chat młodego, mężczyzna ten miał długie, ciemnobrązowe włosy
związane w luźną kitkę, strasznie bladą, wręcz białą skórę, zielonkawe,
w ę ż o w a t e oczy z fioletową obwódką
wokół nich i kwaśny, wręcz obleśny uśmiech. Nie wiem, jak Sasuke mógł nawiązać
z tym… czymś bliskie kontakty, ale spokojnie, dowiem się tego. Teraz jednak
muszę spisać raport dla poradni, w której pracuję i zhakować komputer
Czarnuszka, gdy tylko będę miał okazję.
Niestety,
nie zakończyłem pierwszej fazy mojego planu, no, ale cóż, nie zawsze kończę go
w pierwszym dniu. A zresztą, jest dopiero godzina 20-sta. Dzień się nie
skończył. Czas sprawdzić informacje od Inuzuki.
Dochodziła północ. Czarnooki młodzieniec
przemykał korytarzami willi swojego ojca, stąpając cicho, niczym kot. Nie
zauważył jednak ciemnej postaci stojącej na tarasie, na który właśnie się udawał.
Gdy wysunął bosą stopę na chłodne, owiane letnim wiaterkiem, kafelki, poczuł
impuls, od dużego palca, po męskość, aż do mózgu. Jego drobne, chucherkowate
ciało przeszedł dreszcz, a blada skóra pokryła się milionem malutkich
punkcików.
- Ah – z jego ust uleciało cichutkie
westchnienie. Ukryty za filarem i wielką donicą z kwiatami, Naruto, postanowił
chwilowo się nie ujawniać. Pierwszy punkt planu, dla przypomnienia, ROZEZNANIE,
dotyczył również obiektu jego działań, czyli w tym wypadku Sasuke. Był ciekaw,
co chłopak robi tuż przed północą w tym miejscu no i czy zawsze tu wychodzi.
Okazało się, że tak. Niebieskie, podejrzliwe oczy zarejestrowały ruch, gdy
czarnooki rozejrzał się badawczo po tarasie i wyjął komórkę. Uzumaki dziękował
w myślach starszemu Uchisze, że miejsce, w którym się obaj znajdowali, nie jest
zbyt dobrze oświetlone. Prócz nowoczesnej lampy naftowej wiszącej nad głową
bruneta, nie było tu żadnego innego źródła światła. A to dawało mu przewagę.
Chwilę później usłyszał, jak Sasuke
wyklikuje jakiś ciąg cyfr. Spojrzał na niego, wychylając się odrobinkę – młody gniewny
gdzieś telefonował. Do kogoś. Do…
- Witaj, Orochimaru-sama – „-sama?”,
przemknęło mu przez myśl, gdy wsłuchiwał się w rozmowę swojego podopiecznego. –
Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć, jak zawsze. Tak, właśnie zamówiłem przez
Internet, przyjdą za dwa dni. … Koszt to 25 000 jenów. … Rytuał mam zacząć
w czwartek o północy? … Tak, Orochimaru-sama… Tak, oczyściłem krew, biorąc
leki, które mi przesłałeś… Ależ oczywiście, kocham cię, Orochimaru sama… Tak,
wiem, że to bardzo ważne i przykładam się do tego z całych sił… Pragnę cię, mój
mistrzu… - Obserwował, jak chłopak rozsiada się na jednym z foteli, tyłem do
wyjścia z tarasu. Starając się nie pochłaniać jęków bruneta, który zaczął się
właśnie onanizować, stękając do słuchawki, wymknął się z tarasu i co sił w
nogach pognał do jego pokoju. Stając w ciemnościach przed hebanowymi drzwiami,
denerwował się. Co, jeśli Uchiha zaraz wróci i nakryje go w swoim pokoju? Jako
jego terapeuta i bezprawny opiekun nie miał prawa tykać jego osobistych rzeczy,
ba, przeszukiwać ich. I rzadko to robił. Jednak w sprawie Sasuke musiał
postępować inaczej, łamać swoje zasady. No cóż, do każdego z wychowanków miał
indywidualne podejście, więc i dla Uchihy musiało jakieś się znaleźć.
Rozglądając się, chwycił za klamkę i przekręcił. Niestety, drzwi nie ustąpiły.
Spróbował jeszcze raz, bez skutku. Zmełł w ustach przekleństwo i przeszukując
wzrokiem korytarz, wycofał się do swojego pokoju. Zasiadł od razu do laptopa i
zaczął pisać raport dla siebie.
„11
kwietnia 2012 roku. Pierwszy dzień w domu Uchihów, niedziela.
Po
pierwszej konfrontacji z młodym Sasuke zauważyłem, że jest to typ osobnika,
zamkniętego w sobie człowieka, który samoistnie stroni od otoczenia i
rówieśników. Jego wulgarne, apodyktyczne zachowanie wydaje się być otoczką
ochronną, pozwala mu odizolować się od świata zewnętrznego. Nie mogę, co prawda
wyciągać wniosków, aczkolwiek przypuszczam, że takie zachowanie nie jest tylko
obroną, lecz i cząstką niego samego.
Gdy
go pierwszy raz zobaczyłem, był krótko mówiąc zaniedbany, co prawdopodobnie
świadczy o tym, że zagubił poczucie własnej tożsamości i nie jest świadom
upływu czasu. Porzucając elementy rzeczywiste, takie jak higiena czy potrzeby
fizjologiczne, daje świadectwo swojego zdemoralizowania i słabości. Paniczowi
S. wydaje się, że jest już dorosły i postępuje świadomie. Niestety, tak jak w
większości przypadków, się myli.
Zauważyłem
u niego także niepokojące objawy, jak poraniona prawa dłoń. Są to jak na razie
moje przypuszczenia, jednakże myślę, że w przeszłości Sasuke bywały momenty,
kiedy nie mógł poradzić sobie z problemami rodzinnymi i próbował odreagować w
ten właśnie sposób. Przypuszczam też, że może mieć to związek z tajemniczym
osobnikiem z Internetu.”
No cóż, może to nie są jakieś wielkie
tezy, jednakże pomogą mu w pracy z młodym buntownikiem.
„12
kwietnia 2012 roku. Drugi dzień w domu Uchihów, poniedziałek.
Jak
najbardziej podtrzymuję przypuszczenia z wczoraj, aczkolwiek muszą dodać parę
istotnych faktów. Sasuke rozsiewa wokół siebie atmosferę zimnego drania,
bezwzględnego i wyniosłego pracodawcy, co zauważyłem podczas naszego
popołudniowego spotkania. Pod maską nienawiści, wyższości oraz wulgarności
ukrywa swoje prawdziwe wnętrze, jak sądzę, zranionego szesnastolatka. Próba
szczerej rozmowy spełzła na niczym, czego się spodziewałem. W końcu Uchiha jest
dumny i musi się bronić przed próbą jakiegokolwiek zrozumienia. O czym świadczy
narastająca agresja w stosunku do osób mu obcych jak i bliskich.
Po
tym, co usłyszałem dziś wieczorem, jestem pewien, że problem stanowi przede
wszystkim Orochimaru no Hebi. To on ma zły wpływ na mojego młodego wychowanka.
Myślę, że chłopak znalazł w nim coś na wzór ojca i dlatego też słucha go we
wszystkim i jest wobec niego uległy (ucieczka w panice ukrytej pod zimnym
spojrzeniem, z mojego pokoju). Przypuszczam, że Sasuke żyje w nierealnej
rzeczywistości stworzonej mu przez Węża. Dawno już porzucił resztki rozsądku i
wrodzonego instynktu, poddając się w pełni władzy tamtego gostka, przez co
zmienił się i stał pustą lalką bez myśli i własnego rozumu.
Zastanawiam
się, czy jest gotów na opuszczenie własnego „gniazda”, by pójść ze mną na
zakupy i zapłacić rachunek za Internet… Myślę, że się złamie, bo ja a pewno nie
podejmę się tego kroku. Ciekawy też jestem, co się stanie, gdy nie ureguluję
należności…
Co
do Orochimaru. Na dzień dzisiejszy wiem troszkę więcej. Jest to człowiek o
obrzydliwym wyglądzie, lecz ma w sobie coś, co przyciągnęło do niego młodego
Uchihę. Zastanawiam się, jak podejść Sasuke, by dowiedzieć się więcej o tym
człowieku. Próba wtargnięcia do jego pokoju zakończyła się fiaskiem. Jak na
razie, przynajmniej ;). Niepokoi mnie fakt onanizowania się chłopaka przy
rozmowie z tym gościem. Wyraźnie łączy ich wątek erotyczny, seksualny, co może
świadczyć o tym, że młody kompletnie się zatracił i żyje w zakrzywionym
emocjonalnie świecie. Jestem ciekaw, o jakim rytuale mówił Uchiha, a w
szczególności muszę się dowiedzieć, jakie leki zażywał. Zaczynam naprawdę się
obawiać o życie Sasuke. Nie wydaje mi się, by był typem samobójcy…
Po
naszym porannym spotkaniu mam pewność, co do jednego – panicz S. chce się mnie
za wszelką cenę pozbyć, jakby bał się odkrycia prawdziwej tajemnicy i jego
powiązań z Wężem. W tym siedzi coś głębszego…”
Moje
nieposkładane notatki, choć nie zawsze są spójne, logiczne i zrozumiałe dla
osób postronnych, pomagają mi w obraniu sposobu pracy z wychowankami. Jednak
nie czas jeszcze wysuwać jakiekolwiek wnioski.
Leżąc w łóżku, planował posunięcia na
następny dzień. Nie wiedział jednak, że młody Uchiha go zaskoczy.