Witam. Na początku chcę podziękować
za wszystkie komentarze, zmotywowały mnie, bo inaczej nie wiem, czy rozdział
byłby w tym miesiącu jakiś w ogóle… Miałam skończyć opowiadanie, ale wena
szybciej zwiała, niż przyszła. No cóż, tak bywa. Postaram się też niedługo znów
odpisywać na Wasze komentarze, bo coś z tym kiepsko ostatnio.
Co do rozdziału… Niesprawdzany,
na świeżo napisany i wstawiony. Przepraszam, ale nie chciałam, byście czekali.
To taki trochę „zapychacz”, bo planowałam z początku dodać dwa rozdziały. Mogę
tylko znów przeprosić, ale to chyba sensu nie ma…
Miło jest mi powitać AoiRose
Chan, hiddenninję x, jak i Hebi Tsukuyomi. Mam nadzieję, że zostaniecie już na „zawsze”.
Pozdrawiam!
Rozdział dedykowany wszystkim
czytającym. Za te ponad 20 000 wejść wielkie dziękuję, choć mam
świadomość, że trochę tego było przez tamtą akcję… Dobra, dość gadania.
Zapraszam, to dla WAS.
**********
27 września (sobota)
Czy wiecie, jak wyglądają pioruny? Nie,
nie chodzi mi o wyładowania atmosferyczne widoczne głównie wiosną i latem w
porach popołudniowych. Mówię o tych, które ciskają czasem oczy, szczególnie te
piwne, pod których naporem boicie się odetchnąć. Kojarzycie już? Jeśli nie, to
zapytajcie Sakurę, która właśnie nieproszona wparowała do gabinetu swojej
Mistrzyni z naręczem rulonów i zwojów.
- Czcigodna, chciałabym… ups! – Pisnęła,
podnosząc głowę i rozpoznając niebezpieczne kurwiki w spojrzeniu siedzącej za
biurkiem kobiety. – To ja może kiedy indziej – dodała cichutko, po czym z
prędkością światła ewakuowała się z pomieszczenia. Wewnętrznie współczuła
dwójce mężczyzn, którzy pozostali w środku, jednocześnie zastanawiając się co
takiego zrobili. Z początku, choć to niegrzeczne, chciała podsłuchiwać, lecz
prawdę powiedziawszy wcale nie musiała. Krzyk Sannina słychać było w promieniu
kilkunastu kilometrów od epicentrum.
- Mam do was jedno, nadrzędne pytanie,
mianowicie: czy was już do reszty pokurwiło?! – Spoglądała na obu z mordem w
oczach. – Kakashi Hatake, synu Białego Kła Konohy, Sakumo Hatake, masz mi coś
do powiedzenia?! – Jej wzrok niemalże przyszpilał ich obu do podłogi,
jednocześnie sprawiając, że miękły im nogi. – No słucham?!
- Nie mam nic na swoją obronę, przyjmę
każdą karę – odpowiedział, stojąc prosto, choć niepewnie. Cokolwiek się teraz
stanie, nie będzie żałował.
- Nie mam nic na obronę… każdą karę… -
powtarzała, a jej wielkie balony falowały szybko i płynnie. – Nic… obronę…
karę… - mamrotała dalej pod nosem, czując w każdej komórce gniew tak wielki, że
aż ją rozsadzał. Nie myślała w tej chwili logicznie, czego skutkiem było
najpierw trzaśnięcie dłonią w biurko z całej siły, a następnie kopnięcie każdej
z dwóch części potrzaskanego przedmiotu w jednego ze stojących przed nią
mężczyzn. Obaj jednocześnie odskoczyli, patrząc na wirujące w powietrzu
zapisane kartki papieru. Nawet nie odwrócili głów. Zrobiła to stojąca w
korytarzu Sakura, by w następnej chwili zaliczyć przysłowiowego karpika.
Niemało się zlękła, widząc wbite w ścianę drewniane blaty.
- Tsunade – sama, ja… - jedno, krótkie
spojrzenie wystarczyło, by brunet zamilkł.
- Złamanie zasad Ninja, zniszczenie
starego, ważnego dla mnie budynku dawnego muzeum, narażenie zdrowia swojego i
towarzysza – wyliczała, przechodząc się z miejsca na miejsce. – Zniszczenie
elementów natury, będących pod ochroną PHS* (patrycjusze Hiruzena Sarutobiego –
nasi obrońcy natury), narażenie zdrowia, ba!, życia mieszkańców Liścia… Do
jasnej cholery, gdzie wy mieliście swoje rozumy, co? – Warknęła, przeczuwając
dzisiejszą ciężką i dość koślawą drogę do domu. Ubzdryngoli się jak nic.
- Myślę, że… - kolejne spojrzenie śmierci.
Cisza na wieki wieków, Amen.
- To było pytanie retoryczne, Umino! – Znów
podniosła głos nie do końca wiedząc, jaką decyzję ma teraz podjąć. – Brak
samodyscypliny, samowolka, wynaturzenie, zdebilenie… - wymieniała dalej. –
Zastosowanie poważnych technik właściwie na sparingpartnerze, kretynizm,
totalny brak rozsądnego myślenia… Nie mam wyjścia, muszę… - posłała Kakashiemu
długie spojrzenie – degradować was obu, ciebie i Maito, do rangi cywila i
pozbawić was prawa bycia shinobi Konohy – zdanie wypowiedziane głosem wściekłym
i w pewnym sensie smutnym. – Nie potrzebuję takich shinobich w szeregach.
- Co?! – Iruka nie chciał uwierzyć w to, co
usłyszał. – Czcigodna Tsunade Hime, nie możesz…
- Rozumiem – spojrzał kątem oka na Hatake i
zdębiał. Kochanek trwał w ukłonie i na wyciągniętych sztywno dłoniach w przód,
trzymał opaskę z metalową tabliczką i naszyjnik, który otrzymał w momencie
dołączenia do ANBU. – Przepraszam w imieniu swoim i Maito Gai’a, dokonanym szkodom
zadośćuczynimy. Dziękuję za zaszczyt służenia Pani i Pani poprzednikom –
wyrecytował, oddychając ciężko. Blondynka podeszła niemo do ninji (ninjy?) i
podjęła trzymane przezeń przedmioty.
- To wszystko, żegnam – odprawiła ich, nie
zwracając uwagi na rozżalone spojrzenie czekoladowych tęczówek. Chwilę później,
przez dziurę zamiast drzwi, do gabinetu wślizgnęła się różowowłosa i stąpając
delikatnie, podeszła do Hokage. Ta siedziała na ocalałym krześle i ciężko
posapywała.
- Tsunade-sama, naprawdę chcesz się pozbyć
Kakashiego – sensei jako shinobi? – Zapytała nieśmiało, odkładając trzymane
dotąd zwoje pod okno. Kobieta posłała jej charakterystyczne spojrzenie.
- Oczywiście, że nie – odparła, uśmiechając
się diabelsko. – Niech się trochę pomęczą, nim nie wymyślę innej kary – dodała,
wyglądając za okno. Nikt nie powie, że nie umie być nieprzewidywalną. –
Zatrzymaj Irukę i powiedz mu, że ma misję.
- Jaką?
- Misję sprowadzenia Kakashiego na urodziny
Yamanary – dziewczyna skłoniła się nisko, po czym wybiegła przez otwór w
ścianie.
***
*
***
- Naruto, jesteś pewien, że to dobry
pomysł? – Przeglądała się w lustrze z dziwną, zniesmaczoną miną.
- Jasne! – Odkrzyknął entuzjastycznie,
rozglądając się wokół siebie. Salon Uchihów zamienił się w istne, modowe
pobojowisko. Niemal na każdym wolnym skrawku pomieszczenia porozkładane zostały
sukienki, garnitury, koszule, spodnie, biżuteria, szale, torebki, aksamity,
tiule i inne rozmaitości, które można na siebie założyć, lub wdziać. W kącie
pokoju, tuż za kominkiem ustawiono wielkie lustro, które obejmowało całą postać
niepewnej dziewczyny.
- Wyglądasz pięknie – usłyszała za plecami.
W lustrzanym odbiciu ujrzała zauroczoną twarz Itachiego.
- Dzięki – odparła, obracając się kilka
razy wokół własnej osi. Miała na sobie szykowaną, czarną sukienkę na
ramiączkach, z odkrytym tyłem aż do linii pośladków i setkami diamencików u
dołu, przyszpilonych na kształt języczków ognia. Gdy wirowała, luźna część
kiecki wznosiła się i wyglądało to tak, jakby płonęła srebrnym, mieniącym się w
świetle, brokatem. Malutkie diamenciki na ramiączkach, drobniejsze na piersiach
i przy pasie sprawiały, że iskrzyła się przy każdym najmniejszym kroku. Dość
mocno, by przyciągać uwagę, ale też dystyngowanie i z umiarem, by nie wyglądać jak żywa choinka, czy gwiazdka
taniej reklamy.
- Łał – jakże elokwentnie skomentował
Naruto, gapiąc się na nią z rozdziawionym pyskiem.
- Hn, ładnie – przyznał Sasuke, maltretując
ustami skórę na szyi blondyna.
- Tylko, jeśli można… - zieleń spotkała się
z czerwienią. Uchiha zbliżył się do niej spokojnym krokiem i podał jej dłoń. –
Pani pozwoli – pozostała dwójka obserwowała tę nagłą zmianę w ich wzajemnych
relacjach z niemałym szokiem. Itachi pomógł fioletowowłosej zdjąć wysokie
szpilki w kolorze palonej kawy. – Myślę, że te będą odpowiedniejsze – sięgnął
za kanapę na której siedzieli kochankowie i podał jej stosownej wielkości
pudełko. „Gdyby coś, ja ich nie
kupowałem”, odebrał Sasuke i uśmiechnął się pod nosem, po czym po cichu,
przygryzając uszko naszego blondynka, ustalił z nim spójną wersję.
- Nie mogę ich przyjąć – ostrożny ton,
zdradzający niepewność.
- Ależ możesz Ina, ja ci je sprezentowałem
– nieszczery, jednakże ogromniasty uśmiech przekonał zielonooką. Bez słowa
odpakowała trzymany przez Itachiego karton. Gdy ich palce przez przypadek się spotkały, lekko się zarumieniła. Zobaczywszy po królewsku zapakowane szpilki,
zamarła na moment. Łasic uśmiechał się delikatnie, widząc, jak bardzo podoba
jej się prezent, niby to od Naruto. – I jak? – Spytał blondas, puszczając oczko
bratu Sasuke tak, by Inata się nie zorientowała.
-
Piękne – odparła, z błogim uśmiechem. Delikatnie, jakby trzymała kryształ,
wyjęła z pudełka wysokie na jakieś jedenaście centymetrów, pełne szpilki
(Boziu, jak ja chciałabym umieć takie nosić… - dop. Inaty). Czarne, z
połyskującymi drobinkami prawdziwych diamentów, o półokrągłym przodzie.
Podeszwa wraz ze szpilką została tak skonstruowana, by podkreślać smukłość
łydek i nadać stopom powabność. Zielonooka postawiła parę tych cudeniek przed
sobą i wspierając się na podsuniętej przez Uchihę dłoni, wsunęła po kolei każdą
ze stóp do ich wnętrza. Nie mogła wyglądać lepiej.
- Jeszcze tylko torebka, którą kupił Sasuke
i cała sala twoja – zażartował Uzumaki, odpychając od siebie natarczywe dłonie
bruneta. Fioletowowłosa, jak i niebieskooki nie musieli wiedzieć, dlaczego
Sharinganowiec obdarował dziewczynę sukienką i torebką, ważne, że on i Itachi
wiedzieli. Jakoś musiał podziękować za upojną noc, którą pomogła zorganizować
Naruto, czyż nie? Cała trójka chwilę podziwiała wygląd kobiety, nie odzywając
się. Klaśnięcie dłoni ich otrzeźwiło.
- Dobra, moi mili. Jeśli najważniejszą
osobę mamy z głowy, to czas, byśmy i my się uszykowali – Łasic spojrzał
krytycznie na pozostałą dwójkę. – Raz, raz, chłopcy! – Obaj westchnęli
teatralnie, na co Inata zaśmiała się krótko.
- My… myślę, że… że oni chcieliby jeszcze
pobaraszkować… Itachi – powiedziała, mówiąc co prawda do mężczyzny, lecz wcale
na niego nie patrzyła. Skąd ta zmiana? Po nocnej rozmowie stwierdziła, że to,
co zaproponował, jest słusznym rozwiązaniem. Może i nie chciała przyjaźni, lecz
musiała też mieć na względzie to, że jak na razie mieszka z Uchihami, pod ich
dachem, jak i to, że Sasuke wybaczył Itachiemu. Mogli spróbować… żyć koło
siebie we względnej zgodzie, dopóki znów Łasic nie zacznie mieszać w to ich
osobistych uczuć. Kwestią rozstrzygającą był w sumie Naruto i jego związek. „Jak na razie to… to okres przejściowy. I
nie, nie mam zamiaru być z twoim bratem. Robię to dla Naru”, odpowiedziała
czarnookiemu na niezadane jeszcze pytanie. – To jak, ruszacie się, czy mam iść
sama? – Moment później usłyszała szum wody w jednej z łazienek, w której
zniknęli zakochani.
- Można połączyć przyjemne z pożytecznym –
uśmiechnęła się na jego słowa. Może naprawdę nie jest tak źle mieć go po swojej
stronie?
***
*
***
Złoto mieniło się w blasku zachodzącego
słońca. Mężczyzna trzymający małe, czarne pudełeczko, uśmiechał się tajemniczo.
Z cichym skrzypnięciem zamknął starą, błyszczącą się, pomimo upływu lat,
szkatułeczkę i spojrzał przed siebie. Czas wdrążyć przygotowany z taką
starannością, plan zemsty na Naruto, plan usidlenia go. Westchnął, odwracając
się do stojącej nieopodal dziewczyny i chowając przedmiot.
- Wszystko gotowe, Ino?
- Jak najbardziej – srebrna sukienka,
pokryta w całości cekinkami, prosta, z czarnym pasem nad brzuchem, seksownie
opinała jej talię. Tak, zdecydowanie zabierze się za nią, gdyby się nie udało.
Choć nie, Yamanaka będzie musiała obejść się smakiem, bo nie przewiduje
niepowodzenia.
- A gdzie Kiba i Shino? – Spytał, obejmując
wzrokiem salę za jej plecami.
- Poszli się przebrać – odparła,
poprawiając rozpuszczone i wyprostowane blond włosy, których niektóre z
kosmyków zaplecione były w drobne warkoczyki z kolorowymi wstawkami. Grzywkę
wyjątkowo podpięła dużą, czarną klamrą w kształcie motyla, a kolczyki zmieniła
na małe, srebrzyste perełki. Niebieskie niczym niebo wiosenne oczy,
powiększyła, stosując trik zwany „smoky eye”, korzystając ze słonecznych
odcieni, pasujących do włosów. Neji musiał stwierdzić, że wyglądała ładnie.
Bardzo ładnie, mówiąc dokładniej.
- A Shikamaru jest już na miejscu, przy
barze? – Potwierdziła skinieniem głowy, a długie pasma zawirowały wokół jej
kibici.
- Chouji zaraz weźmie się za testowanie
sprzętu – wypowiedziała wesołym głosem, ponętnymi ustami, podkreślonymi
konturówką i słodko różowym błyszczykiem. Hyuuga uśmiechnął się, słysząc to.
- A co z… - nie dokończył, bo do salonu
wkroczył Nara.
- Załatwione – odszepnęła tylko, posyłając
mu porozumiewawcze spojrzenie i wieszając się na ramieniu nowoprzybyłego. – Coś
nie tak, Shika? – Chłopak ubrany w czarny, prosty garnitur, lekką, szarą
koszulę i biały krawat, zaprzeczył ruchem głowy. Jego związane w kitkę włosy,
ozdobione były srebrnymi perełkami na końcówkach. Chyba nie muszę mówić, czyj
to był pomysł?
- Przyszedłem zapytać – zaczął, trzymając
dłonie w kieszeniach i marszcząc przy tym marynarkę – o której się przebieramy?
– Gładka szczęka odbiła światło słoneczne, wpadające przez okno.
- O dwudziestej drugiej – poinformowała go
koleżanka, po czym uśmiechnęła się zachęcająco do białookiego, ubranego w
czarne, eleganckie choć wygodne, spodnie, białą marynarę, z czarnym giezłem i
designerskie buty.
- Co
z OY? – Spytał, przejeżdżając dłonią po linii szczęki.
- W tym roku ja – westchnął zrezygnowany,
drapiąc się w kark. – Wiecie, że zgłosili się obaj Uchiha? – Oczy dziewczyny
zrobiły się wielkie, niczym spodki.
- Naprawdę?
- Tak – odparł z lekkim zdenerwowaniem, bo
nie lubił, gdy krzyczała mu wprost do ucha.
- Ciekawe, co Sasuke ma nam do ogłoszenia –
powiedział, zaciskając dłoń na ukrytym w kieszeni, pudełku. „Zapewne chce się ujawnić, ogłosić przed
wszystkimi. No cóż, oby nie musiał tego sprostowywać”, pomyślał, uśmiechając
się pod nosem.
***
*
***
- Gotowy? – Iruka, ubrany tradycyjnie, w ciemnogranatowe
haori i czarne sandały wszedł do salonu Hatake i ze zdenerwowaniem stwierdził,
że szary siedzi na kanapie i czyta książkę, w ogóle nieprzebrany. – A co to ma być?
– Zapytał, zakładając niesforne kosmyki za ucho.
- Nigdzie nie idę – bąknął cicho Kakashi,
zamykając tomiszcze i odrzucając je na bok. – Nie mam ochoty na zabawę, gdy
straciłem jedyne zajęcie, do którego się nadaję – Umino uśmiechnął się lekko i
podszedł do mężczyzny, a w zasadzie usiadł obok niego.
- Dlatego też musimy się napić –
zasugerował, przypominając sobie słowa Haruno: „Ściągnij go na tę imprezę za
wszelką cenę. Tylko pamiętaj – ani słowa o tym, że sensei nadal jest
shinobi’m”.
- Nie chcę.… Mam ochotę wziąć gorącą
kąpiel, a potem razem z tobą wylegiwać się w łóżku – wymamrotał przygnębiająco,
obracając się plecami do bruneta, a następnie opuścił się w jego kierunku,
głowę lokując na jego kolanach. – Mam dość – dla brązowookiego, załamany
Kaszalot był jeszcze przystojniejszy. Zmarszczone czoło dodawało mu
inteligencji, a smutny wyraz twarzy – męskości. Wiedziony jakimś instynktem,
odgarnął przydługie kosmyki z policzka i lewego oka, po czym, nachylając się,
ucałował je.
- Będzie dobrze, zobaczysz – wyszeptał,
gładząc lekko zarośniętą szczękę.
- Jesteś spełnieniem moich najskrytszych
marzeń – jak zwykle, zarumienił się. Postanowił jednak wykorzystać romantyczny
nastrój kochanka.
- A chcesz spełnić jeszcze jedno? – Błysk
pożądania zdradzał Sharinganowca. – Pamiętasz, jak kilka tygodni temu
opowiadałeś mi o seksie pod prysznicem? – Oczywiście, że pamiętał, ba,
oczekiwał nawet takiej propozycji w przyszłości.
- Umiesz sprawić, bym zapomniał o troskach
– odszepnął, podnosząc się lekko i oczekując, że Iruka go pocałuje. Niestety,
nie wszystko jest takie proste.
- To dobrze, bo zamierzam – czuł gorąco
buchające z polików – dać ci to, czego pragniesz, ale po powrocie.
- Nie rozumiem – nie bardzo mógł się
skupić. Od ust Delfinka dzieliło go jakieś dziesięć centymetrów. Cholerne
dziesięć centymetrów.
- Idziemy na urodziny Ino i Shikamaru –
zepchnął nieprzygotowanego mężczyznę z kolan, a ten ciężko upadł tyłkiem na
podłogę, podpierając się na dłoniach. – Jeszcze będziesz mi dziękował –
mruknął, patrząc jak zdezorientowany jōnin, bez gadania podnosi się i kieruje w
stronę łazienki. Prawdę powiedziawszy, odrobinę zdziwiła go bierność i
posłuszeństwo ukochanego. No, ale Iruka nie miał pojęcia, jak bardzo kusząca
jest dla szarowłosego wizja jego ciała, pokrytego mydlinami pachnącymi wanilią.
***
*
***
- Witam, panie Haruno – grzecznie
przywitał się z ojcem swej wybranki, stając w progu mieszkania. Mężczyzna
zlustrował go wzrokiem, po czym nabierając w płuca dużą porcję tlenu, krzyknął
(a raczej się wydarł, bo Sai’owi niemal bębenki popękały):
- Sakura! Ktoś do ciebie!
- Idę, idę – odkrzyknęła dziewczyna, by
chwilę później pojawić się na schodach. Ten chwili były członek Korzenia nie
zapomni nigdy. Widok koleżanki z drużyny przyspieszył mu puls i zwiotczył nogi.
- Wy… - głośne przełknięcie - wyglądasz nad
wyraz uroczo – wypowiedział drżącym z emocji głosem. Była to dla niego nowość,
wiec potrzebował chwili, by to przetrawić.
- Dzięki – uśmiechnęła się uroczo i
kontynuowała podróż, by jak najszybciej pojawić się u jego boku. Gdy stąpała po
drewnie w niewysokich, lecz gustownych, złotych pantofelkach, dla chłopaka
wyglądała niczym anioł. Falbaniasty tren jej kremowej sukni, delikatnie unosił
się na stopniach, które opuściła. Jasny materiał z przodu sięgał do kolan
różowowłosej, by potem, marszcząc się sięgać coraz niżej. Złoty pas, poprowadzony
wokół jej talii, ozdobiony małymi perełkami, ciągnął się po linii kręgów,
tworząc coś, na wzór kręgosłupa. Nagie ramiona Sakury, oraz uniesiony biust,
ukryty pod wstawkami podobnymi do trójkątów zdawały się go oczarowywać. Za to
różowe włosy, spięte w kitkę i przepasane opaską, według jego opinii, dodawały
jej uroku. – To co, idziemy? – Zapytała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Do zobaczenia – skłonił się nisko
rodzicom ukochanej, po czym ewakuował się z budynku. Miał nadzieję, że po tym
wieczorze będzie kimś więcej, niż przyjacielem.
***
*
***
- Cholera, Shino! Spóźnimy się przez
twoje niedbalstwo! – Kiba zajmował teraz jakże zaszczytne miejsce na chodniku,
tuż przed drzwiami mieszkania chłopaka, którego podziwiał. Nietrudno się domyślić, że za nim czekał, by
razem wrócić do rezydencji Hyuugi. Czarne, sztruksowe spodnie i pomarańczowa
koszula, w ciemniejsze, lekko czerwone paski, dziwnie nie pasowały do jego
codziennych nawyków, a mimo to Inuzuka założył ten strój. Chciał podobać się
koledze z drużyny. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek się w nim zakocha?
Uśmiechnął się do siebie. Przez głowę przelatywało mu kilka scen, które jasno
dawały mu do zrozumienia, że to wszystko zaczęło się już dawno. Trwało niemalże
od samego początku. Wzajemne wyzwiska i chłodne relacje z Aburame miały tylko
ukryć jego prawdziwe uczucia, których sam nie był świadom. Przynajmniej nie do
tamtej misji…
RETROSPEKCJA
-
Niee, Shino! – W zwolnionym tempie widział, jak kunai rzucony przez wroga,
wbija się w stosunkowo miękkie ciało bruneta, przeszywając jego pierś na
wskroś. W jednej sekundzie doskoczył do niego i podnosząc na ręce,
przetransportował kilka metrów dalej, tuż obok wystraszonej dziewczyny.
-
Shino-kun – wyszeptała nieśmiało, drżąc z emocji. Tak bardzo się bała!
- Hinata –
zlęknione, białe tęczówki, zlewające się z kolorem siatkówek, spojrzały szatyna
niepewnie – zajmij się nim, ja rozwalę tego gościa – przytaknęła, a chłopak
wyprostował się i odskoczył od tej dwójki. Szybko zlustrował otoczenie – wielka
polana z przeoraną ziemią po wcześniejszych, wzajemnych atakach, ranny Akamaru
leżący nieopodal wielkiego, połamanego w skutek ich poczynań, drzewa, brudny i
krwawiący przeciwnik przed nim. Jeden, bo pozostała trójka leżała na twardej,
trawiastej połaci, martwa. I pomyśleć, że nie doszłoby do tego wszystkiego,
gdyby nie dał się sprowokować. To właśnie przez niego ta zwykła misja
szpiegowska zamieniła się w walkę o przetrwanie.
- Haha,
chyba nie myślisz, że uda ci się mnie pokonać – mężczyzna, niemal w całości
ubrany w czarny strój, odkrywający jedynie szkarłatne oczy, kpił z chłopaka,
trzymając się za lewą rękę. Między palcami jego dłoni, wolno sączyła się krew,
skapując kropami, jedna za drugą, na ziemię, plamiąc wiosenny szmaragd. Tym
razem jednak Inuzuka nie dał się sprowokować. Zamknął oczy, wytężając zmysły
węchu i słuchu, analizując zgromadzone dotąd informacje o tym człowieku. Styl
walki, zachowania, sposób unikania ciosów… Widział jak na dłoni słabości
przeciwnika i możliwości jego pokonania. Dlatego też śmiało ruszył przed
siebie, skinieniem nakazując Akamaru podążanie jego śladem. Minutę później Kiba
klęczał na poranionym ciałem zamaskowanego przestępcy, oddychając ciężko.
Stalowy kunai, wbity w serce nieżyjącego mężczyzny drżał w jego dłoni. Nadal
nienawidził zabijać.
-
Kiba-kun! – Usłyszał za sobą wołanie koleżanki z drużyny i głośne popiskiwanie
psa. Patrząc ostatni raz na leżącego pod sobą shinobi, odskoczył, po czym
obracając się, pobiegł w kierunku Hyuugi.
- Co jest?
– Zapytał, pojawiając się po lewej stronie dziewczyny. Widząc, w jakim stanie
znajdował się Aburame, zaklął siarczyście. Choć ogólnie nie wyglądał źle, to
jednak rosnąca w oczach szkarłatna plama na piersi Shino, go przeraziła. Hinata
próbowała uleczyć go znanym sobie jutsu leczniczym, lecz to na niewiele się
zdawało. Chłopak umierał.
„Gdyby nie Tsunade-sama, nie wiem co by
się wtedy stało. Byłem idiotą, większym, niż ktokolwiek.” Był
tak zamyślony, że nie zauważył nawet pojawienia się brązowowłosego przed sobą.
Nadal przeżywał tamtą misję. Widok rannego, niemalże martwego chłopaka
wstrząsnął nim, a przynajmniej pomógł mu poznać własne uczucia. „Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś wtedy
odszedł. To wszystko była moja wina i tylko moja…”
- Ekhem – ciche odchrząknięcie sprawiło, że
oprzytomniał. – I kto tu na kogo czeka, co? Chodźmy już, bo jest późno.
- Tak – powiedział tylko, starając się nie
patrzeć na przystojną twarz i czarne oczy, wyjątkowo uwolnione od
przeciwsłonecznych, drobnych okularów. Przeczuwał, że dzisiejszej nocy coś się
między nimi zmieni. Kiba szedł obok swojego wybranka, nie odzywając się ani
słowem, zaś Shino uśmiechał się pod nosem, uświadamiając sobie, jak wielkie
wrażenie zrobił na szatynie. A co ważniejsze, wiedział już, że się nie mylił co
do swoich przeczuć.
***
*
***
- Nie rozumiem, po co to, ale niech ci
będzie – westchnął rozczarowany, cofając się i dołączając do swojego brata.
- Naruto ekscytuje się tymi całymi
urodzinami i przedstawieniem Inaty. Bądź wyrozumiały, Sasu – Itachi poklepał go
po ramieniu, raz po raz zerkając na idącą przed nim dziewczynę.
- Wiem, wiem – odparł tylko, chowając
dłonie w kieszenie spodni i zaciskając je w pięści. „Jakie to wszystko upierdliwe”, pomyślał, na co Itaś się roześmiał,
a pozostała dwójka obejrzała za siebie.
- Co jest? Coś nie tak z moim strojem? –
Zapytał Naruto, obracając się w miejscu i skacząc jak małpa, by obejrzeć swój
zad.
- Nie, nie – odparł szybko starszy Uchiha,
posyłając Uzumakiej przepraszające spojrzenie. „No cóż, Sas, to nie jest takie proste, gdy jest się homoseksualistą”
– odmyślał do swojego Otōto, kręcąc głową. Długie włosy drgały na jesiennym
wietrzyku.
Dalsza droga do rezydencji Nejiego
Hyuugi przebiegła bez jakichkolwiek ekscesów. Co prawda, Uzumaki denerwował się
lekko spotkaniem z gospodarzem, w końcu ten się do niego jeszcze niedawno
zalecał, ale gdy tylko zobaczył ten piękny budynek, wszelkie jego obawy,
rozpierzchły się. Naruto, jak i reszta, dawno nie widzieli tak
wspaniałego domu, jak i ogrodu. Wysoka,
na kilkanaście metrów willa, z blado perłowymi ścianami, kolumienkami,
klasycznymi, kwadratowymi oknami, typowo konoszańskim dachem, marmurowymi
zdobieniami jak i schodami, prezentowała się naprawdę okazale na tle starych,
zasłużonych śliw i kryptomerii japońskich. Do rezydencji prowadziła prosta,
aczkolwiek szeroka aleja, po stronach której rosły glicyny, umiejętnie
wplecione w wiszące nad dróżką, metalowe kraty. Reszta ogrodu usiana była
najróżniejszymi kwiatami: orchideami stu kolorów, zawilcami, irysami czy
niezapominajkami. Całość zamknięta za srebrną bramą
- Jak tu pięknie – wyszeptała zachwycona
Inata, mówiąc to, co wszyscy mieli na myśli. Bez wahania pchnęła furtkę i
postąpiła kilka kroków do przodu. Jak zaczarowana stąpała po betonowym
chodniczku. I nie tylko ona, bo towarzyszącemu jej blondynowi również podobał
się widok, jaki mieli przed sobą. Itaś, widząc, jakie wrażenie wywiera na
fioletowowłosej chociażby sam ogród Hyuugi, zastanawiał się nad posadzeniem u
siebie podobnych elementów flory. „Nawet
o tym nie myśl.” No tak, Sasuke jak zawsze coś nie pasowało.
Byli już w połowie drogi do wejścia,
gdy zaczęły dobiegać do ich uszu dźwięki muzyki i wesołe śmiechy. Okazało się,
że pierwsza część imprezy miała mieć miejsce na świeżym powietrzu.
- Siemka – bracia Uchiha obejrzeli się i
zobaczyli za sobą Kakashiego, obejmującego speszonego Irukę.
- Dz-dzień dobry – wyszeptał nieśmiało
Delfinek, nie wiedząc, gdzie oczy podziać.
- Cześć, Iruka, Kakashi – Itachi był
wyjątkowo zadowolony, widząc tę parę, czego nie można było powiedzieć o Sasuke,
który zjeżył się lekko. Kiwnął obu głową w ramach przywitania i przyspieszając
kroku, dołączył do idącej z przodu dwójki. Mężczyźni od razu zauważyli obcą
osobę w ich gronie.
- Kto to jest? – Wyszeptał Umino, wskazując
zielonooką podbródkiem, jednocześnie odsuwając się nieznacznie od idącego obok
jōnina.
- To… - znaczące spojrzenie na szarowłosego
– jest Inata – czarne oko rozszerzyło się w zdumieniu, a po chwili jego twarz
rozświetlił uśmiech.
- Ta Inata? – Czarnowłosy jedynie
przytaknął, zauważając czekającą na nich blondynkę, stojącą samotnie tuż przy
fontannie w kształcie liścia.
- Co za Inata? – Niewiedza nauczyciela
upewniła go w przekonaniu, że o Uzumakiej nie wiedział prawie nikt.
- Dowiesz się później, jak reszta, Iruka –
san – ukłonił się, po czym zostawiając zakochanych, podszedł do Ino.
- Witam na urodzinach moich i Shikamaru –
niebieskie oczy zlustrowały całą jego postać.
- Pięknie wyglądasz… - Sharinganowiec podał
jej sześć torebek z prezentami – trzy czarne i trzy białe, po czym z nią pod
rękę, przeszedł boczną ścieżką na tył domu.
- Jak widzisz, Itachi-kun, pierwsza część
naszej osiemnastki odbywa się tu, na ogromnym tarasie, jak i poza nim, a potem
przeniesiemy się do rezydencji – jego szkarłatnym oczom ukazał się wspomniany
przez Yamanakę element architektury, na którym poustawiane były stoliki wraz z
krzesłami, wielki, szwedzki stół, jak i mała stacja dla Choujiego, dzisiejszego
dj-a. W dalszej części ustawiono kilkanaście ławeczek i parkiet, mieszczący
około dwudziestu tancerzy.
- Dziękuję za informację – z seksownym
uśmiechem podjął jej dłoń i patrząc w topazowe tęczówki, ucałował ją.
Następnie, delikatnie gładząc palcami jej kciuk, odsunął się, po czym odszedł
do swojego stolika. Wśród tłumu kolorowych postaci nie mógł zauważyć dziwnego
spojrzenia szmaragdu, pełnego niewytłumaczalnego smutku i żalu.
***
*
***
Złowieszczy uśmiech nie schodził mu z
twarzy. Ukryty wewnątrz mieszkania na drugim piętrze, z góry obserwował
siedzące towarzystwo, a szczególnie jedną parę. Choć tak naprawdę na widok
czułości tej dwójki, odczuwał wściekłość i obrzydzenie, to mimo tego szczerze
się uśmiechał. Niemalże czuł już tą satysfakcję, euforię, bo wiedział, że
błądzące po opalonym karku, blade dłonie, robią to po raz ostatni.
- Zaczynamy? – Ciszę przerwał głos
Shikamaru.
- Pewnie. W końcu to wasze święto –
odwrócił się w stronę kolegi, dłonie chowając w kieszenie spodni.
***
*
***
- Sugooi – wzdychał raz po raz,
podziwiając wspaniale udekorowane stoliki, stół z jedzeniem, ozdoby z kwiatów i
balonów wiszące nad nimi na umocowanych na linkach, drewnianych kratach, jak i
stroje swoich znajomych. Czuł się dziwnie, ale czy to nie jest zrozumiałe? Po
raz pierwszy od dawna uczestniczył w tak wytwornym przyjęciu. Inata uśmiechała
się tylko, widząc jego rozświetloną szczęściem, twarz. Niemniej jednak sama
odczuwała pewien dyskomfort, gdyż jej poczynania śledziło wiele par oczu.
Zagryzła wargę, dojrzawszy pełne zaciekawienia, spojrzenie Kazekage.
Denerwowała się, to fakt. Tylko czemu?
***
*
***
- Ok, zaczynamy! – Zagrzmiał Chouji do
mikrofonu, próbując zagłuszyć szmer rozmów. – Czas na eleganckie otwarcie! – Nacisnął
klawisz i z głośników popłynęły najpierw werble, a potem piosenka z „Titanica”.
– Zapraszam Ino Yamanakę i Shikamaru Narę, gospodarzy dzisiejszej imprezy, jak
i solenizantów! – Po chwili na parkiet weszła zapowiedziana dwójka. Rozległy
się wiwaty i oklaski.
- Najlepszego, leniu jeden! I tobie, Ino! –
Naruto, jak zawsze żywiołowy, wydarł się na tyle głośno, by przebić wszystkich.
- Najlepszego!
- Sto lat!
- Szczęścia!
- Dziękujemy wam wszystkim za przybycie,
ciepłe słowa jak i za… prezenty, bez których byśmy was nie wpuścili – zaczęła
blondynka, rozśmieszając połowę gości. Omiotła wzrokiem zaproszonych i z
przepięknym uśmiechem kontynuowała. – Jak zapewne wiecie, niedawno ja i Shika
skończyliśmy osiemnaście lat. To wielkie wydarzenie, dlatego też w tym roku
impreza będzie wspanialsza, niż kiedykolwiek – zamilkła, pozwalając, by
pałeczkę przejął czarnooki.
- Tak. I choć kłopotliwe jest takie stanie
na środku i gadanie do was…
- No wiesz – przerwała mu Yamanaka, gładząc
proste włosy.
- To cieszę się, że wymyśliliśmy coś
takiego, jak Urodziny Yamanary. Opowiem wam teraz po krótce, jak to wszystko
będzie wyglądać. Ale wcześniej… - spojrzał znacząco na niebieskooką.
- Chcielibyśmy w tym miejscu podziękować
Nejiemu Hyuudze za udostępnienie tego wspaniałego miejsca na naszą imprezę – na
nowo rozległy się wiwaty.
- Ta, dzięki, stary! – Ryknął tym razem
Kiba, odszukując go wzrokiem i kiwając mu głową porozumiewawczo.
- Tak… - głos zabrał Nara. – Więc do około
godziny dwudziestej, będziemy bawić się na dworze, potem przeniesiemy się do wnętrza
rezydencji. O godzinie dwudziestej drugiej, jak co roku, my wam znikniemy, a
pojawi się gość specjalny – wszyscy zdawali się spijać słowa z ust chłopaka. –
O północy czeka was kolejna niespodzianka, ale o tym później. Zgodnie z
tradycją Urodzin Yamanary, średnio co półtorej godziny będą OY – niektórzy z
gości spojrzeli na niego z niezrozumieniem. Inata zresztą też. – Dla tych,
którzy nie wiedza, są to Ogłoszenia Yamanary. Kilka osób ma wam coś do
zakomunikowania, wiecie, tak oficjalnie.
- W odpowiednim momencie wyjdziemy,
zapowiadając OY. A teraz – spojrzała na swoich rodziców, jak i opiekunów Shiki
– życzenia. Jeśli macie coś do powiedzenia, zapraszamy – chwilę później każdy
pałaszował pierwsze danie z menu – filety rybne w sosie śmiatanowo-serowym
– słuchając, co krewni i bliscy świętujących mieli im do powiedzenia.
***
*
***
Słyszałem to. Siedząc obok Iruki, a
naprzeciw Kurenai i jej nowego partnera, Ebisu, gotowałem się z wściekłości. Co
prawda, spodziewałem się jakiś plotek, obgadywania i takich tam, ale nie tego,
że będą dyskutować tylko o tym. Czuję się z tym źle, w końcu Gai wylądował w
szpitalu, ale z drugiej strony, należało mu się. Kto jak kto, ale on nie
powinien startować do Umino, wiedząc o moich uczuciach względem niego. Może i z
początku byliśmy tylko rywalami, ale potem… potem staliśmy się prawdziwymi
przyjaciółmi. A przyjaciele tak nie postępują.
- Wszystko dobrze? – Usłyszałem po swojej
prawej stronie zlękniony głos Delfinka. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, w końcu
się o mnie martwił. Położyłem dłoń na jego dłoni i zacząłem ją gładzić.
- Tak – odparłem, zatapiając się w
czekoladzie jego oczu. Na moment zapomniałem o wszystkich troskach i o tym, że
nie byłem już shinobi Liścia. Widok zatroskanego Iruki, z tym współczuciem, oddaniem i szczerym
smutkiem – to i tylko to sprawiało, że nie żałowałem. Nie mógłbym dopuścić do
tego, by Maito mi go zabrał, bo wtedy… och, jestem za miękki, ale… Nie miałbym
dla kogo żyć.
***
*
***
- Ekhem – odchrząknęła, zwracając na siebie
uwagę ostatnich rozmówców. – Jako Hokage Wioski Ukrytej w Liściach, pragnę
złożyć dzisiejszym solenizantom, najszczersze życzenia szczęścia, wytrwałości i
siły w pielęgnowaniu w sobie Woli Ognia. Przekażcie ją także nowemu pokoleniu –
grzmiała, a jej krwistoczerwona suknia, dopasowana do talii i podnosząca
jeszcze bardziej biust, trzeszczała z każdym jej oddechem. – Zgodnie z
tradycją, przekazuję wam to – podała każdemu ze stojących obok jubilatów
kartonik. – W pudelku znajdziecie nie tylko nowy zestaw broni, ale także zwoje
z dopasowanymi dla was, a nieznanym wam, technikami.
- Dziękujemy bardzo – obaj ukłonili się i
odeszli do swojego stolika. Zgodnie z planem, teraz Tsunade miała swoje pięć
minut na ogłoszenie, albo na co tam chciała. W zeszłym roku już na starcie była
podchmielona i próbowała swoich sił w tańcu go-go. Ech, szkoda gadać.
- Jak zapewne wiecie, dziś w godzinach
porannych, w naszej wiosce miał miejsce pewien niemiły incydent za sprawą
Kakashiego Hatake i Maito Gai’a – szarowłosy jōnin odwrócił się i zdziwiony
patrzył na wpatrującą się w niego kobietę. – Obaj… wykazując się najwyższej
klasy zdebileniem, zniszczyli stary budynek muzeum, gdyż kłócili się o… o
kochanka – przez ogród przeszedł szmer. – Tak, kochanka – oczy wszystkich
skierowały się na Irukę. – Na mocy nadanego mi prawa, w pierwszym odruchu
degradowałam wspomnianą wcześniej dwójkę do rangi cywilów – szmer zamienił się
w głośne buczenie. Większość z gości była zaskoczona już pierwszą informacją, a
co dopiero drugą… - Cisza! Po namyśle, stwierdziłam, że byłaby to zbyt wysoka
kara dla wioski – Hatake wstrzymał oddech. – Niemniej jednak nie mogę tego tak
zostawić. Dlatego też Kakashi, zapraszam do siebie – Sharinganowiec na miękkich
nogach wstał i lawirując między stolikami, kierował się na parkiet. Rozglądając
się, wyłapywał zaciekawione, jak i zniesmaczone spojrzenia. Gdy napotkał piwne
oczy Kage, wiedział już, że zaraz będzie się wstydził własnego ja.