***
*
***
16.09 (wtorek)
Sam do
końca nie wiedział, dlaczego pocałował Kakashiego, choć ten pocałunek był
całkiem przemyślany. Całą niedzielę zastanawiał się, co dać jonninowi na
prezent z okazji urodzin. Nawet, przez jedną milisekundę, przeszło mu przez
myśl, by zlekceważyć to ważne dla niego święto i spokojnie przygotować się do
poniedziałkowych zajęć w akademii, ale na to nie umiał się zdobyć. Przecież był
jego przyjacielem. Może to kuriozalne, ale Iruka starał się tą nową więź
traktować tak, jak jego Naruto traktował swoje. Oczywiście nie zapomniał, co
robił szarowłosy, jak się do niego przystawiał, ale też był na granicy przyznania
się przed sobą samym, że są to jak dotąd najprzyjemniejsze rzeczy, jakie go w
życiu spotkały. To dziwne, ale nawet zaczął się przyzwyczajać do myśli, że jest
z Hatake, że mógłby być i co jeszcze dziwniejsze, nie przerażało go to tak jak
wtedy, gdy ten go napastował w sali szkolnej. Zaczął się po prostu przekonywać,
a ten całus upewnił go w przekonaniu, że czy chciał czy nie, to Kakashi go
kręcił w pewien sposób.
Wychodząc
rano z domu, przypomniał sobie o jutrzejszym treningu z Gai’em i jakoś świat
stracił kolory. Coraz mniej lubił ich wspólne ćwiczenia, bo jonnin sobie na za
dużo pozwalał, klepiąc go od czasu do czasu po tyłku albo głaszcząc gdzieś
poniżej pasa. Umino, co prawda, się nie skarżył, ale naprawdę mu się to nie
podobało. Nie raz chciał z nim o tym otwarcie porozmawiać, ale jakoś nie miał
odwagi, obawiając się, że mylnie zinterpretował jego zachowanie i Maito uzna go
za zboczeńca. A przecież Iruka nie miał nawet pojęcia, czym jest seks.
Masturbacja - owszem, opanowana do perfekcji, seks jednak nadal był dla niego
tematem tabu, mimo, że miał już niespełna trzydzieści lat. Wchodził właśnie do
budynku Akademii, gdy jeden z uczniów przebiegł koło niego i spojrzał nań jakoś
dziwnie. "Jestem przewrażliwiony", pomyślał, wchodząc do pokoju nauczycielskiego.
Skinął głową Tichiemu i Ojome, parającymi się tym samym zajęciem co on, po czym
klapnął na jedno z krzeseł stojących przy długim, okrągłym stole. Pierwszą
lekcję miał za dziesięć dziewiąta, ale jak zawsze już za piętnaście ósma
siedział w Akademii, Nie lubił się spóźniać, a tak miał dużo czasu, by
przejrzeć klasówki, czy ułożyć plan nauki na dany dzień. Mężczyzna rozluźnił
się, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. Wiedział, że nikt mu nie przeszkodzi, a od
rana miał dziwną ochotę na figle. Wstał i zamknął drzwi na klucz, po czym
podszedł do okien i zasunął rolety. Nie chciał przecież, by ktokolwiek go
nakrył. Rozejrzał się po pomieszczeniu i gdzieś w kącie, na prawo od wejścia,
za regałem z książkami zlokalizował miękki i dość duży fotel z obiciem z
ekologicznej skóry. Cieszył się nawet, że miała ona barwę białą, bo gdyby coś,
to nic... Zarumienił się soczyście do własnych myśli, po czym rozsiadł się na
wspomnianym wcześniej meblu. Sprawdził jeszcze czy w okolicy nikt się nie
kręcił i odsuwając materiał spodni, wsunął rękę tak, że dotykał przez materiał
swojego członka.
Może wydać
się to dziwne, ale spragnionemu pieszczot Delfinowi, chwila głaskania męskości
nawet przez bokserki, sprawiała przyjemność, więc po kilku sekundach jego penis
stał dzielnie, oczekując więcej. Chunnin, zastanawiając się nad własną
rozkoszą, opuścił bieliznę wraz ze spodniami niżej, dotykając nagimi pośladkami
zimnej faktury fotela. Opierając się o jego zagłówek, wytworzył klona. Ten
patrzył na niego z równie czerwonymi policzkami, jak jego, po czym opadł miękko
na kolana i odpiął krępującą ruchy i oddech kamizelkę. W chwilę potem ujął w
dłoń pulsujący i podskakujący w oczekiwaniu organ mężczyzny i ścisnął.
- Oh - prawdziwy
Iruka nie mógł powstrzymać sapnięcia, przecież to takie przyjemne. -
Pośpiesz... się... zobacz ... gdzie jesteśmy - wydukał, oddychając coraz
szybciej, gdy klon zaczął poruszać ręką w górę i w dół. Obserwował równie
podnieconego sobowtóra, skłaniającego się i biorącego jego męskość do ust.
Niemal odleciał, czując wspaniałą wilgoć i ciepło swoich własnych warg. Klon
poczynał sobie coraz śmielej - wysuwał i wsuwał aż po same jądra jego penisa,
jednocześnie liżąc go po całej długości. Wiedział przecież co go samego
podnieca. Z minuty na minutę jego głowa poruszała się szybciej, aż nagle
przestała. Brązowooki spojrzał zdziwiony na cienistego, a ten ścisnął dłonią
mocniej jego organ, na co brunet jęknął przeciągle. Sekundę później znów poczuł
swój język na napletku, zataczający kółka, a jedna z rąk sobowtóra wślizgnęła
się głębiej i zaczęła uciskać jego wejście. Umino nigdy nie bawił się w ten
sposób, nie pozwalał się rozciągać, ale dziś go to dodatkowo kręciło. Nie
panował nad sobą, jęczał lekko przyciszonym głosem, ciało mu drżało, palcami
jednej z dłoni chwycił włosy sobowtóra i przyśpieszył jego ruchy, ciągnąc za
długie kosmyki. Chciał mocniej, bardziej, szybciej... - Aaahh, taaak - wzdychał
czując język samego siebie na swoim penisie, swoje palce w swoim wejściu, swoją
dłoń na swoich jądrach. To taki mały fetysz Iruki - kochał pieścić sam siebie,
lecz miał nadzieję, że to się zmieni, gdy się zakocha. Czuł słodkie uczucie
przyjemności, wiedział, że zbliża się orgazm, więc pociągnął ostrzegawczo klona
za włosy, a ten posłusznie wypuścił prącie z ust. Umino ją przejął i poruszając
szybko dłonią, zmusił sobowtóra do rozszerzenia warg. - Aaahh, jak cuuudownie!!
Kakaaaaashii - krzyknął, spuszczając się na twarz klona. Czuł, jak kolejne
strumienie spermy opuszczają jego organ. Szczytował nad wyraz długo, nie mogąc
dojść do siebie. Cienisty już zniknął, a nauczyciel poczuł smak nasienia,
mięśnie mu drżały, serce biło jak szalone, a całe podbrzusze objęło cudownie
słodkie uczucie. Tylko... doszedł z imieniem Hatake na ustach?
***
*
***
Wracali
właśnie z porannej misji z niezbyt satysfakcjonującymi Hokage wiadomościami.
Nie spieszyli się, gdyż, jak wydedukował Itachi, gdyby dziewczyna była
zagrożeniem dla Konohy, to zaatakowałaby ich.
- Niekoniecznie -
odparł jego towarzysz, rozmasowując kark. - Znała moje imię i nie chciała
pokazywać swoich prawdziwych umiejętności. A jestem także pewny, że ciebie też
kojarzyła - Łasic zamyślił się chwilę.
-
Kakashi-senpai... wydaje mi się... tyle, że to niemożliwe... - szarowłosy
spojrzał na niego uważnie.
- Też o tym pomyślałem,
ale to nie mogła być ona. Miała... inną chakrę, mniej złowieszczą.. -
przewrócił kartkę książki, którą dostał od Naruto - zresztą ona nie żyje.
- Nie musisz mi
przypominać - niemal warknął, wyprzedzając mężczyznę. Hatake mu dorównał.
- Znajdziemy ją i
się przekonamy - powiedział spokojnie syn Kła, przyśpieszając. - Mamy na to
całe życie, Itachi. Swoją drogą - psotny błysk w widocznym oku - nie myślałem,
że jeszcze kiedyś wypowiem twoje imię tak... lekko.
- Ja też nie,
miałem przecież gryźć piach - rzucił z przekąsem, po czym obaj mężczyźni
zaśmiali się pojednawczo.
Słońce
chyliło się ku zachodowi, a wspomniana wcześniej dwójka wspinała się po
schodach do gabinetu Tsunade. Jeden z nich zapukał, a tuż po krótkim:
"Wejść!", wtłoczyli się do jego wnętrza
- Kakashi, Itachi
- blondynka zdziwiła się, że nikogo innego nie ma z nimi. - A gdzie nasz
podglądacz?
- Nasza
podglądaczka - poprawili ją chórem. Zaczęli na zmianę relacjonować to krótkie
spotkanie, po czym władczyni nakazała Uchisze zwołać specjalny, tropiący
oddział ANBU.
- NIKT NIE BEDZIE
KRĘCIŁ SIĘ KOŁO MOJEJ WIOSKI NIEROZPOZNANYM! - Huknęła, opadając z powrotem na
fotel. - Możesz odejść, tylko spisz raport - rzuciła w stronę stojącego nadal
czarnookiego.
- Za pozwoleniem, Czcigodna
- zaczął, na co kobieta spojrzała nań z zaciekawieniem. - Czy mogłaby pani
przekazać Irukę pod moją opiekę?
- Niby dlaczego? -
Spytała niby zbulwersowana, oczekując jego odpowiedzi.
- No, bo,
Czcigodna, pomyślałem sobie, że.... że.... - niemal widziała przeskakujące w
jego głowie trybiki. Zaśmiała się z własnego żartu.
- Chcesz z nim
spędzić więcej czasu? - Wyartykułowała za niego, uśmiechając się wyniośle.
"Zakłopotany Kakashi, to mi heca!", pomyślała, sięgając po jeden z
papierów z dołu jednego z kilku stosików. Hatake nadal milczał, lekko nadąsany.
- Hmm, pomyślmy...
- Co to? -
Nadgorliwość w jego głosie znów ją rozbawiła, więc zachichotała.
- Raport Maito na
temat postępów bruneta - poinformowała, po czym zaczęła czytać. - Dwunasty sierpnia, roku Pańskiego. Iruka
Umino, pod moim pilnym wzrokiem...
- Na pewno pilnym
- bąknął jonnin, napinając mięśnie.
- ... znacznie polepszył swoje umiejętności w
taijutsu, a także nieznacznie w ninjutsu. Nauczyłem go techniki rozpraszającej
(dziwne, że jej wcześniej nie umiał) oraz polepszyłem jego sprawność, szybkość
i równowagę...
- Ale pogorszyłeś
inteligencję, myślenie i rozwagę - znów wtrącił, kolejny raz rozśmieszając
Hokage. "Zazdrosny Kakashi, to zabawny Kakashi", pomyślała,
kontynuując.
- Uważam również, że rozwinął nie tylko
swoją duchową energię, ale i cielesną. Jego ciało jest teraz zwinniejsze,
wytrzymalsze, sprytniejsze....
- Taa, może
jeszcze napisz seksowniejsze...
- Hatake! - Tego
było dla piwnookiej za wiele. - Albo się zamkniesz i wysłuchasz raportu do
końca, albo nawet nie rozważę twojej propozycji!
- Gomenasai -
szepnął, spuszczając głowę. - Już nie będę - kobieta obrzuciła go bacznym
spojrzeniem i odetchnęła głęboko na skutek czego jej ogromne (boć przecież
większe niż jeszcze rok temu) piersi uniosły się i opadły ciężko.
- Moim zadaniem było poprawienie jego
fizycznych warunków i z pełną odpowiedzialnością za moje słowa, mogę przyznać,
że mi się to udało. Jednakże, Czcigodna, moim zadaniem było także nauczenie
Iruki Umino nowych technik. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie mogę
rozwinąć z nim nawet Kwiatu Lotosu. Moje próby zawodzą, sądzę jednak, że po kolejnych
tygodniach będę w stanie rozwinąć z nim również i tą umiejętność. Czekam na
dalsze rozkazy. Zawsze oddany, jonnin Maito Gai. Jak widzisz, Kakashi - odłożyła światek papieru na stos
już przeczytanych, a kompletnie wiosce nieprzydatnych - i tak chciałam zmienić
Iruce nauczyciela. Więc zgoda, na razie możesz go trenować.
- Dziękuję -
skłonił się nisko, cofając z pomieszczenia.
- Jeśli jednak -
głos Hime go zatrzymał - przez ciebie nie będzie wywiązywał się ze swoich
obowiązków, to zajmie się nim ktoś inny - odpowiedziało jej zatrzaśnięte drzwi.
Już dawno nauczyła się lekceważyć takiego typu zachowania, przecież niektórzy z
jej podwładnych byli jej przyjaciółmi. Rozumiała ich pobudki, bóle, żale, ona
też straciła ukochanego, a potem Jirayę, któremu zbyt dumna bała się przyznać,
że go kochała na swój sposób.
***
*
***
- Naruto?
Naru? Naruto?! - Ktoś potrząsał mną delikatnie. Otworzyłem oczy i poczułem, że
leżę na miękkim posłaniu, pachnącym kwiatami wiśni. "A więc jestem u
Sakury", pomyślałem, rozciągając się leniwie.
- Auuu -
mruknąłem, gdy dotknąłem dłonią głowy. - Co mi się stało? Która godzina? -
Usiadłem, rejestrując delikatny rumieniec na policzkach mojej przyjaciółki.
- A bo, po tym jak
wparowałeś do mojego mieszkania, to uderzyłam cię zresztą wiesz, jak zawsze...
Wpół do jedenastej wieczorem - jakoś jej nie wierzyłem. I czy ja przespałem
cały wtorek?!
- Tak jak zawsze?
- Wybuchnąłem, z powrotem się kładąc. Pościel Haruno pachniała wanilią, zresztą
ona tak samo. "Waniliowy kwiat wiśni" - tak lubiłem ją nazywać. -
Przecież ja się czuję sto razy gorzej! Jakbyś przywaliła mi z dziesięć razy -
pasowało mi być w tym momencie "starym", wrzeszczotliwym Naruto,
jakiego kiedyś znała.
- Oj, nie
przesadzaj - machnęła ręką, podając mi szklankę z sokiem pomarańczowym, jak
wiedziała, moim ulubionym, nie tylko ze względu na kolor. Wypiłem duszkiem całą
jej zawartość i poprosiłem o więcej. Jakoś mnie dziwnie suszyło... Przez cały
czas przyglądała mi się, gdy piłem... czyżby wspominała nasz związek?
- Dziękuję -
rzuciłem jej jeden z wyszczerzy, które tak lubiła, po czym spojrzałem na nią,
mam nadzieję, poważnie. - Chciałbym poznać twoje zdanie w pewnej sprawie -
kurczę, zrymowałem. Mimo, że stałem się niemal jak ten palant, Sasuke, to
jeszcze potrafię być zabawny. A przecież przyszedłem tu obgadać coś, co nas obu
gryzie. Sakura wskazała mi ręką, bym milczał.
- Niech zgadnę...
- udała, że się zastanawia - chodzi o kogoś, kogo znam? - Spojrzałem na nią
lekko poirytowany.
- Nie, no skąd,
przecież byłaś z nim w drużynie tylko jakiś rok z kawałkiem - sarknąłem,
kontemplując jej niecodzienny strój - letnią sukienkę w kwiaty i długie,
srebrne kolczyki. "Czyżby wystroiła się dla Sai'a?", przeszło mi
przez myśl, lecz nie skomentowałem tego. Nie jestem już taki głupi, wiem, czym
to groziło. - Sasuke. Chodziło mi o pierdolonego Uchihę! - Nie chciałem
podnosić głosu, ale tak jakoś samo wychodzi, że moje wątpliwości, ból, strach i
wszelkie negatywne emocje, jakie czułem ujawniają się pod postacią krzyku.
Sakura zdawała się zdziwiona całą moją wrogością, jakby już zapomniała o tym,
co się działo. Westchnęła, a jej bierność zaczęła mnie doprowadzać do pasji. -
I co mi na to odpowiesz? - Westchnęła kolejny raz. Zaraz nie wyrobię, jak Boga
kocham!
- Naruto, ja nie
rozumiem...
- A co tu jest do
zrozumienia? Drań sobie wraca jak gdyby nigdy nic i uważa, że nadal będę
wiernym przyjacielem, mimo wszystkich obelg, ran, czy szyderstw! Jakby to mu
się należało!
- Nieprawda - głos
mojej byłej dziewczyny mnie na chwilę zmroził. - Porozmawiajmy na spokojnie.
Naruto, czy ty się boisz? - Zapytała, kładąc mi dłoń na policzku i obrysowując
moje lisie blizny, których tak nienawidziłem.
- A czego miałbym
się bać? - Odparłem, szczerze zdziwiony. - Może Uchihy?
- Nie - spojrzała
mi prosto w oczy, nie wiedziałem czego się spodziewać - raczej tego, że będzie
jak kiedyś, a on znów odejdzie - kuso, trafiła w dziesiątkę. Nie odezwałem się,
co dało jej pewność, że się nie myli. - Naru - oj, rzadko tak do mnie mówiła,
będzie grubo - ja również się tego boję, ale on wrócił! Sam, z własnej,
nieprzymuszonej woli. Czy nie na tym nam zależało? Żeby mieć go koło siebie i
stworzyć drużynę siódmą przed lat i zgraną paczkę poza misjami? - No tak, miała
rację, ale.. no właśnie, to wielkie ALE.
- Podejrzewam, że
ma w tym jakieś swoje narcystyczne cele, że nie wrócił dla nas. Nie umiem mu już zaufać i wybaczyć -
rzuciłem, nie patrząc na nią. Przecież to nie takie proste. Tym razem ona
obrzuciła mnie lekko skonsternowanym i niedowierzającym spojrzeniem.
- Czy ja dobrze
słyszałam? - Byłem tak zaskoczony pytaniem Haruno, że z moich ust wypadło tylko
inteligentne:
- Nani??
- Och, Naruś -
zabrała dłoń. - Posłuchaj. Sprawa z Sasuke jest poważna - no, w końcu skumała.
- Na tyle poważna, że musisz mnie teraz wysłuchać. Tak naprawdę nie wiem co się
stało z Naruto Uzumakim, tym Naruto Uzumakim, który chciał zbawić świat i ustrzec
go przed pętlą wzajemnej nienawiści.
- Przecież nadal
tego chcę...
- Tamten blondasek
chciał sprowadzić na Świat Ninja pokój, by skończyły się walki, zabójstwa z
rozkazu, wojny.. - ciągnęła, jakbym w ogóle się nie odzywał. - Nikomu nie
pozwolił szerzyć złej, przeklętej wręcz nienawiści, pokazywał, jak ważne jest
wzajemne zaufanie. Dążył do celu i wyniki swoich działań akceptował, cieszył
się z sukcesów, martwił porażkami. A powrót Uchihy, choć tyle nas kosztował,
jest sukcesem samym w sobie, bez względu na to, czy jest to z naszym udziałem
czy nie. Potrafiłeś zmieniać ludzi na lepsze… Twierdzisz, że nadal jesteś tym
samym Naruto? - Przytaknąłem, milcząc. - To sam siebie okłamujesz, jak kiedyś
okłamywał się Sasuke-kun. - Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu i
poirytowaniu.
- Co chcesz przez
to powiedzieć? - Warknąłem, bo zaczął dochodzić do mnie sens jej słów i zaczynałem
wierzyć, że coś w tym jest.
- Spójrz na siebie
- co ty w tej chwili robisz ze swoim byłym najlepszym przyjacielem?
Nienawidzisz go, a przynajmniej zamykasz swoje dobre serce na zrozumienie i
przebaczenie - słuchałem Sakury, w głowie przyznając jej słuszność. - Ty
walczyłeś z Pein’em, sprawiając swoją wiarą w pokój i oczyszczenie naszego
świata z cyklu nienawiści, że i on zmienił swoje postrzeganie wszystkiego.
Nauczyłeś go, że można wiele wybaczyć, tylko trzeba znaleźć drugie dno. A gdy
tobie coś takiego się zdarza z Sasuke, zachowujesz się nie jak dzieciak, tylko
raczej samolubny drań, jakim kiedyś był Uchiha. Dopuść do siebie to drugie dno
- gdy mówiła, ja.. cierpiałem. Ubolewałem nad tym, kim się stałem i nad tym, że
nie mam nic na swoją obronę, poza tym, co moja przyjaciółka sama przeżywała.
- A ty? Ty mu
wybaczyłaś? - Zapytałem, nadal zamyślony.
- Tak - przyznała
nieśmiało. - Byłam u niego nawet - zarumieniła się słodko, więc domyśliłem się,
że coś między nimi musiało być. Chciałem to wykorzystać przeciwko niej.
- Pocałował cię,
wyznał miłość, albo coś, oczarował i tak o mu wybaczyłaś? - Parsknąłem, nie
wierząc i tak w to co mówię. Sakurze na pewno zrobiło się przykro, bo z kącika
oczu spłynęła jej samotna łza, ale nie starła jej, tylko patrzyła w moje oczy z
dziwną determinacją. Zawsze z taką łatwością płakała. Opowiedziała mi o
wszystkim, co się stało, a ja poczułem się dziwnie, słysząc o ich pocałunku,
lecz nie pozwoliła mi tego skomentować.
- Ty się od niego odgradzasz. Zamiast uciekać, urażony,
pomyśl, jak on musiał się czuć, gdy jego brat zabił cała jego rodzinę, choć
dziś już wie, że z rozkazu. Wtedy tego nie wiedział, Naruto. Kierował się
niezbyt szlachetnymi pobudkami, ale czy ty nie byłbyś wyniszczony? Nie
chciałbyś się zemścić? Otaczał się najbliższymi i oni nagle zniknęli z jego
życia, wszyscy, za jednym zamachem. Ja nie mogłam inaczej, jak wybaczyć mu
tego, co zrobił, bo na jego miejscu, mając jego charakter, siłę i determinację,
postąpiłabym tak samo. Zrozum go Naru, tak jak kiedyś rozumiałeś - dodała,
wstając z łóżka.. - Wiem, że jego odejście zraniło cię, tak jak i mnie, ale czy
takim zachowaniem nie sprawiasz, że jest jeszcze gorzej? I dlaczego tak się
zachowujesz? Zapytaj samego siebie. – Wiedziałem, skąd to wszystko.
- Bo go… kopfhm – odparłem ledwie wyraźnie.
- Że co?
- Bo go kocham –
poprawiłem, nie patrząc jej w oczy. – I boję się co będzie, jeśli się o tym
dowie – taka była prawda, której nie umiałem zmienić.
- A raczej czujesz
się zraniony do głębi. Kochasz go i nie umiesz mu wybaczyć, że cię zostawił.
Nie przyjaciela, tylko ciebie. Po prostu ciebie.
- Arigato, Sakura.
Już wiem, co powinienem zrobić.
***
*
***
Dwaj bracia
siedzieli w salonie, pierwszy czytając jedną ze swoich ukochanych, cudem
ocalonych z pożaru, książek, a drugi beznamiętnie patrzył w dal.
- Tak bardzo bym
chciał, by było jak dawniej - westchnął Sasuke, rozmasowując bolący bark.
Itachi uśmiechnął się dziwnie tajemniczo.
- Nigdy nie opuszczaj gardy - odparł, patrząc
wyczekująco na drzwi. Po chwili zabrzmiał oczekiwany przez niego dzwonek. - A
teraz otwórz - dodał, wstając z fotela i znikając na schodach. Hebanowowłosy
spoglądał delikatnie zdziwiony na poczynania swojego Ototo, jednak posłusznie
zrobił to, o co prosił. I nie żałował, bowiem przed nim stał...
- Może się
przejdziemy, Uchi... Sasuke? - Niebieskie oczy lustrowały go na wylot.