środa, 15 stycznia 2014

025. Rozdział dwudziesty piąty - Konsekwencje lekkomyślności. Urodziny Yamanary: Start.



Witam. Na początku chcę podziękować za wszystkie komentarze, zmotywowały mnie, bo inaczej nie wiem, czy rozdział byłby w tym miesiącu jakiś w ogóle… Miałam skończyć opowiadanie, ale wena szybciej zwiała, niż przyszła. No cóż, tak bywa. Postaram się też niedługo znów odpisywać na Wasze komentarze, bo coś z tym kiepsko ostatnio.

Co do rozdziału… Niesprawdzany, na świeżo napisany i wstawiony. Przepraszam, ale nie chciałam, byście czekali. To taki trochę „zapychacz”, bo planowałam z początku dodać dwa rozdziały. Mogę tylko znów przeprosić, ale to chyba sensu nie ma…

Miło jest mi powitać AoiRose Chan, hiddenninję x, jak i Hebi Tsukuyomi. Mam nadzieję, że zostaniecie już na „zawsze”. Pozdrawiam!

Rozdział dedykowany wszystkim czytającym. Za te ponad 20 000 wejść wielkie dziękuję, choć mam świadomość, że trochę tego było przez tamtą akcję… Dobra, dość gadania.

Zapraszam, to dla WAS.

**********


         27 września (sobota)

         Czy wiecie, jak wyglądają pioruny? Nie, nie chodzi mi o wyładowania atmosferyczne widoczne głównie wiosną i latem w porach popołudniowych. Mówię o tych, które ciskają czasem oczy, szczególnie te piwne, pod których naporem boicie się odetchnąć. Kojarzycie już? Jeśli nie, to zapytajcie Sakurę, która właśnie nieproszona wparowała do gabinetu swojej Mistrzyni z naręczem rulonów i zwojów.
    - Czcigodna, chciałabym… ups! – Pisnęła, podnosząc głowę i rozpoznając niebezpieczne kurwiki w spojrzeniu siedzącej za biurkiem kobiety. – To ja może kiedy indziej – dodała cichutko, po czym z prędkością światła ewakuowała się z pomieszczenia. Wewnętrznie współczuła dwójce mężczyzn, którzy pozostali w środku, jednocześnie zastanawiając się co takiego zrobili. Z początku, choć to niegrzeczne, chciała podsłuchiwać, lecz prawdę powiedziawszy wcale nie musiała. Krzyk Sannina słychać było w promieniu kilkunastu kilometrów od epicentrum.
    - Mam do was jedno, nadrzędne pytanie, mianowicie: czy was już do reszty pokurwiło?! – Spoglądała na obu z mordem w oczach. – Kakashi Hatake, synu Białego Kła Konohy, Sakumo Hatake, masz mi coś do powiedzenia?! – Jej wzrok niemalże przyszpilał ich obu do podłogi, jednocześnie sprawiając, że miękły im nogi. – No słucham?!
    - Nie mam nic na swoją obronę, przyjmę każdą karę – odpowiedział, stojąc prosto, choć niepewnie. Cokolwiek się teraz stanie, nie będzie żałował.
    - Nie mam nic na obronę… każdą karę… - powtarzała, a jej wielkie balony falowały szybko i płynnie. – Nic… obronę… karę… - mamrotała dalej pod nosem, czując w każdej komórce gniew tak wielki, że aż ją rozsadzał. Nie myślała w tej chwili logicznie, czego skutkiem było najpierw trzaśnięcie dłonią w biurko z całej siły, a następnie kopnięcie każdej z dwóch części potrzaskanego przedmiotu w jednego ze stojących przed nią mężczyzn. Obaj jednocześnie odskoczyli, patrząc na wirujące w powietrzu zapisane kartki papieru. Nawet nie odwrócili głów. Zrobiła to stojąca w korytarzu Sakura, by w następnej chwili zaliczyć przysłowiowego karpika. Niemało się zlękła, widząc wbite w ścianę drewniane blaty.
    - Tsunade – sama, ja… - jedno, krótkie spojrzenie wystarczyło, by brunet zamilkł.
    - Złamanie zasad Ninja, zniszczenie starego, ważnego dla mnie budynku dawnego muzeum, narażenie zdrowia swojego i towarzysza – wyliczała, przechodząc się z miejsca na miejsce. – Zniszczenie elementów natury, będących pod ochroną PHS* (patrycjusze Hiruzena Sarutobiego – nasi obrońcy natury), narażenie zdrowia, ba!, życia mieszkańców Liścia… Do jasnej cholery, gdzie wy mieliście swoje rozumy, co? – Warknęła, przeczuwając dzisiejszą ciężką i dość koślawą drogę do domu. Ubzdryngoli się jak nic.
    - Myślę, że… - kolejne spojrzenie śmierci. Cisza na wieki wieków, Amen.
    - To było pytanie retoryczne, Umino! – Znów podniosła głos nie do końca wiedząc, jaką decyzję ma teraz podjąć. – Brak samodyscypliny, samowolka, wynaturzenie, zdebilenie… - wymieniała dalej. – Zastosowanie poważnych technik właściwie na sparingpartnerze, kretynizm, totalny brak rozsądnego myślenia… Nie mam wyjścia, muszę… - posłała Kakashiemu długie spojrzenie – degradować was obu, ciebie i Maito, do rangi cywila i pozbawić was prawa bycia shinobi Konohy – zdanie wypowiedziane głosem wściekłym i w pewnym sensie smutnym. – Nie potrzebuję takich shinobich w szeregach.
    - Co?! – Iruka nie chciał uwierzyć w to, co usłyszał. – Czcigodna Tsunade Hime, nie możesz…
    - Rozumiem – spojrzał kątem oka na Hatake i zdębiał. Kochanek trwał w ukłonie i na wyciągniętych sztywno dłoniach w przód, trzymał opaskę z metalową tabliczką i naszyjnik, który otrzymał w momencie dołączenia do ANBU. – Przepraszam w imieniu swoim i Maito Gai’a, dokonanym szkodom zadośćuczynimy. Dziękuję za zaszczyt służenia Pani i Pani poprzednikom – wyrecytował, oddychając ciężko. Blondynka podeszła niemo do ninji (ninjy?) i podjęła trzymane przezeń przedmioty.
    - To wszystko, żegnam – odprawiła ich, nie zwracając uwagi na rozżalone spojrzenie czekoladowych tęczówek. Chwilę później, przez dziurę zamiast drzwi, do gabinetu wślizgnęła się różowowłosa i stąpając delikatnie, podeszła do Hokage. Ta siedziała na ocalałym krześle i ciężko posapywała.
    - Tsunade-sama, naprawdę chcesz się pozbyć Kakashiego – sensei jako shinobi? – Zapytała nieśmiało, odkładając trzymane dotąd zwoje pod okno. Kobieta posłała jej charakterystyczne spojrzenie.
    - Oczywiście, że nie – odparła, uśmiechając się diabelsko. – Niech się trochę pomęczą, nim nie wymyślę innej kary – dodała, wyglądając za okno. Nikt nie powie, że nie umie być nieprzewidywalną. – Zatrzymaj Irukę i powiedz mu, że ma misję.
    - Jaką?
    - Misję sprowadzenia Kakashiego na urodziny Yamanary – dziewczyna skłoniła się nisko, po czym wybiegła przez otwór w ścianie.

***
*
***

         - Naruto, jesteś pewien, że to dobry pomysł? – Przeglądała się w lustrze z dziwną, zniesmaczoną miną.
    - Jasne! – Odkrzyknął entuzjastycznie, rozglądając się wokół siebie. Salon Uchihów zamienił się w istne, modowe pobojowisko. Niemal na każdym wolnym skrawku pomieszczenia porozkładane zostały sukienki, garnitury, koszule, spodnie, biżuteria, szale, torebki, aksamity, tiule i inne rozmaitości, które można na siebie założyć, lub wdziać. W kącie pokoju, tuż za kominkiem ustawiono wielkie lustro, które obejmowało całą postać niepewnej dziewczyny.
    - Wyglądasz pięknie – usłyszała za plecami. W lustrzanym odbiciu ujrzała zauroczoną twarz Itachiego.
    - Dzięki – odparła, obracając się kilka razy wokół własnej osi. Miała na sobie szykowaną, czarną sukienkę na ramiączkach, z odkrytym tyłem aż do linii pośladków i setkami diamencików u dołu, przyszpilonych na kształt języczków ognia. Gdy wirowała, luźna część kiecki wznosiła się i wyglądało to tak, jakby płonęła srebrnym, mieniącym się w świetle, brokatem. Malutkie diamenciki na ramiączkach, drobniejsze na piersiach i przy pasie sprawiały, że iskrzyła się przy każdym najmniejszym kroku. Dość mocno, by przyciągać uwagę, ale też dystyngowanie i z umiarem, by nie  wyglądać jak żywa choinka, czy gwiazdka taniej reklamy.
    - Łał – jakże elokwentnie skomentował Naruto, gapiąc się na nią z rozdziawionym pyskiem.
    - Hn, ładnie – przyznał Sasuke, maltretując ustami skórę na szyi blondyna.
    - Tylko, jeśli można… - zieleń spotkała się z czerwienią. Uchiha zbliżył się do niej spokojnym krokiem i podał jej dłoń. – Pani pozwoli – pozostała dwójka obserwowała tę nagłą zmianę w ich wzajemnych relacjach z niemałym szokiem. Itachi pomógł fioletowowłosej zdjąć wysokie szpilki w kolorze palonej kawy. – Myślę, że te będą odpowiedniejsze – sięgnął za kanapę na której siedzieli kochankowie i podał jej stosownej wielkości pudełko. „Gdyby coś, ja ich nie kupowałem”, odebrał Sasuke i uśmiechnął się pod nosem, po czym po cichu, przygryzając uszko naszego blondynka, ustalił z nim spójną wersję.
    - Nie mogę ich przyjąć – ostrożny ton, zdradzający niepewność.
    - Ależ możesz Ina, ja ci je sprezentowałem – nieszczery, jednakże ogromniasty uśmiech przekonał zielonooką. Bez słowa odpakowała trzymany przez Itachiego karton. Gdy ich palce przez przypadek się spotkały, lekko się zarumieniła. Zobaczywszy po królewsku zapakowane szpilki, zamarła na moment. Łasic uśmiechał się delikatnie, widząc, jak bardzo podoba jej się prezent, niby to od Naruto. – I jak? – Spytał blondas, puszczając oczko bratu Sasuke tak, by Inata się nie zorientowała.
    - Piękne – odparła, z błogim uśmiechem. Delikatnie, jakby trzymała kryształ, wyjęła z pudełka wysokie na jakieś jedenaście centymetrów, pełne szpilki (Boziu, jak ja chciałabym umieć takie nosić… - dop. Inaty). Czarne, z połyskującymi drobinkami prawdziwych diamentów, o półokrągłym przodzie. Podeszwa wraz ze szpilką została tak skonstruowana, by podkreślać smukłość łydek i nadać stopom powabność. Zielonooka postawiła parę tych cudeniek przed sobą i wspierając się na podsuniętej przez Uchihę dłoni, wsunęła po kolei każdą ze stóp do ich wnętrza. Nie mogła wyglądać lepiej.
    - Jeszcze tylko torebka, którą kupił Sasuke i cała sala twoja – zażartował Uzumaki, odpychając od siebie natarczywe dłonie bruneta. Fioletowowłosa, jak i niebieskooki nie musieli wiedzieć, dlaczego Sharinganowiec obdarował dziewczynę sukienką i torebką, ważne, że on i Itachi wiedzieli. Jakoś musiał podziękować za upojną noc, którą pomogła zorganizować Naruto, czyż nie? Cała trójka chwilę podziwiała wygląd kobiety, nie odzywając się. Klaśnięcie dłoni ich otrzeźwiło.
    - Dobra, moi mili. Jeśli najważniejszą osobę mamy z głowy, to czas, byśmy i my się uszykowali – Łasic spojrzał krytycznie na pozostałą dwójkę. – Raz, raz, chłopcy! – Obaj westchnęli teatralnie, na co Inata zaśmiała się krótko.
    - My… myślę, że… że oni chcieliby jeszcze pobaraszkować… Itachi – powiedziała, mówiąc co prawda do mężczyzny, lecz wcale na niego nie patrzyła. Skąd ta zmiana? Po nocnej rozmowie stwierdziła, że to, co zaproponował, jest słusznym rozwiązaniem. Może i nie chciała przyjaźni, lecz musiała też mieć na względzie to, że jak na razie mieszka z Uchihami, pod ich dachem, jak i to, że Sasuke wybaczył Itachiemu. Mogli spróbować… żyć koło siebie we względnej zgodzie, dopóki znów Łasic nie zacznie mieszać w to ich osobistych uczuć. Kwestią rozstrzygającą był w sumie Naruto i jego związek. „Jak na razie to… to okres przejściowy. I nie, nie mam zamiaru być z twoim bratem. Robię to dla Naru”, odpowiedziała czarnookiemu na niezadane jeszcze pytanie. – To jak, ruszacie się, czy mam iść sama? – Moment później usłyszała szum wody w jednej z łazienek, w której zniknęli zakochani.
    - Można połączyć przyjemne z pożytecznym – uśmiechnęła się na jego słowa. Może naprawdę nie jest tak źle mieć go po swojej stronie?

***
*
***

         Złoto mieniło się w blasku zachodzącego słońca. Mężczyzna trzymający małe, czarne pudełeczko, uśmiechał się tajemniczo. Z cichym skrzypnięciem zamknął starą, błyszczącą się, pomimo upływu lat, szkatułeczkę i spojrzał przed siebie. Czas wdrążyć przygotowany z taką starannością, plan zemsty na Naruto, plan usidlenia go. Westchnął, odwracając się do stojącej nieopodal dziewczyny i chowając przedmiot.
    - Wszystko gotowe, Ino?
    - Jak najbardziej – srebrna sukienka, pokryta w całości cekinkami, prosta, z czarnym pasem nad brzuchem, seksownie opinała jej talię. Tak, zdecydowanie zabierze się za nią, gdyby się nie udało. Choć nie, Yamanaka będzie musiała obejść się smakiem, bo nie przewiduje niepowodzenia.
    - A gdzie Kiba i Shino? – Spytał, obejmując wzrokiem salę za jej plecami.
    - Poszli się przebrać – odparła, poprawiając rozpuszczone i wyprostowane blond włosy, których niektóre z kosmyków zaplecione były w drobne warkoczyki z kolorowymi wstawkami. Grzywkę wyjątkowo podpięła dużą, czarną klamrą w kształcie motyla, a kolczyki zmieniła na małe, srebrzyste perełki. Niebieskie niczym niebo wiosenne oczy, powiększyła, stosując trik zwany „smoky eye”, korzystając ze słonecznych odcieni, pasujących do włosów. Neji musiał stwierdzić, że wyglądała ładnie. Bardzo ładnie, mówiąc dokładniej.
    - A Shikamaru jest już na miejscu, przy barze? – Potwierdziła skinieniem głowy, a długie pasma zawirowały wokół jej kibici.
   - Chouji zaraz weźmie się za testowanie sprzętu – wypowiedziała wesołym głosem, ponętnymi ustami, podkreślonymi konturówką i słodko różowym błyszczykiem. Hyuuga uśmiechnął się, słysząc to.
    - A co z… - nie dokończył, bo do salonu wkroczył Nara.
    - Załatwione – odszepnęła tylko, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie i wieszając się na ramieniu nowoprzybyłego. – Coś nie tak, Shika? – Chłopak ubrany w czarny, prosty garnitur, lekką, szarą koszulę i biały krawat, zaprzeczył ruchem głowy. Jego związane w kitkę włosy, ozdobione były srebrnymi perełkami na końcówkach. Chyba nie muszę mówić, czyj to był pomysł?
    - Przyszedłem zapytać – zaczął, trzymając dłonie w kieszeniach i marszcząc przy tym marynarkę – o której się przebieramy? – Gładka szczęka odbiła światło słoneczne, wpadające przez okno.
    - O dwudziestej drugiej – poinformowała go koleżanka, po czym uśmiechnęła się zachęcająco do białookiego, ubranego w czarne, eleganckie choć wygodne, spodnie, białą marynarę, z czarnym giezłem i designerskie buty.
    -  Co z OY? – Spytał, przejeżdżając dłonią po linii szczęki.
    - W tym roku ja – westchnął zrezygnowany, drapiąc się w kark. – Wiecie, że zgłosili się obaj Uchiha? – Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie, niczym spodki.
    - Naprawdę?
    - Tak – odparł z lekkim zdenerwowaniem, bo nie lubił, gdy krzyczała mu wprost do ucha.
    - Ciekawe, co Sasuke ma nam do ogłoszenia – powiedział, zaciskając dłoń na ukrytym w kieszeni, pudełku. „Zapewne chce się ujawnić, ogłosić przed wszystkimi. No cóż, oby nie musiał tego sprostowywać”, pomyślał, uśmiechając się pod nosem.

***
*
***

  - Gotowy? – Iruka, ubrany tradycyjnie, w ciemnogranatowe haori i czarne sandały wszedł do salonu Hatake i ze zdenerwowaniem stwierdził, że szary siedzi na kanapie i czyta książkę, w ogóle nieprzebrany. – A co to ma być? – Zapytał, zakładając niesforne kosmyki za ucho.
    - Nigdzie nie idę – bąknął cicho Kakashi, zamykając tomiszcze i odrzucając je na bok. – Nie mam ochoty na zabawę, gdy straciłem jedyne zajęcie, do którego się nadaję – Umino uśmiechnął się lekko i podszedł do mężczyzny, a w zasadzie usiadł obok niego.
    - Dlatego też musimy się napić – zasugerował, przypominając sobie słowa Haruno: „Ściągnij go na tę imprezę za wszelką cenę. Tylko pamiętaj – ani słowa o tym, że sensei nadal jest shinobi’m”.
    - Nie chcę.… Mam ochotę wziąć gorącą kąpiel, a potem razem z tobą wylegiwać się w łóżku – wymamrotał przygnębiająco, obracając się plecami do bruneta, a następnie opuścił się w jego kierunku, głowę lokując na jego kolanach. – Mam dość – dla brązowookiego, załamany Kaszalot był jeszcze przystojniejszy. Zmarszczone czoło dodawało mu inteligencji, a smutny wyraz twarzy – męskości. Wiedziony jakimś instynktem, odgarnął przydługie kosmyki z policzka i lewego oka, po czym, nachylając się, ucałował je.
    - Będzie dobrze, zobaczysz – wyszeptał, gładząc lekko zarośniętą szczękę.
    - Jesteś spełnieniem moich najskrytszych marzeń – jak zwykle, zarumienił się. Postanowił jednak wykorzystać romantyczny nastrój kochanka.
    - A chcesz spełnić jeszcze jedno? – Błysk pożądania zdradzał Sharinganowca. – Pamiętasz, jak kilka tygodni temu opowiadałeś mi o seksie pod prysznicem? – Oczywiście, że pamiętał, ba, oczekiwał nawet takiej propozycji w przyszłości.
    - Umiesz sprawić, bym zapomniał o troskach – odszepnął, podnosząc się lekko i oczekując, że Iruka go pocałuje. Niestety, nie wszystko jest takie proste.
    - To dobrze, bo zamierzam – czuł gorąco buchające z polików – dać ci to, czego pragniesz, ale po powrocie.
    - Nie rozumiem – nie bardzo mógł się skupić. Od ust Delfinka dzieliło go jakieś dziesięć centymetrów. Cholerne dziesięć centymetrów.
    - Idziemy na urodziny Ino i Shikamaru – zepchnął nieprzygotowanego mężczyznę z kolan, a ten ciężko upadł tyłkiem na podłogę, podpierając się na dłoniach. – Jeszcze będziesz mi dziękował – mruknął, patrząc jak zdezorientowany jōnin, bez gadania podnosi się i kieruje w stronę łazienki. Prawdę powiedziawszy, odrobinę zdziwiła go bierność i posłuszeństwo ukochanego. No, ale Iruka nie miał pojęcia, jak bardzo kusząca jest dla szarowłosego wizja jego ciała, pokrytego mydlinami pachnącymi wanilią.

***
*
***

         - Witam, panie Haruno – grzecznie przywitał się z ojcem swej wybranki, stając w progu mieszkania. Mężczyzna zlustrował go wzrokiem, po czym nabierając w płuca dużą porcję tlenu, krzyknął (a raczej się wydarł, bo Sai’owi niemal bębenki popękały):
    - Sakura! Ktoś do ciebie!
    - Idę, idę – odkrzyknęła dziewczyna, by chwilę później pojawić się na schodach. Ten chwili były członek Korzenia nie zapomni nigdy. Widok koleżanki z drużyny przyspieszył mu puls i zwiotczył nogi.
    - Wy… - głośne przełknięcie - wyglądasz nad wyraz uroczo – wypowiedział drżącym z emocji głosem. Była to dla niego nowość, wiec potrzebował chwili, by to przetrawić.
    - Dzięki – uśmiechnęła się uroczo i kontynuowała podróż, by jak najszybciej pojawić się u jego boku. Gdy stąpała po drewnie w niewysokich, lecz gustownych, złotych pantofelkach, dla chłopaka wyglądała niczym anioł. Falbaniasty tren jej kremowej sukni, delikatnie unosił się na stopniach, które opuściła. Jasny materiał z przodu sięgał do kolan różowowłosej, by potem, marszcząc się sięgać coraz niżej. Złoty pas, poprowadzony wokół jej talii, ozdobiony małymi perełkami, ciągnął się po linii kręgów, tworząc coś, na wzór kręgosłupa. Nagie ramiona Sakury, oraz uniesiony biust, ukryty pod wstawkami podobnymi do trójkątów zdawały się go oczarowywać. Za to różowe włosy, spięte w kitkę i przepasane opaską, według jego opinii, dodawały jej uroku. – To co, idziemy? – Zapytała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
    - Do zobaczenia – skłonił się nisko rodzicom ukochanej, po czym ewakuował się z budynku. Miał nadzieję, że po tym wieczorze będzie kimś więcej, niż przyjacielem.

***
*
***

         - Cholera, Shino! Spóźnimy się przez twoje niedbalstwo! – Kiba zajmował teraz jakże zaszczytne miejsce na chodniku, tuż przed drzwiami mieszkania chłopaka, którego podziwiał.  Nietrudno się domyślić, że za nim czekał, by razem wrócić do rezydencji Hyuugi. Czarne, sztruksowe spodnie i pomarańczowa koszula, w ciemniejsze, lekko czerwone paski, dziwnie nie pasowały do jego codziennych nawyków, a mimo to Inuzuka założył ten strój. Chciał podobać się koledze z drużyny. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek się w nim zakocha? Uśmiechnął się do siebie. Przez głowę przelatywało mu kilka scen, które jasno dawały mu do zrozumienia, że to wszystko zaczęło się już dawno. Trwało niemalże od samego początku. Wzajemne wyzwiska i chłodne relacje z Aburame miały tylko ukryć jego prawdziwe uczucia, których sam nie był świadom. Przynajmniej nie do tamtej misji…

         RETROSPEKCJA

         - Niee, Shino! – W zwolnionym tempie widział, jak kunai rzucony przez wroga, wbija się w stosunkowo miękkie ciało bruneta, przeszywając jego pierś na wskroś. W jednej sekundzie doskoczył do niego i podnosząc na ręce, przetransportował kilka metrów dalej, tuż obok wystraszonej dziewczyny.
    - Shino-kun – wyszeptała nieśmiało, drżąc z emocji. Tak bardzo się bała!
    - Hinata – zlęknione, białe tęczówki, zlewające się z kolorem siatkówek, spojrzały szatyna niepewnie – zajmij się nim, ja rozwalę tego gościa – przytaknęła, a chłopak wyprostował się i odskoczył od tej dwójki. Szybko zlustrował otoczenie – wielka polana z przeoraną ziemią po wcześniejszych, wzajemnych atakach, ranny Akamaru leżący nieopodal wielkiego, połamanego w skutek ich poczynań, drzewa, brudny i krwawiący przeciwnik przed nim. Jeden, bo pozostała trójka leżała na twardej, trawiastej połaci, martwa. I pomyśleć, że nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby nie dał się sprowokować. To właśnie przez niego ta zwykła misja szpiegowska zamieniła się w walkę o przetrwanie.
    - Haha, chyba nie myślisz, że uda ci się mnie pokonać – mężczyzna, niemal w całości ubrany w czarny strój, odkrywający jedynie szkarłatne oczy, kpił z chłopaka, trzymając się za lewą rękę. Między palcami jego dłoni, wolno sączyła się krew, skapując kropami, jedna za drugą, na ziemię, plamiąc wiosenny szmaragd. Tym razem jednak Inuzuka nie dał się sprowokować. Zamknął oczy, wytężając zmysły węchu i słuchu, analizując zgromadzone dotąd informacje o tym człowieku. Styl walki, zachowania, sposób unikania ciosów… Widział jak na dłoni słabości przeciwnika i możliwości jego pokonania. Dlatego też śmiało ruszył przed siebie, skinieniem nakazując Akamaru podążanie jego śladem. Minutę później Kiba klęczał na poranionym ciałem zamaskowanego przestępcy, oddychając ciężko. Stalowy kunai, wbity w serce nieżyjącego mężczyzny drżał w jego dłoni. Nadal nienawidził zabijać.
    - Kiba-kun! – Usłyszał za sobą wołanie koleżanki z drużyny i głośne popiskiwanie psa. Patrząc ostatni raz na leżącego pod sobą shinobi, odskoczył, po czym obracając się, pobiegł w kierunku Hyuugi.
    - Co jest? – Zapytał, pojawiając się po lewej stronie dziewczyny. Widząc, w jakim stanie znajdował się Aburame, zaklął siarczyście. Choć ogólnie nie wyglądał źle, to jednak rosnąca w oczach szkarłatna plama na piersi Shino, go przeraziła. Hinata próbowała uleczyć go znanym sobie jutsu leczniczym, lecz to na niewiele się zdawało. Chłopak umierał.

         „Gdyby nie Tsunade-sama, nie wiem co by się wtedy stało. Byłem idiotą, większym, niż ktokolwiek.” Był tak zamyślony, że nie zauważył nawet pojawienia się brązowowłosego przed sobą. Nadal przeżywał tamtą misję. Widok rannego, niemalże martwego chłopaka wstrząsnął nim, a przynajmniej pomógł mu poznać własne uczucia. „Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś wtedy odszedł. To wszystko była moja wina i tylko moja…”
    - Ekhem – ciche odchrząknięcie sprawiło, że oprzytomniał. – I kto tu na kogo czeka, co? Chodźmy już, bo jest późno.
    - Tak – powiedział tylko, starając się nie patrzeć na przystojną twarz i czarne oczy, wyjątkowo uwolnione od przeciwsłonecznych, drobnych okularów. Przeczuwał, że dzisiejszej nocy coś się między nimi zmieni. Kiba szedł obok swojego wybranka, nie odzywając się ani słowem, zaś Shino uśmiechał się pod nosem, uświadamiając sobie, jak wielkie wrażenie zrobił na szatynie. A co ważniejsze, wiedział już, że się nie mylił co do swoich przeczuć.

***
*
***

         - Nie rozumiem, po co to, ale niech ci będzie – westchnął rozczarowany, cofając się i dołączając do swojego brata.
    - Naruto ekscytuje się tymi całymi urodzinami i przedstawieniem Inaty. Bądź wyrozumiały, Sasu – Itachi poklepał go po ramieniu, raz po raz zerkając na idącą przed nim dziewczynę.
    - Wiem, wiem – odparł tylko, chowając dłonie w kieszenie spodni i zaciskając je w pięści. „Jakie to wszystko upierdliwe”, pomyślał, na co Itaś się roześmiał, a pozostała dwójka obejrzała za siebie.
    - Co jest? Coś nie tak z moim strojem? – Zapytał Naruto, obracając się w miejscu i skacząc jak małpa, by obejrzeć swój zad.
    - Nie, nie – odparł szybko starszy Uchiha, posyłając Uzumakiej przepraszające spojrzenie. „No cóż, Sas, to nie jest takie proste, gdy jest się homoseksualistą” – odmyślał do swojego Otōto, kręcąc głową. Długie włosy drgały na jesiennym wietrzyku.

         Dalsza droga do rezydencji Nejiego Hyuugi przebiegła bez jakichkolwiek ekscesów. Co prawda, Uzumaki denerwował się lekko spotkaniem z gospodarzem, w końcu ten się do niego jeszcze niedawno zalecał, ale gdy tylko zobaczył ten piękny budynek, wszelkie jego obawy, rozpierzchły się. Naruto, jak i reszta, dawno nie widzieli tak wspaniałego domu, jak i ogrodu.  Wysoka, na kilkanaście metrów willa, z blado perłowymi ścianami, kolumienkami, klasycznymi, kwadratowymi oknami, typowo konoszańskim dachem, marmurowymi zdobieniami jak i schodami, prezentowała się naprawdę okazale na tle starych, zasłużonych śliw i kryptomerii japońskich. Do rezydencji prowadziła prosta, aczkolwiek szeroka aleja, po stronach której rosły glicyny, umiejętnie wplecione w wiszące nad dróżką, metalowe kraty. Reszta ogrodu usiana była najróżniejszymi kwiatami: orchideami stu kolorów, zawilcami, irysami czy niezapominajkami. Całość zamknięta za srebrną bramą
    - Jak tu pięknie – wyszeptała zachwycona Inata, mówiąc to, co wszyscy mieli na myśli. Bez wahania pchnęła furtkę i postąpiła kilka kroków do przodu. Jak zaczarowana stąpała po betonowym chodniczku. I nie tylko ona, bo towarzyszącemu jej blondynowi również podobał się widok, jaki mieli przed sobą. Itaś, widząc, jakie wrażenie wywiera na fioletowowłosej chociażby sam ogród Hyuugi, zastanawiał się nad posadzeniem u siebie podobnych elementów flory. „Nawet o tym nie myśl.” No tak, Sasuke jak zawsze coś nie pasowało.

         Byli już w połowie drogi do wejścia, gdy zaczęły dobiegać do ich uszu dźwięki muzyki i wesołe śmiechy. Okazało się, że pierwsza część imprezy miała mieć miejsce na świeżym powietrzu.
    - Siemka – bracia Uchiha obejrzeli się i zobaczyli za sobą Kakashiego, obejmującego speszonego Irukę.
    - Dz-dzień dobry – wyszeptał nieśmiało Delfinek, nie wiedząc, gdzie oczy podziać.
    - Cześć, Iruka, Kakashi – Itachi był wyjątkowo zadowolony, widząc tę parę, czego nie można było powiedzieć o Sasuke, który zjeżył się lekko. Kiwnął obu głową w ramach przywitania i przyspieszając kroku, dołączył do idącej z przodu dwójki. Mężczyźni od razu zauważyli obcą osobę w ich gronie.
    - Kto to jest? – Wyszeptał Umino, wskazując zielonooką podbródkiem, jednocześnie odsuwając się nieznacznie od idącego obok jōnina.
    - To… - znaczące spojrzenie na szarowłosego – jest Inata – czarne oko rozszerzyło się w zdumieniu, a po chwili jego twarz rozświetlił uśmiech.
    - Ta Inata? – Czarnowłosy jedynie przytaknął, zauważając czekającą na nich blondynkę, stojącą samotnie tuż przy fontannie w kształcie liścia.
    - Co za Inata? – Niewiedza nauczyciela upewniła go w przekonaniu, że o Uzumakiej nie wiedział prawie nikt.
    - Dowiesz się później, jak reszta, Iruka – san – ukłonił się, po czym zostawiając zakochanych, podszedł do Ino.
    - Witam na urodzinach moich i Shikamaru – niebieskie oczy zlustrowały całą jego postać.
    - Pięknie wyglądasz… - Sharinganowiec podał jej sześć torebek z prezentami – trzy czarne i trzy białe, po czym z nią pod rękę, przeszedł boczną ścieżką na tył domu.
    - Jak widzisz, Itachi-kun, pierwsza część naszej osiemnastki odbywa się tu, na ogromnym tarasie, jak i poza nim, a potem przeniesiemy się do rezydencji – jego szkarłatnym oczom ukazał się wspomniany przez Yamanakę element architektury, na którym poustawiane były stoliki wraz z krzesłami, wielki, szwedzki stół, jak i mała stacja dla Choujiego, dzisiejszego dj-a. W dalszej części ustawiono kilkanaście ławeczek i parkiet, mieszczący około dwudziestu tancerzy.
    - Dziękuję za informację – z seksownym uśmiechem podjął jej dłoń i patrząc w topazowe tęczówki, ucałował ją. Następnie, delikatnie gładząc palcami jej kciuk, odsunął się, po czym odszedł do swojego stolika. Wśród tłumu kolorowych postaci nie mógł zauważyć dziwnego spojrzenia szmaragdu, pełnego niewytłumaczalnego smutku i żalu.

***
*
***

         Złowieszczy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ukryty wewnątrz mieszkania na drugim piętrze, z góry obserwował siedzące towarzystwo, a szczególnie jedną parę. Choć tak naprawdę na widok czułości tej dwójki, odczuwał wściekłość i obrzydzenie, to mimo tego szczerze się uśmiechał. Niemalże czuł już tą satysfakcję, euforię, bo wiedział, że błądzące po opalonym karku, blade dłonie, robią to po raz ostatni.
    - Zaczynamy? – Ciszę przerwał głos Shikamaru.
    - Pewnie. W końcu to wasze święto – odwrócił się w stronę kolegi, dłonie chowając w kieszenie spodni.

***
*
***

         - Sugooi – wzdychał raz po raz, podziwiając wspaniale udekorowane stoliki, stół z jedzeniem, ozdoby z kwiatów i balonów wiszące nad nimi na umocowanych na linkach, drewnianych kratach, jak i stroje swoich znajomych. Czuł się dziwnie, ale czy to nie jest zrozumiałe? Po raz pierwszy od dawna uczestniczył w tak wytwornym przyjęciu. Inata uśmiechała się tylko, widząc jego rozświetloną szczęściem, twarz. Niemniej jednak sama odczuwała pewien dyskomfort, gdyż jej poczynania śledziło wiele par oczu. Zagryzła wargę, dojrzawszy pełne zaciekawienia, spojrzenie Kazekage. Denerwowała się, to fakt. Tylko czemu?

***
*
***


         - Ok, zaczynamy! – Zagrzmiał Chouji do mikrofonu, próbując zagłuszyć szmer rozmów. – Czas na eleganckie otwarcie! – Nacisnął klawisz i z głośników popłynęły najpierw werble, a potem piosenka z „Titanica”. – Zapraszam Ino Yamanakę i Shikamaru Narę, gospodarzy dzisiejszej imprezy, jak i solenizantów! – Po chwili na parkiet weszła zapowiedziana dwójka. Rozległy się wiwaty i oklaski.
    - Najlepszego, leniu jeden! I tobie, Ino! – Naruto, jak zawsze żywiołowy, wydarł się na tyle głośno, by przebić wszystkich.
    - Najlepszego!
    - Sto lat!
    - Szczęścia!
    - Dziękujemy wam wszystkim za przybycie, ciepłe słowa jak i za… prezenty, bez których byśmy was nie wpuścili – zaczęła blondynka, rozśmieszając połowę gości. Omiotła wzrokiem zaproszonych i z przepięknym uśmiechem kontynuowała. – Jak zapewne wiecie, niedawno ja i Shika skończyliśmy osiemnaście lat. To wielkie wydarzenie, dlatego też w tym roku impreza będzie wspanialsza, niż kiedykolwiek – zamilkła, pozwalając, by pałeczkę przejął czarnooki.
    - Tak. I choć kłopotliwe jest takie stanie na środku i gadanie do was…
    - No wiesz – przerwała mu Yamanaka, gładząc proste włosy.
    - To cieszę się, że wymyśliliśmy coś takiego, jak Urodziny Yamanary. Opowiem wam teraz po krótce, jak to wszystko będzie wyglądać. Ale wcześniej… - spojrzał znacząco na niebieskooką.
    - Chcielibyśmy w tym miejscu podziękować Nejiemu Hyuudze za udostępnienie tego wspaniałego miejsca na naszą imprezę – na nowo rozległy się wiwaty.
    - Ta, dzięki, stary! – Ryknął tym razem Kiba, odszukując go wzrokiem i kiwając mu głową porozumiewawczo.
    - Tak… - głos zabrał Nara. – Więc do około godziny dwudziestej, będziemy bawić się na dworze, potem przeniesiemy się do wnętrza rezydencji. O godzinie dwudziestej drugiej, jak co roku, my wam znikniemy, a pojawi się gość specjalny – wszyscy zdawali się spijać słowa z ust chłopaka. – O północy czeka was kolejna niespodzianka, ale o tym później. Zgodnie z tradycją Urodzin Yamanary, średnio co półtorej godziny będą OY – niektórzy z gości spojrzeli na niego z niezrozumieniem. Inata zresztą też. – Dla tych, którzy nie wiedza, są to Ogłoszenia Yamanary. Kilka osób ma wam coś do zakomunikowania, wiecie, tak oficjalnie.
    - W odpowiednim momencie wyjdziemy, zapowiadając OY. A teraz – spojrzała na swoich rodziców, jak i opiekunów Shiki – życzenia. Jeśli macie coś do powiedzenia, zapraszamy – chwilę później każdy pałaszował pierwsze danie z menu – filety rybne w sosie śmiatanowo-serowym – słuchając, co krewni i bliscy świętujących mieli im do powiedzenia.

***
*
***

         Słyszałem to. Siedząc obok Iruki, a naprzeciw Kurenai i jej nowego partnera, Ebisu, gotowałem się z wściekłości. Co prawda, spodziewałem się jakiś plotek, obgadywania i takich tam, ale nie tego, że będą dyskutować tylko o tym. Czuję się z tym źle, w końcu Gai wylądował w szpitalu, ale z drugiej strony, należało mu się. Kto jak kto, ale on nie powinien startować do Umino, wiedząc o moich uczuciach względem niego. Może i z początku byliśmy tylko rywalami, ale potem… potem staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi. A przyjaciele tak nie postępują.
    - Wszystko dobrze? – Usłyszałem po swojej prawej stronie zlękniony głos Delfinka. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, w końcu się o mnie martwił. Położyłem dłoń na jego dłoni i zacząłem ją gładzić.
    - Tak – odparłem, zatapiając się w czekoladzie jego oczu. Na moment zapomniałem o wszystkich troskach i o tym, że nie byłem już shinobi Liścia. Widok zatroskanego Iruki,  z tym współczuciem, oddaniem i szczerym smutkiem – to i tylko to sprawiało, że nie żałowałem. Nie mógłbym dopuścić do tego, by Maito mi go zabrał, bo wtedy… och, jestem za miękki, ale… Nie miałbym dla kogo żyć.

***
*
***
ch mieli im do powiedzenia.
dziny będą OY. ię gość specjalny. go miejsca na nas

         Przyzwyczaiła się do bycia numerem jeden, a mimo to, widząc dziesiątki wpatrzonych w siebie par oczu, lekko się denerwowała. A to nie wróżyło zbyt dobrze.
    - Ekhem – odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę ostatnich rozmówców. – Jako Hokage Wioski Ukrytej w Liściach, pragnę złożyć dzisiejszym solenizantom, najszczersze życzenia szczęścia, wytrwałości i siły w pielęgnowaniu w sobie Woli Ognia. Przekażcie ją także nowemu pokoleniu – grzmiała, a jej krwistoczerwona suknia, dopasowana do talii i podnosząca jeszcze bardziej biust, trzeszczała z każdym jej oddechem. – Zgodnie z tradycją, przekazuję wam to – podała każdemu ze stojących obok jubilatów kartonik. – W pudelku znajdziecie nie tylko nowy zestaw broni, ale także zwoje z dopasowanymi dla was, a nieznanym wam, technikami.
    - Dziękujemy bardzo – obaj ukłonili się i odeszli do swojego stolika. Zgodnie z planem, teraz Tsunade miała swoje pięć minut na ogłoszenie, albo na co tam chciała. W zeszłym roku już na starcie była podchmielona i próbowała swoich sił w tańcu go-go. Ech, szkoda gadać.
    - Jak zapewne wiecie, dziś w godzinach porannych, w naszej wiosce miał miejsce pewien niemiły incydent za sprawą Kakashiego Hatake i Maito Gai’a – szarowłosy jōnin odwrócił się i zdziwiony patrzył na wpatrującą się w niego kobietę. – Obaj… wykazując się najwyższej klasy zdebileniem, zniszczyli stary budynek muzeum, gdyż kłócili się o… o kochanka – przez ogród przeszedł szmer. – Tak, kochanka – oczy wszystkich skierowały się na Irukę. – Na mocy nadanego mi prawa, w pierwszym odruchu degradowałam wspomnianą wcześniej dwójkę do rangi cywilów – szmer zamienił się w głośne buczenie. Większość z gości była zaskoczona już pierwszą informacją, a co dopiero drugą… - Cisza! Po namyśle, stwierdziłam, że byłaby to zbyt wysoka kara dla wioski – Hatake wstrzymał oddech. – Niemniej jednak nie mogę tego tak zostawić. Dlatego też Kakashi, zapraszam do siebie – Sharinganowiec na miękkich nogach wstał i lawirując między stolikami, kierował się na parkiet. Rozglądając się, wyłapywał zaciekawione, jak i zniesmaczone spojrzenia. Gdy napotkał piwne oczy Kage, wiedział już, że zaraz będzie się wstydził własnego ja.